0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Zrzut ekranu z programu Kanału Zero, Krzysztof Stanowski i Bogdan Rymanowski.Zrzut ekranu z progr...

Rozmowy Piotra Kraśki z Leszkiem Millerem w Faktach po Faktach TVN24 oraz Bogdana Rymanowskiego z Grażyną Cichosz w YouTube'owym Rymanowski Live stawiają przed opinią publiczną pytanie, jakie są granice dziennikarstwa i po co w ogóle komu dziennikarze.

Na zdjęciu głównym: Krzysztof Stanowski (po lewej) jako gość Bogdana Rymanowskiego w programie Rymanowski Live. Kadry z nagrania na YT, maj 2025 (1,2 mln wyświetleń)

Rymanowski zasłuchany w Cichosz

Bogdan Rymanowski 19 października 2025 zaprosił do rozmowy Elżbietę Cichosz, technolożkę mleczarstwa i emerytowaną profesorkę nauk rolniczych, znaną z tego, że z ogromną pewnością siebie wygłasza opinie efektowne, ale bałamutne i/lub fałszywe. W OKO.press Michał Rolecki precyzyjnie wykazał sprzeczność z wiedzą naukową twierdzeń Cichosz, jakoby:

  • Nie było dowodów, że tłuszcze zwierzęce podnoszą cholesterol i przyczyniają się do miażdżycy (są liczne);
  • Zalecenia dotyczące diety zmieniono specjalnie, by wypromować margaryny jako zamiennik masła (bezpodstawna teoria spiskowa);
  • Oleje roślinne szkodzą (nieprawda);
  • Szkodzi też soja, zwłaszcza modyfikowana genetycznie.

Soją Cichosz straszyła jak trucizną, a Rymanowski użył tego wątku do reklamy programu. Pyta zatroskany: „Jaki jest największy przekręt dietetyczny XXI wieku, gdyby pani profesor mogła zrobić taki ranking”.

Przeczytaj także:

W chwili, gdy piszę ten tekst, wywiad ma 2,7 mln wyświetleń i 24 tys. komentarzy. Dominuje w nich zachwyt i uznanie dla odwagi dziennikarza i jego rozmówczyni za to, że przeciwstawiają się obowiązującym poglądom i głoszą prawdę wbrew nagonce medialnej. „Kocham takich prawdziwych ludzi z duszą, jak tych dwoje rozmówców. Prawda jak oliwa”.

Agata Szczęśniak i Dominika Sitnicka zwracają uwagę, że Rymanowski nie był przygotowany do wywiadu, „nie było kontry”. Rzecz w tym, że Rymanowski wcale nie chciał kontrować, ustawiał się w roli uważnego słuchacza, używając zwrotów typu „acha”. Pompowanie autorytetu Cichosz dawało kliki.

Rymanowski: wolność głupiego słowa

Na krytykę mediów i ekspertek Rymanowski odpowiedział 2 listopada 2025 na X. Jego zawodowa deklaracja daje do myślenia bardziej niż niemądry wywiad (każdemu i każdej z nas w mediach zdarzają się wtopy, a Rymanowski ma przecież wiele dobrych rozmów na koncie).

Rymanowski nawet nie próbuje polemizować z miażdżącymi ocenami słów Cichosz. Używa czterech argumentów:

  • "Po pierwsze wolność słowa. Albo jest, albo jej nie ma. Tertium non datur;
  • Po drugie, każdy zasługuje na wysłuchanie. Żadni policjanci myśli nie mogą dziennikarzowi dyktować, kogo może, a kogo nie może zapraszać;
  • Po trzecie, wierzę w zdolność moich widzów do samodzielnego myślenia i wyciągania wniosków;
  • Cieszę, że kanał Rymanowski life ma już 450 tys. subskrypcji. Dopiero się rozkręcam!".

Kluczowy jest „argument” ostatni, bo liczba subskrypcji przekłada się na dochód z reklam.

Trzy pierwsze są łatwe do zbicia na gruncie oczywistych, wydawałoby się, funkcji dziennikarstwa.

Wolność słowa nie oznacza zgody na treści nieprawdziwe lub szkodliwe społecznie, tak jak wolność handlu nie obejmuje produktów zepsutych lub trucizn.

Odpowiedzialny dziennikarz (lub jego czy jej redakcja) narzuca tu sobie ograniczenia, np. nie podajemy informacji niepewnej, nawet jeśli by „zażarła”. Czyli wolność słowa jest, ale nie dla przekazu, którego nie powinniśmy akceptować. Tertium datur.

Nie każdy zasługuje na wysłuchanie, zwłaszcza bezkrytyczne. Druga zasada Rymanowskiego rządzi w mediach społecznościowych i jest wzmacniana przez wmontowane przez właścicieli platform mechanizmy promocji treści budzących emocje, co dewastuje stan świadomości społecznej. Dziennikarstwo zakłada wybór rozmówczyń, które są mądre, kompetentne i odpowiedzialne. Nikt nie zabroni Rymanowskiemu zapraszania antyszczepionkowców czy płaskoziemców. Krytyka tego, że to robi, nie jest jednak działaniem policyjnym, tak jak wygwizdanie słabej gry reprezentacji nie oznacza, że piłkarze trafią do aresztu.

Po trzecie, zdolność ludzi do krytycznego myślenia wcale nie jest powszechna, a w czasach komunikacji internetowej, chaotycznej i intensywnej w stopniu do niedawna niewyobrażalnym, staje się dobrem, które jako dziennikarze powinniśmy pielęgnować. Choćby po to, by chronić publiczność przed manipulacjami polityków sięgających po populizm czy teorie spiskowe. Wywiad z panią Cichosz ogranicza zdolność odbiorców do racjonalnej oceny rzeczywistości, bo dostarcza fałszywych informacji i demagogicznych argumentów.

Serio, skąd ludzie mają wiedzieć, że soja nie jest trucizną?

Prawicowe kryterium prawdy, czyli koniec z cenzurą

Argumentacja Rymanowskiego wpisuje się w hałaśliwą kampanię w obronie „prawdy”, jaką prowadzi prawica w Polsce i na całym świecie. To dlatego krytyka programu Rymanowskiego tak mobilizuje PiS-owców i konfederatów. Mateusz Morawiecki ogłasza, że ataki na Rymanowskiego „pokazują jedno – niezależne dziennikarstwo jeszcze nie zginęło” i zwraca uwagę na „trudne i dociekliwe pytania” (serio!). Kończy „do zobaczenia”, licząc na kolejne zaproszenie.

Europoseł PiS Piotr Mueller: „najnowszy atak liberalnych mediów na Rymanowskiego to kolejny odcinek serialu o utracie monopolu na kształtowanie opinii publicznej przez liberalno-lewicowy salon”. Dariusz Matecki ujmuje to po swojemu: „Kiedyś siedziała banda Michników, Urbanów, Walterów i decydowała...”.

Sławomir Mentzen przebija: „Obecne media wkrótce znikną, tak jak zniknęli kataryniarze”.

Z takim właśnie rewolucyjnym zapałem przyjechał w lutym 2025 na Monachijski Szczyt Bezpieczeństwa wiceprezydent J.D. Vance. W arogancko-obskuranckiej mowie dowodził, że większym zagrożeniami dla Europy niż Rosja czy Chiny jest „cenzura internetu”, np. zakaz mowy nienawiści wobec migrantów czy kobiet.

Czym zatem jest ta maszerująca przez świat prawicowa „prawda”? Oczywiście, zestawem konserwatywnych toksyn, nacjonalizmem wykluczającym innych, kpiną z „ideologii gender”, ale jest przede wszystkim wyzwoleniem z okowów „poprawności politycznej”.

Dlatego kryterium prawdy staje się sprzeciw „mainstreamu”, czyli środowisk naukowych, obrońców praw człowieka, nieprawicowych mediów, a zwłaszcza polityków liberalnych czy lewicowych (inna rzecz, czy to jest jeszcze mainstream).

Zgodnie z zasadą „Słychać wycie? Znakomicie”,

oburzenie w reakcji na bzdury o diecie staje się dowodem, że są prawdziwe i należy je wyrwać spod cenzury myśli.

Takie jest także źródło postaw nieracjonalnych i teorii spiskowych, głoszonych z dumą przez prawicę u władzy, co Anne Applebaum opisywała jako czas „Nowych Rasputinów”. Minister zdrowia Trumpa jest antyszczepionkowcem, a sam prezydent światowego mocarstwa zaprzecza, by istniał efekt cieplarniany.

Pogarda dla rozumu pełni też funkcje polityczne. Teoria zamachu smoleńskiego pomogła dojść do władzy PiS w 2015 roku. Kto wie, czy teoria zamachu ukraińskiego na Polskę nie poprowadzi do zwycięstwa w wyborach 2027 konfederatów z braunistami?

Niedziennikarz roku 2008, czyli recydywa Pacewicza

Rymanowski został w 2021 roku wyróżniony przez Newsweek jako „Siewca głupoty” za zapraszanie do Polsatu osób podważających sens szczepień i dezinformujących o epidemii Covid-19. Sam także dowodził, że w Irlandii umierają częściej zaszczepieni na Covid-19.

Opisując dziś – nazwijmy ją tak – klikbajciarską (od szukania klików) deklarację Rymanowskiego nie mogę nie przypomnieć epizodu sprzed 17 lat, kiedy jako gwiazda telewizji TVN, zdobywał tytuł Dziennikarza roku w konkursie Grand Press (który cieszył się jeszcze nieposzlakowaną opinią).

Napisałem wtedy w „Wyborczej” mały felieton pt. „Niedziennikarz roku” argumentując, że Rymanowski należy do grupy telewizyjnych „administratorów kłótni”, którzy „podkręcają pyskówki”. „Co takiego ważnego Bogdan Rymanowski ma do przekazania Polakom? Na czym się zna? Jakich wartości broni? – pytałem. – Nie chodzi o Rymanowskiego jako takiego, lecz o profesję, którą uprawia. Nie określiłbym jej terminem dziennikarstwo”.

Straceńczą brawurę tamtego tekstu spisuję dziś na karb młodego wieku, bo miałem ledwie 55 lat.

Faktycznie, felieton uruchomił medialny art. 5.

Wyrażano zdumienie, oburzenie i przygnębienie tym wybrykiem. Michał Karnowski (w „Dzienniku”) pisał, że moje słowa „zasmucają skalą samozakochania i zazdrości wobec sukcesów innych”. Sam Rymanowski też mi „współczuł, że nie potrafię zapanować nad zazdrością”. Paweł Siennicki z „Polski” uznał, że to zemsta na dziennikarzach telewizyjnych, którzy ujawnili, kim był Leszek Maleszka (sprawdźcie w Wikipedii, o co chodzi).

Uroczyste oświadczenie wydali poprzedni laureaci: Jacek Żakowski, Monika Olejnik, Kamil Durczok, Janina Paradowska, Anna Marszałek, Justyna Pochanke, Andrzej Morozowski i Tomasz Sekielski: „Zgadzamy się z niektórymi krytycznymi uwagami Piotra Pacewicza pod adresem polskiego dziennikarstwa. Tym bardziej jednak nie akceptujemy arbitralnego tonu, stylu i języka jego komentarza”.

W 2008 roku zarzucałem Rymanowskiemu w gruncie rzeczy to samo co dzisiaj. Że tworząc materiały, nie objaśnia, nie kontruje głupot, bo wie, że pyskówka ściągnie widzów i poprawi wyniki programu. Trochę przesadzałem, bo Rymanowski nie był największym podżegaczem telewizyjnym, co nie znaczy, że należało wynosić jego dziennikarstwo na podium.

W 2008 roku uderzałem na alarm, jakby dziennikarstwo stało nad przepaścią. Przez te 15 lat zrobiliśmy z pewnością duży krok naprzód.

Kraśko kontra Miller. To Ukraińcy podpalają?

W Faktach po Faktach 23 października 2025 Piotr Kraśko zacytował Leszkowi Millerowi słowa gen. Jarosława Stróżyka, szefa Kontrwywiadu Wojskowego, że za przypadkami podpaleń w Polsce z pewnością stoją rosyjskie służby. I zapytał byłego premiera (2001-2004), czy nadal będzie twierdził, że to mogą być służby ukraińskie. „Czy teraz pan powie: wierzę generałowi, niepotrzebnie to powiedziałem” – zapytał dydaktycznie Kraśko.

Ich niezwykły dialog potoczył się dalej tak:

Miller: Oczywiście wierzę generałowi, ale trzeba snuć rozmaite hipotezy.

Kraśko: Ale czy rozmaite hipotezy powinien snuć były premier RP?

M: Jestem przede wszystkim obywatelem. I nie pozwolę sobie zabrać żadnych praw.

K: Ale obok nas jest kraj w stanie wojny. I pan publicznie rozważa, że to mogą być ukraińscy agenci? A może kolumbijscy?

M: Przepraszam, dlaczego mam tego nie robić?

K: Dlatego, że sugerowanie, że za tym stoją ukraińscy agenci, narusza polską rację stanu.

M: Polską rację stanu narusza sam akt sabotażu, niezależnie kto jest autorem.

K: Ale sugerowanie, że to może być Ukraina, robi różnicę.

M: Ja nie mówię tego w tonacji twierdzącej.

K: Ale pan jest poważnym człowiekiem, byłym premierem RP. I pan mówi, może to rosyjscy, a może ukraińscy agenci.

Jakby to powiedział ktoś w autobusie, to rozumiem, ale pan?

M: No to się nie porozumiemy, bo pan uważa, że powinienem mieć zestaw zdań i słów, które mogę powiedzieć.

Może pan mi je wręczy, może pan ma w kieszeni taki katalog?

K: Mogę panu powiedzieć jako obywatel, nawet nie dziennikarz, że były premier RP, co do którego zachodzi podejrzenie, że wie więcej, i który mówi, że to mogą być ukraińscy agenci...

Takie stwierdzenie może kiełkować w głowach wielu ludzi.

M: Może pamiętałem taki wywiad z panią Natalią Panczenko, która jest znaną aktywistką, ma zresztą polskie obywatelstwo, jak mówiła, że zaczną się podpalenia sklepów, awantury itd.

K: No i?

M: Wystarczy.

K: Co wystarczy?

M: Jak to, co? Pani z Ukrainy mówi o podpaleniach, to panu jest obojętne?

Ona mówi nie o Rosjanach, ale Ukraińcach.

K: Nie znam tej historii, nie jestem w stanie zweryfikować.

M: Jestem za tym, żeby w tak ważnych sprawach nie wykluczać z góry żadnych opcji. Bo ja miałem do czynienia ze służbami.

K: Byłem w Kopenhadze, kiedy negocjował pan traktat z UE [w grudniu 2002 roku – red.]

Momentami nie poznaję pana.

Kraśko zacytował też komentarz Millera do „wyjaśnień Putina”, dlaczego musiał wkroczyć na Ukrainę. „To nie były manipulacje, ja dysponuję danymi ONZ. 16 tys. rosyjskojęzycznych Ukraińców zostało zabitych, często w okrutny sposób przez nacjonalistyczne bojówki, które zareagowały tak po Majdanie”.

M: 14 tys.

K: Czyli sugestia była taka, że zabili ich Ukraińcy.

M: No, sami się nie zabili.

K: Tylko dane ONZ są takie, że w latach 2014-2021 14 tys. zginęło w walkach po obu stronach konfliktu. To duża różnica czy pan mówi, że Ukraińcy zamordowali 16 tys. i co ten biedny Putin miał zrobić, trzeba było wjechać na Ukrainę, czy że zginęło 14 tys. w walkach spowodowanych przez Rosjan. To Rosja weszła do Donbasu.

Miller jako kłamca ukraiński, Kraśko zbyt dydaktyczny

Sugestia Millera, że podpalać mogą ukraińskie służby, należy do katalogu antyukraińskich narracji, które mają obnażać prawdę o intencjach Kijowa. Gość Kraśki jako dowodu użył wypowiedzi Natalii Panczenko z lutego 2025. Aktywistka mówiła o rosnącej wrogości Polaków do Ukraińców, co może w konsekwencji doprowadzić do konfliktów, a nawet ulicznych zamieszek.

Miller od razu [6 lutego] wypowiedź zmanipulował: „to czynne włączanie się w kampanię wyborczą obywatelki innego państwa, z dość przejrzystą groźbą – jak nie będziecie nam, Ukraińcom, pomagać w takim zakresie, jak do tej pory, to pamiętajcie, że macie mieszkania, szkoły, swoje zasoby i to wszystko możecie stracić”.

I dalej: „Płonące obiekty zrzuca się na agentów Rosji. A może to ukraińscy?”. Politycy Konfederacji zażądali deportowania Panczenko, a ona sama protestowała przeciwko fałszowaniu jej wypowiedzi.

Szkoda, że Kraśko nie pamiętał tamtej historii, bo wersja sączona przez Millera pozostała bez riposty.

Drugi wątek. Według raportu Ośrodka Studiów Wschodnich propaganda Moskwy przekonuje, że celem ataku na Donbas była ochrona rosyjskojęzycznej ludności przed „nazistami” z Kijowa. I że to wina rewolucji godności 2013-2104, która odsunęła od władzy prorosyjskiego Wiktora Janukowycza. „Okrutne mordy” ukraińskich nacjonalistów w Donbasie to już wkład własny Millera, nawiązanie do jego ociekających krwią opowieści o mordowaniu polskich kobiet i dzieci na Wołyniu.

Tutaj Kraśko stanął na wysokości zadania, klarownie pokazał na manipulację danymi ONZ.

W kręgach prawicowych Miller wyszedł z pojedynku z Kraśką zwycięsko, ponieważ nie bał się bronić „prawdy” pomimo „cenzury myśli”, jakiej próbował Kraśko. Fragment o „katalogu zdań i słów”, które można wypowiadać w TVN, zrobił karierę w sieci. Miller uderzył o tyle celnie, że Kraśko faktycznie próbował wymusić na nim zmianę opinii, używając m.in. nieładnego argumentu, że takie rzeczy to można mówić w autobusie.

To był błąd w rozmowie z demagogiem, który natychmiast odwołał się do swoich praw i wszedł w rolę cenzurowanego.

Kraśko bronił „polskiej racji stanu”, co jest w tym sensie niebezpieczne, że „racja stanu” może czasem – według polityków czy wojskowych – wymagać ukrywania niewygodnych faktów (takich jak błędy własnej armii). Rolą dziennikarza jest trzymać się prawdy i dociskać demagoga argumentami rzeczowymi. Na tym polega polemika z populistami, demagogami, antyszczepionkowcami, ukrainofobami. Inna rzecz, czy warto ich zapraszać.

Stanowski i Mazurek, czyli doktryna klikbajciarstwa

Krzysztof Stanowski i Robert Mazurek w „Kanale zero” umierali ze śmiechu, opisując reakcję Kraśki na Millera.

Stanowski: Piotr Kraśko nie mógł zrozumieć, dlaczego Miller chce powiedzieć to, co chce powiedzieć, a nie to, co Kraśko chce usłyszeć.

Mazurek: To było oburzające. Dlaczego ludzie przychodzą do telewizji i mówią rzeczy nieuzgodnione z Piotrem Kraśko?

S: Miller powiedział mu, może pan ma jakąś listę słów, których mogę używać.

To jest ciekawa rola dziennikarza, który słyszy rzeczy, no skoro niestandardowe, to ciekawe, a skoro ciekawe, to się niosą i w tym momencie dziennikarz zazwyczaj sobie myśli, kurczę, co on daje, ludzie będą to podawać dalej, oglądać, a on [Kraśko] mówi: niech pan tak nie mówi.

M: Bo Piotr Kraśko nie jest taki jak ty. On nie robi tego wszystkiego dla lajków, tylko dla Polski.

S: Dla polskiej racji stanu.

Pełna złośliwego wdzięku ironia Kanału Zero (który nie raz sam zapraszał Millera) dotyczy w istocie tego, że Kraśko próbował podważać opinie Millera, zamiast cieszyć się, że „się niosą”. Takie podejście może zakłócić stosunek do własnych wypowiedzi, kiedy zaczynamy się skupiać się nad tym, jak dużą reakcję wywołamy. Stanowski jako kandydat na prezydenta, w telewizyjnych debatach mówił rzeczy od Sasa do Lasa, byle mocno.

Ulegając pokusie klikbajciarstwa Stanowski i Mazurek nie są już dziennikarzami, nie myślą po dziennikarsku.

I mówię to nie dlatego, że chodzi mi o „Polskę”, czyli – w domyśle – o jakąś wizję Polski, bo wiem, że moja wizja Polski nie jest jedyna i nie może obowiązywać innych. Chodzi mi o dziennikarstwo, którego przetrwanie jest zagrożone właśnie przez zakwestionowanie prawdy jako kryterium. Co oczywiście nie znaczy, że dziennikarze nie lubią klików czy nie powinni starać się o kliki, czy lajki szukając wyrazistych tytułów. Ale w drugim kroku.

Klikbajciarstwo nie kieruje się prawdą, wręcz przeciwnie,

prawda mu często szkodzi,

bo jako z reguły nieco skomplikowana sprzedaje się gorzej niż efektowna głupota.

A TVN czasem przesadza

Inna rzecz, że ironia Stanowskiego i Mazurka trafiała w czuły punkt TVN24.

Jak to ujął jeden z admiratorów Millera, „TVN najchętniej zaprasza takich gości, którzy będą wygłaszać opinie zgodne z linią programową stacji, a jeśli zaprasza innych, to tylko po to, aby ich przyprzeć do ściany lub próbować zrobić z nich głupich, upokorzyć. Pan się nie dał stłamsić. Brawo!”.

Jak się narażać, to do końca, więc powiem, że faktycznie w niektórych programach publicystycznych TVN24, (czasem w „Faktach po faktach”, zwykle w „Kropce nad i”, prawie nigdy w „Tak jest”), prowadzenie rozmowy zmierza do tego, żeby jakaś słuszna teza zatriumfowała. Prowadzi to do ucinania czy zakrzykiwania wypowiedzi np. zaproszonych polityków PiS. Efekt bywa odwrotny, bo zdominowani przez parę osoba prowadząca plus polityk rządzącej koalicji, mogą wręcz budzić sympatię.

To wszystko nie zmienia faktu nad faktami, że dziennikarz ma nie tylko prawo, ale i obowiązek reagować na wypowiedzi jawnie fałszywe, głupie, zwłaszcza jeśli te głupoty mogą komuś zaszkodzić. Czy to ludziom, którzy będą się niezdrowo odżywiać, czy to ukraińskim uchodźcom i uchodźczyniom.

Pozostaje oczywiście pytanie, czy zapraszanie takiego na przykład Millera, częstego gościa mainstreamowych mediów, w ogóle ma sens.

;
Na zdjęciu Piotr Pacewicz
Piotr Pacewicz

Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".

Komentarze