0:000:00

0:00

Prawa autorskie: EU/Lukasz KobusEU/Lukasz Kobus

"Każdy powinien czuć się wolny, by być tym, kim jest – bez strachu, że będzie za to prześladowany. Taka jest Europa i takie jest nasze stanowisko" — mówiła 12 listopada wiceprzewodnicząca Komisji Europejskiej Věra Jourová, podczas prezentacji pięcioletniej strategii na rzecz równości LGBTIQ.

To pierwszy tak kompleksowy i odważny dokument dotyczący praw tęczowej społeczności przyjęty przez unijną instytucję. Komisja Europejska chce dążyć do ujednolicenia przepisów, tak by we wszystkich krajach członkowskich stworzyć minimum bezpieczeństwa w zakresie ochrony przed przestępstwami z nienawiści i dyskryminacją, a także — zagwarantować tęczowym rodzinom uznanie ich związków i rodzicielstwa.

„Odrzucam tę całą sagę z »ideologią« LGBT. Chodzi o tożsamość, a nie o ideologię.

Będziemy bronić ludzi przed tymi, którzy mają teraz rosnący apetyt na atakowanie ich z tego »ideologicznego« punktu widzenia. Osobiście myślę, że to należy do zagrywek autorytarnych, na co nie ma miejsca w Europie"

- mówiła Jourova.

Przeczytaj także:

Po co KE wchodzi w kolizję z Polską i Węgrami?

Jourová podkreślała, że Komisja Europejska podjęła działania, w odpowiedzi na „niepokojące trendy". Z badań unijnej Agencji Praw Podstawowych wynika bowiem, że

odsetek osób LGBT, które czują się dyskryminowane w UE, wzrósł - z 37 proc. w 2012 roku, do 43 proc. w 2019.

Nie jest jednak zaskoczeniem, że na poziomie politycznym, jest to też kolejna rozgrywka między KE a Polską i Węgrami, których polityki są częścią tych „niepokojących trendów".

Wiceprzewodnicząca KE wprost przywołała brutalne ataki na marsze równości, do których w ostatnich latach dochodziło na ulicach polskich miast oraz uchwały anty-LGBT przyjęte przez ponad 100 samorządów w kraju.

Jourová odniosła się też do najnowszej propozycji węgierskiego rządu, który chce, by do konstytucji wpisać ograniczenia dotyczące adopcji dzieci. Po zmianach mogłyby się o nie starać tylko małżeństwa różnopłciowe (kobieta i mężczyzna).

Także i tym razem KE nie uniknęła jednak krytyki. Europejska opinia publiczna jednoznacznie negatywnie ocenia reakcję unijnych instytucji na polskie tzw. „strefy wolne od LGBT".

28 lipca 2020 unijna komisarz ds. równości Helena Dalii ogłosiła, że sześć gmin w Polsce, które podjęły homofobiczne uchwały, straci pieniądze w ramach programu partnerstwa miast. To jednak stosunkowo niewielkie kwoty, które na dodatek zrekompensować obiecał minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro.

Zagraniczni dziennikarze pytali, dlaczego w tej sprawie KE nie wszczyna postępowań przeciwnaruszeniowych, które mogłyby doprowadzić do zaskarżenia Polski przed TSUE.

Jourová wyjaśniała, że komisja może wszczynać postępowania dyscyplinarne tylko wtedy, gdy jest pewna, że doszło do dyskryminacji osób LGBT sprzecznych z prawem unijnym (np. dyskryminacji w zatrudnieniu). Reakcję utrudnia fakt, że polskie samorządy przyjęły stanowiska w formie uchwał, a nie nowych przepisów.

Jourová ostrożnie też wypowiadała się na temat konsekwencji finansowych, które mogą grozić polskim samorządowcom. Każdy wniosek o pieniądze z funduszu spójności będzie rozpatrywany osobno.

„Kiedy zajmowałam się funduszami jako minister w czeskim rządzie, we wnioskach o finansowanie niemal automatycznie odhaczało się punkt »zgodny z polityką równościową«. Ale to było do 2013 roku, kiedy nie było takich trendów jak obecnie w Polsce. Teraz nie będzie już takiego automatyzmu" - mówiła Jourová.

Ładny gest czy realna zmiana?

Nie bez powodu pojawia się więc pytanie, jak duża część strategii jest wykonalna. KE zobowiązała się sprawdzić, czy unijne prawo antydyskryminacyjne jest należycie wdrażane w krajach członkowskich. Chce też przedstawić europarlamentowi i poszczególnym krajom propozycję wpisania przestępstw motywowanych homofobią (w tym homofobicznej mowy nienawiści) do katalogu „przestępstw unijnych".

Przypomnijmy, że polski kodeks karny nie ściga za podobne czyny, a swoich praw można dochodzić w postępowaniach cywilnych (i to też nie zawsze).

Najtrudniejsze wydaje się uregulowanie życia rodzinnego, które leży w kompetencjach państw członkowskich. KE chce przedłożyć propozycję ustawodawczą w sprawie wzajemnego uznawania praw rodzicielskich, a także „rozważyć możliwe środki w celu wsparcia uznawania partnerstw osób tej samej płci w całej UE".

"Teraz dziecko przestaje być czyimś dzieckiem, gdy przekracza jakąś granicę wewnątrz UE. To nieakceptowalne" - mówiła Jourová.

Obecnie 21 z 27 państw członkowskich gwarantuje parom jednopłciowym prawo do zawierania małżeństw lub co najmniej związków partnerskich. Jeszcze mniej zgadza się na pełne prawo do adopcji.

Polska jest w gronie tych krajów, które nie uznają żadnych związków par jednopłciowych, a w toku kampanii wyborczej prezydent Andrzej Duda przedłożył projekt nowelizacji Konstytucji, który miałby im zakazać przysposobienia dzieci.

Można spodziewać się więc politycznego oporu ze strony Zjednoczonej Prawicy. Już dziś decyzję KE skrytykował m.in. europoseł PiS Patryk Jaki, b. wiceminister sprawiedliwości, który stwierdził, że unijni komisarze przymuszają Polskę do rzekomego łamania Konstytucji i Traktatów.

Droga, którą obiera KE nie jest więc łatwa, niemniej ogłoszenie unii równości można uznać za przełomową decyzję dla ochrony osób LGBT+ przed dyskryminacją i przemocą.

Udostępnij:

Anton Ambroziak

Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o prawach człowieka, społeczeństwie obywatelskim i usługach publicznych.

Komentarze