0:000:00

0:00

Opublikowanie w środę 27 stycznia 2021 tzw. wyroku Trybunału Konstytucyjnego Julii Przyłębskiej z 98-dniowym opóźnieniem rodzi liczne spekulacje, dlaczego akurat teraz. Czy Kaczyński czekał aż kobiety zmęczą się protestami? Czy PiS chce przykryć nieudolność rządu w szczepieniu 70-latków? Czy Kaczyński odbiera w ten sposób ideologiczne paliwo Zbigniewowi Ziobrze, który zachodzi go z prawej strony jako nie dość zdeterminowanego obrońcę tzw. wartości chrześcijańskich?

To ciekawe kwestie, ale nie wpływają na istotę rzeczy.

Tak czy inaczej, decyzja Kaczyńskiego - bo przecież to jego decyzja - jest obrzydliwym aktem przemocy, uzurpacją katolickiego fanatyzmu.

Zasługuje na oburzenie, jakie wywołuje, a sam Kaczyński zasługuje na publiczne potępienie i powinien - mówiąc dosadnym językiem Strajku Kobiet - jak najszybciej wypierdalać z życia publicznego.

Została opcja wad letalnych? Nieprawda

Po publikacji uzasadnienia pojawiają się już głosy, że Trybunał Julii Przyłębskiej pozostawił furtkę dla aborcji płodów z wadami letalnymi (gdy pewne jest, że płód obumrze lub urodzone dziecko umrze). Nie jest to prawdą.

W uzasadnieniu pojawia się jedynie uwaga, że wady letalne mogą stanowić zagrożenie dla życia lub zdrowia matki, a taki przypadek przewiduje inny przepis ustawy.

Zagrożenie dla życia lub zdrowia matki to - obok "czynu zabronionego" - jedna z dwóch nieusuniętych jeszcze przesłanek dopuszczalności wykonania aborcji w ustawie z 1993 roku.

Przerwanie ciąży może być dokonane wyłącznie przez lekarza, w przypadku gdy:

  1. ciąża stanowi zagrożenie dla życia lub zdrowia kobiety ciężarnej (bez ograniczeń ze względu na wiek płodu[2]),
  2. badania prenatalne lub inne przesłanki medyczne wskazują na duże prawdopodobieństwo ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu albo nieuleczalnej choroby zagrażającej jego życiu (do chwili osiągnięcia przez płód zdolności do samodzielnego życia poza organizmem kobiety ciężarnej) – tę przesłankę zakwestionował TK Przyłębskiej,
  3. zachodzi uzasadnione podejrzenie, że ciąża powstała w wyniku czynu zabronionego (do 12 tygodni od początku ciąży).

Występowanie okoliczności określonej w pkt. 3 stwierdza prokurator, pozostałe dwa lekarz inny niż przeprowadzający zabieg, chyba że ciąża zagraża bezpośrednio życiu kobiety

Dywagacje, że od tej pory lekarze zaczną terminować ciąże obarczone ciężkimi wadami ze względu na zdrowie psychiczne kobiet, grzeszą nadmiernym optymizmem, żeby nie powiedzieć naiwnością.

Widzieliśmy już, jak szpitale reagowały na samo ogłoszenie wyroku. Możemy się domyślać, że prokuratura pod wodzą fundamentalistycznie nastawionego szefa Solidarnej Polski, czy organizacje takie jak Ordo Iuris nie będą zwlekać z wytoczeniem najcięższych dział przeciwko lekarzom, którzy zdecydowaliby się na taki rodzaj pomocy swoim pacjentkom.

W jednym tylko miejscu uzasadnienia Trybunał puszcza oko, stwierdzając, że "szeroki katalog okoliczności określonych w art. 4a ust. 1 pkt 2 u.p.r. obejmuje bardzo zróżnicowane przypadki. Stanowienie adekwatnych norm prawnych należy jednak do kompetencji ustawodawcy, a Trybunał może ewentualnie oceniać konstytucyjność przyjętych przez niego rozwiązań w przypadku zainicjowania kontroli”.

Oznacza to, że w najbliższych miesiącach może pojawić się w Sejmie projekt, który będzie różnicował sytuację płodów obarczonych konkretnymi wadami. Być może będzie to makabryczny projekt prezydenta Dudy.

Przeczytaj także:

Ale do czasu uchwalenia takiego prawa zakaz będzie bezwzględny.

Krucjata dobrnęła do kresu

Lider obozu władzy, a tym samym cały PiS, dopełnił ideologicznej krucjaty, jaką toczy przeciwko "nihilizmowi", i określił się jako siła skrajnie fundamentalistyczna. Program narodowo-katolicki nabrał tu zarazem anachronicznego i okrutnego wymiaru.

Anachronicznego, bo już przed nieszczęsnym orzeczeniem Polska była - obok Malty, Andory i Watykanu - jedynym miejscem w Europie, gdzie kobieta nie ma prawa decydować o swej ciąży.

Margines legalnych aborcji był niewielki, rzędu 1000-1100 zabiegów rocznie, zapewne kilkadziesiąt, a może nawet sto razy więcej odbywało się nielegalnie.

Już wcześniej to nie kobieta podejmowała decyzję o swej ciąży, ale jakieś resztki dopuszczanej przez prawo aborcji były. Szczególnie ważne dla kobiet uboższych z mniejszych ośrodków. Teraz władza mówi Polkom, że - jak to ujęła Jadwiga Emilewicz - "wolność kobiety kończy się, gdy zachodzi w ciążę, bo jest ograniczona wolnością dziecka".

PiS obejmuje opiekę i kontrolę nad każdym "dzieckiem poczętym" - także uszkodzonym potworkiem - jakby jego rodzicami byli Przyłębska z Kaczyńskim.

Nie ma większego znaczenia, czy Kaczyński jest cynikiem, który chce się ogrzać katolickim żarem, czy też z własnej posmoleńskiej rozpaczy popadł w dewocję i ubzdurał sobie, że „w Polsce nauce moralnej Kościoła można przeciwstawić tylko nihilizm” i właśnie dopełnia dzieła.

Tak czy inaczej, publikacja tzw. wyroku jest potrójną prowokacją.

Starszy pan K. kładzie rękę na brzuchu każdej Polki

Wobec kobiet, to oczywiste. Starszy pan Jarosław, wieczny kawaler i teoretyk normalnej polskiej rodziny, podjął się roli strażnika moralności kobiet. Wykluczając prawo kobiet do sumienia, PiS skacze w przeszłość o dwa stulecia. Jakby nie zauważył XX-wiecznej emancypacji kobiet.

Władza wkracza w obszar decyzji, który do tej pory honorowała. Masz donosić tę ciążę i urodzić niechciane chore czy niepełnosprawne dziecko. Masz urodzić nawet trupa - mówi władza nie przyjmując argumentu z protestów, że "Moje ciało to nie trumna".

Publikacja wyroku mgr Przyłębskiej ostatecznie przekreśla wizerunek PiS jako przyjaznej i troskliwej siły prospołecznej.

Grzebie też jej szanse wśród młodych ludzi, najbardziej zainteresowanych tematem. Dowodzi bowiem, że ideologicznie rozdmuchana wartość "życia poczętego" we władaniu polityka bez skrupułów może naruszyć ich ludzkie prawa, ich poczucie bazowego bezpieczeństwa, ich nadzieje na życie zgodne z tym, czego chcą.

Innymi słowy, publikacja wyroku jak jest przybicie pieczęci nad splotem przemocy politycznej i gwałtu na kobiecym ciele i życiu młodych ludzi.

W uzasadnieniu wyroku towarzyszą temu uwagi całkowicie oderwane od życia jak to, że "ciężkie schorzenia płodu nie naruszają dobrostanu kobiety", czy to, że wady letalne płodu nie oznaczają, że "dotknięty nimi człowiek nie będzie mógł korzystać w pełni z praw i wolności gwarantowanych konstytucyjnie w postnatalnej fazie życia".

Fanatyzm nie jest głosem katolickiego społeczeństwa

"Fanatycy, łapy precz od moich sióstr" - woła Strajk Kobiet.

Kaczyński być może myśli, że wypowiada się w imieniu tzw. katolickiego społeczeństwa.

Ale razem z Przyłębską mówią raczej głosem jakiejś radiomaryjnej fanatycznej frakcji, są tak reprezentatywni dla ogółu Polek i Polaków, jak homofobus fundacji PRO – Prawo do Życia jest reprezentatywny dla transportu samochodowego w Polsce.

Decyzja o usunięciu przesłanki embriopatologicznej do aborcji idzie pod prąd ogromnej większości Polek i Polaków. Zakaz aborcji popiera w różnych sondażach maksymalnie 10 proc. osób badanych.

W listopadowym sondażu Ipsos dla OKO.press za całkowitym zakazem aborcji było 8 proc. badanych, w elektoracie PiS - niewiele więcej - 19 proc.

Przesłankę embriopatologiczną przerywania ciąży akceptowało 19 proc. wszystkich badanych i 36 proc. wyborców PiS. Dla Kaczyńskiego jest niedopuszczalna.

Reszta była za rozszerzaniem prawa wyboru. W innym pytaniu aż 66 proc. uznało, że to kobieta powinna decydować, co z jej ciążą będzie.

W tym samym sondażu 80 proc. Polek i Polaków zgodziło się z poglądem, że "czas już na polityczną emeryturę dla Jarosława Kaczyńskiego". Faktycznie.

Fanatyzm PiS zaczyna się od języka, odpowiedni dobór słów mu służy.

Opublikowane w środę Uzasadnienie tzw. wyroku TK z 22 października 2020 opiera się na abstrakcyjnych dywagacjach o godności osoby ludzkiej, w których przyjmuje się za pewnik, że płód to człowiek, któremu przysługują właściwie takie same prawa jak dzieciom.

Sędziowie pouczają nawet ustawodawcę, by w aktach prawnych nie używali określeń "kobieta ciężarna", czy "płód", ale "matka dziecka" i "dziecko".

Trzecia prowokacja - wobec Europy, która tylko wzruszy ramionami

„Na Halloween przebiorę się za Polskę” - to hasło niesione przez nastolatkę na proteście Strajku Kobiet dobrze pokazuje anachroniczny wydźwięk opublikowanego wyroku.

Być może Kaczyński naprawdę wierzy w to, że zadaniem PiS jest zrealizować marzenie Jana Pawła II i przystąpić do ewangelizacji Europy, ale efekt będzie zgoła inny, a skuteczność taka jak w lansowaniu Saryusza-Wolskiego przeciw Tuskowi w wyborach na szefa Rady Europejskiej w 2017 roku.

Owszem, agencje odnotują z zainteresowaniem, że piąty co do wielkości kraj Unii Europejskiej, który nie tak dawno nadawał w naszej części Europy ton w przejściu od komunizmu do demokracji, postanowił wykonać numer w stylu zdecydowanie bliższym Iranowi niż Irlandii.

Będą solidarnościowe akty protestu Międzynarodowego Strajku Kobiet, ale Unia Europejska zostawi tu Polkom i Polakom prawo do dowolnej regulacji, nawet najbardziej zdumiewającej. Inna rzecz, czy Europejski Trybunał Praw Człowieka nie będzie wydawał wyroków przeciwko Polsce za torturowanie kobiet.

Katolicyzm okrutny i nieskuteczny zarazem

Kościół katolicki musi przyjąć decyzję o publikacji wyroku z entuzjazmem równym radości, jaka ogarnęła Episkopat po ogłoszeniu wyroku 22 października.

Hierarchia może być usatysfakcjonowana: teraz prawo będzie pilnować, by ten Holocaust jakim była w ich pojęciu aborcja został zatrzymany (poza niedopatrzeniem, jakim jest pozostawienie legalnej aborcji ciąży z gwałtu, ale to ledwie kilka przypadków rocznie).

Ten triumf Kościoła pogrąży go jednak tym szybciej, autorytet tej instytucji ulegnie dalszej erozji. Nie tylko dlatego, że zakaz będzie równie skuteczny, jak metody naprotechnologii, które miały zastąpić diabelskie in vitro.

Decyzja, że kobieta ma urodzić dziecko nawet wtedy, gdy wiadomo, że umrze ono zaraz po urodzeniu (o ile dożyje do porodu), jest tak okrutnym pogwałceniem zasady miłosierdzia, że musi obnażyć okrucieństwo antyaborcyjnej ideologii, która pozostaje przecież arbitralną interpretacją nauk Chrystusa (ojcowie Kościoła do XIX w. dopuszczali aborcję).

Jak głosiło hasło Strajku Kobiet "Chrystus by was wypierdolił".

Kościół ma prawo sprawować rząd dusz, ale zawierając sojusz z władzą sięga po bicz, jaki będzie symbolicznie smagał Polki. Instytucja, która ma taki kłopot z własną seksualnością, chce wzmacniać swój autorytet w dziedzinie etyki seksualnej, w której szczególnie jawnie rozmija się ze społeczną praktyką i odczuciem co jest moralne, a co nie jest.

Kościół stawia na kształtowanie katolickiego sumienia, ale decyzja Kaczyńskiego autoryzowana przez Kościół wskazuje, że to tylko retoryka.

Kształtowanie sumienia zakłada zgodę na to, że kobiety mają sumienie. Wyrok tzw. TK nie daje im takich uprawnień.

Kobiety już zaczynały mieć nadzieję. Teraz furtka się zamyka

Od wydania wyroku minęło aż 98 dni. Tak długi czas oczekiwania na sporządzenie uzasadnienia jest oczywiście oznaką, że Trybunał Konstytucyjny nie funkcjonuje prawidłowo. Wyrok z 22 października i społeczny opór, jaki zrodził, był dla PiS dużym politycznym problemem. Miesiącami uradzano, co z tym problemem zrobić.

Kancelaria Premiera bezprawnie wstrzymywała publikację wyroku, twierdząc, że można to zrobić dopiero po sporządzeniu uzasadnienia pisemnego. To oczywiście nieprawda - zgodnie z art. 190 Konstytucji wyrok w Dzienniku Ustaw powinien był się pojawić "niezwłocznie".

Art. 190. Konst.

Orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego

1. Orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego mają moc powszechnie obowiązującą i są ostateczne.

2. Orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego w sprawach wymienionych w art. 188 właściwość Trybunału Konstytucyjnego podlegają niezwłocznemu ogłoszeniu w organie urzędowym, w którym akt normatywny był ogłoszony. Jeżeli akt nie był ogłoszony, orzeczenie ogłasza się w Dzienniku Urzędowym Rzeczypospolitej Polskiej "Monitor Polski".

3. Orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego wchodzi w życie z dniem ogłoszenia, jednak Trybunał Konstytucyjny może określić inny termin utraty mocy obowiązującej aktu normatywnego. Termin ten nie może przekroczyć osiemnastu miesięcy, gdy chodzi o ustawę, a gdy chodzi o inny akt normatywny dwunastu miesięcy. W przypadku orzeczeń, które wiążą się z nakładami finansowymi nieprzewidzianymi w ustawie budżetowej, Trybunał Konstytucyjny określa termin utraty mocy obowiązującej aktu normatywnego po zapoznaniu się z opinią Rady Ministrów.

4. Orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego o niezgodności z Konstytucją, umową międzynarodową lub z ustawą aktu normatywnego, na podstawie którego zostało wydane prawomocne orzeczenie sądowe, ostateczna decyzja administracyjna lub rozstrzygnięcie w innych sprawach, stanowi podstawę do wznowienia postępowania, uchylenia decyzji lub innego rozstrzygnięcia na zasadach i w trybie określonych w przepisach właściwych dla danego postępowania.

5. Orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego zapadają większością głosów.

PiS czekał aż protesty stracą wysoką temperaturę, ludzie zmęczą się ciągłym wychodzeniem z domu. Już w grudniu 2020 Ryszard Terlecki, w swoim stylu ośmieszając narrację o rzekomej niezależności Trybunału Julii Przyłębskiej, zapowiadał, że uzasadnienie pojawi się w styczniu.

Ta zwłoka, choć podyktowana interesami władzy, sprawiała jednocześnie, że przez te trzy miesiące dziesiątki kobiet, u których stwierdzono ciężkie wady płodu, mogły dochodzić swoich praw i terminować ciąże. Dopóki wyrok był nieopublikowany, dopóty w świetle prawa legalna była przesłanka embriopatologiczna.

Mimo tego zdarzały się szpitale oraz lekarze, którzy niejako na zapas, w obawie przed konsekwencjami prawnokarnymi, odmawiali pacjentkom przysługujących im aborcji. Odwoływano zaplanowane przed 22 października zabiegi. W takich przypadkach kobietom pomagały między innymi prawniczki Federacji na Rzecz Kobiet i Planowania Rodziny.

Dziś, gdy opublikowano uzasadnienie i wyrok w Dzienniku Ustaw, furtka ta się zamyka.

Kobiety, które oczekiwały na zabieg mający się odbyć jutro lub w najbliższych dniach, najboleśniej odczują nie tylko grozę, ale i absurd całej sytuacji. Jutro szpitale odmówią im zaplanowanego zabiegu, ponieważ trzy miesiące temu grupka osób zasiadających w Trybunale stwierdziła, że przez 27 lat obowiązywało w Polsce prawo rzekomo niezgodne z Konstytucją.

Co zrobią te kobiety?

Co zrobią kobiety, które czekają dopiero na wyniki badań prenatalnych?

Udostępnij:

Dominika Sitnicka

Absolwentka Prawa i Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała m.in. w Dwutygodniku, Res Publice Nowej i Magazynie Kulturalnym. Pisze o praworządności, polityce i mediach.

Piotr Pacewicz

Naczelny OKO.press. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".

Przeczytaj także:

Komentarze