Jak dorwę kretynów lub cyniczne świnie, którzy mój groteskowy żart przerabiają na rzekomą prawdę, to chyba zabiję - napisał na FB Jacek Rakowiecki. W OKO.press opisuje, jak mimowolnie stworzył fake newsa, nie słuchając własnych przestróg
„W marcu 2020 roku opublikowałem najpierw na swoim wallu na FB, a potem w »Wyborczej«, tekst »W siedmiu punktach: jak być odpowiedzialnym w czasach pandemii i chronić się przed fake »newsami« [patrz na koniec artykułu - red.]. A teraz sam stałem się nieświadomym autorem obrzydliwego fejka".
Jaki błąd popełniłem? - pyta sam siebie Jacek Rakowiecki*, dziennikarz z 40-letnim doświadczeniem, w czasach PiS aktywny uczestnik i komentator kolejnych protestów.
"Błąd był taki, że 2 stycznia 2021 przedstawiłem na swoim wallu na FB własne stanowisko wobec osławionej już sprawy szczepień na COVID-19 grupy znanych aktorów i osób publicznych. Stanowisko było krytyczne, bo uważałem i uważam, że nic nie usprawiedliwiało naiwnej wiary szczepionych, że faktycznie biorą udział w jakiejś normalnej akcji promocyjnej".
Ale mniejsza o to, jakie mamy w tej kwestii zdanie, bo chodzi o coś innego (namawiam osoby inaczej oceniające szczepienia „grupy Jandy” o dalszą lekturę, bo rzecz jest w czym innym).
Ponieważ uważałem, że liczni i zawzięci już wtedy w mediach społecznościowych obrońcy zaszczepionej osiemnastki grzeszą swego rodzaju dwójmyśleniem, rozpocząłem wpis na FB od fałszywego cytatu, który miał parodiować prawdziwe wydarzenie.
Brzmiał on: „Halina Łabonarska z synem, Jerzy Zelnik i Jarosław Marek Rymkiewicz i co najmniej jeszcze kilkanaście innych osób znanych z popierania PiS zaszczepiono na COVID-19 w szpitalu MSWiA poza kolejnością. Szpital tłumaczy, że chodziło mu wyłącznie o promocję szczepień...”.
Zaraz potem napisałem z pewną dozą złośliwości, choć i - upierałbym się - realizmu:
„Czujecie co by się działo w naszej banieczce po takim newsie?
Jakie joby by leciały, jaki triumf, że PiS kolejny raz udowodnił, jak lekceważy zwykłych ludzi, bo znów pisowski »ból jest większy niż niepisowski«? No ale stało się akurat na odwrót, więc odwracanie kota ogonem idzie wielu (nie wszystkim, na szczęście!) dzielnym demokratom równie dobrze, jak Kaczorowi, Pinokiowi czy braciom Karnowskim”.
Mój tekst szybko zyskał względnie dużą popularność i spotkał się raczej z poparciem, choć oczywiście kilka czy kilkanaście osób – mniej czy bardziej merytorycznie - się oburzyło, a jedna bez podjęcia rozmowy skreśliła mnie z listy facebookowych znajomych.
Mijały godziny i dni, a dyskusja o wydarzeniu, miejscami coraz bardziej niestety zmieniająca się raczej w pyskówkę, rosła w mediach społecznościowych, więc mój status odchodził – wydawało się – w cień wobec wielu kolejnych opinii na setkach innych „ścianek”. A jednak nie…
Bo oto od 4 stycznia zaczęły do mnie docierać informacje, że wyrwany z całości fikcyjny cytat z mojego statusu, zaczął być kolportowany, już nie tylko po FB, ale i na Twitterze, jako samodzielna prawdziwa informacja, a zarazem dowód na ohydną dwulicowość PiS-u, potępiającego ustami swych polityków zachowanie „Osiemnastki”, a tolerującego czy ukrywającego identyczne zachowania swoich sympatyków.
Odezwała się do mnie jedna z wymienionych przeze mnie osób, z pretensjami, że z powodu figury stylistycznej, jakiej użyłem spotyka go hejt, przed którym nie wie, jak się bronić. Rozbroiłem jego złość szybkimi przeprosinami.
To samo spotkało także innych wymienionych przeze mnie. Anonimowi i nie anonimowi użytkownicy mediów społecznościowych zalali ich – nie owijajmy w bawełnę – gównem inwektyw i gróźb.
Rozgłosiłem, nie wiem, z jak rozległym skutkiem, by ktokolwiek zobaczy tę fałszywkę natychmiast ją prostował i apelował do osób, które ją rozpowszechniły, o jej skasowanie lub jeszcze lepiej: przyznanie, że to fejk bez żadnych podstaw w rzeczywistości. Sam zlokalizowałem trzy takie osoby, z czego po mojej interwencji jak na razie tylko jedna się odezwała z przeprosinami i usunęła wpis.
Niestety, dowiedziałem się też o innych, którzy albo nie zareagowali na interwencję, albo odmówili jakiejkolwiek reakcji. Co najmniej jedna osoba miała bez zażenowania wyjaśniać, że wie, iż to fałsz, ale ponieważ skuteczny w walce z PiS i obronie „naszych” aktorów, nie zamierza go usuwać…
Tyle historii. Jak ją ocenić i jakie wnioski wyciągnąć, skoro mleko (no, raczej inny płyn) już się wylało?
Przyznaję, że czuję się współwinny. Sam wielokrotnie użalałem się, że coraz więcej czytelniczek i czytelników (wypadałoby raczej napisać: odbiorców czy wręcz konsumentów mediów społecznościowych) poprzestaje na kilku pierwszych zdaniach tekstu czy informacji, nie zaglądając dalej i nie klikając w żadne rozszerzenie.
Z moich obserwacji wynika, że dzieje się tak zresztą niezależnie od np. poziomu wykształcenia.
Decydujący jest raczej poziom politycznych emocji towarzyszących oraz fakt, że coraz więcej z nas w mediach wcale nie szuka informacji, które pozwolą poznać i zrozumieć rzeczywistość, ale wyłącznie potwierdzenia swoich poglądów.
A także odbycia codziennego rytualnego „kwadransa nienawiści” do wroga, co jak wiadomo podładowuje każdemu patriocie baterie do dalszej walki o prawdę i sprawiedliwość. Jest to zresztą, myślę ze smutkiem, być może jedyny już mechanizm wspólny dla polskiego podzielonego społeczeństwa, pozwalający na konstatację, że jednak „wszyscy Polacy to jedna rodzina”. Ale wyłącznie w nienawiści.
Wracając do meritum: tak, z pewnością powinienem moją wspomnianą na początku instrukcję „Jak być odpowiedzialnym… w siedmiu punktach” uzupełnić o punkt ósmy:
„8. Uważaj z żartami, parodiami, ironiami i właściwe wszelkimi konwencjami literackimi, bo media społecznościowe w ogóle ich nie absorbują, nie rozpoznają, nie niuansują.
Chcesz być odpowiedzialny, musisz być do bólu jednoznaczny”. A jeśli nie będziesz, to potem się nie dziw…”.
Słowo wróblem wylata, a powraca wołem.
Choć nie wiem, czy nie byłby konieczny także punkt dziewiąty... Coś w stylu:
„9. Pamiętaj, że cokolwiek trwale możesz zmienić w polskiej rzeczywistości tylko posługując się potwierdzonym i sprawdzonymi wiadomościami. Czyli prawdą. Oczywiście, kłamstwo często jest bardziej efektowne i wydaje się bardziej skuteczne. Ale jeśli decydujesz się na nie i je rozpowszechniasz – świadomie czy nawet z lenistwa lub bezmyślności - to naprawdę niczym nie różnisz się od tych, którzy niszczą twój kraj”.
Przypominamy główne punkty poradnika Jacka Rakowieckiego opublikowanego w "Wyborczej" 26 marca 2020 pod hasłem "krótkiego przewodnika dla każdego, kto nie chce być robiony w trąbę oraz rozumie, że myślący człowiek powinien komentować na podstawie prawdziwych danych i informacji". Niektóre z rad Rakowieckiego (zwłaszcza rada nr 2) opisują pułapkę, w którą sam wpadł.
Media społecznościowe, a Facebook szczególnie, nie są już tylko intymnym pokojem zwierzeń. Chcemy czy nie, stanowią przekaźnik-medium sam w sobie i rządzą się prawami, na które nie mamy wpływu; czasem nie mamy też pojęcia, jak daleko roznosić się będzie nasze słowo. Dlatego nasza odpowiedzialność za to, co tam napisaliśmy, jest naprawdę całkiem poważna. Szczególnie w czasach, gdy żyjemy na beczce prochu.
Albo jeszcze inaczej: wydaje się nam, że publikując na FB, po prostu prowadzimy rozmowę ze znajomymi. Błąd! Facebook, jego algorytmy i ludzka naiwność nadają czasem (ale nigdy nie wiadomo kiedy) naszym nawet niewinnym postom zupełnie inną rangę niż niezobowiązująca pogawędka. Mimowolnie jesteśmy swego rodzaju „amatorskimi dziennikarzami obywatelskimi”, a nie prywatnymi osobami u cioci na imieninach lub piwie z kumplami.
Dlatego proponuję krótki, siedmiopunktowy przewodnik dla każdego, kto nie chce być robiony w trąbę oraz rozumie, że myślący człowiek powinien komentować na podstawie prawdziwych danych i informacji.
1. Dzielmy się wyłącznie sprawdzoną wiedzą, linkami do wiarygodnych źródeł, a nie własnym strachem, przemądrzałością i przekonaniem, że „sprawdzony znajomy” lub „kuzyn” są rzetelnym źródłem informacji. Nie są. Czasem bywają źródłem ciekawej, śmiesznej czy pouczającej anegdoty, ale nie mylmy jej z kompletną informacją. Kompletną, czyli sprawdzoną w więcej niż jednym źródle. 2. Jeśli chcesz się dzielić opinią, to się dziel, ale opieraj ją na rzetelnym, stwierdzonym fakcie, a nie memie, pogłosce czy plotce. Jeśli przy niepotwierdzonej, wątpliwej, dziwnej informacji postawisz nawet wyraźny (twoim zdaniem) znak zapytania, to i tak znacząca część czytelników go nie zauważy i potraktuje twoją wątpliwość jako pewnik. Musisz po prostu mieć nie tylko ograniczone zaufanie do źródeł, ale też do odbiorców twojego posta lub statusu.
Ludzie czytają szybko, niechlujnie, często nie łapią ironii, mają inne niż twoje poczucie humoru. Plotka, która wylatuje wróblem, wraca wołem. Możliwe, że ci spośród fejsbukowych znajomych, którzy znają cię osobiście, złapią każdy niuans twojej wypowiedzi, ale prawie na pewno masz też na FB takich, którzy nie znają cię na tyle dobrze i „kupują” twoje słowa wprost.
3. Te informacje, które chcesz dalej kolportować, bierz lepiej z mediów internetowych lub drukowanych. Telewizja i radio są szybkie, ale często słuchamy ich jednym uchem, a podczas przepisywania tego, co usłyszeliśmy, robimy jeszcze własne błędy.
4. Jeśli podajesz informację lub nawet tylko ją komentujesz, zawsze gdy to tylko możliwe, powołuj się na źródło – i to najlepiej z linkiem! Zwróć uwagę, jak często przy „gołych” komentarzach ludzie pytają: „Ale o co chodzi?”. Pozwól im ocenić twój komentarz w kontekście pełnej informacji, a nie jakiegoś jej szczątku.
5. Pamiętaj, że nie każde tzw. profesjonalne medium, nawet jeśli powszechnie znane, jest równie godne zaufania. Nie tylko dlatego, że czasem łże, żeby było więcej sensacji i zainteresowania, a więc clickbajtów (po tym rozpoznajemy media tabloidowe), ale przede wszystkim dlatego, że pracują tam najczęściej słabo wynagradzani niezbyt kompetentni ludzie, będący w dodatku pod presją czasu: przyzwoicie zarobią tylko wtedy, gdy napiszą dużo i możliwie sensacyjnie.
6. Zrób sobie, przynajmniej na czas pandemii, listę kilku rzetelnych mediów, do których regularnie zaglądasz… a zaglądaj najlepiej, ZANIM cokolwiek zaczniesz pisać na FB! Gwarantuję, że już po kilku dniach zobaczysz, iż nic, co ważne, ci nie umyka i nie musisz posiłkować się innymi źródłami. Niestety, nie ma w Polsce więcej niż kilkanaście rzetelnych portali czy stron informacyjno-komentatorskich.
Oczywiście, szczególnie w kwestii pandemii możesz sięgać do uznanych źródeł, jak np. WHO, media wyspecjalizowane w epidemiologii czy wielkie media zachodnie itp. Ale linkuj je i oznaczaj. Pamiętaj też, że nie każdy zna na tyle dobrze obce języki, by zrozumieć nieraz bardzo skomplikowane kwestie.
7. Naprawdę warto połączyć też zrobienie sobie dobrego zestawu informacyjnego z finansowym wsparciem przynajmniej jednego medium. To zazwyczaj tylko kilka-kilkanaście złotych miesięcznie (ważne, żeby regularnie!), ale w zamian nie tylko masz dostęp do większych materiałów, ale i coś jeszcze znacznie ważniejszego: wspomagasz istnienie mediów, które łamią rosnący monopol informacyjny PiS.
*Jacek Rakowiecki. Dziennikarz, działacz opozycji w okresie PRL, z wykształcenia polonista i teatrolog. W latach 2016-2018 prezes Funduszu Mediów, fundacji założonej przez Towarzystwo Dziennikarskie, by „wspierać wartościowe dziennikarstwo i podnosić kompetencje dziennikarzy”, od 2019 koordynator Concilium Civitas, forum współpracy wybitnych polskich uczonych pracujących za granicą. Dziennikarz z wieloletnim i różnorodnym doświadczeniem, pracował w „Wyborczej”, „Rzeczpospolitej”, „Przekroju”, był naczelnym „Vivy” i „Filmu”. Rynek medialny poznał też od drugiej strony jako rzecznik prasowy TVP (2013-2015). Od 2015 aktywnie uczestniczy i komentuje protesty społeczne.
Dziennikarz, działacz opozycji w okresie PRL, z wykształcenia polonista i teatrolog. W latach 2016-2018 prezes Funduszu Mediów, fundacji założonej przez Towarzystwo Dziennikarskie, by „wspierać wartościowe dziennikarstwo i podnosić kompetencje dziennikarzy”, od 2019 koordynator Concilium Civitas, inicjatywy współpracy wybitnych polskich uczonych pracujących zagranicą. Dziennikarz z wieloletnim i różnorodnym doświadczeniem, pracował w „Wyborczej”, „Rzeczpospolitej”, „Przekroju”, był naczelnym „Vivy” i „Filmu”. Rynek medialny poznał też od drugiej strony jako rzecznik prasowy TVP (2013-2015). Od 2015 aktywnie uczestniczy i komentuje protesty społeczne.
Dziennikarz, działacz opozycji w okresie PRL, z wykształcenia polonista i teatrolog. W latach 2016-2018 prezes Funduszu Mediów, fundacji założonej przez Towarzystwo Dziennikarskie, by „wspierać wartościowe dziennikarstwo i podnosić kompetencje dziennikarzy”, od 2019 koordynator Concilium Civitas, inicjatywy współpracy wybitnych polskich uczonych pracujących zagranicą. Dziennikarz z wieloletnim i różnorodnym doświadczeniem, pracował w „Wyborczej”, „Rzeczpospolitej”, „Przekroju”, był naczelnym „Vivy” i „Filmu”. Rynek medialny poznał też od drugiej strony jako rzecznik prasowy TVP (2013-2015). Od 2015 aktywnie uczestniczy i komentuje protesty społeczne.
Komentarze