0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Jacek Marczewski / Agencja Wyborcza.plFot. Jacek Marczewsk...

W ostatnich wyborach to kobiety miały dominujący głos. W głosowaniu wzięło ich udział więcej niż mężczyzn. I choć w parlamencie będą w mniejszości, to jednak ich głos zaczyna się wreszcie liczyć. Zaprosiliśmy naukowczynie, liderki opinii, aktywistki, ekspertki, aby podzieliły się swoimi refleksjami na temat wyborów i oczekiwanej zmiany w Polsce. Jakie kwestie są dla nich najważniejsze? Co w pierwszej kolejności chciałyby zmienić w kraju? Kogo i co wybierają Polki?

Poprzednie teksty z cyklu można przeczytać tu:

Przeczytaj także:

Referendum nie na miejscu

Partie dotychczas opozycyjne, które stworzą większość sejmową i rząd, wracają do zupełnie innego społeczeństwa niż to, które wysłało je do ław opozycji w 2015 roku. Ostatnie osiem lat to nie tylko mobilizacja społeczna na ulicach. To także, a może przede wszystkim, bo trwalej – samoorganizacja. Zarówno na poziomie ruchów oddolnych, jak i nobliwych instytucji publicznych.

Aborcyjny Dream Team zmienił oblicze systemu oddolnego wsparcia aborcyjnego. Nie tylko poprzez nowy rodzaj organizacji – towarzyszenia kobietom w aborcjach, dokładnych instrukcjach w zakresie aborcji farmakologicznej czy organizacji wyjazdów na aborcje do innych krajów. To już nie „ratowanie kobiet”, bezwolnych, bezradnych, potrzebujących pomocy. To wzajemne wsparcie i nowy język, akcentujący przede wszystkim podmiotowość kobiet. Hasła takie „aborcja tak wcześnie, jak to możliwe i tak późno, jak to konieczne” i odrzucenie aborcyjnej stygmy.

Dlatego idea referendum, która błąka się po scenie politycznej od czasu, gdy PiS wyjawiło, że dąży do zaostrzenia ustawy antyaborcyjnej – jest po prostu nie na miejscu. Dopóki pomysł referendum jest na stole, oznacza to uznanie, że kobiety nie do końca są w stanie podejmować decyzje i trzeba to robić za nie – pozwalać im na jedno, pouczać za drugie, zakazywać trzeciego.

Czy kobieta to człowiek?

Ciekawe, że żadnej z opcji politycznych nie przychodzi na myśl, by przeprowadzić referendum w innych sprawach dotyczących cielesnej integralności – nie debatujemy przecież o tym, czy w sytuacji, gdy nasz szpik może uratować komuś życie, znika możliwość odmowy bycia dawcą. Przecież to tylko mały zabieg, nic takiego. A jednak – nie, bo samostanowienie, podejmowanie autonomicznych decyzji o swoim ciele jest ważniejszą wartością. Stawia się w związku z tym na edukację, dzięki której przybywa ochotniczych dawców szpiku.

Czy to zbyt dalekie porównanie? A jednak, jak wskazuje Aborcyjny Dream Team, jedyne referendum, jakie się realnie odbywa – to to nad testem ciążowym. Przy tym poziomie samoorganizacji i wzajemnego wsparcia kobiet będzie ono trwać dalej i decyzje będą podejmowane przez osoby, których ciąża i aborcja bezpośrednio dotyczy. Niezależnie od tego, ile oficjalnych referendów o aborcji zostanie zorganizowanych – bo każde z nich sprowadzać się będzie do pytania, „czy kobieta to człowiek?”.

Dlatego też rozgrzebywanie na nowo hasła „aborcja to sprawa światopoglądowa” brzmi po prostu archaicznie. Po dziesiątkach demonstracji, pikiet, po śmierciach kobiet w szpitalach i po kilkudziesięciu tysiącach przypadków, w którym ADT pomógł w dostępie do aborcji, po tym, jak główne polskie media udostępniały telefon 22 29 22 597 – można powiedzieć tyle, że aborcja to nie światopogląd. To zdrowie i życie.

Zatem, dopóki w politycznej debacie referendum traktuje się jako opcję do rozważenia – oznacza to, że nadal kobiety nie są traktowane jak ludzie, a przynajmniej nie jak dorośli.

Odzyskajmy Polskę dla kobiet

„Jeśli aborcja jest kwestią światopoglądową, to co taką kwestią nie jest? Przecież stanowisko, że praca nie jest towarem takim jak pasta do zębów, to też jakiś światopogląd. […] Dopóki nie wskaże się bezpośredniego powiązania prawa do aborcji z całą resztą społecznego życia, dyskusja tkwić będzie w martwym punkcie, a kobietom odmawiać się będzie wsparcia z powodów „światopoglądowych”. […]

Dlatego prawo do aborcji nie jest jakąś ciemną, boczną uliczką życia kobiet, tylko elementem polityki zdrowotnej, która z kolei jest częścią polityki społecznej, która wiąże się z polityką gospodarczą, polityką rynku pracy czy polityką fiskalną. Oznacza to, że prawo do aborcji jest częścią większej układanki, na którą składają się: edukacja seksualna, dostępna i tania antykoncepcja, skuteczne egzekwowanie alimentów, wsparcie dla dzieci i dorosłych z niepełnosprawnościami i ich rodzin, powszechnie dostępne żłobki i przedszkola, świetlice szkolne oraz system opieki nad osobami starszymi, powszechny dostęp do ochrony zdrowia dobrej jakości, a także przeciwdziałanie dyskryminacji na rynku pracy i ochrona praw pracowniczych.

Tak powinna wyglądać ochrona życia – indywidualne praw do wyboru po stronie kobiet i strukturalne uwarunkowania w sferze produkcji i reprodukcji społecznej zapewniające godne życie. Jestem przekonana, że to szansa na ponadklasowe porozumienie kobiet. Wszystkie jesteśmy traktowane jak zwierzo-dziecko-puszczalskie. Wszystkie powinnyśmy być traktowane jako osoby dorosłe i odpowiedzialne”.

Tak było w 2016 – siedem lat później, przy rozbudowanej siatce wsparcia ADT, przy rozwinięciu pomocy prawnej w szpitalach przez Federę – osoby potrzebujące aborcji są zupełnie gdzie indziej. Co ciekawe, w innym miejscu są też partie polityczne – w 2016 roku PO broniła „świętego kompromisu”, SLD było za referendum, a Władysław Kosiniak-Kamysz głosował za odrzuceniem w Sejmie projektu „Ratujmy kobiety” i za procedowaniem projektu Ordo Iuris. Natomiast Partia Razem zorganizowała Czarny Protest, który przerodził się w największe w tamtym czasie demonstracje w obronie praw kobiet.

Dziś widać, kto od początku stał po stronie kobiet, a kto przez te siedem lat musiał sobie trochę przemyśleć, by w końcu dojść do stanowiska „aborcja do 12 tygodnia ciąży na żądanie”. Dlatego też oczekuję, że sformowany przez Koalicję Obywatelską, Trzecią Drogę i Nową Lewicę rząd będzie umiał stanąć na wysokości zadania – zamiast „światopoglądowych” uników zbuduje kompleksową politykę społeczną, w której życie i zdrowie kobiet będą kluczowe. Podobnie jak życie i zdrowie mężczyzn.

To już nie te czasy, panowie

Poświęcam tak dużo miejsca kwestii aborcji nie tylko dlatego, że była jednym z wiodących tematów politycznych ostatnich lat i nie tylko dlatego, że w ostatnich latach odnotowano znaczące zmiany opinii publicznej na rzecz znaczącej liberalizacji prawa. To także stawka zaufania do możliwości odbudowy państwa „po-PiS”.

Jeśli teraz rozłożycie ręce, mówiąc „chcieliśmy dobrze, wyszło jak zwykle” to będzie to oznaczać, że cała ta polityka to pic na wodę, a wysoka frekwencja była naiwnością nas wszystkich. I w kolejnych wyborach więcej osób machnie ręką, wybierając między Netflixem a pójściem na grzyby niż między kandydatami na listach wyborczych. Po co głosować, skoro obietnice wyborcze to dla partii szwedzki stół, a nie realne zobowiązanie?

„Nie czas dyskutować o aborcji, gdy trzeba odbudować praworządność”? Nie, raczej „Nie ma politycznej wiarygodności bez załatwienia kwestii aborcji”.

Znamy takie przypadki z historii. Sojusz Lewicy Demokratycznej złożył wiele obietnic kobietom i wygrał wybory w 2001 roku. By następnie tych obietnic nie spełnić – poświęcając je dla układu z Kościołem, który w zamian wsparł wejście Polski do Unii Europejskiej. Nie zwracano uwagi na protesty organizacji feministycznych ani na List 100 Kobiet, z Wisławą Szymborską na czele. W 2005 roku było już po rządach SLD. O tym, jak Platforma Obywatelska traktowała swoje obietnice wyborcze i co wprowadzała w zamian – nie trzeba przypominać, bo jej politycy zapewne przemyśleli, dlaczego stracili władzę w 2015 roku.

Krajobraz społeczny jest zupełnie inny niż w 2015 roku i mam nadzieję, że politycy partii opozycyjnych, którzy sformują rząd, będą za tym nadążać. Sytuacje takie jak podczas Marszu 1 października 2023 roku, gdy ze sceny pięciu mężczyzn z różnych partii po kolei pouczało kobiety, że muszą głosować – nie mogą się powtórzyć. To już nie te czasy, panowie, i to od dawna. Dlatego też oczekuję, że rząd będzie różnorodny nie tylko partyjnie, ale także pod względem reprezentacji płci (to podstawowe kryterium, ale można dorzucić też inne). W każdej z partii rządowej koalicji jest wystarczająco dużo ekspertek, a rządy, w których więcej jest Michałów niż kobiet, niech kojarzą się z czasami minionymi.

Potrzebna aktywna polityka równościowa

Skoro mowa o składzie rządu – czy doczekamy się aktywnej osoby na stanowisku pełnomocnika/pełnomocniczki do spraw równego traktowania? A może powstanie odpowiedni resort związany z równością i różnorodnością? Nie jako paprotka czy – jak za czasów PiS – fikcyjne stanowisko służące wyłącznie temu, by organizacje międzynarodowe nie wytykały jego braku. Mówię o aktywnej polityce równościowej, która widoczna będzie zarówno w decyzjach różnych resortów, jak i w końcu stworzy partnerskie warunki do dyskusji z instytucjami, które polityką równości i różnorodności zajmują się od dawna.

W ciągu ostatnich lat widzimy wielkie zmiany w tym zakresie w uniwersytetach i szkolnictwie wyższym. Kiedy w latach 2017-2019 pracowałyśmy na Uniwersytecie Warszawskim nad przygotowaniem Planu Równości Płci, patrzono na to z niedowierzaniem, a w 2020 roku, kiedy został wprowadzony, musiałyśmy odpierać ataki Ordo Iuris. Obecnie większość uczelni ma bądź jest w trakcie przygotowania Planów Równości Płci. Dlatego, że jest to wymóg finansowania przez Komisję Europejską, ale także dlatego, że taką potrzebę wyrażają uczelniane społeczności.

Nauka, jak każda inna dziedzina życia, jest upłciowiona, jest środowiskiem podatnym na dyskryminację i potrzebuje rozwiązań wspierających różne grupy. W ostatnim czasie na UW przygotowujemy nową funkcjonalność systemu USOS dla osób transpłciowych, dzięki której wyświetlać się będą ich dane preferowane zamiast danych metrykalnych. Rozwiązanie to jest przeznaczone dla wszystkich uczelni korzystających z systemu USOS. Wcześniej własne tak zwane „nakładki”, funkcjonujące na poziomie poszczególnych uczelni, wprowadziły UJ i UAM.

Piszę o tym, by pokazać jak wiele samoorganizacji i równościowych innowacji wprowadzają uczelnie w kraju. W środowisku akademickim przywykliśmy do tego, że nie uzyskujemy zbyt wiele wsparcia od administracji publicznej. A jeśli chcemy dyskusji na temat skuteczności rozwiązań, to organizujemy ją sami_e.

Stąd na przykład Akademicka Sieć Bezpieczeństwa i Równości, zrzeszająca osoby na stanowiskach rzeczniczek akademickich i zajmujących się równością i różnorodnością na polskich uczelniach. Samoorganizację, procedury, edukację, badania równościowe – mamy już odpowiednio rozwinięte.

Teraz chcemy partnerstwa po stronie rządowej, sensownych rozmów, wymiany pomysłów i wsparcia.

Społeczeństwo polskie 2023 roku ma za sobą doświadczenie demonstracji, samoorganizacji i zaradności. Ma znacznie większą świadomość w zakresie praw reprodukcyjnych, równości małżeńskiej, społecznej różnorodności. Ma wreszcie też oczekiwania wobec aktywnego państwa opiekuńczego i nie uważa polityki społecznej za zbytek, którego trzeba się pozbywać, by „zacisnąć pasa”. Poprzez wysoką frekwencję dało kredyt zaufania opozycji demokratycznej.

Nie zepsujcie tego.

Na zdjęciu: Demonstracja solidarnościowa przed kolejną rozprawą Justyny Wydrzyńskiej z Aborcyjnego Dream Teamu przed Sądem Okręgowym w Warszawie, 11 stycznia 2023.

„NIEDZIELA CIĘ ZASKOCZY” to cykl OKO.press na najspokojniejszy dzień tygodnia. Chcemy zaoferować naszym Czytelniczkom i Czytelnikom „pożywienie dla myśli” – analizy, wywiady, reportaże i multimedia, które pokazują znane tematy z innej strony, wytrącają nasze myślenie z utartych ścieżek, niepokoją, zaskakują właśnie.

;

Udostępnij:

Julia Kubisa

Socjolożka. Dr hab. prof. UW na Wydziale Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego, wicekierowniczka Katedry Socjologii Ekonomicznej i Spraw Publicznych WSUW. Pracuje w Zespole Równościowym Uniwersytetu Warszawskiego, zajmuje się tematyką równości, różnorodności i przeciwdziałania dyskryminacji oraz molestowaniu seksualnemu.

Komentarze