Indeks samorządności? W 2015 roku polskie samorządy terytorialne były sprawne na 74 procent. To była dobra czwórka. Teraz mamy 56 proc. - słabe zaliczenie. I jest coraz gorzej. Efekt? Nie będzie inwestycji unijnych, bo samorządy nie mają na to pieniędzy. Nie będzie inwestycji mieszkaniowych. Państwo wyraźnie słabnie
PiS wbrew faktom wierzy, że nie ma nic lepszego od władzy centralnej. Dlatego krok po kroku osłabia samorządy, a opozycja zachodzących w państwie zmian nie docenia. Tymczasem zabieranie pieniędzy z dochodów własnych gmin a oddawanie ich – wedle politycznego klucza – za pomocą centralnych programów dotacyjnych prowadzi do zmiany ustroju państwa.
Metodą PiS, czyli bez ruszania Konstytucji. Bo PiS większości konstytucyjnej nie ma.
Za chwilę najsłabsze samorządy zaczną bankrutować, a wtedy wspaniałomyślna władza centralna wyręczy je w decydowaniu o sprawach lokalnych. Jak na Węgrzech.
Dzieje się to w momencie, kiedy polski model samorządności zdał najtrudniejszy egzamin. W Ukrainie. Wzorowana na polskiej reforma z 2014 roku uratowała tam państwo. Pozwoliła wykorzystać do obrony przed Rosją zasoby, które z poziomu władzy centralnej nie są dostępne (piszemy o tym niżej).
PiS demontuje samorządy terytorialne inaczej, niż robił to z sądami. Nie rusza instytucji. Odcina finansowanie, pozbawia stopniowo kompetencji i znaczenia politycznego. Podejmuje decyzje bez konsultacji, bo uważa, że wie lepiej.
Wszystko to dzieje się niezauważalnie, bo krok po kroku
“Jesteśmy na równi pochyłej. Jeśli się nic nie zmieni, to nastąpi koniec samorządności w Polsce” – mówi współautorka raportu "Indeks samorządności. 2023" prof. Marta Lackowska.
Eksperci Fundacji Batorego zebrali informacje - docierające do nas głównie w formie anegdot o tym, gdzie co władza zabrała – o zmianach zachodzących w samorządach.
Starali się rozłożyć to na obiektywną punktację. Wynik po zsumowaniu jest dosyć przerażający: od przejęcia władzy przez PiS nastąpiło wyraźne tąpnięcie. Na tyle wyraźne, że można już mówić o zmianie ustroju.
“Między 2014 a 2021 rokiem (a zatem tylko w ciągu 7 lat!) Indeks Samorządności spadł o prawie 17 punktów (z 73,58 do 56,68).
Największy spadek dotyczy siły politycznej samorządu, w drugiej kolejności siły ustrojowej, a w stosunkowo niewielkim stopniu – potencjału zadaniowo-finansowego" - piszą w raporcie.
Widać postępujące przesuwanie zasobów i kompetencji samorządowych na rzecz administracji rządowej, a także zwiększanie finansowego uzależnienia samorządów od rządowej „kroplówki”.
Przed 2015 rokiem system samorządowy nie działał oczywiście doskonale. Samorządom państwo dokładało zadań, a nie dawało na to pieniędzy. Problemem była więc decentralizacja problemów bez decentralizacji zasobów. Przykładem - to co działo się w ochronie zdrowia.
Zamiast to poprawić, po 2015 roku rząd zaczął samorząd niszczyć. Jak mówi współautor raportu prof. Dawid Sześciło, niszczenie samorządności miało dwa etapy:
Istota zmiany polega na tym, że choć samorządy mają formalnie więcej pieniędzy, to nie są to ich pieniądze – tylko darowane przez rząd. I dostają je “swoi”, a “nieswoi” - nie. Odtwarza się model klientelistyczny. Samorządowcy muszą wkupić się w laski lokalnego posła PiS. Ten poseł, jeśli uzna za stosowne, załatwi pieniądze – a potem samorządowcy będą musieli się sfotografować z czekiem od rządu.
Opozycja zachodzących w państwie zmian nie docenia - mówi dr Marta Wojnar, współautorka raportu.
“Uzależnienie od budżetu centralnego to jest strategia złamania karku samorządom.
Za moment samorządy same będą prosić władzę centralną, by przejęła od nich konkretne zadania” - dodaje prof. Sześciło.
“Niektóre samorządy liczą się już z tym, że jesienią nie starczy im na wypłatę wynagrodzeń. Rozważają bankructwo” - mówi dr Wojnar.
Jej zdaniem wygląda na to, jakby PiS miał armię szarych eminencji, analityków, którzy wiedzą, jak zmienić ustrój metodami fiskalnymi. Formalnie nikt się na samorząd nie zamachnie. Jest to wszak symbol obalenia komunizmu, a pierwsze prawdziwie wolne wybory w Polsce dotyczyły właśnie władz samorządowych w 1990 roku. Więc nadal wójtów i burmistrzów nie wybiera nam wojewoda. Ale to, co burmistrz i wójt mogą razem ze wspólnotą samorządową zrobić, nie zależy już od nich – tylko od łaskawości lokalnego posła PiS albo od "znajomości w Warszawie"...
“Zwrot recentralizacyjny w Polsce jest faktem – stwierdza “Indeks Samorządności. 2023”. - Patrząc z szerszej perspektywy europejskiej, jest to drugi – po Węgrzech – tak wyraźny proces ograniczania autonomii lokalnej w ciągu ostatnich kilkunastu lat. Przy czym przebieg tego procesu jest wyraźnie odmienny. W modelu węgierskim nastąpiło gwałtowne formalne odebranie władzom samorządowym znacznej części kompetencji. Przyjęta w Polsce strategia, zwana w literaturze kroczącą recentralizacją, przywodzi na myśl działanie w białych rękawiczkach – stopniowe, realizowane małymi kroczkami, ale sukcesywne ograniczanie samodzielności samorządowej”.
Ponieważ samorządy są pozbawiane własnych dochodów, a uzależniane od dotacji centralnych na wskazane przez władze cele, nie mają już pieniędzy na wkład własny do inwestycji europejskich. Przeprowadzanych w transparentnych konkursach, zgodnie z politykami Unii, a więc realizujących konkretne, weryfikowalne (przez fachowych urzędników) społeczne i gospodarcze cele - tłumaczy dr Wojnar. - Na tym władzy centralnej nie zależy - dodaje.
Inwestycje służą w tym systemie do podporządkowywania sobie samorządów. “Klient prosi, władza daje”. Na naszych oczach marnowany jest więc gigantyczny potencjał. Bo środki unijne - dzięki temu, jak są dzielone i rozliczane - dają lepsze efekty, starczające na dłużej. Choćby w postaci miejsc pracy.
Atak na samorządy wyjaśnia też, dlaczego PiSowi nie udało się rozwiązać problemu z mieszkaniami. Jarosław Kaczyński, póki uczestniczył w spotkaniach wyborczych w Polsce, powtarzał na nich, że program “Mieszkanie Plus” władzy nie wyszedł. Ale winnych upatrywał w nieokreślonych złych “onych”.
Tymczasem winna tu jest wiara PiS, że władza centralna jest lepsza od lokalnej.
Historia polityki mieszkaniowej PiS jest krótka i przykra. Opowiada ją OKO.press prof. Dawid Sześciło: “Na początku samorządy miały pieniądze na budowę mieszkań, ale PIS wymyślił, że będzie budował mieszkania centralnie. Choć nikt na świecie tak tego nie robi. Po kilku latach zrozumiał, że tak się nie da. Mieszkania muszą budować samorządy, ale ze wsparciem rządu. Więc powstał Fundusz dopłat BGK wspierający samorządowe inwestycje w mieszkalnictwo. To by zadziałało w 2015 roku. Teraz jednak samorządy nie mają pieniędzy na wkład własny do programu".
Dr Marta Wojnar: Samorządy w dużych miastach, gdzie potrzebne są mieszkania, dostały z podatków 30 proc. mniej. Nie mają już pieniędzy na podpisane lata temu kontrakty na realizację projektów unijnych. Biorą kredyty, wyprzedają majątek. To gdzie tu miejsce na politykę mieszkaniową?
Warto zwrócić uwagę na to, że sytuacja finansowa dużych miast pogarsza się szybciej niż mniejszych gminach. Widać też, że wojewodowie nie uchylają uchwał samorządów tam, gdzie rządzi PiS. A tam, gdzie u władzy jest opozycja - robią to częściej. Szczególnym przykładem jest Warszawa. Jak mówi prof. Sześciło, wygląda na to, że cały aparat państwa został tu zaangażowany do monitorowania działań miasta.
A jak się do tego doda, że nie ma już w Polsce niezależnej kontroli konstytucyjności (bo zamiast Trybunału Konstytucyjnego jest Trybunał Julii Przyłębskiej), a ok. 30 proc. sędziów NSA to sędziowie powołani na wniosek tzw. neo-KRS, to widać, że nie ma już prawnych blokad chroniących przed nadmiernym upolitycznieniem nadzoru władzy centralnej nad samorządami ekscesami władzy centralnej.
Prof. Marta Lackowska:
Obiektywnymi metodami uchwyciliśmy głęboką zmianę w mentalności. Samorządowcy to czują.
Metodologia Indeksu Samorządności jest na tyle zobiektywizowana, że badania będzie można powtarzać. I sprawdzić, co zrobi kolejna władza centralna, po wyborach.
Teoretycznie, kiedy państwo przestaje działać, sposobem na naprawienie tego jest zmiana władzy (Marta Lackowska). Tyle że każdej kolejnej władzy trudno się będzie rozstać z funduszami centralnymi i “swoimi” kuratorami z dużymi kompetencjami wobec szkół (Dawid Sześciło).
Samorządy mogłyby na ten proces wpłynąć, gdyby potrafiły się odwołać do więzi z członkami samorządowych wspólnot. Problem w tym, że wielu liderów samorządowych przywiązanych jest do tradycyjnego, trochę już archaicznego menedżerskiego paradygmatu zarządzania. Mają władzę, to decydują, zaś relacji z obywatelami tworzyć nie umieją.
Tak się samorządów niestety nie uratuje. A przez to samorządy nie uratują Polski.
Pora przypomnieć lekcję ukraińską.
Ukraińcy skorzystali z polskiego modelu, wprowadzonego w Polsce w 1990 roku, bo wierzyli, że zdecentralizowane państwo lepiej realizuje usługi publiczne. Wprowadzili swoje decentralizacyjne reformy w 2014 roku. Zdążyli na czas.
Okazało się, że aktywny samorząd osłabia też wpływy oligarchów i Rosji. Po wybuchu wojny zdecydowana większość ukraińskich merów pozostała w swoich miastach, miasteczkach i wsiach. Zamiast samotnych, przerażonych bombardowaniami ludzi najeźdźcy zastali znające się i wspierające wspólnoty. Zdolne do zapewnienia ludziom środków do życia i odbudowy niszczonej przez Rosjan infrastruktury. Umiejące współpracować z władzą centralną Ukrainy.
“A my tymczasem idziemy od 2015 roku w stronę przeciwną niż Ukraińcy”.
Czyli w stronę centralizacji państwa - mówi prof. Sześciło. - “Polska była czempionem decentralizacji. Przed nami były tylko państwa skandynawskie i Szwajcaria - mające kilkusetletnią tradycją samorządności.
To wszystko się dzieje już po tym, kiedy w czasie wojny w Ukrainie także polskie samorządy udowodniły swoją skuteczność, organizując, wspólnie z ruchem obywatelskim, przyjęcie i wsparcie uchodźców wojennych – dodaje prezes Fundacji Batorego Edwin Bendyk.
Na zdjęciu: premier Mateusz Morawiecki wręcza "samorządowcom Wielkopolski" dowody wsparcia z Rządowego Funduszu Inwestycji Lokalnych, 7 lipca 2020 (trwa prezydencka kampania wyborcza). Fot. Piotr Skornicki / Agencja Wyborcza.pl
Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)
Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)
Komentarze