0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Grzegorz Celejewski / Agencja Wyborcza.plFot. Grzegorz Celeje...

„To nie kolejna nudna konwencja dla emerytów z PiS-u, czy Platformy. Tak się bawi Konfederacja!” – krzyczał ze sceny Sławomir Mentzen. Na ogromnych telebimach za jego plecami cały czas wyświetlano tapetę z lasem rąk uniesionych jak na koncercie i z tańczącymi płomieniami. Raz po raz ogień buchał też z samej sceny, a z głośników leciała muzyka rockowa. Jakub Molęda, śpiewający piosenkę na otwarcie, wjechał pod scenę na motorze. Na zakończenie wypuszczono fajerwerki, których pisk prawie rozsadzał bębenki w uszach.

Młodość! Moc! Energia! Siła! Te hasła miała przedstawiać cała oprawa głównej konwencji wyborczej Konfederacji, która odbyła się w sobotę 23 września.

Katowicki Spodek, miejsce prestiżowe, zarezerwowane było jeszcze w czasie, kiedy ukazywały się sondaże dające partii nawet 14 proc. Hala może pomieścić 11 tysięcy osób. Telebimy i scena na środku odcięły jednak połowę miejsc. Na wydarzenie zarejestrowało się ok. 4,5 tysiąca osób, na miejscu ostatecznie stawiło się niecałe trzy tysiące. Zdecydowaną większość stanowili mężczyźni. W garniturach.

„Możemy wszystko” – nowe hasło Konfederacji, które tego dnia ogłoszono, miało reprezentować odrzucenie imposybilizmu. Tak, możemy mieć jeszcze niższe podatki! Każdego będzie stać na grill, dom, trawę i dwa samochody! Tak, Konfederacja będzie rządzić w niedalekiej przyszłości!

W ostatnich tygodniach fala, na której płynęła koalicja korwinistów, narodowców i braunistów, zaczęła jednak mocno opadać. W sondażach Ipsos dla OKO.press Konfederacja od czerwca straciła 5 punktów procentowych i zleciała z 12 do 7 proc. Średnia sondażowa pokazuje już wynik poniżej 10 proc.

W takich okolicznościach hasło „Możemy wszystko” przybrało jeszcze jeden wymiar. Tak, możemy zatrzymać spadki sondażowe. Konwencja Konfederacji, która miała być pokazem siły, przybrała mocno defensywny charakter. Przez dwie godziny Sławomir Mentzen i Krzysztof Bosak na rozmaite sposoby próbowali odpowiadać na różne zarzuty i wątpliwości wokół swojej partii.

Przeczytaj także:

Poziom zmalał i wzrósł

Ponieważ słupki poparcia topnieją nieubłaganie, Sławomir Mentzen postanowił zastosować w swojej prezentacji kreatywną księgowość. I pokazać, że z perspektywy kilku lat, to nigdy nie było tak dobrze, jak jest teraz.

Odwołał się do wyników wyborów samorządowych z 2018, w których zarówno partia KORWiN, jak i Ruch Narodowy zyskały wyniki oscylujące w okolicach jednego procenta. „Nie słuchaliśmy ludzi, którzy nam mówili, że się nie da. I wtedy zawiązaliśmy Konfederację”.

Mentzen przypomniał, że w wyborach do PE w maju 2019 roku już jako duża koalicja rozbili się o próg, zdobywając ok. 600 tysięcy głosów. „Wiedzieliśmy, że za parę miesięcy musimy dostać dwa razy więcej głosów. I my to zrobiliśmy, choć nikt nie wierzył, że się uda”.

Warto wspomnieć tu, że to w kampanii wiosennej Sławomir Mentzen wygłosił słynny wykład, w którym opowiadał, że strategią Konfederacji jest karczowanie sobie pola na skrajnym brzegu sceny politycznej, ponieważ centrum zabetonowane jest przez takie partie jak PO. Ludziom, według jego słów, należy przedstawić „wielką radykalną ideę”.

To w tym wykładzie padły słynne słowa o „piątce Mentzena” („to się ludziom podoba, tego ludzie chcą słuchać”) i pochwała postulatów „batożenia gejów” w wykonaniu Grzegorza Brauna.

Kampania jesienna miała już znacznie łagodniejszy przekaz, który kręcił się wokół kwestii wolności gospodarczej. To wtedy rozpoczął się marsz po wyborców centrowych, czy może raczej nie-skrajnych.

Mentzen przypomniał, że niecały rok później parlamentarny rezultat Konfederacji nieco poprawił Krzysztof Bosak, uzyskując w wyborach prezydenckich ponad 7 proc. głosów.

2022 rok był dla partii okresem wielkiej smuty sondażowej spowodowanej między innymi oficjalnym „zakończeniem pandemii”, na której udało im się politycznie wybić. Wiosna 2023 to z kolei mocne odbicie w sondażach, które przekładało się na ogromne zainteresowanie mediów, które prawdopodobnie dodatkowo wzmacniało trend.

Rzeczywiście, niektóre badania, jak wskazywał Mentzen, dawały Konfederacji nawet do 15 proc. Spadki w ostatnich tygodniach są jednak zauważalne i w przestrzeni publicznej coraz częściej mówi się o wypaleniu partii, czy pęknięciu napompowanego balonika.

„Chciałbym w życiu zawsze sobie tak nie radzić, żeby być trzecią siłą i mieć w sondażach 11 proc.” – żartował lider Nowej Nadziei. „Ale cel to 15 proc. i 2,5 miliona głosów. To się da, ale trzeba tego naprawdę bardzo chcieć”.

Jesteśmy rzeczywiście trochę szaleni

Na razie wygląda na to, że Konfederacja, choć bardzo chce, niekoniecznie może pozyskać 2,5 miliona głosów, ale raczej stara się zatrzymać dalsze spadki. Skąd się wzięły?

"Media bez przerwy piszą o nas bzdury, wyrywają coś z kontekstu, czasem całkowicie kłamiąc, zupełnie zmieniając sens wypowiedzi. Nasi wyborcy często łapią się za głowę, pytając:

Kim wy ludzie jesteście? Ja myślałem, że chcę na was głosować, a wy macie taki odjazd, taki odjazd, taki odjazd.

Niestety, jeszcze wielu ludzi wierzy mediom, bo nie wiedzą, jak bardzo media kłamią, zniekształcają rzeczywistość" – opowiadał Mentzen.

Tym, co przynosiło Konfederacji stabilne wzrosty wiosną, było konsekwentne trzymanie się przekazu wolnościowego i antypodatkowego. Już w tym czasie spekulowano, że ogłoszenie list wyborczych może być wizerunkowym kryzysem.

Sam Sławomir Mentzen może w wywiadach opowiadać o tym, że nie pamięta, że jeszcze niedawno był gorącym orędownikiem wsadzania kobiet do więzienia za aborcję. Ale nie upilnuje już setek kandydatów i kandydatek w okręgach w całej Polsce, którzy, a to straszą 5G, a to negują Holocaust, są płaskoziemcami, zagorzałymi antyszczepionkowcami, antysemitami, opowiadają się za legalizacją zjadania psów, czy odebraniem kobietom praw wyborczych.

Dla tych, którym nie wystarczy standardowa wymówka „wyrwane z kontekstu”, i którzy jednak zetknęli się w internecie z takimi treściami, Sławomir Mentzen przygotował jeszcze inny przekaz.

”Jesteśmy może trochę niestandardowi, mamy czasem kontrowersyjne poglądy, czy kontrowersyjne wypowiedzi, ale uwierzcie mi – nie trzeba zgadzać się z każdą wypowiedzią każdego naszego członka, żeby móc na nas głosować. To nie jest wymagane” – żartował Mentzen. – „Jesteśmy rzeczywiście trochę szaleni”.

Czyli – mogą wam się te poglądy nie podobać, mogą was śmieszyć, oburzać, ale „tylko wariaci są coś warci”, jak mówił Kapelusznik z „Alicji w Krainie Czarów”. Polityk zdecydował się jednak na inny cytat.

”Tylko ludzie wystarczająco szaleni, żeby myśleć, że mogą zmienić świat, są tymi, którzy naprawdę go zmieniają” – powiedział Mentzen, a za jego plecami ukazało się nazwisko oryginalnego autora słów – Steve’a Jobsa.

Jak widać było na nagraniach, cytowanie amerykańskiego multimiliardera nie za bardzo spodobało się obecnemu na sali Grzegorzowi Braunowi, który znany jest raczej z zamiłowania do teorii spiskowych, a nie do technologicznych innowacji.

Radykałowie schowani

Braun, pomimo tego, że formalnie jest jednym z liderów Konfederacji, nie wystąpił na scenie. W momencie, w którym partia walczy o utrzymanie i odzyskanie swoich “centrowych” wyborców, nie można było ryzykować ewentualnych tyrad o objawieniach w Gietrzwałdzie, o Ukropolinie, wieszaniu polityków, czy o batożeniu gejów. Bo „jesteśmy rzeczywiście trochę szaleni”, ale bez przesady.

Kilka tygodni wcześniej wyczyszczono listy z jego bliskich współpracowników takich jak na przykład Sebastian Pitoń. Lider Góralskiego Veta, który od tego czasu publicznie wiesza psy na Sławomirze Mentzenie, i tak pojawił się osobiście na konwencji i chętnie fotografował z działaczami.

Sam Grzegorz Braun został na pocieszenie pochwalony przez Krzysztof Bosaka za to, że w tej kadencji „wykazał najwięcej determinacji”. Determinacji w odmowie noszenia maseczki w pandemii, za co, według wyliczeń Bosaka, został ukarany przez Prezydium Sejmu na kwotę sięgającą „setek tysięcy złotych”.

Brauniści, którzy stawili się na imprezę wyjątkowo tłumnie, żeby pokazać, że są środowiskiem, z którym należy się liczyć, przyjęli te słowa lawiną oklasków i wiwatów.

Fot . Grzegorz Celejewski / Agencja Wyborcza.pl

Nie jesteśmy przeciwko kobietom

Kolejnym punktem wymagającym wyjaśnień okazała się kwestia kobieca.

„Kto to wymyślił, że nasz program jest skierowany przeciwko kobietom?” – pytał retorycznie Sławomir Mentzen.

Oczywiście, w programie rozumianym jako książeczka z oficjalnymi postulatami, nie znajdziemy treści wprost antykobiecych. Ale w kraju, w którym zaczyna dominować poparcie dla legalnej aborcji, radykalne sprzeciwianie się możliwości przerywania ciąży jest postrzegane jako pogląd dla kobiet szkodliwy.

A bycie przeciwnikiem aborcji to w Konfederacji standard. Co więcej, kandydaci i kandydatki niejednokrotnie otwarcie popierają wyrok Trybunału Julii Przyłębskiej, a nawet prawnego zmuszania kobiet do donoszenia ciąż będących wynikiem gwałtu (robi to także jedyna kobieca „jedynka” partii, czyli Anna Bryłka).

W połowie września media obiegły nagrania z kongresu założycielskiego Fundacji Patriarchat, na którym prawicowi działacze opowiadali o starych dobrych czasach, w których „kobiety były częścią gospodarstwa domowego o statusie wyższym niż zwierzęta czy dobytek ruchomy, ale mimo wszystko nieuczestniczącym na równych prawach w procesach decyzyjnych”.

Do tych czasów należy wrócić, bo „to był układ zdrowy”. W dyskusji uczestniczyli politycy Konfederacji z Januszem Korwin-Mikkem na czele.

No więc, kto to wymyślił, że Konfederacja nie jest najlepszą partią dla kobiet? Z pewnością jakiś szaleniec.

„Przecież kobiety w Polsce robią karierę zawodową, zakładają firmy, osiągają olbrzymie sukcesy! I my chcemy im w tym pomóc! Kobiety płacą skomplikowane podatki i mierzą się z biurokratycznymi absurdami dokładnie tak samo, jak mężczyźni. Kobiety to nie są jakieś osoby specjalnej troski, którym trzeba dawać parytety, jak chciałaby Lewica” – przekonywał Mentzen.

Żeby dodatkowo podkreślić prokobiecość partii, po przemówieniu Mentzena pokazano klip o Kobietach Konfederacji, w którym opowiadano o osiągnięciach organizacji, do których zalicza się wspieranie edukacji domowej i hospicjów perinatalnych.

Na zdjęciu widzimy scenę na której stoi kilkanaście kobiet ubranych w kolorowe, eleganckie stroje. Za nimi wielki napis na telebimie "możemy wszystko"
Na zdjęciu widzimy scenę na której stoi kilkanaście kobiet ubranych w kolorowe, eleganckie stroje. Za nimi wielki napis na telebimie "możemy wszystko"

Po tym wstępie na scenę wyszło kilkanaście kobiet w eleganckich, kolorowych kostiumach. W ich imieniu (przez dwie minuty) przemawiała Klaudia Domagała, kandydatka na senatorkę. Polityczka opowiadała o tym, że Konfederacja to „ochrona kobiet przed bezprawnym ZUS-em i lepsza opieka okołoporodowa”. Poza tym trzeba sprawić, żeby przejazdy Uberem były bezpieczne i trzeba uwolnić „energię przedsiębiorczych Polek”.

„Nie pozwolimy krzykliwym feministkom przejąć tematyki kobiecej”

– stwierdziła Domagała.

„Widzę bardzo dużo kobiet tutaj na widowni. Bardzo się cieszę, że jest nas tak dużo” – zwróciła się do zgromadzonych, wśród których kobiety stanowiły na oko jakieś 15-20 procent.

„Niezwykle miło stać w takim towarzystwie na scenie! Jeszcze raz wielkie brawa! Kobiety Konfederacji!” – wołał prowadzący galę Grzegorz Płaczek, gdy przedstawicielki schodziły już na swoje miejsca.

„Szanowni państwo, a teraz czas na przedstawienie wszystkich liderów naszych okręgów wyborczych” – zapowiedział, po czym na scenie po kolei prezentowano rzeczonych liderów. Czterdziestu mężczyzn i jedną kobietę.

Delikatnie o Ukrainie, delikatnie o migracji

Jedno jest pewne – Grzegorz Braun z pewnością miałby dużo do powiedzenia na temat ostatniej dyplomatycznej awantury na linii Polska-Ukraina. Z chęcią trzy grosze wtrąciłby też Janusz Korwin-Mikke, który lubi ostrzegać, że lada moment rozochocona armia ukraińska może ruszyć na Rzeszów i Przemyśl.

Nie było im jednak dane. Krzysztof Bosak, który wziął na siebie skomentowanie tego wątku, zdecydował się na wariant dyplomatyczny. Mówił, że Konfederacja “jako jedyna siła prawidłowo odczytała dynamikę w stosunku pomiędzy Polską i Ukrainą”.

Ta dynamika to oczywiście naiwność po stronie Polski i gotowość do rywalizacji na polu politycznym i gospodarczym ze strony Ukrainy. Stąd Bosak szybko przeszedł do rolnictwa i stwierdził, że Konfederacja była jedyną partią, która sprzeciwiała się otwarciu europejskiego rynku na ukraińskie płody rolne. I w sumie na tym skończył się wątek słynnej “ukrainizacji”.

Zastanawiająco łagodnie została potraktowana kwestia polityki migracyjnej PiS i afery wizowej. “Nie ma innej partii, która wskazywała od lat, że PiS jest pełen hipokryzji w obszarze polityki migracyjnej” – stwierdził Krzysztof Bosak. Co oczywiście jest prawdą.

Migracja? Podyskutujmy

Środowiska skrajnej prawicy wyrażały tę myśl często w dosadny sposób, jak na przykład podczas Marszu Niepodległości 2018, gdy Młodzież Wszechpolska skandowała “Morawiecki, chcesz Murzyna, to go sobie w domu trzymaj”.

Oczywiście nie każdy jest w Konfederacji tak radykalnie zdystansowany wobec osób niebędących białymi Polakami.

“Mamy podzielone zdania co do tego, ilu imigrantów do Polski powinno wjechać, z jakiego kierunku, jak wyważyć długookresowe interesy narodowe i krótkookresowe korzyści gospodarcze. Musimy o tym otwarcie dyskutować” – mówił Bosak. – ”Nie mamy strategii migracyjnej. Od 2018 roku realizowana jest za to ukryta strategia PiS, czyli przyjąć jak najwięcej, jak najszybciej, legalnie”.

Jaka jest zatem propozycja Konfederacji? Zorganizowanie w przyszłej kadencji Sejmu dyskusji o tym, jak ta strategia migracyjna ma wyglądać. "Żeby nie powtórzyć błędów Zachodu”. To nie żart. Na trzy tygodnie przed wyborami, kiedy Koalicja Obywatelska grzmi o setkach tysięcy przybyszów z Azji i Afryki, produkuje filmy z koczownikami, Konfederacja mówi, że po prostu potrzeba debaty.

Bosak zresztą tę woltę Koalicji odnotował, mówiąc, że “odkryli w sobie duszę narodowców”. “Dopiero chcieli rozbierać mur, a teraz będą chronić granicę? Precz z nimi!” – wołał.

Nie skończymy jak Palikot, Petru i Kukiz

W dyskusjach publicznych Konfederację porównuje się do poprzednich “nowych sił w polityce”, których poparcie wystrzeliwało, ale które z czasem ulegały dezintegracji, czy wchłonięciu przez silniejsze ugrupowania. Podczas konwencji wprost odniósł się do tego Mentzen, mówiąc, że Konfederacja nie jest tymczasowym ugrupowaniem protestu i “nie skończy jak Palikot, Petru i Kukiz”.

“Te wszystkie ugrupowania, do których nas bezpodstawnie porównują, zakończyły swoje życie po pierwszej kadencji. Weszły do Sejmu, a następnie zwracały się w jedną, lub drugą stronę. Zniknęły i ich nie ma. My jesteśmy w zupełnie innej sytuacji. Weszliśmy do Sejmu już cztery lata temu, a teraz wejdziemy do niego jeszcze raz. Tylko razem z bramą, wprowadzając kilkudziesięciu posłów”.

To z kolei kieruje uwagę do kolejnej obawy wyborców i obiegowej opinii o Konfederacji, czyli tego, że ich duży klub może posłużyć za sklepik z częściami wymiennymi dla PiS. Mainstreamowe media zresztą często w tekstach omawiających sondaże analizują ten wariant dalszych rządów PiS z pomocą korwinistów i narodowców.

Krzysztof Bosak podkreślał, że żaden z 11 posłów Konfederacji nie przeszedł w tej kadencji Sejmu na stronę Prawa i Sprawiedliwości. Co jest prawdą, najwięcej takich osób znalazło się oczywiście na liście PSL – Koalicji Polskiej z Kukizem na czele, ale pojedyncze przypadki dotyczą także KO (Zbigniew Ajchler), a nawet Lewicy (Monika Pawłowska).

Przyczyną jest tu między innymi skala – pozostałe kluby mają kilkudziesięciu, a nawet stu kilkudziesięciu członków. Nieliczna reprezentacja Konfederacji to po prostu ich liderzy list ze strategicznych okręgów, czyli osoby dobrze osadzone w strukturach partii. Ta sytuacja może się zmienić, gdy niewielkie koło rozrośnie się do klubu liczącego kilkadziesiąt osób.

Jak przekonać wyborców, że to się nie wydarzy? Tu z odpowiedzią pospieszył Sławomir Mentzen: „Nasi przeciwnicy o nas myślą, że się sprzedamy za pieniądze spółek Skarbu Państwa, za asystentki, za samochody, za gabinety, bo niby to jest to, po co idziemy do polityki. Ale czemu oni tak myślą? Bo oni właśnie tacy są i to by zrobili na naszym miejscu. Ale mam dla nich niespodziankę. My nie jesteśmy tacy jak oni. My jesteśmy inni”.

Żeby dodatkowo podkreślić, że Konfederacja ani myśli wchodzić w jakiekolwiek koalicje i konszachty z Prawem i Sprawiedliwością, Mentzen odwołał się do doświadczenia Samoobrony i Ligi Polskich Rodzin. Powiedział, że w 2005 oba ugrupowania zdobyły w wyborach po 10 proc. (lekko przeszacował LPR), a po dwóch latach koalicji z PiS-em spadły na 1 proc. i zakończyły polityczny żywot.

”Gdzie jest teraz Giertych? Gdzie jest Lepper? Na pewno nie w miejscu, w którym ja chciałbym być” – żartował.

A co z opozycją?

Obaj liderzy dystansowali się jednak nie tylko od PiS, ale i całej sceny politycznej. Krzysztof Bosak wyśmiewał Szymona Hołownię i Trzecią Drogę (”W żadnej sprawie nie ma wyraźnego stanowiska. W każdej sprawie odpowiada, że jego receptą jest dialog. Co to za postawa polityczna?”) i Platformę Obywatelską (“Najbardziej systemowa partia polityczna w Polsce”). Powtarzano wielokrotnie, że Polską od lat rządzą naprzemiennie wciąż te same bezideowe partie, a Konfederacja “wywróci im ten stolik”.

Sławomir Mentzen zapewniał, że nie będzie nie tylko koalicji z PiS, ale i z Koalicją Obywatelską. Co ciekawe, w tym momencie jego przemówienia wyświetliło się już nieco inne hasło: „Zakończymy rządy PiS i nie dopuścimy do rządu Tuska”.

Powraca zatem pytanie, jaką naprawdę rolę widzą dla siebie konfederaci, jeśli to od ich głosu miałoby zależeć, kto będzie mógł po wyborach stworzyć rząd. Sprzeciwienie się akurat „rządom Tuska” może sugerować, że byliby gotowi poprzeć jakiś rząd opozycji, ale za cenę wycofania się Donalda Tuska z objęcia funkcji premiera.

Rzekomy plan Tuska

W mediach krążą także opowieści o rzekomym „planie Tuska”, który ma polegać na sojuszu wszystkich partii opozycyjnych, w tym także Konfederacji, który miałby za zadanie wyczyścić z rządowej propagandy media publiczne, odciąć PiS od dopływu pieniędzy ze spółek Skarbu Państwa i innych podległych im teraz instytucji, by na tak wyrównanych warunkach szybko zorganizować kolejne wybory. Takie sugestie wypowiadał publicznie m.in. Jan Grabiec.

Przekaz Konfederacji staje się jeszcze bardziej niejasny, gdy podczas tej samej konwencji Sławomir Mentzen mówi o tym, że żaden z nich nie sprzeda się za samochody, gabinety i asystentki, a Krzysztof Bosak opowiada, że za jakiś czas partia będzie potrzebowała setek, tysięcy osób do obsadzania stanowisk w spółkach Skarbu Państwa, mediach publicznych i w administracji publicznej.

Sławomir Mentzen pokazywał na kolorowych wykresach, że w 2001 mało kto mógł się spodziewać, że PO i PiS będą partiami władzy, tymczasem zaczęły naprzemiennie rządzić Polską już od 2005 roku.

Zapomniał dodać, że jednak w latach 2005-2015 robiły to zawsze w koalicjach. Konsekwentne wciskanie wyborcom do głów, że wszystkie koalicje i sojusze polityczne to zło i moralny upadek jest sensowną strategią tylko do 15 października 2023. Po tej dacie takie deklaracje mogą się już tylko mścić. Stanowiska w spółkach i resortach będą stygnąć, a nie zanosi się na to, żeby Konfederacja miała widoki na samodzielną większość nawet w ciągu dwóch cykli wyborczych. Chyba że wszyscy politycy w Polsce przejechaliby zakonnicę w ciąży przechodzącą na pasach.

;
Dominika Sitnicka

Absolwentka Prawa i Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała m.in. w Dwutygodniku, Res Publice Nowej i Magazynie Kulturalnym. Pisze o praworządności, polityce i mediach.

Komentarze