Wykończeni reformą edukacji (od 2016 roku do dziś), z traumą po kwietniowym strajku 2019 roku, zostawieni sami sobie w obliczu pandemii, a zarazem pozbawieni wpływu na decyzje o formie nauczania w swej szkole, nauczyciele i nauczycielki stanęli przed kolejnym wyzwaniem – przejściem od 26 października na edukację zdalną (za wyjątkiem klas I-III szkół podstawowych).
Wracają wszystkie problemy z wiosennej fazy epidemii, kiedy edukacja została prewencyjnie zamknięta: trudności w kontakcie z podopiecznymi, „znikanie z radaru” szczególnie uczniów z domów o mniejszym kapitale kulturowym (co oznacza też gorszy dostęp do komputera i internetu), przekładanie treści edukacyjnych z realu do wirtualu. A jednocześnie wisi nad szkołami presja egzaminów i ogromnej, absurdalnie szczegółowej podstawy programowej.
Z drugiej strony słyszymy od nauczycieli, że sporo się nauczyli od marca, że bilans wiosennej zdalnej edukacji nie jest negatywny. Lepiej rozumieją swoją rolę, ale też lepiej wiedzą, czego w sieci nie da się zrobić.
Do tego dochodzi covidowy stres o siebie, o rodzinę, ale też o zdrowie i życie uczniów, niezależnie od tego, czy spotykamy się z nimi w młodszej podstawówce, czy jesteśmy już tylko online.
Nauczyciele, prawie jak lekarze, byli i są na pierwszej linii frontu, a spotyka ich za to za mało uznania, wsparcia i serdeczności. Na życzliwość ministrów też trudno było liczyć.
Dochodzi dodatkowy problem – opór części rodziców i uczniów przeciw restrykcjom epidemiologicznego bezpieczeństwa, podważanie tego, co coraz bardziej oczywiste, że pandemia atakuje i musimy się przed nią bronić.
Problem z koronasceptykami nie zniknął wraz z zamknięciem szkół. Wręcz przeciwnie, uczniowie i uczennice, im dalej od szkoły, tym bardziej są podatni na spiskowe teorie i nieracjonalne myślenie o epidemii. Zadaniem edukacji jest uczniów przed tym chronić.
Jak sobie z tym poradzić?
Co opowiadają denialiści
Warto zdać sobie sprawę, że osób, które nie wierzą w pandemię jest całkiem sporo – według szacunków i wycinkowych badań co najmniej kilkanaście-dwadzieścia kilka procent. Tylko dwie trzecie z nas jest przekonanych, że koronawirus to po prostu epidemia, za którą nie stoi żaden spisek czy to elit politycznych, koncernów farmaceutycznych, czy wielkiego biznesu…
Ostatnio pojawiła się w sieci fejkowa i zarazem makabryczna teoria, że SARS-CoV-2 to biologiczna broń, skierowana przeciwko ludziom starym.
Ilość bzdur, które ludzie szerują i powtarzają, przekroczyła już dawno poziom bezpieczny dla indywidualnego i publicznego zdrowia.
„Koronasceptycy” to zjawisko światowe, są nawet w Stanach Zjednoczonych, gdzie od miesięcy dzień w dzień notuje się kilkadziesiąt tysięcy zachorowań, a zmarło już ćwierć miliona ludzi. Mówi się o nich „deniers”, czyli ci, co zaprzeczają, stąd spolszczenie „denialiści”.
Jedni z „niedowiarków” mówią, że to „tylko trochę poważniejsza grypa”, drudzy, że „większa liczba przypadków wynika z większej liczby testów”, a jeszcze inni, że „maseczki wcale nie działają i wywołują grzybicę”…
Jest też spora grupa obywateli, którzy uważają, że noszenie maseczek i inne obostrzenia ograniczają ich wolność, zwłaszcza, że nie ma stosownych ustaw przyjętych przez parlament, które miałyby nas do tego zmusić (to akurat prawda) i wszystko opiera się na rozporządzeniach.
Niektórzy uważają, że niepotrzebnie dali się zamknąć w domu na wiosnę i nie chcą tego przeżywać ponownie (szkoda, że wirus jest odmiennego zdania i atakuje 40 razy mocniej niż w I fali – w marcu, kwietniu i maju największa liczba dziennych zakażeń ledwie przekraczała 500, w sobotę 31 października wyniosła blisko 22 tys.).
Rozmawiajcie o epidemii
Politycy na przemian nadmiernie uspokajają i nadmiernie straszą epidemią, co stanowi pożywkę dla teorii spiskowych.
Legendy o koronawirusie obrastają najbardziej fantastycznymi dodatkowymi fejkami, np. że prowadzone jest czipowanie wszystkich Polek i Polaków, żeby sterować naszym zachowaniem. Oczywiście pod pretekstem walki z epidemią.
Nie bądźcie więc zdziwieni, jeśli spotkacie sceptycznie nastawionych rodziców czy uczniów (a może nawet kolegów nauczycieli?). Jest ich trochę mniej wśród ludzi po 30. roku życia, lepiej wykształconych i w dużych miastach, ale nie ma powiatu, nawet od dawna „w czerwonej strefie”, w którym nie słychać byłoby takich głosów.
Zadaniem nauczycieli i nauczycielek jest ich wychwytywanie, jako część kluczowego zadania edukacyjnego, by o epidemii z uczniami rozmawiać, zachęcając uczniów zarówno do dzielenia się swoimi przeżyciami i obawami, jak i szukania rzetelnej wiedzy.
Nie ma tego w podstawie programowej, ale bezcenne byłoby przeprowadzenie – czy to na godzinie wychowawczej, czy na biologii, WOS czy geografii – kilku zajęć o epidemii COVID-19.
Pożądane byłyby porównania historyczne do poprzednich epidemii – od czarnej śmierci, czyli dżumy w XIV-wiecznej Europie, przez grypę hiszpankę po I wojnie światowej, aż po AIDS czy ptasią grypę. Inne tematy: porównanie przebiegu epidemii COVID-19 i polityki rządów w różnych krajach, sposoby minimalizowania ryzyka zakażenia itp.
Szczególnie warto zastosować metodę projektu uczniowskiego – grupa uczniów może zdalnie zbierać materiały i przygotowywać multimedialną prezentację a nawet małą kampanię edukacyjną w sieci.
Zwłaszcza teraz ważne jest, by szkoła zerwała ze smutną tradycją, że zajmuje się wszystkim poza tym, co ważnego dzieje się współcześnie.
Dorośli też się boją i mogą być zagubieni
Polemika z denialistami to rzecz delikatna, zwłaszcza gdy są to rodzice waszych uczniów i uczennic. Trzeba wykazać się czymś w rodzaju krytycznej empatii.
W czasach pandemii większość z nas przeżywa poczucie utraty kontroli nad losem – własnym, swoich bliskich, a nawet Polski i świata. Niepewność to dla każdego i każdej stan trudny do zniesienia. Od tysięcy lat ludzie próbowali sobie z nią na różne sposoby radzić, korzystając z horoskopów czy wróżb oraz snując spiskowe teorie, które miały wyjaśnić, dlaczego coś się wydarzy i pomóc przewidzieć, co gorszego może nas spotkać. A także odrzucając nawet najbardziej oczywiste sygnały o zagrożeniu.
Tak jest również teraz.
Psychologowie najczęściej wskazują właśnie na lęk jako główny mechanizm, który sprzyja odrzucaniu informacji o koronawirusie. Wielu ludzi po prostu nie jest w stanie przyjąć prawdy o rzeczywistości i włącza mechanizm obronny zwany „zaprzeczeniem”.
Boją się, ale nie chcą się do tego przyznać przed sobą i innymi – budują więc taki obraz świata, w którym nie ma się co lękać się epidemii, bo wirusa po prostu nie ma albo jest niegroźny. Ot, taka trochę gorsza grypa.
Infodemia jako przypadłość towarzysząca
Równolegle działa inny mechanizm, który włącza się, gdy mamy za dużo informacji i nasz mózg nie jest w stanie ich przetworzyć. Tak jest właśnie teraz. O koronawirusie mówią wszyscy: dziennikarze, lekarze, eksperci, politycy, znajomi, sąsiedzi, ludzie w sklepie, a przede wszystkim media społecznościowe. Mamy więc „epidemię” nadmiaru informacji, które się nawzajem znoszą, sobie zaprzeczają, są trudne do zweryfikowania, wzbudzają dodatkowy niepokój.
Infekujemy się nimi jak wirusami, a one (informacje) szybko mutują, by tym skuteczniej atakować naszą zbiorową świadomość.
Jak ludzie radzą sobie z taką infodemią? Na ogół źle lub wcale.
Można szybko przyjąć jakiś nawet absurdalny punkt widzenia i potem już tylko dopuszczać te wiadomości, które go potwierdzają. Albo uznać, że wszyscy kłamią. Albo w ogóle odciąć się od informacji.
Dużo trudniej jest stale, na bieżąco w krytyczny sposób filtrować to, co do nas zewsząd dociera, do tego konfrontując z opiniami osób, które są dla nas ważne i którym ufamy. Tego nie zawsze nauczyła nas szkoła, ale to właśnie od takiego umysłowego nawyku racjonalnego przetwarzania informacji zależy nasze życie, nasze wybory (nie tylko w czasach pandemii).
Co więcej, jakaś część prawdziwych informacji pochodzi z miejsc, do których mamy ograniczone zaufanie – na przykład od polityków lub instytucji rządowych, których tradycyjnie Polacy nie darzą najwyższym zaufaniem. Oficjalne informacje nie zawsze są właściwie prezentowane, a wypowiedzi niektórych polityków bywają – by zacytować zaprzyjaźnioną nauczycielkę – „od ściany do ściany”. Raz słyszymy, że epidemia minęła, za chwilę, że grozi nam los Lombardii.
Zadaniem nauczycielek i nauczycieli jest filtrować informacje i wzmacniać u uczniów, a czasem także kolegów z wirtualnego pokoju nauczycielskiego, postawę krytycznej i racjonalnej ich analizy. Pokazywać na przykład, że zagrożenie epidemią w Polsce, na tle wielu krajów świata, jest mimo szybkiego wzrostu epidemii wciąż mniejsze niż w wielu krajach; 31 października zakażonych jest 200 tys. osób, a w czterokrotnie mniejszych Czechach 180 tys.
Na przekór idę bez maski
Warto dodać, że to młodym ludziom łatwiej jest odrzucić oficjalne dane o wzroście zakażeń i koronawirusowym zagrożeniu. Czy to wina tradycyjnego modelu edukacji, która rzadko dotyczy tego, co się dzieje poza murami szkoły? Totalnego braku edukacji medialnej, na jakichkolwiek zajęciach, co czyni młodzież bezbronną? Braku życiowego doświadczenia? Mniejszego zdrowotnego ryzyka i braku własnych doświadczeń ze służbą zdrowia? Powody mogą nakładać się na siebie.
U wielu młodych ludzi, zwłaszcza nastolatków, dochodzi jeszcze czynnik, o którym czasem zapominamy. To zwykła przekora, chęć postawienia się dorosłym – i postawienia na swoim. Im bardziej my naciskamy, tym reakcja odmowy (tzw. reaktancja) może być większa. Nauczyciele i nauczycielki, a także wszyscy inni pracownicy szkoły, świetnie znają ten sposób reagowania na szkolne zakazy i nakazy, maseczki nie były tu wyjątkiem…
Niesłuchanie wskazówek dorosłych jest jednym z elementów procesu rozwojowego jakim jest budowanie własnej niezależności i odrębności. Tyle że w sytuacji zagrożenia epidemiologicznego nie ma miejsca na taką „niezależność”.
Młodzi ludzie muszą usłyszeć stanowczy komunikat: „Rozumiem, że czasem musicie się buntować, ale w sprawie maseczek nie wolno wam ryzykować swoim i cudzym zdrowiem. Takie są zasady w całej Polsce. I wszyscy będziemy ich przestrzegać”.
Nie mając uczniów na oku możemy mieć poczucie, że problem jest z głowy. Nie musimy – poza klasami I-III rzecz jasna – już sprawdzać, czy odkażają ręce wchodząc do szkoły lub zakładają maseczki na korytarzu. Ale takie myślenie to abdykacja z odpowiedzialności za ich zachowanie. Poza tym przecież kiedyś wrócimy do nauki w szkole.
Jak bronić zasad, nie rujnując autorytetu rodzica?
Co jednak zrobić, gdy dziecko powołuje się na autorytet rodzica, który jest koronasceptykiem/tyczką? Przede wszystkim – nie wpadać w wychowawczą panikę, bo jeśli rodzic jest dla dziecka autorytetem, to i tak nim pozostanie, nawet jeśli okaże się, że w sprawie koronawirusa miał, powiedzmy, niepełne informacje.
Na pewno NIE należy otwarcie krytykować konkretnych rodziców, ale można ogólnie powiedzieć, że: „Dorośli mają prawo być trochę zagubieni w informacjach o koronawirusie, które do nas od miesięcy docierają. Każdy ma prawo do swoich opinii, ale w naszej szkole, tak jak w innych instytucjach, obowiązują zasady, których wszyscy musimy przestrzegać, nawet jeśli mamy inną opinię. Tak jest z wieloma rzeczami – na przykład z godziną, o której zaczynają się zajęcia. Albo z nienoszeniem czapek na lekcji. Tak samo musi być z nakładaniem maseczek czy myciem rąk. W szkole trzymaliście się zasad obowiązujących w szkole. Namawiam do tego, by dalej przestrzegać podobnych zaleceń”.
Można też tak: „Dorośli czasem nie mają pełnej wiedzy. Nie mają czasu, żeby dokładnie sprawdzić i poszukać rzetelnych informacji. Ale od tego jest szkoła, żeby uczyć korzystania z naukowej wiedzy i racjonalnych zaleceń prozdrowotnych.
I przede wszystkim chcemy, żebyście byli bezpieczni. Sami też chcemy być bezpieczni. Odpowiadamy za wasze zdrowie i życie. Nie wiadomo jeszcze, jak leczyć koronawirusa. Nie ma jeszcze szczepionki i nie wiemy, za ile miesięcy będzie dostępna w Polsce. Ale wiemy z wielu badań, że maseczki mogą ograniczyć rozprzestrzenianie się wirusów, i to radykalnie. Wiemy też na pewno, że są uciążliwe, ale nieszkodliwe.
Stąd nasz apel do tych, co nie wierzą w skuteczność zasad: Nawet jeśli w to nie wierzycie, zróbcie to! W Polsce obowiązują takie reguły i nic na to nie poradzicie”.
Chodzi więc o osobisty przekaz, który jest zgodny z wiedzą naukową oraz regułami przyjętymi w kraju.
A poza tym mówmy prawdę
Nauczyciele/lki mają nie tylko prawo, ale nawet obowiązek mówić prawdę o koronawirusie. Warto też zachęcić młodych ludzi, którzy sami mają wątpliwości, by drążyli temat, ale w sposób racjonalny, zgodny z myśleniem naukowym, a nie magicznym – w końcu na wszystkich przedmiotach w szkole uczą się, jak dociekać prawdy w różnych dziedzinach.
Podaj przykłady z własnej dziedziny lub z historii innych dyscyplin naukowych, pokazując jak naukowcy dochodzili do prawdy konfrontując swoje przypuszczenia z rzeczywistością i płynącymi z niej danymi.
Powiedz, czym różni się mit naukowy (np. dzieworództwo) czy legenda miejska (piwo „Corona” zaraża koronawirusem) od prawdy dowiedzionej naukowo. Przypomnij, jak w różnych sytuacjach ludziom trudno było przyjąć informacje o nadchodzącym zagrożeniu (najlepiej wyjść poza katastrofę Titanica, choć to bardzo sugestywny przykład).
Wspólnie z klasą zastanówcie się, jak działa mechanizm zaprzeczania i wypierania zagrażających informacji. To także dobra okazja, by porozmawiać o wiarygodności źródeł o koronawirusie. Możecie pokazać na przykładach (także spoza epidemii), jakie bzdury są powielane przez media społecznościowe (np. że wszyscy zostaniemy wkrótce „zaczipowani”).
Zachowaj spokój
Nie należy wchodzić w ostrą konfrontację z rodzicami – w wymianie zadań warto oczywiście przedstawić własne argumenty, a jeśli to nie zadziała (a działa tylko czasem i wobec niektórych sceptyków), zachęcamy, by sprawdzić moc znanej metody „zgranej płyty” i zachować spokój: „Rozumiem Pani wątpliwości. Jednak w naszej szkole obowiązują takie właśnie zasady. Wierzę, że to dla dobra nas wszystkich, także Państwa dziecka i Pani…”. I w razie potrzeby należy powtarzać to – oczywiście we własnej wersji – do upadłego.
Jeszcze jedna rada: „Nauczycielu, nie szufladkuj bez sensu”. Część koronasceptyków zmienia zdanie pod wpływem nowych informacji i wydarzeń (np. choroba znajomego), inni twardo trzymają się swojej wersji, a nawet ją rozbudowują… Tak czy owak, to proces dynamiczny, a dużo łatwiej zrozumieć czyjeś zachowania i poglądy, gdy się go od razu nie skreśli…
Miej zatem zawsze w odwodzie liczby i logiczne argumenty, i próbuj rozmawiać z niedowiarkami wśród rodziców, uczniów czy nauczyciel, ale bez zacietrzewienia. Nie obwiniaj się, jeśli nie uda ci się przekonać kolegi, że model przyjęty w Szwecji (bez lockdownu) był ryzykowny. I nie przyjmie on do wiadomości, że przyniósł więcej zgonów na milion mieszkańców niż w Norwegii czy Danii.
Trudno, dla niektórych spójność obrazu świata może być przez jakiś czas ważniejsza niż fakty. Ale tak jak w przypadku naukowych badań, w pewnym momencie fakty weryfikują nawet powabnie wyglądające „teorie”.
Wcześniejsza wersja tego tekstu ukazała się na stronie Centrum Edukacji Obywatelskiej.
*Alicja Pacewicz, współzałożycielka (w 1994 roku) Centrum Edukacji Obywatelskiej i (w 2015) Fundacji Szkoła z Klasą. Ekspertka europejskiej sieci edukacji obywatelskiej (NECE). Współtwórczyni podręczników edukacji obywatelskiej (ze śp. Tomaszem Mertą) i dziesiątków programów dla szkół, m.in. „Szkoła z klasą”, „Ślady przeszłości”, „Noc bibliotek”, „Młodzi głosują”, „Solidarna szkoła”, „Latarnik wyborczy”.
Od redakcji: Autorka zrezygnowała z honorarium, wyrażając w ten sposób wsparcie dla OKO.press. Dziękujemy!
_ A może by tak media obrazkowe pokazały umieranie na COVID-a? Bez tuszowania i zamglenia obrazu? Brutalnie!
_ Suche liczby typu 10000 albo 100000 nie przemawiają do większości „zwykłych” ludzi. Jeśli ktoś sam nie doświadczy braku oddechu i strachu przed umieraniem, to informacje z telewizora traktuje jako jedną z tysiąca ocenzurowanych historyjek wyświetlanych dla rozrywki.
_ Może też więcej obrazkowych faktów o działaniu różnych maseczek, a nie tylko: noście, noście, noście. Do znudzenia.
Jebać Adama Potoczka!
Aby do kogoś dotrzeć należy przede wszystkim unikać słowotoku.
Słowotoku takiego jak ten artykuł.
Nie dość że przydługi to po dotarciu do jego końca widać że nic interesującego w nim nie ma.
Przygotujcie krótką wersję artykułu dla przeciętnego obywatela, dzieciaka czy innego głąba.
Jebać Krashana Brahmanjara!
Niestety, ale muszę się zgodzić. Większość artykułów na OKO.press cierpi na tą przypadłość, a tu jest szczególnie widoczna.
Tzw. \"koronasceptycy\" byli i są od początku pojawienia się COVID-19. Osobiście uważam, że ich istnienie to trochę pokłosie populizmu, który istnieje w polskiej czy amerykańskiej przestrzeni publicznej. Chodzi o to, że populiści przez kilka lat dezawuowali naukowców i ich zdanie ponieważ było ono dla nich niewygodne. Uczyli, że możesz naukowcom \"NIE WIERZYĆ\" (celowo wielkie litery, aby unaocznić mieszanie pewnych pojęć). Wiadomo, że nie jesteśmy znawcami wszystkiego, więc naukowcy przekazują wnioski. My nie mając aparatu wiedzy, doświadczenia nie jesteśmy w stanie tego zweryfikować. Środowiska prawicowe (w Polsce PiS, Konfederacja) uczyły swój elektorat, że nie trzeba naukowcom wierzyć. Gdy coś jest PiS-owi czy innym radykałom niewygodne, uczą oni, że to \"lewactwo\" (swego czasu doszedłem do wniosku, że \"lewactwo\" to po prostu nauka, z którą prawica nie jest w stanie wygrać na polu argumentów), nie wchodząc na pole jakościowych, racjonalnych argumentów, bo wiedzą (z doświadczenia innych krajów), że na polu zdrowego rozsądku by przegrali.
Uczyli więc swoich wyborców konsekwentnie, że naukowcy to lobby, "lewactwo", że temu co naukowcy mówią "wierzyć nie trzeba" (wszak każdy ma swój rozum). I teraz zbieramy żniwo. Jak rozmawiać? Gdy rozmawiam, przede wszystkim zdaję sobie sprawę z tego, że nie przekonam takich ludzi od razu, staram się jednak skupić nad ich argumentacją. Pamiętam jak chyba miesiąc temu odbył się marsz antycovidowców w Warszawie i jedna z pań rozemocjonowana zaczęła krzyczeć, że COVID-19 to zwykła choroba, jak grypa, że nie powinien być nazywany pandemią. Gdy słyszę takie hasło, pytam się co rozmówca rozumie przez pojęcie "pandemia"? Oczywiście nie spodziewam się wyjaśnienia i wówczas wyjaśniam czym jest pandemia, jakie muszą być warunki (ilu chorych w ilu krajach musi zachorować), żeby nazwać daną chorobę zakaźną pandemią i biorąc to pod uwagę, COVID-19 jest pandemią. Gdy słyszę, że COVID-19 to to samo co grypa, wyjaśniam że najgorszy sezon pod względem grypy to zachorowalność na poziomie 500 000 ludzi, a tymczasem na COVID-19 chorowało (nie do końca jednego roku nawet!) 46 000 000 ludzi i zmarło ok. 1 200 000 ludzi. Skala tych liczb jest nieporównywalna! Gdy ktoś mi mówi, że to broń biologiczna wymierzona w staruszków, zwracam uwagę, że jako broń biologiczna jest za mało skuteczna, a jeśli chodzi o staruszków, to zwróćcie uwagę ile kraje straciły z budżetu w związku z lock-downami. Innymi słowy, kwota "zaoszczędzona" przez budżet w związku ze śmiercią staruszków jest nieproporcjonalna. Oczywiście sceptycy tworzą dalej argumenty w dyskusji, jeśli tak jest, stwierdzam, że to ich zdanie zdając sobie sprawę, że to już jest upór w przekonaniu (dyskutant też to wie) i kończę dyskusję, licząc że kropla drąży skałę…
Jebać Mariusza Serweta!
To sprawdź ile osób w Polsce zmarło za czasów PRL na Grypę Hongkong A/H3N2, ile chorowało u nas i na świecie. Do tego sprawdź sobie ile ofiar pochłonęła hiszpanka w 1918 roku. Średnio co 50 lat (1918, 1968, 2019-2020) mamy większą pandemię choroby grypopodobnej.
.
A jeżeli chcesz poczytać o niewydolności wielonarządowej to też zapraszam do roku 1968 oraz do artykułu "Swine Flu" po angielsku (epidemia/pandemia 2009).
.
Epidemia grypy 1968 Hongkong pochłonęła 24 tyś. Polaków. Covid ze swoimi liczbami przy tym to pryszcz.
A czy ja twierdzę, że nie było gorszych epidemii? Oczywiście że były, tylko to nadal niczego nie zmienia. COVID-19 stanowi zagrożenie, a system nie jest w stanie udźwignąć większej liczby chorych. Zgadza się – cyklicznie pojawiają się coraz to nowe epidemie/pandemie i COVID-19 jest jedną z nich…
Myślę, że sprawa jest bardziej złożona. Żyjemy w epoce mediów społecznościowych, każdy w swojej własnej bańce informacyjnej (jedni większej, inni mniejszej). Na własne życzenie lub jako efekt algorytmu. Efekt taki, że część takich osób widzi głównie osoby o podobnym sposobie myślenia. W związku z czym, gdy idą gdzieś indziej i okazuje się, że sporo osób ma zupełnie inne zdanie (szkoda, że wiedza jest traktowana jako opinia, to inne przekleństwo naszych czasów) to takie osoby mają zaburzoną spójność przekazu, na co reagują agresją, ponieważ naturalne jest dążenie do eliminacji poczucia niespójności.
Jebać Krzysztofa Danielaka!
Jebać Mariusza Serweta!
My tu gadu gadu a tymczasem:
ORDO IURIS WYRZUCONE Z BIUROWCA W BRUKSELI
Najemca budynku, w ktorym miesci sie brukselskie biuro Ordo Iuris, wypowiedział jej umowe najmu. To sukces Solidarity Action Brussels, mlodej organizacji antydyskryminacyjnej. W pismie od managerki budynku pada stwierdzenie, ze umowa zostaje wypowiedziane w zwiazku z zaangazowaniem Ordo Iuris w ograniczanie praw kobiet w Polsce. Dziewczyny zbieraja aktualnie podpisy pod petycja o delegalizacje Ordo Iuris w Belgii.
Warto dodac, ze jest to bardzo droga lokalizacja w ekskluzywnej dzielnicy. Trwaja ustalenia jakie koszty ponosil OI na utrzymanie tego przyczolka. Sprawa rozwojowa !
Jebać Zbigniewa Winiarskiego!
i bardzo dobrze w Polsce to zapewne tak prędko nie pójdzie zdelegalizowanie tej organizacji o której nie można mówić, że są to opłacani przez Kreml fundamentaliści
uważam, że i tak w pierwszej kolejności należy zwalczyć wirus PiS który jest o wiele bardziej zjadliwy niż SARS a i środki wydane na walkę z SARS pochłania PiS
NIe ma w języku polskim słowa "denial" ani pokrewnego, więc warto przyjąć zasadę, że różne warianty "denialists" tłumaczy się jako "negacjonistów".
Jak rozmawiać z koronasceptykami? Przecież rząd robi to doskonale liczbami "zajętych 15444 łóżek z 23111", "zajętych 1254 respiratorów (z 1777)" – w tym samym dniu. Do tego niebawem "przeciwciała ma tylko 2555555 Polsków". Czy dane lubelszczyzny: "700, 750, 400, 700, 1700". Rząd sam pracuje na zaufanie do swoich słów. Ja bazuję na danych z Niemiec, Szwecji, Białorusi (tak – im ufam bardziej niż Polsce).
Gdyby panowała straszna zaraza – rząd raczej nie procedowałby piątki dla zwierząt i nie wnosił do trybunału o odwołanie RPO czy skreślenie przepisów antyaborcyjnych, bo da się doskonale przewidzieć co będzie się dziać na ulicach. Do przewidzenia tych protestów nie trzeba być alfą i omegą. 19 listopada kolejna fala protestów po kolejnym wyroku TK ws. RPO.
.
Tak więc przeprawszam, ale to jest zaplanowana pandemia, zabawa liczbami i dezinformacją oraz manipulacją i słowo "fałszywa pandemia" oraz "plandemia" są adekwatne nawet w sytuacji gdy wirus istnieje (nie przeczę istnieniu, ale faktem jest zabawa ludzkim życiem i liczbami przez rządzących). Ciężko też wykonać 236 tyś. testów których nie było (podobno w świętokrzyskim). W końcu odebrano nam prawo znajomości wieku i płci umierających.
.
Poszłabym protestować na manifestacji "covid-1984" jednak w sytuacji gdy te same osoby (Konfederacja) prowadzą antypolskie manifestacje fas…stowskie i palą tęczową flagę – nie pójdę tam bo mam współczucie dla ludzi i nie życzę im źle (poza jednym wrogiem: kaczką).
.
Rząd też doskonale odbiera nam prawo do leczenia – bezkarność lekarzy przy ROZPOZNAWANIU covid oraz nagrywane teleporady.
Według mnie nie. To nie jest zaplanowana pandemia, natomiast rządy różnych (mało demokratycznych) krajów mogą chcieć wykorzystać sytuację do walki z manifestacjami. Robią to np. Łukaszenka, czy Kaczyński. Zmiany w prawie aborcyjnym, czy nagonka na osoby LGBT+ są celowe w tym momencie. Po pierwsze – kolejne wybory za 3 lata, po drugie, pod pretekstem walki z pandemią, można wprowadzić przepisy ograniczające wolność. Poza tym rządzący mogli liczyć na to, że pandemia może powstrzymać protesty (co tym bardziej pokazuje jak niegodziwi ludzie nami rządzą i jak niegodziwi ludzie ich wybrali). Według mnie żadne argumenty "koronasceptyków" nie są racjonalne i żadne państwo nie zyskuje na tym co się stało…
A może zacząć mówić prawdę???? Wówczas nie dajemy pola do manipulacji. Bo dobra manipulacja opiera się na ziarnku prawdy. Jeżeli będziemy głosić "jedyną słuszną linię" a wszyscy inni to płaskoziemcy, to w momencie kiedy osoba przez nas indoktrynowana (bo jeżeli przedstawiamy tylko jedną stroną medalu to nie można tego inaczej nazwać) trafia na informacje sprzeczne z głoszoną przez nas tezą, to jest w kropce.
Jężeli np. mówimy o maseczkach i twierdzimy w sposób bezsprzeczny i niebudzący żadnych wątpliwości, że maseczki są OK, to co ma myśleć, nawet przekonany do tego co mówimy człowiek, kiedy trafia na wypowiedz p. ministra Szumowskiego, który wyśmiewa skuteczność tych maseczek, kiedy trafi na wypowiedź p.prof Guta, wirusologa i epidemiologa z ogromnym dośwadczeniem życiowym i naukowy, doradcę rządu ws. pandemi, który w bardzo konkretny i przekonujący sposób wyjaśnia brak skuteczności maseczek. Co mają pomyśleć ludzie, którzy analizując kiedy i w jakich sytuacjach trzeba nosić maseczki (bo wirus atakuje) a kiedy nie (już jest bezpiecznie). Muszą oni dojść do wniosku że to jakieś wypociny szaleńca -polecam -https://www.youtube.com/watch?v=mt2W5f-vxIw – próba analizy z humorem.
Co ma pomyśleć młody człowiek, kiedy widzi perfidię i cynizm rządu wysyłąjącego ludzi (głównie starszych bo to ich wyborcy) do wyborów w lecie – "bo już jest spoko, wirus opanowany,a ten sam rząd, który za kilka miesięcy straszy ludzi 8 latami więzienia za udział w marszach wolności bo "mamy pandemię", "stwarzacie zagrożenie". Powiedzenie w takich warunkach, że rząd wie co robi, że maseczki są ok. a ci co mówią inaczej nie wierzą w naukę i "naukowośc" są po prostu śmieszni. Takie działanie byłoby sensowne, gdyby wszystkie "niewygodne" dla "jedynego właściwego modelu myślenia" informacje były cenzurowane, co jak widze wielu się marzy. Nie rozumieją oni jednak, że takie siłowe rozwiązanie tym bardziej odstraszają myślących, słusznie podejrzewających: "o komuś zabrakło argumentów, zaraz zacznie używać pięści". Jeżeli młodzi ludzie, zostają w takiej sytuacji pozostawieni sobie, "przygarnie ich jedna ze stron sporu" i będzie to głównie zależeć od przypadkowych czynników, lub "atrakcyjności tej strony".
Jeszcze jeden przykład – szczepionki. Dwie linie – jedna że szczepionki ratują świat, a druga że tworzą je mordercy nastawieni na depopulację ziemi. I znowu możemy przyjąć jedna ze stron i twardo, nie bacząc na przeciwności trzymać się tej ścieżki. A może drogą środka, np.";owszem dzięki szczepionkom prawdopodobnie wyeliminowano szereg groźnych chorób, bo niektórzy wskazują że zbiegło się to również z ogromną zmianą jeśli chodzi o higienę, ochrony zdrowia, wiedzy medycznej w ogóle itd, więc trudno stwierdzić co miało największy wpływ – prawdopodobnie wszystkie razem. Są jednak ciemne strony szczepionek, ich opracowanie kosztuje życie i zdrowie wielu istnień, nawet już zatwierdzone i stosowane szczepionki wywierają czasem skutki uboczne, ze śmiercią włącznie CO STWIERDZA SAM PRODUCENT – DO KAŻDEGO LEKU JEST DOŁĄCZONA ULOTKA Z LITANIĄ DŁUGĄ JAK RÓŻANIEC SKUTKÓW UBOCZNYCH – CO OZNACZA ŻE SYTUACJE TAKIE SIĘ WYDARZYŁY, ZOSTAŁY POTWIERDZONE I UDOKUMENTOWANE (głupio takie coś przemilczeć, bo prawdopodobnie każdy kiedyś w przyszłości się na to natknie. A poza tym co za pomysł żeby coś przemilczać – wszak to już MANIPULACJA). NAuczyć młodych ludzi jak na podstawie różnych, czasami sprzecznych informacji podejmować decyzję. Jak, żeby taką wiarygodną decyzję podjąć, odszukać potrzebne informację, i jak próbować (bo całkowicie to niemożliwe) te informacje przesiać, oddzielić ziarno od plew. Ale przede wszystkim nauczyć ich myśleć logicznie, wnioskować, podnosić wiarę we własne możliwości, a nie słuchać autorytetów – to dwie skrajne postawy, wzajemnie się wykluczające.