Globalne odbicie gospodarcze po pandemii oznacza większe zapotrzebowanie na energię. Czy papierowe deklaracje redukcji emisji spłoną w piecu wraz z węglem?
Rok 2022 przyniesie wiele znaczących - przynajmniej w teorii - wydarzeń związanych z tzw. procesem klimatycznym, czyli formalnymi podwalinami działań zmierzających do obniżenia emisji gazów cieplarnianych. Od jej tempa zależy, czy klimat na koniec XXI wieku będzie cieplejszy o „znośne” 1,5°, jak chce tego Porozumienie Paryskie (swego rodzaju konstytucja dla klimatu, uzgodniona w 2015 roku) czy powyżej tego progu. A każda dziesiąta część stopnia ma znaczenie dla milionów ludzi, także w Polsce.
Ton nadchodzącego roku został nadany już w listopadzie przez ONZ-owski szczyt klimatyczny COP26 w Glasgow. Uzgodniono tam, że w ciągu najbliższych 12 miesięcy kraje przedstawią zwiększone cele redukcji emisji na rok 2030 po tym, jak przedstawione na COP26 cele – gdyby je zrealizowano – poskutkowałyby… wzrostem emisji o 16 proc.
Według Międzyrządowego Panelu ds. Zmian Klimatu (IPCC) – ONZ-owskiego ciała doradczego zajmującego się analizą danych naukowych opisujących przebieg kryzysu klimatycznego – by zachować szansę na wzrost temperatury o 1,5°C, emisje powinny spaść aż 45 proc. do roku 2030 (licząc względem roku 2010).
Problem w tym, że im dłużej zwlekamy ze wdrożeniem realnych planów redukcji emisji, tym bardziej stromy powinien być ich spadek. To z kolei czyni całą rewolucję klimatyczną – bo tak należałoby nazwać ten proces – stopniowo coraz mniej prawdopodobną.
Tymczasem temperatura rośnie. Według najnowszego raportu IPCC “działania człowieka doprowadziły do ocieplenia klimatu w tempie bezprecedensowym w okresie co najmniej ostatnich 2000 lat.
„Globalnie jest już około 1,1°C cieplej niż półtora wieku temu i ocieplenie zwiększa się w tempie 0,2 stopnia na dekadę. Ekstrapolując te dane, widać, że próg 1,5°C osiągniemy przed 2040 rokiem. Do zbliżonych wniosków IPCC doszło analizując symulacje modeli klimatu dla niedalekiej przyszłości oraz szacując wielkość pozostałego tzw. budżetu węglowego.
Przekroczenie 1,5°C jest więc raczej nieuniknione przy obecnej trajektorii emisji gazów cieplarnianych” – mówił OKO.press w sierpniu klimatolog Piotr Florek.
Analitycy procesu klimatycznego mają poważne wątpliwości, czy nowe cele zostaną przedstawione przez wszystkie państwa oraz czy w ogóle istnieje szansa na ich realizację. Przed COP26 ok. 40 krajów nie złożyło żadnych planów redukcyjnych do sekretariatu Ramowej Konwencji o Zmianie Klimatu (UNFCCC). Rok 2022 będzie więc dodatkową szansą na zwiększenie ambicji i choćby formalne wejście na „ścieżkę 1,5°C” przed kolejną rundą zobowiązań, która ma zakończyć się w roku 2025 i obejmować czas do roku 2035.
Według serwisu Climate Action Tracker, analizującego wpływ na przyszłe ocieplenie deklarowanych i faktycznie realizowanych polityk redukcji emisji, jesteśmy aktualnie na ścieżce prowadzącej do wzrostu temperatury o 2,5°-2,9°C do końca wieku. Żeby wejść na ścieżkę zgodną z celem Porozumienia Paryskiego - a więc ocieplenia o “znośne” 1,5°C - powinniśmy wypuszczać do atmosfery o 19-23 mld ton CO2 mniej rokrocznie do 2030 roku.
Jeden z czołowych hamulcowych walki z kryzysem klimatycznym – Australia – już zresztą zapowiedziała, że żadnych nowych planów redukcyjnych na rok 2030 przedstawiać nie będzie.
„Cel [redukcji emisji] jest nie do zmiany” - oznajmił rząd Australii 14 listopada, a więc w niecałą dobę po zakończeniu COP26, dodając furtkę o tym, że „jesteśmy zdecydowani go osiągnąć i przekroczyć”. To nie zabrzmiało przekonująco – Australia jest czwartym największym eksporterem energii, a pozycję tą zawdzięcza – jak przyznał rząd w oświadczeniu – „eksportowi wysokoemisyjnych surowców”. Mowa m.in. o węglu – Australia jest jego największym bądź drugim największym eksporterem na świecie (za Indonezją), w zależności od źródła danych.
Pamiętać należy, że mechanizm COP26 – i wszystkich poprzednich szczytów – polega na konsensusie i presji dyplomatycznej. Postanowienia szczytu w Glasgow nie są więc twardymi zapisami, a efektem dyplomatycznej gry, której skuteczność zależy od wzajemnego pilnowania się państw. W dobie kryzysu energetycznego – spowodowanego m. in. opieszałością w zajęciu się kryzysem klimatycznym – co silniejszym krajom może być łatwo odstępować od postanowień.
Mniej czy bardziej wiarygodne deklaracje to jedno, a realia świata dochodzącego do siebie po pandemii koronawirusa – to już całkiem coś innego. O ile emisje ze spalania paliw kopalnych w roku 2020 – gdy koronawirus na długie miesiące zatrzymał światową gospodarkę – spadły o 5,4 proc. względem roku 2019, o tyle wstępne dane za mijający rok wskazują wzrost o ok. 5 proc., wynika z analizy Global Carbon Project. Dołożą się do tego wszyscy główni emitenci: wzrost emisji w Chinach prawdopodobnie wyniesie ok. 4 proc, w Indiach aż ponad 12 proc, a USA i UE zwiększą emisje po ok. 8 proc. W Unii do wzrostu emisji dołożą się m.in. Niemcy, które na koniec 2022 roku mają dokończyć likwidację sektora elektroenergetyki atomowej.
Rok 2022 nie zapowiada się lepiej z powodu trwającego ożywienia gospodarczego po pandemii, które pociągnie za sobą np. odbicie na rynku przewozów lotniczych, oraz dalsze zwiększenie spalania węgla. Zwłaszcza to ostatnie jest powodem do niepokoju w kontekście starań o ograniczenie emisji i wzrostu temperatury, ostrzegła przed świętami Międzynarodowa Agencja Energii.
„Ilość energii elektrycznej wytwarzanej na całym świecie z węgla zbliża się do rekordowego poziomu w 2021 roku, podważając wysiłki na rzecz zmniejszenia emisji gazów cieplarnianych i potencjalnie wskazując na rekordowe zapotrzebowanie na węgiel w roku 2022” – napisała MAE w raporcie analizującym rynek węgla na najbliższe trzy lata.
„Po spadku w latach 2019-2020 oczekuje się, że globalna produkcja energii z węgla wzrośnie o 9 proc. w 2021 r. do rekordowego poziomu 10 350 terawatogodzin. Odbicie jest napędzane przez tegoroczne szybkie ożywienie gospodarcze, które spowodowało wzrost popytu na energię elektryczną znacznie szybciej, niż mogą mu sprostać źródła niskoemisyjne. Popyt na energię z węgla zwiększył się także na skutek gwałtownego wzrostu cen gazu ziemnego. Era spadku emisji oddala się” – podsumowuje MAE. Agencja dodaje, że rekordowe zapotrzebowanie na węgiel może utrzymać się aż do 2024 roku.
Oprócz śledzenia jakichkolwiek postępów w choćby deklaracjach walki z kryzysem klimatycznym, a także realnych zmian – niestety raczej na gorsze – w użytkowaniu paliw kopalnych, przyszły rok przyniesie także kluczowe z europejskiego punktu widzenia rozstrzygnięcia w sprawie tzw. zielonej taksonomii.
Chodzi o pakiet środków, które mają usprawnić europejską transformację w kierunku zeroemisyjnej gospodarki cyklu zamkniętego. Będzie kluczowym elementem realizacji Europejskiego Zielonego Ładu. Zdefiniuje również ramy rozwojowe UE na całe dekady, a technologie i branże, które dostaną się na listę, będą miały łatwiejszy dostęp do finansowania. Kością niezgody jest zakwalifikowanie energii atomowej i gazu ziemnego jako spełniających te postulaty „zielonych” technologii. Komisja Europejska 31 grudnia przesłała państwom członkowskim propozycję zasad zielonej taksonomii, według której “zielone” mają być zarówno atom i gaz, co na nowo rozogniło spór na temat roli tych dwóch źródeł energii na drodze do neutralności klimatycznej. Szerszą analizę propozycji KE opublikujemy wkrótce.
W przyszłym roku uwagę świata przykują także dwa nowe raporty IPCC, dotyczące łagodzeniu i adaptacji do skutków kryzysu klimatycznego. Mają ukazać się około lutego i marca. Niektóre z wniosków z marcowego raportu przeciekły latem do prasy za sprawą grupy naukowców określających siebie “rebeliantami”, którzy zdecydowali się na ujawnienie wyników prac ze względu na obawy, że końcowa wersja raportu zaprezentowana publicznie zostanie “rozwodniona”.
Chodzi przede wszystkim o gwałtowne zmiany, które – według ujawnionych przez “rebeliantów” informacji – muszą nastąpić w bardzo krótkim czasie, by kryzys klimatyczny nie wymknął się spod kontroli.
“Globalne emisje gazów cieplarnianych muszą zacząć spadać w ciągu najbliższych czterech lat, elektrownie węglowe i gazowe muszą zostać zamknięte w ciągu dekady, a aby uniknąć załamania klimatu, konieczne będą zmiany stylu życia i zachowań” – napisał brytyjski dziennik The Guardian w tekście poświęconym wyciekowi prac IPCC.
W OKO.press pisze głównie o kryzysie klimatycznym i ochronie środowiska. Publikuje także relacje z Polski w mediach anglojęzycznych: Politico Europe, IntelliNews, czy Notes from Poland. Twitter: https://twitter.com/WojciechKosc
W OKO.press pisze głównie o kryzysie klimatycznym i ochronie środowiska. Publikuje także relacje z Polski w mediach anglojęzycznych: Politico Europe, IntelliNews, czy Notes from Poland. Twitter: https://twitter.com/WojciechKosc
Komentarze