„Państwo preferuje małżeństwa i dyskryminuje samodzielnych rodziców. Ale co piąta rodzina to samodzielna matka. Mamy więcej samodzielnych ojców z dziećmi. A małżeństwo wcale nie sprzyja prokreacji. Rząd musi to zrozumieć" – mówi OKO.press prof. Kotowska z Instytutu Demografii SGH
Główny Urząd Statystyczny udostępnił kolejne dane ze Spisu Powszechnego. To wstępne wyniki dotyczące liczby i struktury gospodarstw domowych oraz rodzin. Porównanie wyników o rodzinach sklasyfikowanych według biologicznych typów z wynikami poprzedniego spisu z 2011 roku (spisy ludności odbywają się mniej więcej co 10 lat), pokazuje, że:
Spis Powszechny potwierdza tym samym, jak oderwana od rzeczywistości jest konserwatywna narracja PiS, który przekonuje, że małżeństwo sprzyja prokreacji, dyskryminuje samodzielnych rodziców i nie widzi, że coraz więcej osób żyje w związkach nieformalnych, a małżeństwo wcale nie sprzyja prokreacji.
Ale po kolei.
Mamy blisko 10,2 mln rodzin, czyli o 813,2 tys. mniej niż 10 lat temu. To spadek o 7,4 proc. Mniej jest ich w miastach (o 12 proc.), a nieco więcej na wsi (niewielki wzrost o 0,3 proc.). „Zwiększenie się liczby rodzin na wsi w stosunku do liczby rodzin z miast jest konsekwencją postępującego kierunku przemieszczeń ludności z miast na wieś, najczęściej do gmin podmiejskich skupionych wokół dużych miast” – pisze GUS.
Prawie jedna czwarta rodzin w miastach i co piąta rodzina na wsi to rodziny z jednym rodzicem.
prawie co piąta rodzina w Polsce to samodzielna matka z dzieckiem.
Prof. Irena E. Kotowska z Instytutu Statystyki i Demografii SGH, honorowa przewodnicząca Komitetu Nauk Demograficznych PAN mówi jednak OKO.press, że analizując te wstępne wyniki spisu dotyczące klasyfikacji rodzin, należy pamiętać, że nie uwzględniają one ograniczeń co do wieku ich dziecka.
„Oznacza to, że wśród samodzielnych matek mogą być starsze kobiety, które mieszkają ze swoim dorosłym synem lub córką. Mogą to być nie tylko dzieci, które nie założyły własnego gospodarstwa, ale także i te, które wróciły do domu rodzinnego po okresie samodzielnego zamieszkiwania np. ze względu na sytuację ekonomiczną, ograniczenie dostępu do kredytu i kupna czy wynajmu mieszkania" - mówi demografka. „Musimy pamiętać, że ważne jest wyodrębnienie rodzin z dziećmi do 18. roku życia i rodzin z dorosłymi dziećmi, w tym samodzielnych matek, które zajmują się dziećmi przed 18. rokiem życia".
Samodzielni ojcowie to 4 proc. wśród wszystkich rodzin. Ich liczba również wzrosła. W 2021 roku było ich 385,7 tys. (wzrost o 17,4 proc. w odniesieniu do 2011 roku). Nadal jest to najmniej liczny typ rodziny w Polsce.
„Przytoczone wstępne dane wskazują na zmiany, o których stale mówimy. Pamiętając o tym, że do precyzyjnej oceny zmian potrzebny jest wiek dziecka, widzimy, że coraz więcej rodzin z dziećmi to samodzielni rodzice i pary niemałżeńskie. Co ważne, znacząco wzrosła liczba ojców, którzy samodzielnie wychowują dzieci. Rząd powinien to w końcu dostrzec. I sięgać po odpowiednie rozwiązania polityki rodzinnej, by sprostać potrzebom tych rodziców" – mówi prof. Kotowska.
Przypomnijmy, że rząd dyskryminuje ojców. Nadal nie wprowadził unijnej dyrektywy dotyczącej urlopów opiekuńczych, mimo tego, że jej termin minął prawie pół roku temu. Zaproponował projekt, który nie daje równego dostępu do urlopu ojcom i matkom. Pisaliśmy o tym tutaj.
„Połączenie pracy zawodowej z wychowaniem dziecka w sytuacji, kiedy nie ma się wsparcia partnera czy wsparcia rodzinnego – a takich przypadków jest wiele – to duże wyzwanie. Chodzi zarówno o wydatki, bowiem koszty ogólne znaczą mniej, kiedy rodzina dysponuje dwoma dochodami, jak i o organizację życia codziennego i radzenie sobie w trudnych sytuacjach. Dla tych rodzin wsparcie w dostępie do usług publicznych jest szczególnie istotne" – mówi prof. Kotowska.
Samodzielni rodzice, a w większości to kobiety, to grupa, która wymaga dodatkowego wsparcia. Przy wprowadzaniu rozwiązań systemowych państwo powinno właśnie tak o nich myśleć. Ale do tej pory tak nie było.
Wielokrotnie pisaliśmy w OKO.press o tym, jak rząd dyskryminuje samodzielnych rodziców. Chodzi m.in. o zmiany wprowadzone przez rząd w Polskim Ładzie, które początkowo pozbawiły samodzielnych rodziców możliwości wspólnego rozliczenia się z dzieckiem.
Konserwatywna ideologia władzy i jej arogancja naraziły wtedy setki tysięcy rodzin na niepotrzebny stres. Mamy dzieci niepełnosprawnościami, kobiety w żałobie, które straciły mężów przez śmiertelną chorobę czy nagły wypadek, a także osoby po rozwodzie lub takie, które od początku wychowują dzieci same, musiały walczyć o przywrócenie starych zasad, czuły się wykluczone względem pełnych rodzin. Ich historie opisywaliśmy tutaj, tutaj czy tutaj.
„Trudno pojąć, dlaczego rządowi nie podoba się typ rodziny, jaką są samodzielni rodzice. Nie tylko nie dostrzega ich realnych potrzeb, ale wprowadza zmiany pogarszające ich sytuację. Kobiety musiały walczyć o zmianę przepisów. To przejaw dyskryminacji tej grupy rodzin" – mówi demografka.
Przypomnijmy, że nie jest to działanie odosobnione. W Strategii Demograficznej 2040 rząd dyskryminuje związki pozamałżeńskie, ignoruje potrzeby kobiet i zmiany zachowań dotyczące tworzenia rodziny.
Tymczasem, choć małżeństwa z dziećmi to najpowszechniejszy typ rodziny – jest ich 4,2 mln i stanowią prawie 42 proc. wszystkich rodzin – to ich liczba spada. 10 lat temu było ich o 1,2 mln więcej, natomiast o prawie 14 proc. wzrosła liczba małżeństw bez dzieci – jest ich 3 mln).
Małżeństw mamy 7,3 mln, co stanowi 72 proc. ogółu rodzin. Ale dekadę temu było prawie 8,3 mln, czyli 74,3 proc. wszystkich rodzin. Par żyjących razem w związkach niesformalizowanych mamy prawie 553 tys., a w 2011 r. w spisie takich rodzin było 317 tys. Co druga nieformalna para stanowi rodzinę z dziećmi.
„Co więcej, gdy weźmiemy pod uwagę tylko rodziny z dziećmi, to samodzielni rodzice i pary niemałżeńskie stanowili prawie 40 proc. rodzin wobec 34 proc. w 2011 roku. Wśród rodzin z dziećmi udział samodzielnych matek wynosi 29 proc.” – wyjaśnia prof. Kotowska.
A rząd cały czas prowadzi narrację (chociażby w Strategii Demograficznej), że jak chce się mieć dziecko, to tylko w małżeństwie.
„Dane GUS dotyczące także wzrostu urodzeń niemałżeńskich, czy wiekiem zawarcia pierwszego związku małżeńskiego i zostania matką pokazują jednak, że
coraz większą rolę w prokreacji pełnią związki niemałżeńskie"
– mówi demografka.
Liczba małżeństw spada, ale jednocześnie rośnie liczba związków nieformalnych. W ciągu dekady ich liczba
wzrosła aż o 74 proc. (!).
Według danych GUS 71 proc. związków niemałżeńskich jest w miastach. Na wsi pary żyjące bez ślubu to aż 63,5 proc. (zarówno osoby, które posiadają dzieci, jak pary bezdzietne).
„To było do przewidzenia. Ale rzeczywista skala zjawiska jest jeszcze większa. Dane ze spisu to fotografia konkretnego momentu. Tymczasem zmiany formowania związków to proces, a w spisie wychwycony jest jego stan. Znaczenie związków niemałżeńskich w tworzeniu rodzin jest znacznie większe – osoby, które teraz są w kohabitacji, mogą za kilka lat wziąć ślub lub nie. A osoby, które teraz są w małżeństwach, mogą się rozstać i tworzyć kolejny związek. Do wychwycenia zmian form rodzin, które tworzymy w naszym życiu, potrzebne są dane wzdłużne pozyskiwane z badań specjalnych. W dodatku wiele osób mogło nie deklarować, że pozostają w związku niemałżeńskim. Jestem przekonana, że związków niemałżeńskich jest więcej, niż pokazują dane spisu" - mówi prof. Kotowska.
Liczba małżeństw bezdzietnych też rośnie – przez ostatnią dekadę o 14 proc.
W Polsce mamy ich teraz 3 mln.
W miastach przybyło ich o 9 proc. A na wsi aż o 23 proc.(!).
„To pokazuje, że zachowania dotyczące związków się upowszechniają. Mieszkańcy wsi zachowują się podobnie jak mieszkańcy miast. Cały czas myślimy o wsi stereotypowo, zniekształcając jej obraz. Tymczasem dokonują się tam intensywnie przeobrażenia ekonomiczne i społeczne. Coraz więcej mieszkańców obszarów wiejskich utrzymuje się z nierolniczych źródeł, społeczne role kobiet i mężczyzn ulegają silnej zmianie".
Ta rewolucja genderowa wpływa na zachowania związane z rodziną.
„W gminach wiejskich, zwłaszcza zlokalizowanych w pobliżu dużych miast, zamieszkuje coraz więcej osób, które przybyły z miasta. Podział na miasto i wieś staje się coraz bardziej anachroniczny" – mówi prof. Kotowska.
GUS pisze, że „obserwowane w okresie międzyspisowym zmiany w strukturze rodzin mogą wynikać m.in. z malejącej liczby zawieranych małżeństw na korzyść pozostawania w związkach niesformalizowanych". A także „rosnącej dość dynamicznie w okresie międzyspisowym liczby rozwodów".
„Spis powszechny sygnalizuje zmiany dotyczące modelu rodziny, o których wiemy na podstawie danych z innych źródeł. Musimy jednak pamiętać, że to dane wstępne. Potrzebujemy więcej informacji, aby więcej powiedzieć o trendach opisywanych na podstawie innych z badań" – mówi prof. Kotowska.
Dziennikarka, absolwentka Filologii Polskiej na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, studiowała też nauki humanistyczne i społeczne na Sorbonie IV w Paryżu (Université Paris Sorbonne IV). Wcześniej pisała dla „Gazety Wyborczej” i Wirtualnej Polski.
Dziennikarka, absolwentka Filologii Polskiej na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, studiowała też nauki humanistyczne i społeczne na Sorbonie IV w Paryżu (Université Paris Sorbonne IV). Wcześniej pisała dla „Gazety Wyborczej” i Wirtualnej Polski.
Komentarze