To miejski autobus, w którym nie trzeba mieć biletu ani wysiadać na końcowym przystanku. Można za to napić się gorącej kawy, naładować lub pożyczyć telefon, a przede wszystkim – przyjść po pomoc. Mobilny Punkt Poradnictwa codziennie przemierza ulice Warszawy, by wspierać osoby w kryzysie bezdomności
Warszawa, Dworzec Wschodni, słoneczny lipcowy dzień, ósma rano. Ktoś niespiesznie wsiada, ktoś biegnie w ostatniej chwili, z przystanków odjeżdżają kolejne autobusy miejskie. Dworcowa codzienność. Tylko na przystanku nr 11 czas biegnie nieco inaczej. Przed żółto-czerwonym autobusem stoi kilka osób, czasem wsiadają, czasem wysiadają. Jedna pali papierosa, dwie inne rozmawiają, kolejna wypełnia jakieś dokumenty. W środku znajduje się 15-20 osób, z których większość zajęła już miejsca. Obok nich plecaki, kanapki, książki, krzyżówki, w gniazdach USB ładują się telefony. Zwykli ludzie w zwykłych sytuacjach, wyglądają jak każdy z nas.
Ale nie żyją jak każdy z nas. Nie mają domu.
Adam* od 20 lat.
Radosław co najmniej od siedmiu.
Karolina od kilku miesięcy.
Autobus MPP, czyli Mobilny Punkt Poradnictwa od 2018 roku codziennie przemierza ulice Warszawy, by wspierać osoby doświadczające bezdomności. To tzw. pomoc niskoprogowa, czyli bez pokonywania progu wysokich wymagań na wejściu. Do autobusu może wsiąść każdy, niezależnie od pochodzenia czy miejsca przebywania. Nie wymaga się biletu, dowodu tożsamości ani – co bardzo istotne – trzeźwości. To odróżnia MPP od systemowych rozwiązań, gdzie potrzebujący na dzień dobry witają się z alkomatem. To sytuacja często nie do przejścia dla osób od lat uzależnionych od alkoholu, czyli wielu wśród doświadczających bezdomności. MPP to niski próg, a wysoka dostępność.
– Bywamy jedynym miejscem, w którym osoba w kryzysie bezdomności czuje się chciana i akceptowana, a to daje początek pracy z nią – mówi Paula Fyda, koordynatorka Mobilnego Punktu Poradnictwa prowadzonego przez Stowarzyszenie Pomocy i Interwencji Społecznej (SPiIS) w Warszawie. – Z długoletniego uzależnienia nie wychodzi się ot tak, a są potrzeby i problemy, które trzeba rozwiązać tu i teraz. Dlatego udzielamy porad i wsparcia, pokazujemy różne rozwiązania, ale to dana osoba musi zdecydować, czy z nich skorzysta. Ludzie mają prawo do samostanowienia niezależnie od swoich kryzysów.
Do autobusu może wsiąść osoba pod wpływem alkoholu, ale nie może go (i innych substancji odurzających) w środku spożywać. Nietolerowana jest także agresja i przeszkadzanie innym.
Dlatego Karolina słucha muzyki w słuchawkach. To jej sposób na uspokojenie i odreagowanie. Korzysta z ogólnodostępnego telefonu MPP, bo jej własny skradziono. Przegląda w nim też oferty pracy, której od czterech miesięcy nie ma. Najpierw krążyła po kilku miastach, potem przyjechała do Warszawy, sądząc, że w stolicy można łatwiej znaleźć zatrudnienie.
Opuściła rodzinną miejscowość po tym, jak jej i mężowi odebrano dziecko i umieszczono je w rodzinie zastępczej. Karolina opowiada, że mąż stosował wobec niej przemoc, jednocześnie zdradzając i nadużywając alkoholu. Nigdzie jednak tego nie zgłaszała. Przyznaje, że wspólne mieszkanie z agresywnym ojcem nie było bezpieczne dla dziecka, ale starała się je chronić. Nie odpowiada na pytanie, dlaczego również ona straciła prawa rodzicielskie (opowieść Karoliny bywa niespójna i wyrywkowa, emocjonalna). Wtrąca tylko, że liczyła na to, że to mąż zostanie zabrany przez policję. Po odebraniu dziecka chciała popełnić samobójstwo, zrezygnowała w ostatniej chwili.
– Muszę być twarda. Złożyłam wniosek o przywrócenie praw rodzicielskich i próbuję stanąć na nogi – mówi Karolina. – Śpię w noclegowni, rano wychodzę i spędzam dni w autobusie MPP, a czasem w Sercu Miasta (to organizacja prowadząca dzienny ośrodek wsparcia dla kobiet – przyp. red.). Mam na oku kilka ofert pracy, będę dziś dzwonić do jednej z firmy. Gdy dostanę pracę, wynajmę mieszkanie i mam nadzieję, że zamieszka w nim również moje dziecko.
Karolina przejeżdża w MPP jeden kurs – z Dworca Wschodniego przez rondo Starzyńskiego i Pragę, do parku Traugutta, potem przy Powązkach, aż na Wolę i przez centrum z powrotem na Dworzec Wschodni. Potem wysiada na przystanku przy siedzibie fundacji Serce Miasta.
Mobilny Punkt daje schronienie i ułatwia przemieszczanie się po mieście. Karolina po obowiązkowym wyjściu z noclegowni o siódmej rano musiałaby tułać się przez dwie godziny po ulicach, czekając na otwarcie punktu dziennego pobytu dla kobiet. W tym czasie zdążyła porozmawiać ze współpasażerami w autobusie, przeszukać ogłoszenia o pracy, posłuchać muzyki, wypić kawę. Bezpiecznie dojechała do celu. Trasa autobusu wiedzie bowiem przy najważniejszych, rozsypanych po całym mieście punktach na mapie wsparcia dla osób w kryzysie – noclegowniach, jadłodajniach, przychodni Jesteśmy Nadzieją (dla osób nieubezpieczonych) czy izbie wytrzeźwień.
MPP jeździ do godziny 14:00, a od października do marca także późnym popołudniem, co oznacza kilka godzin w bezpiecznej przestrzeni, bez alkoholu i innych pokus ulicy, za to ze specjalistycznym wsparciem streetworkerów pracujących w pojeździe.
– Podpowiadamy osobom w kryzysie, gdzie mogą uzyskać dalsze wsparcie, pomagamy wypełnić dokumenty i wnioski potrzebne, by uporządkować sprawy formalne, szukamy razem ogłoszeń o pracę, ale także robimy proste opatrunki, częstujemy kawą, kierujemy dalej do specjalistów, a czasem tylko – albo aż – rozmawiamy o codzienności – mówi Agnieszka Badora z zespołu Mobilnego Punktu Poradnictwa. – Są osoby, które jeżdżą z nami regularnie. Od dawna budujemy relację, często jesteśmy jedynymi uważnymi słuchaczami, a nawet powiernikami tajemnic i trosk.
Kilka przystanków autobusem przejechał Adam, który wpadł w odwiedziny wracając z nocnej zmiany w pracy. Od listopada przebywa w mieszkaniu w ramach finansowanego przez miasto programu opartego na metodzie Najpierw Mieszkanie (z ang. Housing First) – metoda stworzona przez amerykańskiego psychologa Sama Tsemberisa, w której punktem wyjścia jest zapewnienie stałego zamieszkania wraz z szerokim interdyscyplinarnym wsparciem zespołu specjalistów; w przeciwieństwie do tradycyjnych, systemowych rozwiązań na starcie nie ma wymogów dotyczących stanu zdrowia, abstynencji czy pracy. Wcześniej nie miał domu przez 20 lat. Krążył po dużych miastach, sypiając raz na ławce w parku, raz w pustostanie, a kiedy indziej w noclegowni. Jeździ warszawskim MPP od 2018 roku.
Opowiada streetworkerom o nowych realiach życia, dzieli się przemyśleniami i wątpliwościami. Co kilka zdań podkreśla, że znają się długo i mają mówić sobie na „ty”. Przyznaje, że wypił po pracy dwa piwa. Pyta o swojego kolegę, który nadal nie ma gdzie mieszkać.
– Jestem w mieszkaniu, ale ulica cały czas ciągnie, w głowie wciąż na nią wracam – mówi Adam. – Szukam kolegi, bo chciałbym jakoś mu pomóc, jedzeniem się podzielić. Ale muszę sam siebie pilnować, staram się zamiast po piwo, sięgać po kawę. Wciąż też wracam na wydawki jedzenia i do organizacji pomocowych. Lubię rozmawiać z ich pracownikami, bo zawsze dają człowiekowi do myślenia.
Coraz więcej ekspertów zajmujących się problemem bezdomności pracuje metodą redukcji szkód (jest też głównym nurtem pracy we wspomnianej metodzie Najpierw Mieszkanie) polegającą na minimalizowaniu negatywnych konsekwencji szkodliwych działań, związanych np. z nadużywaniem alkoholu czy narkotyków. Chodzi m.in. o zmniejszanie ryzyka pogarszania zdrowia psychicznego i fizycznego, konfliktów z prawem czy izolacji społecznej. W tym duchu działa też MPP, skupiając się na zaspokojeniu bieżących potrzeb, pracy z człowiekiem tu i teraz, w jego środowisku.
– Przychodzą do nas osoby, które nie są, a być może nigdy nie będą – z różnych powodów – gotowe na terapię uzależnień czy psychoterapię, więc pracujemy z nimi małymi kroczkami podczas jazdy autobusem – mówi Mateusz Romanowski, streetworker MPP, z wykształcenia psycholog. – Czasem odbywamy dziesięć rozmów motywacyjnych, które łagodzą napięcie w danej chwili, ale nie przynoszą żadnych długofalowych efektów. A czasem jedna taka rozmowa okazuje się dla kogoś transformująca. Nigdy nie wiemy, nie mamy oczekiwań, po prostu stajemy przy człowieku.
Zdarzają się jednak i takie sytuacje, w których do osoby w dużym kryzysie psychicznym trzeba wezwać karetkę. Czasem z kolei przychodzą ludzie, którzy deklarują chęć udania się na detoks, ale mają problem, by się „wyzerować”, czyli osiągnąć zerowy poziom alkoholu w wydychanym powietrzu. Dlaczego? Bo piją od wielu lat, nie potrafiąc inaczej funkcjonować na ulicy, a objawy zespołu odstawiennego, w tym padaczki alkoholowej, skutecznie odstraszają je od abstynencji. Pod okiem zespołu MPP mogą jednak czuć się bezpiecznie, a gdy alkomat pokaże zero, mają asystę pod drzwi izby wytrzeźwień (a po zakończeniu detoksu – dzięki sieciowaniu pomocy i tworzeniu bazy odbiorców SPiIS – zostaną przejęte pod opiekę innych streetworkerów).
Wiele terapii uzależnień przeszedł Radosław, stały bywalec Mobilnego Punktu, który wsiadł do autobusu na pośrednim przystanku i w pierwszej kolejności podarował starszemu pasażerowi spakowane w torebkę śniadanie. Nie pije od kilku miesięcy, bo tak postanowił. Bez terapii. W jego najbliższej rodzinie wszyscy mężczyźni pili, ojciec i brat zmarli nie dożywając sześćdziesiątki. Radek nie pamięta, jak długo jest w kryzysie bezdomności, ale MPP jeździ od pierwszego kursu w 2018 roku.
– Wyszedłem z więzienia i okazało się, że brat zadłużył mieszkanie – opowiada. – Zacząłem je spłacać, ale raty mnie zżerały. Nie wytrzymywałem, zapijałem to i ostatecznie wylądowałem na ulicy. Potem pomieszkiwałem u dziewczyny, w noclegowniach, znów na ulicy, a później trafiłem do hostelu dla bezdomnych i dalej do mieszkania treningowego. Wtedy się pilnowałem, pracowałem, dbałem o porządek, a do kieliszka zaglądałem tylko czasem, jak każdy. W końcu jednak zapiłem mocniej i wyrzucono mnie z mieszkania. Dwa razy.
Obecnie Radek sypia w noclegowni. Nie chce pójść do całodobowego schroniska, bo panuje tam zbyt rygorystyczny reżim. Rano wsiada do autobusu, później chodzi na wydawki jedzenia, odzieży albo siedzi w parkach i galeriach handlowych. Stara się unikać ulic, na których przesiadują grupy znajomych, bo wtedy trudno się nie napić.
W związku z chorobą płuc przez siedem lat miał orzeczenie o niepełnosprawności. Teraz nie wydano mu go ponownie. Z pomocą pracowników MPP napisał odwołanie i czeka na odpowiedź. Także dzięki nim złożył wniosek o przyznanie mieszkania socjalnego. W jego dzielnicy średni czas oczekiwania to dwa lata.
Poza zespołem Mobilnego Punktu Poradnictwa regularnie pojawiają się w autobusie także pracownicy Ośrodka Pomocy Społecznej Dzielnicy Wola, którzy przekazują osobom w kryzysie bezdomności najbardziej aktualną wiedzę w formalnych sprawach. Otwarcie się i wyjście z urzędów to ważny krok w ramach sieciowania, czyli budowania szerokiej współpracy pomiędzy instytucjami i organizacjami udzielającymi pomocy społecznej. Ważny, bo zapewnia kompleksowość, a przez to wyższą skuteczność działań. Ważny, bo bliski człowiekowi w kryzysie.
Miasto Stołeczne Warszawa od samego początku finansuje działalność autobusu MPP. Obecny projekt został rozpisany na dwa lata, miasto przyznało na jego realizację ok. 950 tys. zł.
MPP to miejski autobus przerobiony na potrzeby punktu. Jest w nim półka z podstawową pomocą medyczną i dokumentami, a także stolik, na którym mieszczą się termosy z ciepłymi napojami. Prowadzenie pojazdu na tej linii wpisane jest do regularnego grafiku kierowców z Dworca Wschodniego.
– Gdy MPP rozpoczynał działalność, sądziłem, że kierowcy jeżdżą nim za karę. Dopóki sam nie wsiadłem tu za kółko – przyznaje Piotr Goś, kierowca MZA z 15-letnim stażem. – To rozrywana linia przy ustalaniu grafiku, bo jeździ się bez pośpiechu, nie ma wielu przystanków. A przede wszystkim – nigdy nie doświadczyłem tu agresywnych zachowań, w przeciwieństwie do regularnych linii. Zmieniłem stereotypowe postrzeganie osób w kryzysie bezdomności. Każda z nich to inna historia. Dorzucam swój kamyczek, żeby w danej chwili mogło być im lepiej.
Bywa i tak, że kierowcy wychodzą poza swoją rolę, przynosząc pasażerom książki, ubrania, domowe ciasto, a w Boże Narodzenie był nawet barszcz i kolędy w głośnikach. Takie oddolne gesty wpisują się w przyświecające MPP założenia stawania blisko człowieka w kryzysie. To także ogólny kierunek zmian w polityce społecznej, która teraz – zarówno na poziomie krajowym, jak i Unii Europejskiej – stawia na deinstytucjonalizację i rozwój usług w najbliższym otoczeniu potrzebującego człowieka.
*Imiona bohaterów doświadczających bezdomności zostały zmienione.
Dziennikarka, redaktorka, politolożka. Poznanianka. W latach 2009-2016 pracowała w dzienniku Głos Wielkopolski, zajmując się tematami politycznymi i społecznymi. Po kilku latach przerwy wróciła do pisania, współpracując m.in. ze Stowarzyszeniem Mediów Lokalnych. Dziś zdecydowanie bliżej jej do tematów społecznych, psychologicznych i edukacyjnych niż polityki.
Dziennikarka, redaktorka, politolożka. Poznanianka. W latach 2009-2016 pracowała w dzienniku Głos Wielkopolski, zajmując się tematami politycznymi i społecznymi. Po kilku latach przerwy wróciła do pisania, współpracując m.in. ze Stowarzyszeniem Mediów Lokalnych. Dziś zdecydowanie bliżej jej do tematów społecznych, psychologicznych i edukacyjnych niż polityki.
Komentarze