0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Dawid Zuchowicz / Agencja Wyborcza.plDawid Zuchowicz / Ag...

„Rzucaj! Dawaj! Śmiało! Zmieścisz się!” Z okna na trzecim piętrze lecą jajka. Roztrzaskane skorupki leżą na chodniku i w trawie przed trzypiętrowym bloczkiem przy ulicy Andrzeja Struga. Ktoś rzuca w działaczy i działaczki Platformy Obywatelskiej.

A ci wyszli przed chwilą z Radomskiego Centrum Sportu, gdzie zakończyła się konwencja partii. Idą chodnikiem i trawnikiem. Rozchodzą się do autobusów, zaraz będą wracać do swoich regionów.

„Jechaliście pół nocy, żeby dotrzeć do Radomia” — mówili Jan Grabiec i Monika Wielichowska ze sceny. A Donald Tusk: „Ja wiem, co to znaczy zaplanować sobie np. wakacje i dowiedzieć się, że ojczyzna wzywa. Trzeba zmienić plany życiowe. Wiedziałem, że nie zawiedziecie. Dziękuję, że jesteście”.

Jest po 15:00 w sobotę 2 lipca 2022. „Konwencja przyszłości” miała się skończyć o czternastej, przeciągnęła się o ponad godzinę. Jeszcze przemawiał Marcin Kierwiński, a trybuny już pustoszały.

Autobusy stoją jeden za drugim wzdłuż ulicy Andrzeja Struga, rozgrzewają silniki. Jedni się spieszą, inni przeciągają moment rozstania z koleżankami i kolegami, kończą rozmowy. Poważne tematy zostawili już za sobą w Centrum Sportu, teraz najedzeni hot-dogami z food trucków przystają na trawie, jakby chcieli partyjną imprezę kontynuować w formie pikniku.

I nagle te jajka. Trochę niedowierzanie, trochę śmiech. Drwiny. A może zabawa?

Przeczytaj także:

„Pokaż buźkę! Nie wstydź się!”

Nie ma tych jajek wiele, nie jest to żadna jajkowa salwa, spada jedno raz na kilka minut.

W oknie na ostatnim piętrze nikogo nie widać. Nikt się nie wychyla, niczego nie wykrzykuje do zgromadzonych na trawniku działaczy PO. Oni za to krzyczą.

„Skacz! Skacz” — zachęcają. „Pokaż buźkę! Nie wstydź się!” — krzyczy któraś z działaczek PO. „Jarosław! Jarosław!” — zaczyna skandować mężczyzna. „Zwyciężymy! Zwyciężymy!” — podchwytuje kilka osób. „Wyrzuć swoje jaja!”, „Nie marnuj jedzenia, schowaj na zimę!”.

[video width="1920" height="1080" mp4="https://oko.press/images/2022/07/20220703_okno-radom-2.mp4"][/video]

Jedno jajko się nie rozbija. „Na twardo?” — „Nieeee, surowe”. A teraz spada bułka. Z tłumku śmiech: „No to mamy obiad!”. Jeden z mężczyzn tę bułkę potrąca czubkiem buta, przygniata, bawi się jak piłką. Kobieta w kolorowej spódnicy schyla się i podnosi tę bułkę z ziemi, jej mina mówi, że tak nie wypada. Delikatnie odkłada bułkę na bok, z szacunkiem, jaki starsze osoby mają dla kromki chleba, która spadła na ziemię.

Ktoś wzywa policję. Podjeżdżają dwa radiowozy, czterech funkcjonariuszy idzie na ostatnie piętro.

Dlaczego ktoś rzucał jajkami w działaczy Platformy? Chcemy sprawdzić. Porozmawiać z tą osobą. Czy oglądała konwencję Platformy? Co powiedziałaby Donaldowi Tuskowi? A co tym działaczom Platformy, którzy szli pod jej oknami?

„Drożyzna, drożyzna - nie ma innej sprawy, o której dzisiaj polskie rodziny rozmawiają przy rodzinnym stole czy w pociągu, w drodze na wakacje, jeśli kogoś jeszcze na to stać” — mówił Tusk. Czy ta osoba słyszała te słowa? Czy faktycznie rozmawia przy stole o cenach chleba? Czy pojedzie na wakacje?

Kto jest winny? - zapytał w sobotę Tusk. No właśnie - kto?

Tak było, jest i będzie

Drzwi do bloku są otwarte, wchodzimy na ostatnie piętro, pukamy. Raz, drugi, trzeci. Zza drzwi słychać płacz dziecka, ale nikt nie podchodzi, by nam otworzyć.

Pukamy do drzwi obok. Otwiera pani Krystyna, 78-letnia emerytka, zza jej pleców słychać TVN24. W bloku przy Struga mieszka od 1975 roku.

Dziennikarską pracą czasem rządzi przypadek. Chciałam rozmawiać z osobą, której gniew jest zwrócony przeciwko partii rządzącej kilka lat temu, a nie dziś. Tą, która rzucała jajkami. Trafiłam pod drzwi osoby, która brała udział w robotniczym proteście 1976 i dla Kaczyńskiego nie ma żadnej sympatii. Wysłuchałam jej przejmującej opowieść, jej gniewu.

„Elegancko stały te autobusy. Psinka tam do pokoju poleciała popatrzeć, to do niego machali” — konwencję Platformy oglądała w telewizji.

A te jajka? „No głupie ludzie są. Nie zdają sobie sprawy z tego, co dzieje się w Polsce. Są tacy ludzie i tacy. W siedemdziesiątym szóstym jak szłyśmy, w zakładach pracowałam, tych metalowych, szłyśmy przez wiadukt, nie zapomnę, przyłączały się do nas, pamiętam na zakręcie samochód ciężarowy się zatrzymał i tak nam pokazał” — pokazuje gest splecionych dłoni.

Solidarność? - Pani Krystyna kiwa głową.

„Blaszanka się dołączyła, tabory kolejowe, potem telefony. Koleżanka dogoniła nas pod komitetem i przyniosła nam oranżadę, żebyśmy miały co pić.

Ludzie szli w imieniu tego, że podwyżki były. Cukier, to, tamto. Podwyżki, kartki. Córka, jak do komunii szła, to ja o pierwszej [w nocy] zajęłam kolejkę, żeby kupić schabu kawałek.

A jak [protestujący] weszli do komitetu [PZPR, teraz w tym budynku jest siedziba Lasów Państwowych], to wszystko wyrzucali. Znaleźli i wyrzucali. Kiełbasy fruwały, szynki przez okno. Tak było dobrze”.

Latem 1976 peerelowski rząd Piotra Jaroszewicza szykował się do wprowadzenia podwyżek cen żywności. 24 czerwca premier wystąpił w Sejmie.

„Ceny mięsa miały wzrosnąć średnio o 69 proc., lepszych wędlin nawet o 100 proc., masła, słoniny, smalcu, serów tłustych o 50 proc., cukru o 100 proc., warzyw i niektórych przetworów o 30 proc. Przewidywane rekompensaty były proporcjonalne do wysokości zarobków. Najgorzej zarabiający otrzymaliby po 240 zł, najlepiej sytuowani po 600 zł. Premier zapowiedział konsultacje w sprawie podwyżek na piątek i sobotę (25 i 26 czerwca). Nowe ceny miały obowiązywać od niedzieli” - opisywał tamte wydarzenia historyk Marcin Zaremba.

Ludzie nie czekali do niedzieli. „25 czerwca o godzinie 6.30 w Radomiu stanął Wydział P-VI Zakładów Metalowych im. Waltera, zatrudniający 636 osób. Strajk rozpoczął się od płaczu kobiet z brygady Jaworskiego (Zofii Ciecioch, Jadwigi Wachnickiej, Henryki Wójcickiej, Henryki Dziochy, Bogumiły Sapińskiej)”.

Stanęło 111 zakładów w kraju

Za Radomiem poszły kolejne miasta, „w całym kraju stanęło 111 zakładów w 24 województwach (m.in. na Dolnym Śląsku, w Płocku, Szczecinie, Gdańsku), w których strajkowało 80 tys. ludzi, to jest tyle, ile w lipcu 1980. "Skala protestu była więc niemała i nie można go sprowadzać wyłącznie do dwóch miast – Radomia i podwarszawskiego Ursusa, tak jak przez wiele lat czyniła to propaganda. Prawda, iż tam miał on najbardziej dramatyczny przebieg” - pisze Zaremba. Według raportu ówczesnego MSW w Radomiu strajkowało 20 tysięcy osób.

Pani Krystyna: „Te rozruchy to były kilka dni. Na rogu Żeromskiego i 25 czerwca był sklep z odzieżą, garniturami. Te baby myślały, że jest koniec świata, czy co? Wojna, czy co? Wynosiły to wszystko, te wszystkie toboły, pakowały to”.

Już następnego dnia w Radomiu zaczęły się procesy w trybie przyspieszonym. Przed sądem stanęło 51 osób.

„36 osób było zwolnionych, pilnowali, kto wchodził i wychodził. Kierownik powiedział mi: pani jeszcze nikt nie sprzedał, ale Ankę już. Dziewczyna po studiach. Widzi pani, jakie ludzie? Tak było, jest i będzie. Ściągali ludzi do Radomia samochodami, autobusami, pewnie im zapłacili i krzyczeli na nas: «Warchoły! Warchoły!» Encyklopedię można by napisać”.

A solidarność, pomoc jednych drugim też wtedy była?

„Pewnie, że tak! Pamiętam, jak wracałyśmy z komitetu, z tą Anką, co była zwolniona, w fartuchach szłyśmy, takie robocze, granatowe były fartuchy. Na Kościuszki facet taksówką jechał, zorientował się, że jedziemy z tego pochodu. Zatrzymał się. «Dziewczynki! Wsiadajcie! Do którego idziecie zakładu?» — «Do zakładów metalowych» — «To szybko wsiadać!» — «Jak my wsiądziemy, jak nie mamy pieniędzy». — «Wsiadajcie, żeby was nikt nie zauważył». Z boku nas podrzucił, żebyśmy mogły szybko czyhać na wydział. Bo tam z przodu szpice stały się przyglądały, kto idzie”.

W Radomiu wciąż nie ma pomnika upamiętniającego tamte wydarzenia. Jest kamień węgielny „pod pomnik ludzi skrzywdzonych w związku z robotniczym protestem 1976”. Pełnowymiarowy pomnik miał stanąć w alei Zbigniewa Romaszewskiego, tuż przy dawnym budynku komitetu PZPR, ale nie powstał. Budowa się przedłuża.

Tusk: "Obraz jest podobny"

„Jak tak spojrzymy na Radom roku ’76, jak spojrzymy na Polskę dzisiejszą, to muszę wam powiedzieć, że ten obraz jest tak podobny” — powiedział Donald Tusk dwie godziny wcześniej. Przyznam, że kiedy usłyszałam te słowa, stojąc na płycie hali sportowej wśród działaczy PO machających barwnymi chorągiewkami, przeszedł mnie dreszcz niedowierzania. Gdzie Polska 2022, a gdzie Radom 1976?

Ani ówczesna bieda, ani represje ze strony władz PRL-u nie wydają mi się porównywalne do Polski czasów PiS. Wtedy podwyżki uderzyły nagle i to zwłaszcza w jedną (szeroką) grupę: klasę ludową, robotników. Dziś mamy kroczący kryzys, którego źródła są złożone (pandemia, wojna, polityka rządu PiS - też) i który daje się we znaki najbardziej klasie średniej, pracownikom budżetówki, a jego skutki dla klasy ludowej są w pewnym stopniu amortyzowane przez transfery socjalne. Oczywiste różnice długo by wymieniać.

Pytam panią Krystynę, czy tak jak Donald Tusk uważa, że dziś jest podobnie jak w czerwcu 1976?

„Nie »podobnie«, tylko tak samo. Widzi pani, jaki podział jest, co wyprawiają, jak szczują jednych na drugich? Pokręciło się wszystko. Jeden do drugiego powinien być jak siostra, jak brat”.

Co zapamiętała z tego, co powiedział Tusk? Czy ta konwencja coś zmieni w Polsce?

„A co to pomoże? Kaczyński gdzie był? W Białymstoku. Tańczyły te aparatki w wianuszki poubierane. A on rączki złożył, stał i się przyglądał. Jedne ludzie są takie, drugie takie. Gdzie jedność? Do kogo tu mówić? A ile ludzi jest takich, co słuchają Kaczora i też myślą, że dobrze gada. 35 lat pracy, a ja mam niecałe 1400 złotych emerytury. W zakładach metalowych na wydziale szkodliwym.

Czy oni wiedzą, o co chodzi? O czym tu mówić? Tragedia. Żeby tak przeżyły, do tyłu tyle lat, jak to się działo. A do tych ludzi nic nie dociera. Ja powiem, że jest białe, a ktoś powie, że jest czarne. I o czym rozmawiać? Było tak, jest i będzie”.

Dowiadujemy się tylko, że za oknem na ostatnim piętrze, z którego leciały jajka, mieszka dwudziestokilkuletnia dziewczyna z partnerem i dzieckiem.

Kilka godzin później rozmawiam z panią Anetą. Dlaczego tu ludzie głosują na PiS? — „No jak to dlaczego?” — patrzy na mnie, jakbym z księżyca się urwała.

Udostępnij:

Agata Szczęśniak

Redaktorka, publicystka. Współzałożycielka i wieloletnia wicenaczelna Krytyki Politycznej. Pracowała w „Gazecie Wyborczej”. Socjolożka, studiowała też filozofię i stosunki międzynarodowe. Uczy na Uniwersytecie SWPS. W radiu TOK FM prowadzi audycję „Jest temat!” W OKO.press pisze o mediach, polityce polskiej i zagranicznej oraz prawach kobiet.

Komentarze