0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Grzegorz Skowronek / Agencja Wyborcza.plFot. Grzegorz Skowro...

Jeszcze nigdy w historii Główny Urząd Statystyczny nie odnotował tak złego wyniku. Przez ostatnie sześć miesięcy – od stycznia do czerwca 2023 roku – urodziło się

tylko 139,5 tys. dzieci.

To o 14,5 tys. mniej niż w analogicznym okresie w zeszłym roku. Liczba urodzeń żywych spada w niepokojącym tempie. Dla porównania w pierwszym półroczu 2022 roku zarejestrowano 154 tys. urodzeń żywych (to o prawie 12,3 tys. mniej niż w pierwszym półroczu 2021 roku).

„Zmniejszająca się liczba urodzeń z nami zostanie. Musimy podjąć kroki, by ekonomicznie i gospodarczo przygotować się na jej konsekwencje” – mówi OKO.press dr Beata Osiewalska z Katedry Ekonomii Ludności i Demografii Wydziału Nauk Ekonomicznych Uniwersytetu Warszawskiego oraz badaczka Interdyscyplinarnego Centrum Badań nad Rynkiem Pracy i Rodziną – LABFAM.

Bijemy rekord za rekordem. To kolejny najgorszy wynik od II wojny światowej. Wcześniej GUS odnotował:

  • Wstrząsająco niską sumę urodzeń z ostatnich dwunastu miesięcy. Od maja 2022 do kwietnia 2023 roku włącznie – spadła ona poniżej 300 tys. i wynosi 298,6 tys.
  • W kwietniu 2023 roku urodziło się zaledwie 21 tys. dzieci. I jest to najgorszy wynik w historii pomiarów.
  • W 2022 roku GUS odnotował najmniej urodzeń w historii. Liczba urodzeń wyniosła 305 tys. To o 27 tys. mniej niż rok wcześniej.

Dlaczego urodzeń jest coraz mniej?

I. Coraz mniej kobiet w wieku reprodukcyjnym

„Mała liczba urodzeń nie zaskakuje. Po pierwsze mamy coraz mniej kobiet w wieku rozrodczym. Bo kobiety, które urodziły się na początku lat 80., czyli w trakcie wyżu demograficznego, mają teraz powyżej 40 lat i pomału wychodzą z okresu reprodukcyjnego. Na ich miejsce – w wiek reprodukcyjny – wchodzi mała liczba kobiet urodzonych na przełomie XX i XXI wieku. Teraz mają one niewiele ponad 20 lat i zaczynają rozważać zakładanie rodziny. Jest ich jednak znacznie mniej niż kobiet z pokolenia wyżowego, co oznacza, że rodzi się mniej dzieci, a liczba urodzeń będzie spadać. To pułapka niskiej dzietności. Najpierw mamy coraz mniej dzieci, a za dwie-trzy dekady mamy coraz mniej kobiet, które mogłyby dzieci rodzić” – mówi dr Osiewalska.

Potwierdzają to szacunki Eurostatu. Według nich do 2030 roku spadnie liczba kobiet w wieku 20-39 lat, czyli tych, które są newralgiczne dla prokreacji:

Obecna dekada jest szczególnie ważna, bo daje możliwości spowolnienia spadku liczby urodzeń. Grupa kobiet w wieku 25-39 jest jeszcze stosunkowo liczna. Ale wymagałoby to wzrostu dzietności.

II. Pułapka niskiej dzietności

Liczba urodzeń maleje w Polsce od lat. Chwilowy wzrost urodzeń po wprowadzeniu 500 plus pojawił się w 2017 roku. To wynik odroczonych decyzji prokreacyjnych kobiet z wyżu lat 80., które – w warunkach stabilizacji rynku pracy i spadku bezrobocia – zdecydowały się urodzić najczęściej drugie lub trzecie dziecko. Widać to na wykresie poniżej:

„Współczynnik dzietności, czyli średnia liczba dzieci, które rodzi kobieta przez swój cały okres reprodukcyjny, jest kluczowy i niestety cały czas niski” – mówi badaczka. W 2022 roku współczynnik dzietności wyniósł 1,26 wobec 1,32 rok wcześniej oraz 1,39 w 2020 roku. Możemy się obawiać, że kolejne lata przyniosą dalszy spadek dzietności.

„Z jednej strony jest mało kobiet, które mogą rodzić dzieci. Z drugiej strony, jeżeli mogą, to przeciętnie i tak rodzą ich mało. Na liczbę kobiet w wieku zdolności rozrodczej w perspektywie najbliższych kilkunastu lat już nie mamy wpływu. Ale możemy wpłynąć na dzietność, czyli na to, by kobiety mogły – jeżeli chcą – rodzić więcej dzieci” – mówi dr Osiewalska. A do tego potrzebne jest państwo.

III. Porażka polityki prorodzinnej PiS

„Czynników, które determinują dzietność, jest dużo, a do zmiany postaw prokreacyjnych potrzeba wieloletnich starań państwa, które powinno wspomagać rodziny i osoby, które decydują się na pierwsze lub kolejne dziecko” – mówi dr Osiewalska.

Przeczytaj także:

Dzietność poprawić miał program 500 plus. Do chwilowego wzrostu liczby urodzeń doszło w 2017 roku. Ale był to wynik odroczonych decyzji prokreacyjnych kobiet z wyżu lat 80., które w warunkach stabilizacji rynku pracy i spadku bezrobocia zdecydowały się urodzić najczęściej drugie lub trzecie dziecko. Mimo to liczba kobiet, które decydują się na macierzyństwo, cały czas spada.

„Kluczowa jest sytuacja młodych osób na rynku pracy. Zanim podejmą decyzje o posiadaniu dziecka, chcą mieć stabilne zatrudnienie, które pozwoli im godzić pracę i rozwój zawodowy z posiadaniem dzieci. Badania, które przeprowadziliśmy, pokazują, że dla młodych osób duże znaczenie ma stabilność pracy, ale niezwykle ważna jest też możliwość posiadania elastycznych godzin pracy czy możliwość pracy z domu. Takie rozwiązania ułatwiają podjęcie decyzji o rozwoju rodziny, a w szczególności przejście do drugiego dziecka” – mówi badaczka.

IV. Brak wsparcia instytucjonalnego

Ważna jest opieka instytucjonalna państwa. Chodzi o powszechny dostęp do żłobków i przedszkoli, które zapewnią dobrej jakości opiekę.

„Kluczowa jest opieka pediatryczna nad dziećmi i opieka zdrowotna nad kobietami. Pandemia pokazała, że system ochrony zdrowia nie działa dobrze. Rodziny czują się niepewnie, bo w razie problemu w trakcie ciąży czy w trakcie opieki nad dzieckiem, trudno dostać się do lekarza. Zabezpieczenie zdrowia wymaga opieki prywatnej. A na opiekę prywatną nie stać każdego. To czynnik, który przyczynia się do rezygnacji z posiadania dziecka” – mówi dr Osiewalska.

“Dla młodych osób ważne jest też posiadanie własnego mieszkania. A teraz coraz trudniej uzyskać na nie kredyt. W dodatku cały czas rośnie inflacja. To nie sprzyja decyzjom prokreacyjnym”.

Do tego maleje potencjał reprodukcyjny populacji. Coraz więcej osób ma kłopoty z poczęciem dziecka.

„Negatywny wpływ środowiska, niezdrowy styl życia i złe odżywianie, a także stres wpływa na nasze zdrowie. Nie ma wątpliwości co do tego, że coraz większa część populacji ma kłopoty z prokreacją wskutek biologicznych ograniczeń” – mówi OKO.press prof. Irena E. Kotowska z Instytutu Statystyku i Demografii SGH.

Zdrowie reprodukcyjne nie znajduje należytego miejsca w polityce rodzinnej władz. Pary, które chcą być rodzicami, nie otrzymują systemowego wsparcia w postaci diagnostyki i leczenia niepłodności. Także kobiety w ciąży skarżą się na trudności z dostępem do badań prenatalnych.

V. Skutek wyroku TK

Decyzję o posiadaniu dziecka opóźnia lęk. Demografowie od lat starają się wytłumaczyć, jak ważne są decyzje o dziecku. Poczucie bezpieczeństwa jest kluczowe, by kobieta i jej partner mogli się o nie starać. Wsparcie dla wychowania dzieci i sprzyjanie decyzjom prokreacyjnym to zadanie dla polityków. Powinni uwzględniać zidentyfikowane bariery i zmniejszać je, aby ułatwić decyzję.

PiS tego egzaminu nie zdał.

Po wyroku TK Julii Przyłębskiej kobiety boją się, że jeżeli w trakcie ciąży wydarzy się coś złego, nie otrzymają odpowiedniej pomocy. Boją się, że lekarz czy lekarka nie będą się kierować dobrem pacjentki (pisaliśmy o tym tutaj, tutaj i tutaj). I odkładają decyzję o posiadaniu pierwszego czy kolejnego dziecka.

„Co chwilę słyszymy o śmierci kolejnej kobiety, która nie została odpowiednio zaopiekowana przez mrożący efekt wyroku Trybunału Konstytucyjnego, co potęguje niepokój wśród par decydujących się na dziecko”.

„Największą konsekwencją spadającej liczby urodzeń jest niedobór siły roboczej na rynku pracy. To poważny problem gospodarczy. Osoby, które będą pracować, nie będą w stanie utrzymać liczby osób, która się starzeje. To proces, który będzie powoli następował. Państwo może przygotować się, by uniknąć zapaści gospodarczej. Na przykład otwierając się na imigrantów, którzy zapełnią wolne etaty” – mówi Osiewalska. „Nadzieją jest też rozwój technologii”.

Nadzieja w ukraińskiej migracji

Oprócz depopulacji będzie coraz mniej osób w wieku produkcyjnym oraz będzie szybko powiększać się grupa osób w wieku 65 lat i więcej. Prezes ZUS Gertruda Uścińska mówiła 13 maja 2023 roku: „My w tej chwili (…) wiemy, że do 2030 roku mamy w miarę zaopatrzone zasoby osób, które będą pracowały, które zapewnią w znacznym stopniu stabilność rynku pracy. Ale od 2030 roku rozpocznie się absolutnie duży spadek populacji”.

Deficyt pracowników na rynku pracy częściowo mogą wypełnić imigranci.

I przyczynić się do osłabienia przewidywanego spadku.

„Polska przeinacza się w kraj imigracyjny. Jeżeli migranci czasowi z Ukrainy, których liczba szybko rosła po 2014 roku, zdecydują się zostać na stałe, mogą poprawić się możliwości reprodukcyjne mieszkańców Polski. Rośnie także liczba imigrantów zarobkowych z innych krajów. Ich osiedlenie się w Polsce jest korzystne nie tylko dla rynku pracy, ale może przełożyć się też na urodzenia i zmniejszyć przyszły spadek” – mówi prof. Irena E. Kotowska.

Tak może wydarzyć się w Niemczech. Więcej imigrantów oznacza wyższy wskaźnik urodzeń i wyższy odsetek czynnych zawodowo. Z przewidywań Federalnego Urzędu Statystycznego wynika, że do 2070 roku populacja w Niemczech może wzrosnąć nawet do około 90 mln. Wszystko zależy od wskaźnika urodzeń i migracji. Zamiast oczekiwanego spadku Niemczy mogą liczyć na wzrost dzietności.

;
Na zdjęciu Julia Theus
Julia Theus

Dziennikarka, absolwentka Filologii Polskiej na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, studiowała też nauki humanistyczne i społeczne na Sorbonie IV w Paryżu (Université Paris Sorbonne IV). Wcześniej pisała dla „Gazety Wyborczej” i Wirtualnej Polski.

Komentarze