0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Dawid Żuchowicz / AgencjaDawid Żuchowicz / Ag...

28 marca 2020 opisaliśmy sztafetę zakażeń koronawirusem w Szpitalu Bródnowskim w Warszawie. Zaczęło się od lekarza, który pracował na oddziale gastroenterologii. Razem z najbliższym zespołem pielęgniarskim został skierowany na 14-dniową kwarantannę, ale oddział, na którym pracował, nie został poddany izolacji od razu po zdiagnozowaniu personelu.

Do pacjentów wpuszczono personel z innych oddziałów, który przez kilka dni – jak wynika z relacji personelu – "bez zabezpieczeń krążył niemal po całym szpitalu".

Jeden dyżur na "skażonym" oddziale, przeplatano z kilkoma na innych. A personel medyczny nie miał dostępu do testów.

„Boimy się tu przychodzić. Ponad 30 lat pracuję w zawodzie i nigdy takiego cyrku nie widziałem” – mówił OKO.press członek personelu zatrudniony w szpitalu na ul. Kondratowicza w Warszawie.

Przeczytaj także:

Z informacji OKO.press wynika, że 27 marca, czyli 7 dni od pierwszego pozytywnego testu, zakażone były co najmniej 34 osoby: w tym 31 pacjentów i 3 członków personelu medycznego. Oficjalnie do 29 marca Szpital Bródnowski potwierdził informacje o 30 zakażeniach i dwóch ogniskach SARS-CoV-19: na oddziale kardiologicznym i gastroenterologicznym.

W komunikacie z 27 marca zarząd szpitala twierdził, że od czasu wykrycia zakażeń obydwa oddziały były zamknięte. Opierając się na relacji członka personelu medycznego pisaliśmy, że "zamknięcie" oznacza, że oddział wciąż działa – nie przyjmuje co prawda pacjentów planowych, ale ostre przypadki już tak. Pracownicy tych oddziałów nie czują się bezpiecznie, bo nie wiedzą kto może być zakażony.

Jak wygląda ograniczony dostęp do oddziałów, na których stwierdzono przypadki zakażeń? "Lekarz dyżurny SOR w nocy z czwartku na piątek przyjął dwóch nowych pacjentów na zamkniętą kardiologię" — mówi OKO.press inny członek personelu medycznego.

Podobne do naszych informacje opublikował portal targówek.info. W komunikacie z 28 marca czytamy, że dostęp do oddziałów, na których wystąpiły ogniska, "pozostaje ograniczony".

Personel medyczny wciąż się boi i kwestionuje decyzje dyrekcji. OKO.press przedstawia ich wątpliwości i rozmawia z rzecznikiem szpitala Piotrem Gołaszewskim.

Kolejny oddział z koronawirusem?

Z naszych informacji wynika, że sztafeta zakażeń przeniosła się już na kolejny, oprócz gastroenterologii, kardiologii i interny [o ostatnim poinformował nas rzecznik, piszemy o tym dalej], oddział. Chodzi o salową, która miała kontakt z pracownicą kardiologii, gdzie już wcześniej wykryto koronawirusa. Ta osoba pracowała do tej pory na wolnym od zakażeń oddziale cały ubiegły tydzień. Chodziła przeziębiona, w zwykłej masce chirurgicznej. "W sobotę [27 marca] miała gorączkę, koleżanka znalazła ją nieprzytomną w mieszkaniu. Przebadali ją, ma koronawirusa" — mówi OKO.press pracownik Szpitala Bródnowskiego.

Z naszych informacji wynika, że chodzi o młodą kobietę, która obecnie jest hospitalizowana w jednym ze szpitali zakaźnych. Jeszcze wczoraj, 29 marca, była w ciężkim stanie.

Pracownicy oddziału, na którym pracowała, również się boją. Oddział nie został zamknięty, szpital nie podał oficjalnej informacji o zakażeniu na nowym oddziale. "W sobotę otrzymałem nakaz pracy na 24-godzinne dyżury" — mówi jeden z pracowników. "Jestem załamany. Martwię się o rodzinę, o pacjentów. Do pracy dojeżdżam autobusami. Ile osób mogę zakazić, jeśli chorobę przechodzę bezobjawowo?" — pyta.

Dowiedzieliśmy się, że odgórne zarządzenie dyrekcji brzmi: "musimy utrzymać oddział".

Szpital: "Personelu mamy na styk. Bardzo się o to martwimy"

W sobotę 28 marca Dyrektor Śródmiejskiego Centrum Klinicznego i rzecznik prasowy Piotr Gołaszewski odesłał nas do oficjalnych komunikatów na stronie. Dziś, 30 marca, na łamach OKO.press opowiada, jak szpital radzi sobie z zakażeniami.

"Widzę, że to, co jeszcze w zeszłym tygodniu nazywałem emocjami wśród personelu medycznego, dopiero dziś realnie przybiera taką formę.

Chyba nam wszystkim wydawało się, że możemy szybko i mądrze poukładać tę sytuację, ale najbardziej w samej naturze wirusa zaskoczyło nas to, że można przez kilka dni lub wcale nie przejawiać żadnych objawów, a już zakażać.

Ale musimy odciąć emocje i skupić się na naszych zadaniach" — mówi na wstępie Gołaszewski.

A problem jest poważny. Jak przyznaje rzecznik szpitala 30 marca do godziny 16:00 wykryto w sumie 77 zakażeń koronawirusem na trzech oddziałach: gastrologicznych, internistycznym i kardiologii.

Zakażonych zostało 43 pacjentów i 34 pracowników.

10 osób na oddziale chorób wewnętrznych czeka na przewiezienie do jednoimiennych szpitali zakaźnych. Reszta już opuściła budynki przy ul. Kondratowicza.

Jak wygląda procedura, gdy do szpitala spływa pozytywny wynik testu na obecność koronawirusa? "Konsultujemy wszystkie decyzje z Sanepidem, ale od razu zaczynamy działać. Musimy sięgnąć wstecz, szacujemy, które osoby miały kontakt z zakażonym i są w grupie ryzyka. Od tego, że byli razem na dyżurze, po minięcie się na korytarzu. A ci, którzy są zakażeni i mieli intensywny kontakt trafiają na kwarantannę. Lista kontaktów tafia do Sanepidu.

Po 7 dniach mają wykonywane testy i jeśli wynik wróci ujemny to mogą wracać do pracy. Ci, którzy nie mają objawów i nie mieli kontaktu, pracują dalej"

— opowiada rzecznik i przyznaje, że sytuacja kadrowa jest bardzo ciężka. "Mamy personelu na styk. Bardzo się o to martwimy. Dziś tuż przed godziną 16:00 wystąpiliśmy o wsparcie do Wojewody".

"Zamknięcie oddziału nie oznacza, że możemy przekręcić klucz"

Gdy pytamy o system rotacyjny, który doskwiera personelowi, rzecznik mówi, że nie ma lepszego modelu. "Pierwszym krokiem, który podjęliśmy już 16 marca, była decyzja o zawieszeniu planowych przyjęć. Od pierwszego zakażenia wprowadzamy system pracy rotacyjnej tam, gdzie to możliwe, na co pozwala właśnie mniejsze obłożenie szpitala. Część ma 48 godzin przerwy, część 24. W ten sposób możemy zawsze zabezpieczyć pracę oddziału.

A już teraz na różnych zwolnieniach przebywa ponad 300 z 1600 pracowników szpitala. Nie możemy na nich liczyć".

Co z zamykaniem oddziałów? "Zamknięcie nie oznacza, że można przekręcić klucz. Chodzi o zatrzymanie dopływu pacjentów poza sytuacjami ekstremalnymi, o których decyduje lekarz dyrektor medyczny. Stopniowo idziemy w stronę opróżnienia oddziału, by móc dokonać jego dekontaminacji. I to już stało się z gastrologią. Czekamy na zielone światło od Sanepidu i być może już w tym tygodniu wznowimy jego pracę, bo z kwarantanny wrócą lekarze i personel z ujemnymi wynikami, 8-9 osób".

Rzecznik mówi, że był tylko jeden przypadek przyjęcia pacjenta na oddział zamknięty. Chodzi o gastrologię. Pacjent był odizolowany od reszty.

Co z kardiologią? "Zadałem oficjalne pytanie Szpitalnemu Oddziałowi Ratunkowemu, ale nie mam jeszcze odpowiedzi. Kardiologie to u nas dwie lokalizacje, jedna w centrum Warszawy, druga na Bródnie i przy obecnych emocjach w zespołach już trzy lub cztery razy brałem udział w rozmowie, gdzie musiałem wyjaśnić, że pacjenci zostali przyjęci, ale na ul. Hożą, a w obecnej sytuacji są jedynie zaopatrywani na SOR na Bródnie i jadą np.na koronarografię lub na pobyt do Centrum" — wyjaśnia Gołaszewski.

"Nie zawiesimy działania szpitala"

Każdy nowy pacjent, który trafia do szpitala, musi przejść drobiazgowy triage i testy. "Oprócz tego, że go ratujemy, to robimy mu wymaz i trafia do »przedsionka« dekontaminacji. Tam pozostaje maksymalnie 16-18 godzin, do czasu, aż dostaniemy wynik testu i będzie mógł trafić na oddział. Opiekują się nim osoby dedykowane, w pełnym anturażu, czyli ubraniach ochronnych. To taka szpitalna mikro-kwarantanna.

Wiadomo, że nie zawiesimy działań SOR-u i całego szpitala. Do nas trafiają ofiary wypadków samochodowych, może ruch jest mniejszy, ale ludzie wciąż potrzebują naszej pomocy"

— opowiada rzecznik.

"Wszędzie tam, gdzie jest ryzyko zakażenia, pracownicy chodzą w pełnym stroju ochronnym. Ale oczywiście nie będziemy zmuszać np. neonatologów. Zalecamy im podstawową ochronę. Dbamy też o psychikę pacjentów. Jak na oddział nagle przyjdzie kosmita, to nikomu to nie pomoże. Mówimy: sięgajcie po środki, które są stosowne, a pełny sprzęt zostawiajcie na sytuacje awaryjne" — dodaje.

;
Na zdjęciu Hanna Szukalska
Hanna Szukalska

Psycholożka, dziennikarka i architektka. Współpracuje z OKO.press i Fundacją Dajemy Dzieciom Siłę. W OKO.press pisze głównie o psychiatrii i psychologii, planowaniu przestrzennym, zajmowała się też tworzeniem infografik i ilustracji. Jako psycholożka pracuje z dziećmi i młodzieżą.

Na zdjęciu Anton Ambroziak
Anton Ambroziak

Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o prawach człowieka, społeczeństwie obywatelskim i usługach publicznych.

Komentarze