W 2001 roku Holandia jako pierwszy kraj na świecie zalegalizowała małżeństwa osób tej samej płci. Dziś nie jest już liderem praw LGBTQI+. W europejskim rankingu spadła na czternaste miejsce. Co się stało?
Krąg się zacieśnia. Policjanci uzbrojeni w pałki podchodzą bliżej, ci na koniach czekają w gotowości. Młodzi demonstranci zbijają się w grupkę, byle dalej od uniformów. Zapada cisza, skandowanie „przepuście nas” nie ma sensu.
Ktoś włącza muzykę, z głośników wyje rockowy kawałek sprzed dziesięciu lat: „Dziewczyno, chcę cię zabrać do gej baru, do gej baru”. Niektórzy tańczą, potrząsają tęczowymi parasolkami. Bo zimno, bo strach. Nie wiadomo co się wydarzy.
Stoję na środku ulicy w centrum Utrechtu razem z dwustoma młodymi trans Holendrami i sojusznikami. Nie mogę odwrócić się na pięcie i udawać, że znalazłam się tu przypadkiem. Za późno.
Jeszcze przed chwilą słyszałam krzyki. To czoło marszu zablokowała policja. Podobno „prawo de demonstrowania zostało cofnięte”. W ruch poszły pałki.
(Godzina wcześniej). Demonstranci stoją jeszcze przed dworcem w Utrechcie. Zagaduję do Rosy Brouwer, blondynki w różowej puchówce. Ma usta pomalowane na krwistoczerwono, a w łuku brwiowym różowo-błękitny kolczyk.
Nie spodziewa się rozróby. Była na podobnej akcji we wrześniu i wszystko przebiegło „w miarę gładko”. Wtedy holenderska społeczność trans i sojusznicy też protestowali przeciwko spotkaniu TERF, radykalnych feministek wykluczających osoby trans.
Na spotkaniu były między innymi członkinie organizacji ProVrouw, która „przestrzega kobiety przed przywilejami osób trans”. Trans kobiety są ich zdaniem zagrożeniem dla „prawdziwych kobiet”, bo „mężczyźni zostaliby dopuszczeni do kobiecego sportu, kobiecych szatni czy aplikacji randkowych dla lesbijek”.
– Staraliśmy się je zagłuszyć – Rosa zaciąga się elektronicznym papierosem.
Teraz, na listopadowym spotkaniu Caroline Franssen, znana jako coach Caroline, z dumą pokazuje bordową koszulkę z definicją kobiety: „dorosłego płci żeńskiej” i entuzjastycznie odczytuje manifest ProVrouw. „Rodzisz się jako kobieta albo mężczyzna, mężczyźni nie mają waginy, kobiety nie mają penisa, więc nie można zmienić płci, a w prawie nie ma miejsca na gender, tylko na płeć”.
Doradza też na kogo głosować, wybory do parlamentu holenderskiego za cztery dni. Franssen mówi, które partie „stają w obronie godności, prywatności i bezpieczeństwa kobiet”, a które głosują za uproszczeniem procedury zmiany oznaczenia płci w dokumentach i tym samym „chcą całkowicie podporządkować kobiety mężczyznom, którzy twierdzą, że są kobietami”.
ProVrouw to nie jedyna transfobiczna organizacja w Holandii. Działa jeszcze „feministyczne” stowarzyszenie Voorzij i Chrześcijańska Platforma. W tamtym roku opublikowały ulotkę „Mamusiu, tatusiu, jestem trans”. Czytam w niej, że „dysforia płciowa ustępuje samoistnie u 80 procent młodych ludzi. Mimo to coraz częściej – i to na całym świecie, nie tylko w Holandii – dzieciom od razu podaje się leki hamujące dojrzewanie płciowe”.
Polityczka z partii BIJ1 Sylvana Simons interweniowała w tej sprawie u ówczesnego Ministra Zdrowia i Sportu. Podkreślała, że ulotka jest niebezpieczna, bo nie opiera się na wiedzy lekarskiej ani psychologicznej. Minister Kuipers z liberalnej D66 przyznał jej rację:
„Każde dziecko i każdy młody człowiek ma prawo do rozwijania się w wolności i bezpieczeństwie, a rady z ulotki się w to nie wpisują”.
Ruszamy z dworca. Szybko pojawia się policja, ale nikogo to nie martwi, bo ta obstawa to pewnie dla naszego bezpieczeństwa. Koleżanka Rosy, Ilse, w długim płaszczu w kolorze spranej fuksji śmieje się ze sfatygowanego parasola, który ledwo chroni ją przed deszczem: – To jak z naszym rządem.
Opieka medyczna dla osób trans w Holandii „pozostawia wiele do życzenia”, przyznaje Ilse. Listy oczekujących na rozpoczęcie tranzycji w specjalnych poliklinikach gender tylko się wydłużają.
- Najpierw musisz mieć diagnozę dysforii płciowej od psychologa. Teoretycznie czekasz od półtora roku do dwóch lat na pierwsze spotkanie, w rzeczywistości pozostajesz nawet trzy i cztery lata bez żadnej opieki – mówi Rosa.
Dlatego co czwarta kobieta trans i siedem procent trans mężczyzn w Holandii decyduje się na „samoleczenie”. Rosa też zrezygnowała z „marnej opieki” i zamawia hormony przez internet. Niektórzy sprowadzają surowce z Turcji i Chin i wyrabiają leki sami.
Rosa robi badania krwi i sprawdza, czy wszystko w porządku. – Trzymam rękę na pulsie. Wiem jak dozować leki. Ale niektóre osoby narażają swoje zdrowie, by ocalić zdrowie psychiczne.
Bo jeżeli tkwisz w ciele, w którym nie chcesz być, to cię to rozwala.
Cena jest wysoka: co czwarta osoba trans, która decyduje się na samoleczenie, ma poważne problemy zdrowotne: kołatanie serca, depresję, skrajną osteoporozę, lęki. Był też przypadek zawału mózgu.
Według prezeski Organizacji Pacjentów Transvisie Eveline van den Boom czekanie na pozwolenie od psychologa na rozpoczęcie terapii hormonalnej to „przestarzały pomysł, bo tylko pacjent sam może określić, czy jest osobą transpłciową”. Dlatego Transvisie wzywa zespoły w poliklinikach gender, by „pełniły przede wszystkim rolę dostawców opieki medycznej, a nie strażników, bo decyzję o rozpoczęciu terapii hormonalnej nie podejmuje się ot tak”.
Niektóre osoby trans szukają pomocy u lekarzy rodzinnych, ale ci często „nie chcą ryzykować”. Mimo, że przepisywanie hormonów osobom trans jest dozwolone, to część lekarzy odmawia. Obawiają się utraty licencji, bo nie są pewni, czy to zgodne z protokołem lekarskim, mówi Denna Sikkema, współzałożycielka stowarzyszenia Trans we Własnych Rękach.
Prowadzi szkolenia online dla lekarzy rodzinnych. Tłumaczy jak wygląda skomplikowany, zdecentralizowany system opieki dla osób trans. Doradza w kwestiach językowych, uczula, dokąd najlepiej kierować pacjentów. – Wcześniej lekarze automatycznie wysyłali osoby trans do szpitala uniwersyteckiego w Amsterdamie. „Tam ci pomogą”, mówili. Uświadomiliśmy im, że wiele się zmieniło. Teraz listy oczekujących w trzech uniwersyteckich centrach są znacznie dłuższe niż w reszcie kraju.
W całej Holandii jest 15 miejsc, w których osoby trans mogą uzyskać pomoc psychologiczną, endokrynolog przyjmuje w 13 placówkach, a korekty płci są wykonywane w 6. Sporo osób decyduje się na zabieg za granicą, bo w Holandii brakuje statystyk o powodzeniu operacji.
– Nie wiadomo do którego chirurga najlepiej iść. Jak to wygląda procentowo: w ilu przypadkach potrzebne są operacje poprawkowe. A zagraniczni chirurdzy publikują te dane. Dlatego sporo osób decyduje się na operacje w Hiszpanii, Tajlandii i Niemczech – wylicza Denna. – Są jeszcze oczywiście prywatne holenderskie kliniki. One publikują statystyki.
Choć w Holandii przybywa poliklinik dla osób trans, to jeszcze szybciej przybywa potrzebujących. Nie wiadomo dokładnie, ile osób trans mieszka w Holandii.
Szacuje się, że to niecałe 0,5 proc. społeczeństwa, czyli około 85 tys. osób.
W ubiegłym roku posłanki Sylvana Simons i Wieke Paulusma z D66 sugerowały, by rząd rozważył otwarcie nowych klinik i przeznaczył więcej środków na te istniejące. Większość posłów i posłanek zagłosowała za wnioskiem, tylko skrajna prawica była przeciw.
Denna, dziś 28-latka, czekała na diagnozę dysforii płciowej półtora roku. Sprawdziła, gdzie lista oczekujących jest najkrótsza. Pierwsze spotkanie z psychologiem miała po roku. Nie musiała jeździć na drugi koniec Holandii, umawiała się na sesje online.
Po czterech miesiącach mogła oficjalnie rozpocząć proces tranzycji. Brała już wtedy hormony na własną rękę. – Jeśli cierpisz na depresję, czas oczekiwania jest jeszcze dłuższy, bo psycholodzy sugerują, żeby najpierw zająć się sobą. Ale to błędne koło. Bo im dłużej czekasz na tranzycję, tym gorzej się czujesz.
Wiadomo, że osoby transpłciowe podejmują próby samobójcze od 5 do 10 razy częściej niż nietranspłciowi Holendrzy.
7 na 10 osób transpłciowych ma myśli samobójcze.
„Transzorg nu! Opieka dla osób trans teraz!”, krzyczy osoba uczestnicząca w Dniu Pamięci Osób Trans w centrum Amsterdamu. Jest wieczór, 20 listopada, dwa dni po demonstracji w Utrechcie, dwa dni przed wyborami do parlamentu.
Z „podium”, jednego z trójkątów tworzących Homomonument przed protestanckim kościołem, zeskakuje Jesse, trans chłopak. Opowiadał, co spotkało go u lekarza rodzinnego. Odmowa i rozczarowanie. Lekarka „nie chciała się sparzyć przy przepisywaniu hormonów, bo co będzie jeżeli Jesse się rozmyśli i poda ją później do sądu?.”
Jesse jest wściekły na „wszystkich, którzy nie pomagają i przez to go wykańczają”.
Na różowy, śliski od deszczu pomnik może wspiąć się każdy, kto chce się czymś podzielić. Po mikrofon sięga niski trans chłopak, adwokat z Hongkongu. Przed przyjazdem do Holandii w tym roku zajmował się prawami osób trans w Chinach i Hongkongu. Wybrał Amsterdam, bo wydawał mu się przyjazny dla osób queerowych. Nie spodziewał się, że i tu spotka go transfobiczny hejt. I że wcale nie będzie się czuł bezpiecznie.
Osoby trans w Holandii są siedem razy bardziej narażone na przemoc niż pozostali Holendrzy.
Ilse słyszy coraz częściej od znajomych z Amsterdamu, że ktoś ich śledził, że zostali pobici. Sama mieszka w Arnhem, na wschodzie kraju, 30 km od granicy z Niemcami. Wskaźniki przestępczości są tam wysokie, mówi. Wieczorami stara się nie wychodzić z domu. Niechętnie jeździ też pociągiem, bo regularnie ktoś ją wyzywa od „obleśnych facetów”, a jak uciec z zamkniętej przestrzeni?
We Fryzji na północy kraju, gdzie mieszka Rosa, jest bezpieczniej, choć zdarza się, że na ulicy krzyczą za nią „homo”. – Moja tranzycja jest w zaawansowanym stadium, więc to się zdarza rzadziej. Najbardziej obrywa się osobom, które są na początku.
Najgorzej jest w sieci. Nienawiść wobec osób trans w Internecie wzrosła od pandemii o prawie 70 proc., wynika z dziennikarskiego śledztwa De Groene Amsterdammer.
Na Twitterze coraz głośniejsze są antytransowe feministki. Na Instagramie sensacyjne kanały informacyjne skierowane do młodych przemycają transfobiczne treści, a na Telegramie hejtują członkowie różnych spiskowych grup. Są jeszcze radykalnie islamscy i chrześcijańscy użytkownicy na platformie YouTube: od 2021 roku ich uwaga coraz częściej skupia się na osobach trans.
Najwięcej hejtu w historii wylało się w 2022 r. – na Rikkie Kollé, pierwszą w historii trans Miss Holandii.
Jeszcze trzy lata temu Rosa udzielała się na Twitterze. Zrezygnowała. „Nie warto”.. Od kilku miesięcy znowu udziela się aktywistycznie. O akcjach jak ta w Utrechcie dowiaduje się z queerowych grup na Discordzie, bezpłatnej platformie w chmurze. – Trzeba wyrażać swój sprzeciw, zwłaszcza teraz. Jest coraz gorzej.
Doszło do tego, że „niezmierzona liczba osób LGBTI+ nie ma już odwagi prezentować się w Internecie jako osoby queerowe, by nie stać się celem”, mówił w wywiadzie dla De Groene Alexander Monea, autor książki „The Digital Closet”.
Opisuje w niej, jak „systemy z wbudowanymi uprzedzeniami przyczyniły się do tego, że przestrzeń w Internecie stała się bardziej konserwatywna”. I tak „treści LGBTI+ są postrzegane w mediach społecznościowych jako treści hiperseksualne, których należy zakazać, by chronić dzieci.
Przez długi czas Google nie wyświetlał słowa biseksualny, a TikTok blokował niektóre posty ze słowem interseksualny. Jeśli chcesz mieć kontrolę nad tym, co dzieje się w Internecie, to użyj argumentu, że trzeba chronić dzieci”, mówi Monea. Z tym nie wygrasz. Bo kto chce uchodzić za osobę, która pokazuje dzieciom „porno”?
Argument o „ochronie dzieci przed idiotyczną ideologią gender” podchwyciła też członkowie skrajnie prawicowej organizacji Voorpost. W kwietniu zgromadzili się przed rotterdamskim teatrem, bo dwie dragqueeny czytały tam bajkę o zbuntowanym nosorożcu.
Teatr zaprosił je w odpowiedzi na wprowadzenie zakazu pokazów drag queen w miejscach publicznych w amerykańskim stanie Tennessee. „Z troski o bezpieczeństwo dzieci, bo występy, w których występują mężczyźni przebrani za kobiety i kobiety przebrane za mężczyzn, są szkodliwe”. W marcu tego roku republikanie z Tennessee wywalczyli też zakaz oferowania opieki medycznej niepełnoletnim osobom trans.
To właśnie ze Stanów Zjednoczonych i z Wielkiej Brytanii wieje w stronę Holandii „paskudny, skrajnie prawicowy, transfobiczny wiatr”, mówią mi vreer verkerke i Rosa.
vreer, aktywistyczna osoba trans i osoba przedstawicielska partii BIJ1: – Ultrakonserwatywny ruch w USA wspiera organizacje antygender na całym świecie. Posyłają mnóstwo pieniędzy, podobnie jak Rosja. Strategia tych transfobicznych grup jest prosta: prezentują się jako „dorośli troszczący się” o dobro i bezpieczeństwo dzieci, przemawiają do bardziej umiarkowanej, niereligijnej części społeczeństwa. Sieją przy tym moralną panikę, która jest szczególnie przydatna przy spajaniu spolaryzowanego społeczeństwa.
Rosa: – Z nadejściem Trumpa sytuacja osób trans znacznie się pogorszyła. Wielu populistów zaczęło go najwyraźniej naśladować, też w Holandii. Sieją strach przed osobami trans, żeby zbijać kapitał polityczny. Geert Wilders mówi przecież otwarcie o „szaleństwie gender”. Staliśmy się kozłem ofiarnym. Nagonką na osoby homoseksualne w Holandii już wiele nie ugrasz. Bo to norma. Co innego osoby trans. Mimo, że staliśmy się bardziej widoczni, to wciąż jest wiele nieporozumień.
Prasa też powiela transfobiczne i (częściowo) niesprawdzone treści. Osoby trans są zwykle portretowane jako „medialny szum, zaraza, żart lub oszustwo”, podaje Mediamonitor z 2022 roku.
Ale widać też pewien postęp: holenderskie „media w coraz szerszym stopniu używają języka inkluzyjnego, pojawia się mniej obelg i coraz mniej osób jest opisywanych starym imieniem i nieprawidłowymi zaimkami”.
Jednak „historie osób trans są wciąż upraszczane, a opinię publiczną interesują głównie traumy” – ubolewają Marte Hoogenboom i Tammie Schoots, 28-letnie trans kobiety pracujące w mediach.
Tammie „czuje się jak małpa, która od czasu do czasu może zatańczyć przed widownią”. Bo „prawie zawsze chodzi o to samo: „Tammie, potrzebujemy osoby trans, coś o przeżyciach. Napisz na przykład o swojej operacji”. To traumatyczne porno: muszę pokazać wnętrze mojej duszy, inaczej nie będę mogła nic opowiedzieć.
Pozostaję osobą obserwowaną, nie mogę być osobą, która patrzy”.
Kiedy w 2020 roku holenderski rząd oficjalnie przeprosił za przymusowe sterylizacje osób trans, Tammie napisała felieton o tym, że zawsze czuła się kobietą. Wspomniała jak uniknęła sterylizacji. Według starego prawa z 1985 roku musiały się jej podać wszystkie osoby trans, które decydowały się na korektę płci, (co więcej, bez korekty płci nie można było zmienić oznaczenia płci w dokumentach).
Tammie się wahała. W 2013 roku naradziła się z psychologiem, poczekała. Rok później zmieniło się prawo. „Kiedy usłyszałam, że nie muszę już dokonywać tego strasznego wyboru, poczułam się, jakby ktoś zdjął mi z piersi słonia. Słonia z różowymi kokardkami i potężnymi męskimi nogami”.
Denna Sikkema nie myślała jeszcze wtedy o korekcie płci. Wyszła z szafy niedawno. Docenia ten symboliczny gest rządu sprzed dwóch lat, ale prawdziwymi przeprosinami byłaby dla niej realna poprawa sytuacji osób trans: zniesienie wymogu opinii eksperckiej przy zmianie oznaczenia płci w dokumentach i prawo do samostanowienia w służbie zdrowia.
vreer, 60 lat, pomarańczowy irokez, delikatny zarost, dwa różne kolczyki, chciałaby, by w ich (vreer używa zaimków oni/ich) dowodzie było „X”. Nie czuje się ani kobietą, ani mężczyzną. Nosi czarną bluzę z wydrukowanymi trzema opcjami: kobieta, mężczyzna i zmęczona – to ta ostatnia jest u nich odhaczona.
Trzydzieści lat temu vreer myślała, że jest kobietą, lesbijką. Zaczęła proces tranzycji. Później dotarło do nich, że wcale nie musi wybierać.
Na razie procedura zmiany oznaczenia płci jest uciążliwa. vreer jako osoba niebinarna musiałaby wstąpić na drogę prawną. Od trans osób jest wymagana opinia eksperta. W 2019 r. poseł VVD zaproponował, by uprościć przepisy. Gdyby ustawa przeszła, osoby trans (wszystkie, również te poniżej 16 lat) mogłyby same zadecydować o zmianie oznaczenia płci.
W ubiegłym roku była debata parlamentarna na ten temat. Geert Wilders, lider prawicowej Partii Wolności, stwierdził wtedy, że „to całkowite szaleństwo. Bo jak to? Jutro będziesz wielbłądem? A pojutrze dromaderem? Młoda osoba trans nie może zmieniać płci bez oświadczenia lekarza lub psychiatry”.
Inne skrajnie prawicowe partie, chadecja, a nawet VVD zgłosiły wątpliwości co do nowelizacji. Chcą „chronić dzieci przed decyzjami, których mogą później żałować”.
- Kiedy politycy zaczynają mówić o dzieciach, o ich bezpieczeństwie, to wybucha panika. Tak samo było z homoseksualnością. Osoby homoseksualne miały stanowić niebezpieczeństwo dla rozwoju dzieci. Mogłyby też stać się homo i co wtedy? – mówi vreer. – Straszą ideologią gender. A to heteronormatywność jest ideologią! To politycznie, religijnie i społecznie uzasadniona ideologia, która ma jasno dawać do zrozumienia, że tylko hetero jest ok.
Rosa i Ilse obawiają się, że z nowelizacji prawa nici. – Przeciwnicy zmiany: Geert Wilders i Pieter Omtzigt przodują w rankingach. Głosy skrajnej prawicy przybrały w ostatnich latach na sile. Nawet niektóre lewicowe partie stały się bardziej centryczne – tłumaczy Rosa.
22 listopada to właśnie partia Wildersa, skazanego w 2021 roku za znieważenie Marokańczyków, prawicowego ekstremisty, zdobyła najwięcej głosów w wyborach parlamentarnych.
Co będzie dalej? Denna pisze, że cała społeczność trans się martwi.
Boją się, że prawicowy rząd na czele z Wildersem ograniczy opiekę medyczną i prawa osób trans.
Rosa też nie spodziewała się aż tak spektakularnego zwycięstwa Wildersa. – Jakoś sobie poradzimy jako społeczność. Ta sytuacja jeszcze bardziej nas do siebie zbliży.
- I jednocześnie oddali od reszty społeczeństwa – obawia się Denna.
W 2001 roku Holandia jako pierwszy kraj na świecie zalegalizowała małżeństwa osób tej samej płci.
Ale Holandia już od dawna nie jest krajem pionierskim w dziedzinie praw LGBTQI+ – przyznał minister edukacji, kultury i nauki Robbert Dijkgraaf w dniu tegorocznej Parady Canal Pride w Amsterdamie.
Twierdził, że „społeczeństwo nie stanie się bardziej inkluzywne samo z siebie, należy zrobić więcej, by to osiągnąć. Holendrzy przez długi czas czuli, że wyprzedzają inne kraje, byli bardzo dumni z tradycji bycia tolerancyjnym i otwartym krajem. Dlatego zaczęli uznawać tolerancję wobec osób LGBTQI+ za coś oczywistego”.
Również Międzynarodowe Stowarzyszenie Lesbijek i Gejów ILGA stwierdza, że Holandia nie jest już liderem praw LGBTQI+. W europejskim rankingu z 2023 roku jest na czternastym miejscu i spada od 2014 roku.
Coś się dzieje? Policjanci w centrum Utrechtu się rozstępują: „Jeżeli nie dostosujecie się do naszych poleceń, użyjemy siły”. Popychają, wrzeszczą. Tworzą szpaler po obu stronach ulicy. Demonstranci mają iść na wyznaczone miejsce, niedaleko placu, na którym trwa spotkanie „Let Women Speak”.
„Nic nie możesz” – słyszy od policjanta kobieta, która chce iść do domu.
- Idź szybciej – funkcjonariusz popycha mnie kolejny raz, choć powtarzam, że jestem z prasy i chcę opuścić to miejsce.
W końcu udaje mi się wydostać z pochodu. Przystaję koło sklepu z rowerami i próbuję zebrać myśli: wracać czy nie? Demonstranci wciąż maszerują pod „eskortą” policji.
Pół godziny później widzę ludzi z tęczowymi parasolkami. Puścili ich, jest i Rosa i Ilse. – No, to właśnie ta „progresywna” Holandia – kpi Rosa. – Tak się nas boją, że nasyłają oddział specjalny.
Imię Jesse i Ilse zmieniłam.
W przypadku vreer, osoby aktywistycznej, używam trzeciej osoby.
Dziennikarka, reporterka. Absolwentka filologii niderlandzkiej, literatury porównawczej i dziennikarstwa śledczego. Obecnie mieszka we Lwowie, czasami w Szczecinie. Poprzednie 11 lat spędziła w Belgii, Holandii i reszcie świata. Pisze o migracji i tematyce społecznej.
Dziennikarka, reporterka. Absolwentka filologii niderlandzkiej, literatury porównawczej i dziennikarstwa śledczego. Obecnie mieszka we Lwowie, czasami w Szczecinie. Poprzednie 11 lat spędziła w Belgii, Holandii i reszcie świata. Pisze o migracji i tematyce społecznej.
Komentarze