0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Jakub Włodek / Agencja Wyborcza.plFot. Jakub Włodek / ...

Najnowsze dane Głównego Urzędu Statystycznego pokazują przyspieszony spadek liczby urodzeń. Media piszą o demograficznym „załamaniu”. Wiemy, że niska liczba urodzeń już z nami zostanie. Wydawać by się mogło, że dla polskich statystyk dzietności nie ma już ratunku. Czy na pewno?

Prof. Irena E. Kotowska z Instytutu Statystyki i Demografii SGH, honorowa przewodnicząca Komitetu Nauk Demograficznych PAN, mówi w rozmowie z OKO.press, że pojawiły się dwie nowe nadzieje na zahamowanie spadku dzietności.

  • Po pierwsze wprowadzenie publicznego finansowania in vitro i poprawa usług w zakresie diagnostyki i leczenia niepłodności, czy szerzej zmiany infrastruktury zdrowia reprodukcyjnego, mogą pozytywnie wpłynąć na plany i decyzje prokreacyjne przyszłych rodziców.
  • Po drugie staliśmy się jednym z najważniejszych krajów napływu migracyjnego w Unii Europejskiej. A liczba urodzeń przez cudzoziemki, które na stałe mieszkają w Polsce, cały czas rośnie.

Ale po kolei.

Przeczytaj także:

Nadzieja w in vitro

Przypomnijmy, że 8 grudnia 2023 roku Sejm przywrócił refundację in vitro z budżetu państwa.

„To ma ogromne znaczenie dla osób, które chcą mieć dziecko. Teraz około półtora miliona par ma problemy z poczęciem dziecka. Zakres niepłodności jest duży i pewnie będzie większy ze względu na ogólne pogorszenie się stanu zdrowia ludności, opóźnianie prokreacji, a także malejący potencjał prokreacyjny populacji. Przywrócenie in vitro traktuję też jako korzystny sygnał dla zmiany klimatu wokół urodzeń” – mówi demografka.

PiS do tej pory prowadził anachroniczną politykę demograficzną, której fundamentem miał być program 500 plus. W polityce prorodzinnej stawiał na „pełne rodziny” i małżeństwa, dyskryminował samodzielnych rodziców i nie chciał przyjąć do wiadomości, że małżeństwo wcale nie sprzyja prokreacji (pisaliśmy o tym w OKO.press wielokrotnie, m.in. tutaj i tutaj).

Niemal całkowity zakaz aborcji, utrudniony dostęp do badań prenatalnych, klauzula sumienia lekarzy czy brak centralnego finansowania leczenia niepłodności i zabiegów in vitro sprawiły, że kobiety nie czują się bezpiecznie. Wszystkie te zagadnienia mają też wspólny mianownik.

Jest nim brak zaufania do państwa.

Aby zahamować spadek dzietności, nowe władze muszą je odbudować. Dla demografów ważne jest też odpowiednie raportowanie tego, co zostało zrobione. „Potrzebujemy danych o urodzeniach będących efektem leczenia niepłodności, cechach osób poddanych diagnozowaniu i leczeniu, etc. i to powinno znaleźć się w ustawie, która będzie procedowana” – mówi demografka.

In vitro nie może być tylko dla małżeństw

Pamiętajmy, że chodzi nie tylko o refundację in vitro, ale też o diagnostykę niepłodności czy usprawnienie całego systemu usług zdrowia reprodukcyjnego.

"Ważny jest dostęp do leczenia niepłodności. In vitro nie może być dostępne, na przykład, tylko dla par małżeńskich. Musimy brać pod uwagę zmiany relacji, w jakie wchodzą pary, które chcą mieć dzieci.

Także pary jednopłciowe.

Ważne jest też uwzględnienie pragnień rodzicielskich osób, które nie mają partnera" – mówi demografka.

Rząd musi myśleć o osobach, które obawiają się bezpłodności wskutek leczenia określonych chorób.

„Regulacje dotyczące dostępu do świadczenia muszą być powiązane z tym, co wiemy o przemianach zachowań dotyczących rodziny i prokreacji” – uważa prof. Kotowska.

Trzeba myśleć inaczej o wspieraniu rodzin i prokreacji. Reagować na potrzeby kobiet, które do tej pory ignorował PiS. A także zwrócić uwagę na fakt, że Polska stała się krajem migracji.

Uratują nas cudzoziemki?

O tym, że Ukrainki będą ratować statystyki dzietności w Polsce w 2023 roku pisaliśmy już wcześniej. Ale nie zapomnijmy, że od 2016 roku liczba osób osiedlających się w Polsce przekracza liczbę osób opuszczających kraj na stałe. Co więcej, rośnie liczba imigrantów czasowych, którzy od blisko dekady zasilają rynek pracy. „Ta tendencja będzie kontynuowana, bowiem rośnie potencjał imigracyjny Polski” – mówi prof. Irena E. Kotowska.

„Coraz więcej cudzoziemców i cudzoziemek wybiera mieszkanie w Polsce na stałe. Od 2016 roku bilans migracji definitywnych jest dodatni. Więcej osób decyduje się na zostanie na stałe w Polsce niż na wyemigrowanie na stałe z kraju. Mamy także coraz więcej cudzoziemców, którzy czasowo przebywają w Polsce. Część z nich może zdecydować się na osiedlenie” – mówi prof. Irena E. Kotowska.

Według danych z Narodowego Spisu Powszechnego 2021 zasób imigrantów czasowych jest w Polsce znaczny. Spośród 1433 tys. imigrantów czasowych aż 64 proc. (916 tys. osób) stanowią Ukrainki i Ukraińcy. Ponad jedna piąta imigrantów (22 proc.) przebywa w Polsce ponad 12 miesięcy. Wśród imigrantów czasowych 62 proc. to mężczyźni. A ponad 90 proc. to osoby w wieku produkcyjnym, aż 58 proc. imigrantów jest w wieku 25-49 lat.

Rośnie liczba urodzeń przez cudzoziemki

W ostatnich ośmiu latach stale rośnie liczba urodzeń przez cudzoziemki, które osiedlają się w Polsce na stałe. Dane GUS wskazują, że

w latach 2015-2022 ta liczba zwiększyła się niemal dziesięciokrotnie.

W 2022 roku urodzenia dzieci przez kobiety, które nie pochodzą z Polski, stanowiły 5,5 proc. ogółu urodzeń. Najczęściej były to Ukrainki, Białorusinki i Rosjanki.

Widać to na wykresie poniżej:

Dane GUS
Sytuacja demograficzna Polski do 2022 roku, liczba urodzeń żywych przez cudzoziemki mieszkające w Polsce. Źródło: Główny Urząd Statystyczny

“To dużo, a ta liczba będzie coraz większa. Bo cały czas rośnie liczba osób, które na stałe przenoszą się do Polski. I co do tego nie ma wątpliwości" – mówi prof. Irena E. Kotowska.

„Zidentyfikowany w NSP 2021 zasób około 1,4 mln imigrantów czasowych to w ponad połowie osoby w wieku 25-49 lat. Jeżeli ci młodzi ludzie zdecydują się osiedlić w Polsce, będą zapewne mieć wkład w liczbę urodzeń” – mówi demografka. „Ponadto mamy też blisko milion uchodźców z Ukrainy, także osoby z tej grupy mogą decydować się na pozostanie na stałe w Polsce”.

Co powinno się zmienić?

"Z jednej strony potrzebna jest zmiana narracji o prokreacji i rodzicielstwie, a przede wszystkim podejmowanie działań przez państwo w newralgicznym obszarze dla prokreacji, jakim jest diagnostyka i leczenie niepłodności. Państwo

musi dać kolejny sygnał, zmieniając ustawę antyaborcyjną.

Liczę też na działania dotyczące poprawy opieki nad kobietami w ciąży i po urodzeniu dziecka, co już się dzieje. I wreszcie wprowadzenie edukacji w zakresie zdrowia reprodukcyjnego. To działania najpilniejsze" – mówi demografka.

„Nie można też ignorować szansy, jaką stanowi fakt, że Polska staje się krajem napływu. Mamy coraz więcej imigrantów definitywnych i już teraz widać, że rosnąca liczba cudzoziemców jako mieszkańców Polski ma swój udział w liczbie urodzeń. Odpowiednia polityka migracyjna może przyczynić się do przekształcenia części imigracji czasowej w imigrację na stałe” – mówi prof. Irena E. Kotowska.

;
Na zdjęciu Julia Theus
Julia Theus

Dziennikarka, absolwentka Filologii Polskiej na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, studiowała też nauki humanistyczne i społeczne na Sorbonie IV w Paryżu (Université Paris Sorbonne IV). Wcześniej pisała dla „Gazety Wyborczej” i Wirtualnej Polski.

Komentarze