0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Wyborcza.plFot. Sławomir Kamińs...

Parafrazując słynne zdanie Joanny Szczepkowskiej, można napisać: proszę państwa, 6 marca skończyło się urzędowanie Jana Pawła II na tronie króla Polski. Tego dnia Prawo i Sprawiedliwość strąciło papieżowi z głowy koronę i wpisało go w reguły ordynarnej politycznej polaryzacji. Jarosław Kaczyński uroczyście wręczył Karolowi Wojtyle legitymację partyjną, lepiąc z niego wyborczy totem, wokół którego mają się gromadzić zwolennicy obozu władzy.

Nie jest wykluczone, że w krótkim okresie ten zabieg będzie skuteczny i PiS zdoła zmobilizować część uśpionych wyborców metodą "na papieża”. Ale aby to rzetelnie ocenić, musimy poczekać na badania i konkretne dane. Dla OKO.press jeszcze w marcu zbada to pracownia Ipsos. Pewne jest natomiast, że co PiS złączył, tego człowiek już nie rozdzieli: tak jak ogólnonarodowa żałoba po katastrofie smoleńskiej na dekady została przekształcona w partyjne jasełka spod znaku kolejnych teorii spiskowych i smoleńskich miesięcznic, tak mit Jana Pawła II jako ogólnonarodowego autorytetu właśnie sypie się w gruzy, zmieniając się w jedną z wersji logotypu Prawa i Sprawiedliwości.

Mówiąc najprościej jak się da, Karol Wojtyła właśnie przekształca się w Lecha Kaczyńskiego.

„Widzę to tak” to cykl, w którym od czasu do czasu pozwalamy sobie i autorom zewnętrznym na bardziej publicystyczne podejście do opisu rzeczywistości

Jak Jan Paweł II królem Polski zostawał

Jan Paweł II po 1989 roku spełniał wiele społecznych funkcji: leczył nasze kompleksy jako Polak poważany i rozpoznawany na świecie, przydawał narodowej dumy, konsolidował ogromną większość społeczeństwa, był punktem odniesienia. Ale na samym początku III RP Karol Wojtyła nie miał jeszcze cech królewskich, był raczej symbolem pokonania komuny, niż tym władcą z lat późniejszych, którego wartości i poglądy ku powszechnej aprobacie zmieniają się w prawo państwowe.

Gdy w czerwcu 1991 roku CBOS zapytał, czyje interesy przede wszystkim reprezentuje papież Jan Paweł II, odpowiedzi były następujące:

  • 71 proc. - wszystkich ludzi, niezależnie od przekonań religijnych;
  • 20 proc. - członków kościoła katolickiego;
  • 6 proc. - hierarchów kościoła katolickiego, kardynałów i biskupów.

Ale ci sami badani, pytani o konkretne zalecenia kościoła katolickiego pod wodzą papieża Polaka, byli już bardziej sceptyczni:

54 proc. respondentów opowiadało się przeciwko zakazowi przerywania ciąży, 67 proc. - przeciwko zakazowi stosowania środków antykoncepcyjnych.

Jednak papież rodak w katolickim społeczeństwie był figurą zbyt kuszącą politycznie, by jej nie wykorzystać: w kraju gwałtownej ustrojowej transformacji, kłopotów gospodarczych, masowego bezrobocia i ogólnego aksjologicznego zamieszania był postacią idealną do tego, by pełnić funkcję Wielkiego Stabilizatora przemian.

Raz w postaci narzędzia polityków, innym razem jako katalizatora zmian, kiedy indziej znów drogowskazu wskazującego kierunek przemian, by wspomnieć tylko słynne "od Unii Lubelskiej do Unii Europejskiej".

Żeby tę rolę JP II ugruntować, należało ją uprawomocnić odpowiednią legislacją, nawet jeśli trzeba było w tym celu złamać większy lub mniejszy opór społeczny. Tak stało się w przypadku wprowadzenia katechezy w szkołach (instrukcją ministra edukacji w 1990 roku), a także zakazu aborcji w 1993 roku (w marcu 1992 roku więcej Polaków - 47 proc. - opowiadało się za dopuszczalnością przerywania ciąży, gdy kobieta jest w ciężkiej sytuacji materialnej, niż było przeciwko - 39 proc.), czy zapisu o przestrzeganiu wartości chrześcijańskich w mediach (w 1992 roku było 45 proc. przeciwników i tylko 32 proc. zwolenników takiego rozwiązania).

Wielki, wielki, wielki, wielki ...

Za zmianami w prawie szło coraz większe polityczne znaczenie Kościoła katolickiego i pomieszanie tego, co w państwie świeckie, a co religijne. Rosła też rola Jana Pawła II, który z przywódcy religijnego i symbolu sprzeciwu wobec PRL, stawał się z roku na rok postacią coraz bardziej totalną: Wielki Polakiem, Wielkim Autorytetem, Wielkim Nauczycielem, Wielkim Poetą i Dramaturgiem.

Jednym słowem - królem Polski, którego niemal oficjalna koronacja odbyła się ostatecznie podczas wizyty w Sejmie w 1999 roku.

W tym sensie stworzono w Polsce w latach 90. system miękkiej teokracji z Karolem Wojtyłą jako Najwyższym Przywódcą. Z oczywistym naciskiem na słowo “miękka”. Bo jeśli wprowadzono zakaz aborcji, to nie całkowity i opakowany w opowieść o kompromisie, a ogłoszenia o “przyspieszaniu miesiączki” publikowały nawet konserwatywne gazety.

Jeśli ustawowo wprowadzono nakaz przestrzegania “wartości chrześcijańskich”, to na drugą nóżkę w każdym kiosku, czy to obok kościoła, czy szkoły podstawowej, półki uginały się od bezceremonialnie prezentowanej pornografii.

Nieco bardziej dolegliwy był kult jednostki Najwyższego Przywódcy, wyjętego spod oceny i krytycznej analizy. A z pomocą w utwardzaniu kultu przyszedł kapitalizm, bo papież sprzedawał lepiej niż seks. Dodatki do gazet, książki, albumy, płyty CD, niezliczone suweniry, badziewia i rękodzieła - interes kręcił się znakomicie.

Płyta z kolędą zaśpiewaną przez JP II dodana do bożonarodzeniowej "Wyborczej" wyciągnęła nakład ponad miliona egzemplarzy. Na potęgę budowano kolejne pomniki, zmieniano nazwy ulic, szkół, szpitali.

Trzeba też przyznać, że podstawowa funkcja polityczna "monarchizacji" Karola Wojtyły działała jak w zegarku: papież rzeczywiście z biegiem lat coraz bardziej jednoczył naród i pomagał zachować podstawową spójność społeczną oraz polityczną stabilność systemu, tak potrzebną w mozolnym telepaniu się Polski w kierunku Zachodu, z ostatecznym, pozytywnym finałem w postaci wejścia do Unii Europejskiej.

Inżynieria społeczna działała i tak, że poglądy Polaków systematycznie przesuwały się ku konserwatyzmowi: np. zakaz aborcji został zaakceptowany przez większość, a wśród najmłodszych dorosłych poglądy prawicowe zaczęły w 2004 roku wyraźnie dominować i ten stan utrzymywał się trwale przez ponad 15 lat.

W 1997 roku 76 proc. proc. badanych uważało, że Polacy zawdzięczają coś szczególnego Janowi Pawłowi II, w 2005 roku ten odsetek zwiększył się do 95 proc. W 2010 r. Jan Paweł II był już ważnym autorytetem moralnym dla 94 proc. Polaków.

Po prostu Karol Wojtyła został królem Polski ku powszechnej akceptacji poddanych.

Przeczytaj także:

PiS jako hunwejbini w składzie porcelany

Ten system był właściwie skazany na trwałość.

Od 2005 roku, gdy Jan Paweł II umarł, Polską rządzą na zmianę wyłącznie partie (i prezydenci - Lech Kaczyński, Bronisław Komorowski, Andrzej Duda) prześcigające się w miłości do Papieża Polaka i ucieleśnianych przez niego cnót oraz wartości: konserwatywno-narodowy PiS, konserwatywno-liberalna Platforma i konserwatywno-ludowy PSL i znów konserwatywno-narodowy PiS.

W opozycji do kolejnych rządów były lub są konserwatywno-populistyczny Kukiz’15, konserwatywno-liberalno-ekologiczna Polska 2050 i skrajnie prawicowa Konfederacja, zaś wśród niej politycy niemal wprost deklarujący dążenie do wyznaniowej dyktatury. Antyklerykalny Ruch Palikota, czy obecnie Lewica z poparciem w okolicach 10 proc. to w tej historii prawie dwóch dekad prawicowo-konserwatywnej hegemonii zaledwie epizody.

Oczywiście powstały w połowie lat 90. system, który wyżej roboczo nazwaliśmy miękką teokracją, w ostatnich latach nieco ewoluował - wraz z całkowitym otwarciem się Polski na Zachód po wejściu do UE, wraz z kolejnymi pokoleniami ukształtowanymi przez program Erasmus i globalną sieć internetową, wreszcie wraz z kolejnymi skandalami dotyczącymi nadużyć seksualnych w Kościele katolickim.

Ewoluował, jednak był stabilny, z nienaruszonym generalnym systemem wartości i akceptacją dla nauk martwego już od dawna króla. Choć siłą rzeczy była to akceptacja z biegiem lat coraz bardziej fasadowa, zwłaszcza w sferze etyki seksualnej kościoła, to w 2018 roku wciąż aż 92 proc. Polaków w mniejszym lub większym stopniu uważało Jana Pawła II za autorytet moralny.

Aż przyszedł PiS i wysadził ten porządek społeczny w powietrze.

Głęboki spór polityczno-społeczny wywołany działaniami PiS po 2015 roku od początku miał charakter fundamentalny - bo dotyczący stosunku do demokratycznych procedur, niezależności sądownictwa, roli społeczeństwa obywatelskiego, wolności mediów, zakotwiczenia Polski w świecie zachodnim - ale toczył się w przestrzeni, które nie wychodziła poza podstawy konserwatywnej aksjologii III RP.

W pierwszych latach rządów PiS niemal w ogóle nie rozmawialiśmy przecież o prawach kobiet (z przerwą na Czarny Protest), czy praw mniejszości, o figurze Karola Wojtyły jako świętego monarchy nawet nie wspominając.

Ale od 2019 roku:

  • PiS najpierw włączył do partyjnej agendy agresywną homofobię, co w rzeczywistości skrajnej politycznej polaryzacji zmusiło dużą część konserwatywnych przeciwników Prawa i Sprawiedliwości do rewizji negatywnego stosunku do praw osób LGBT. Wg zasady, że jeśli mówi to PiS, to znaczy, że jest to złe.
  • Następnie partia Jarosława Kaczyńskiego wysadziła w powietrze konserwatywny konsensus dotyczący zakazu aborcji, doprowadzając restrykcyjne już wcześniej prawo do ekstremum i na zasadzie polaryzacji skokowo zwiększając poparcie dla podstawowych w świecie zachodnim praw kobiet (a przy okazji spadając w sondażach o 10 pkt proc.).
  • Wreszcie dziś obóz Prawa i Sprawiedliwości utożsamiając postać Jana Pawła II z własną agendą polityczną, gwałtownie niszczy mit papieża Polaka jako autorytetu ponad podziałami. I robi to dużo skuteczniej, niż reportaże demaskujące rolę Karola Wojtyły w tuszowaniu nadużyć seksualnych księży.

Ostatnia kotwica w konserwatywnym porcie

Przypomnijmy, że 6 marca stacja TVN wyemitowała reportaż Marcina Gutowskiego “Franciszkańska 3”. Gutowski, który w swoim cyklu „Bielmo” od kilku lat bada przypadki przestępstw seksualnych w Kościele, dowodzi, że Karol Wojtyła, jeszcze jako krakowski biskup, wiedział o przestępstwach seksualnych co najmniej trzech podległych mu księży. Przenosił ich z parafii na parafię i wysyłał za granicę.

Od momentu emisji, PiS zaprzągł wszystkie swoje zasoby polityczne i medialne do "obrony dobrego imienia Jana Pawła II":

  • Powstała specjalna uchwała sejmowa w obronie papieża Polaka, a podczas jej uchwalania posłowie PiS wystąpili z portretami Jana Pawła II.
  • Andrzej Duda zaordynował, by analogiczny portret był wyświetlany na fasadzie Pałacu Prezydenckiego.
  • Premier i prezydent wystosowali specjalne oświadczenia w obronie Karola Wojtyły.
  • Na dywanik do MSZ został wezwany ambasador USA, bo stacja TVN należy do amerykańskiego koncernu.
  • Kolejne oświadczenia w obronie papieża wygłaszają politycy Zjednoczonej Prawicy oraz wspierający rząd PiS posłowie o tak "nieskazitelnej reputacji" jak Łukasz Mejza.
  • Poseł PiS Piotr Kaleta w TVP Info niedwuznacznie zagroził Maciejowi Gdule z Lewicy "pałowaniem" za niedostateczną miłość do papieża Polaka oraz poradził Gduli, żeby się "zamknął".
  • Zaś w porze najlepszej oglądalności TVP puszcza codziennie historyczne homilie papieskie.

Można się spodziewać, że to nie koniec, a w ramach zapisywania Jana Pawła II do PiS zobaczymy wszystkie charakterystyczne elementy wykorzystane do tworzenia partyjnego kultu Lecha Kaczyńskiego: będą więc odwiedziny najwyższych dostojników państwowych na papieskim grobie, będzie marsz patriotów w obronie Jana Pawła II, na którym prezes partii zapowie, że nie pozwoli szargać jego czy raczej Jego imienia, będą też powstawać kolejne teorie spiskowe głoszące, że atak na Karola Wojtyłę został zlecony na Kremlu.

Czy to będzie skuteczne politycznie? W krótkim okresie i perspektywie wyborczej nie jest to wykluczone.

Na wyborców z obawą podchodzących do współczesności, z nieufnością reagujących na wszelkie obyczajowe nowinki i zmiany, zwłaszcza dla osób starszych i jednocześnie niezbyt chętnie głosujących w wyborach, PiS utożsamiający się z bezkompromisową obroną "świętego Polaka" może zadziałać mobilizująco.

Ale czy w dobie zmęczenia sytuacją wojenną i niepewnością ekonomiczną oraz niechęcią do ostrego konfliktu politycznego, kolejna święta wojna rozpętana przez Prawo i Sprawiedliwość na pewno będzie atrakcyjna dla wyborców? Nie jest to wcale przesądzone.

PiS zachował się jak hazardzista

Miał wiele żetonów z konserwatywnymi wartościami, stabilizacją, bezpieczeństwem utożsamianym z wiernością tradycji i narodowej tożsamości. Ale zamiast gospodarować nimi oszczędnie, postanowił postawić je wszystkie w politycznym kasynie na numer z "obroną dobrego imienia papieża". Być może to się opłaci i w wyborczej ruletce wypadnie obstawiona przez Jarosława Kaczyńskiego liczba.

Ale zapisując Jana Pawła II do partii, lider PiS zerwał ostatnią kotwicę, która jeszcze długo mogła trzymać Polskę w konserwatywnym porcie.

Karol Wojtyła jako kukiełka spindoktorów z Nowogrodzkiej z biegiem czasu będzie stawał się coraz mniej istotny w debacie publicznej.

Tym samym perspektywa Polski jako państwa świeckiego stała się bardziej realna niż kiedykolwiek wcześniej.

;
Michał Danielewski

Naczelny OKO.press, redaktor, socjolog po Instytucie Stosowanych Nauk Społecznych UW. W OKO.press od 2019 roku, pisze o polityce, sondażach, propagandzie. Wcześniej przez ponad 13 lat w "Gazecie Wyborczej" jako dziennikarz od spraw wszelakich, publicysta, redaktor, m.in. wydawca strony głównej Wyborcza.pl i zastępca szefa Działu Krajowego. Pochodzi z Sieradza, ma futbolowego hopla, kibicuje Widzewowi Łódź i Arsenalowi

Komentarze