0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Robert Kowalewski / Agencja Wyborcza.plFot. Robert Kowalews...

Nie odrębna instytucja, a umowa cywilno-prawna zawierana u notariusza, która nie zmienia statusu cywilnego najbliższych osób – taki kształt przybrała propozycja Lewicy i PSL-u w sprawie uregulowania związków, które dziś są nieformalne. Nowa ustawa zatytułowana „o statusie osoby najbliższej w związku i umowie o wspólnym pożyciu” zastąpi rządowy projekt ustawy o związkach partnerskich.

Ogłaszając polityczny kompromis w tej sprawie, posłanka PSL Urszula Pasławska zastrzegała, że projekt wyłącza kwestie światopoglądowe i uwzględnia różne wrażliwości, w tym konserwatywne. To miała być piłka wystawiona do prezydenta.

Karol Nawrocki w toku kampanii wyborczej deklarował, że byłby gotowy poprzeć prawo, które ułatwia ludziom życie. Wicepremier Kosiniak-Kamysz wprost wyraził nadzieję, że dla projektu uda się zbudować ponadpolityczny kompromis z udziałem prawej strony politycznej. Ale szybko się okazało, że lider ludowców nie tylko nie może liczyć na (skrajną) prawicę, ale nie może być też pewny postaw części swoich posłów.

PiS i środowisko prezydenta, nie widząc projektu ustawy (poznaliśmy wszak dopiero założenia), już grzmi, że to pomysł niekonstytucyjny, konkurencyjny dla świętej instytucji małżeństwa. Otwartość na rozmowy (z pewnymi zastrzeżeniami, o czym piszemy dalej) wyraża Pałac Prezydencki, ale PiS z zaproszenia Kosiniaka-Kamysza szydzi, wieszcząc koniec PSL-u. A sprzyjające PiS media, szczególnie wPolsce24 i TV Republika, na czerwonych paskach wyświetlają informacje o „związkach partnerskich rolników” i ludowcach, którzy „porzucili wieś” i stroją się w miejskie szaty.

Zanim dokładnie omówimy tę dyskusję, zacytujemy jednak cios, który przeszedł z własnej partii, od posła Marka Sawickiego (na zdjęciu głównym), znanego z wyjątkowego braku wrażliwości wobec społeczności LGBT+. Pytany o to, czy poprze ustawę o statusie osoby najbliższej, mówił, że nie będzie pomagał Lewicy we wkładaniu nogi między drzwi a futrynę, choć osobiście koalicjantów szanuje. „A dlaczego szanuję? Bo konsekwentnie mówią, że niezależnie od tego, w jakim kształcie ten projekt przejdzie, to ich celem jest równość małżeńska, ich celem jest adopcja dzieci także przez pary homoseksualne” – powiedział Sawicki na antenie PR1.

I dodał zdanie, które z pewnością przejdzie do klasyki polskiego parlamentaryzmu:

"Wszystkim ludziom żyjącym w związkach partnerskich życzę szczęścia i nikomu, że tak powiem, do alkowy nie zaglądam, natomiast nie każde szczęście musi być, że tak powiem, zapisane w ustawach i prawnie usankcjonowane, bo

w momencie, kiedy czasami szczęście zapisujemy w ustawach, ono niestety staje się nieszczęściem".

Przeczytaj także:

PiS krzyczy: Konstytucja!

PiS w tej sprawie na sztandary wziął nie tyle własne uprzedzenia, ile rzekomą obronę Konstytucji.

„Każdy przepis ułatwiający życie ludziom jest możliwy do uchwalenia, np. pozyskiwanie informacji o stanie zdrowia osoby najbliższej. Przepis dotyczący przywilejów podatkowych dla osób prowadzących wspólne gospodarstwo domowe też jest do przyjęcia, tylko musi to być napisane rozsądnie. Natomiast nigdy nie zgodzimy się na to, żeby tym samym legalizować związki partnerskie i zastępować nimi małżeństwo, bo tylko małżeństwo jako związek kobiety i mężczyzny jest pod ochroną państwa polskiego, jak mówi art. 18 Konstytucji” – mówił Przemysław Czarnek na antenie Radia Wnet.

Taki ton dyskusji nadał już pierwszy wpis prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego na portalu X, w którym stwierdził, że projekt ustawy o statusie osoby najbliższej "to ultralewicowe rozwiązanie, uderzające w podstawową komórkę społeczną, jaką jest rodzina”.

O wykładni art. 18 Konstytucji pisaliśmy wielokrotnie. Według większości autorytetów prawnych, w tym prof. Ewy Łętowskiej, to, że polskie państwo chroni małżeństwo „jako związek kobiety i mężczyzny”, ani nie wyklucza wprowadzenia pełnej równości małżeńskiej, ani stworzenia innej instytucji służącej rejestracji związków.

PiS stara się dziś przekonać swoich wyborców i opinię publiczną, że propozycję Lewicy i PSL-u od związków partnerskich różni tylko nazwa. I to pomimo że podczas konferencji prasowej, a także w naszej rozmowie z Katarzyną Kotulą, wyraźnie wybrzmiało, że ustawa o statusie osoby najbliższej nie wprowadza konkurencyjnej wobec małżeństwa instytucji.

To, co zaproponowali politycy rządzącej koalicji, to umowa cywilno-prawna z większym pakietem praw i administrowana przez państwo. Mówiąc prościej: to umowa o konstrukcji podobnej do tych, które już dziś można zawrzeć u notariusza. Zmiana dotyczy głównie obszarów, które można uregulować: już nie tylko dziedziczenie i prawo do informacji publicznej, ale też wspólność majątkowa, zabezpieczenie socjalne, czy wzajemna alimentacja. Zawarcie umowy nie będzie zmieniać stanu cywilnego osób pozostających w związku.

Nadal w świetle prawa będą kawalerami lub pannami.

Urząd Stanu Cywilnego będzie rejestrował umowy tylko po to, żeby wykluczyć nadużycia: możliwość zawarcia kilku podobnych umów albo wejścia jednocześnie w związek małżeński.

Pałac Prezydencki gotowy do rozmów, ale...

Podobnej argumentacji używa Pałac Prezydencki. Sam Karol Nawrocki stwierdził, że „żadne ustawy, które podważają konstytucyjne prawa małżeństwa” nie zyskają jego akceptacji. Z drugiej strony prezydent powtarza, że jest gotowy do dyskusji o statusie osoby najbliższej. „Jeżeli możemy pomóc ludziom, niezależnie od ich płci, niezależnie od ich relacji, związków, wieku, załatwiać niektóre sprawy w Polsce, to jestem do takiej dyskusji otwarty. Natomiast jeżeli chcemy dyskutować o jakichś paramałżeństwach czy ideologicznych sprawach, które mają uderzać w konstytucyjny porządek Rzeczpospolitej, to do tego gotowy nie jestem” – oświadczył Karol Nawrocki.

Trudno powiedzieć, który element ustawy (a w zasadzie jej założeń) miałby być niekonstytucyjny. Wytłumaczyć tego nie potrafił także doradca prezydenta Alvin Gajadhur. 21 października na antenie TOK FM Dominika Wielowieyska pytała go o konkrety. Gajadhur na zapętleniu powtarzał, że „pan prezydent chętnie porozmawia”, ale to, co trafi do Sejmu, „jest niestety niezgodne z Konstytucją”, bo „Konstytucja chroni małżeństwa”. Co dokładnie jest niezgodne z ustawą zasadniczą? Gajadhur stwierdził, że chodzi o punkt dotyczący rejestracji umowy w Urzędzie Stanu Cywilnego, bo może „ludzie woleliby pójść do notariusza”, a przecież „małżeństwo jest chronione”. A jakie podstawowe kwestie zgodziłby się podpisać prezydent? „Pan prezydent jest otwarty na dyskusje” – odpowiedział Gajadhur.

Być może konkrety tego spinu poznamy dopiero, gdy zobaczymy samą ustawę (wraz z ustawą wprowadzającą, w której ma znaleźć się 21 uprawnień przysługującym parom, które zdecydują się zawrzeć umowę u notariusza).

Trochę bardziej ukryta homofobia

Wydaje się, że mimo oczywiście homofobicznego rdzenia tej dyskusji, PiS stara się skalować przekazy. Być może partia Jarosława Kaczyńskiego wyciągnęła lekcję z dwóch poprzednich kadencji, gdy rażąco pogardliwe i nienawistne kampanie przeciwko społeczności LGBT+ zbudowały dużą masę krytyczną i wychyliły wajchę w drugą stronę. To przecież w czasach rządów Zjednoczonej Prawicy Polacy stali się zagorzałymi zwolennikami związków partnerskich, a wprowadzenie równości małżeńskiej popierało (niemal) 50 proc. respondentów. Nigdy wcześniej prawa osób LGBT+ nie były też traktowane jako nieodłączna część dyskusji o demokratycznym państwie prawa.

Co nie znaczy, że głosy, które mówią, że ustawa o statusie osoby najbliższej, to początek drogi do legalizacji ślubów i adopcji dzieci przez pary homoseksualne, w ogóle się dziś pojawiają. Na antenie TV Republika Danuta Holecka głośno zastanawiała się, po co w ogóle takie umowy mają być „zawierane” (choć w rzeczywistości będą tylko rejestrowane) w Urzędzie Stanu Cywilnego. „Po to, żeby zrobić inscenizację ślubu. O to chodzi tym środowiskom. Dać im mały paluszek, wezmą całą rękę” – odpowiedział Jan Kanthak, poseł Solidarnej Polski-PiS.

Beka z PSL-u

Prawo i Sprawiedliwość nie odpuszcza też ludowcom. Z jednej strony politycy Kaczyńskiego próbują zawstydzić i ośmieszyć PSL, z drugiej – grają na rozszczelnienie i kompromitację rządzącej koalicji.

„To koniec PSL-u” – wieszczył Przemysław Czarnek. „Jest mi szkoda, bo wielu tych ludzi lubię, szanuję, mamy wspólne tematy. Dają się dziś pomotać Lewicy. Mogą jeszcze wyjść z koalicji, będziemy razem naprawiać Polskę” – dodał.

W TV Republika na czerwonym pasku pojawiały się hasła: „PSL już nie udaje partii konserwatywnej” oraz „PSL odwraca się od wsi? Związki partnerskie ważniejsze od rolników”.

Senator PiS Marek Pęk w rozmowie z Miłoszem Kłeczkiem przekonywał, że partia, która nosi sztandary patriotyczne i odwołuje się do wartości chrześcijańskich, gdy jest na dożynkach, nie może poprzeć projektu ze skrajnie lewicowej agendy. Nieudolność w rządzeniu i oferowaniu czegokolwiek polskim rolnikom, PSL ma kompensować przebieraniem się za partię miejską i liberalną. „PSL ma to do siebie, że samodzielnie jest daleko pod progiem, więc znów będzie się musiał do kogoś przytulić. Taki jest PSL: musi rządzić, a kwestie wartości dostosowuje do celów politycznych” – mówił Pęk.

Na antenie WPolsce24 pojawił się za to materiał pt. „Czy PSL chce promować związki partnerskie wśród rolników i zalegalizować aborcję?”. Na pasku wyświetlało się wówczas hasło: „Związki partnerskie rolników”, a widzowie na ekranie widzieli nagrania z marszy równości. „PSL i Lewica stworzyły projekt ustawy o statusie osoby najbliższej, czyli krótko mówiąc, związków partnerskich” – tłumaczył prezenter. „To będzie wytrych, który doprowadzi do legalizacji małżeństw homoseksualnych. Co na to rolnicy, którzy są grupą konserwatywną, przywiązaną do ziemi? Zdaje się, że PSL już się rolnikami specjalnie nie interesuje” – kwitował prowadzący.

Czy warto dogadywać się ze skrajną prawicą?

Cała ta dyskusja stawia pod znakiem zapytania strategię, którą przyjęła Lewica i PSL. Dogadanie się ze skrajną prawicą w sprawie uregulowania związków par tej samej płci może być zwyczajnie niemożliwe. A jeśli to nawet możliwe, to

trzeba zapytać o społeczne koszty takiego kompromisu.

Jeśli Pałac Prezydencki zażąda, zgodnie z niezbornymi zapowiedziami Karola Nawrockiego z kampanii wyborczej, aby status osoby bliskiej mogły uzyskać nie tylko pary, ale również dwie przyjaciółki, czy wolontariusz z kombatantem, to czy warto w ogóle iść tą drogą?

Jak długo wspierać projekt, który usankcjonuje prawną dyskryminację części obywateli, bo przecież tym jest ustawa o statusie osoby najbliższej. Dziś państwo odmawia osobom LGBT+ uznania jakichkolwiek praw w życiu rodzinnym, po wprowadzeniu takiej ustawy w życie: będzie odmawiać im równych praw. A art. 32 Konstytucji mówi:

  • Wszyscy są wobec prawa równi. Wszyscy mają prawo do równego traktowania przez władze publiczne.
  • Nikt nie może być dyskryminowany w życiu politycznym, społecznym lub gospodarczym z jakiejkolwiek przyczyny.

W obliczu tej dyskusji pojawia się też pytanie, czy PSL-owi wystarczy odwagi, żeby dalej firmować ten projekt, a rządzącej koalicji głosów, żeby przeprowadzić ustawę przez obie Izby Parlamentu. Na razie wciąż czekamy na wpis w Rządowym Centrum Legislacji i szczegóły projektu. A o strategii rządu rozmawialiśmy z jedną z twórczyń ustawy, Katarzyną Kotulą (Lewica):

;
Na zdjęciu Anton Ambroziak
Anton Ambroziak

Rocznik ‘92. Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o migracjach, społeczności LGBT+, edukacji, polityce mieszkaniowej i sprawiedliwości społecznej. Członek n-ost - międzynarodowej sieci dziennikarzy dokumentujących sytuację w Europie Środkowo-Wschodniej. Gdy nie pisze, robi zdjęcia. Początkujący fotograf dokumentalny i społeczny. Zainteresowany antropologią wizualną grup marginalizowanych oraz starymi technikami fotograficznymi.

Komentarze