Coraz więcej badań potwierdza to, co już wcześniej sugerowały doniesienia prasowe: zakażeni mogą przekazywać wirusa dalej jeszcze zanim pojawią się symptomy.
Jak donosi „The Guardian”, analiza rozprzestrzeniania się koronawirusa w Chinach pokazała, że dwie trzecie zakażonych z Singapuru oraz trzy czwarte zakażonych w Tianjin (miasto wydzielone, stanowiące specjalną strefę ekonomiczną) złapało wirusa od osób, które nie miały objawów.
To złe wieści, bo pokazują, że metoda badania temperatury na lotniskach czy w miejscach pracy jest o wiele mniej skuteczna, niż zakładano. Pozwala wychwycić osoby w bardziej zaawansowanym stadium choroby, ale nie wszystkich, którzy zakażają. To znacząco różni koronawirusa od epidemii SARS w 2003 roku.
„Właściwości COVID-19 są inne i być może nieco bardziej niepokojące. Chociaż współczynnik śmiertelności jest znacznie niższy niż w przypadku SARS, rozprzestrzenia się o wiele szybciej i wyraźnie trudniej go powstrzymać” – mówi Azra Ghani, epidemiolożka z Imperial College London.
Niestety, obecna polityka przeprowadzania testów w Polsce wciąż trzyma się kryterium objawów.
Symptomy są, lub ich nie ma
Według danych Europejskiego Centrum ds. Zapobiegania i Kontroli Chorób (ECDC) do najczęstszych symptomów koronawirusa (w przypadkach potwierdzonych klinicznie) należą:
- gorączka (88 proc.);
- suchy kaszel (68 proc.);
- zmęczenie (38 proc.);
- plwociny (33 proc.);
- duszności (19 proc.);
- bóle mięśni lub stawów (15 proc.);
- ból gardła (14 proc.);
- ból głowy (14 proc.).
Średni okres wylęgania się choroby to 5 do 6 dni, ale maksymalnie może wynosić ok. 14 dni (stąd zalecenia dwutygodniowej kwarantanny).
Grypopodobne symptomy nie ułatwiają szybkiego identyfikowania chorych, ale wszystko komplikuje się bardziej, kiedy dorzucimy do tego przypadki, w których objawy nie różnią się znacząco od zwykłego przeziębienia, albo w których objawy nie występują w ogóle.
Opierając się na danych z Chin, szacuje się, że
- ok. 80 proc. chorych ma łagodne objawy,
- ok. 14 proc. poważne,
- a u 6 proc. choroba rozwinie się do stanu ciężkiego.
Kiedy kwarantanną objęto wycieczkowiec „Diamond Princess”, na którym zakaziło się 696 osób, okazało się, że 20 lutego ponad połowa z pasażerów i załogi, u których wykryto wirusa, nie miała objawów.
ECDC przywołuje dane płynące z różnych części świata: we Włoszech aż 44 proc. wykrytych przypadków miało być bezobjawowych, a w Japonii tylko 0,06 proc. ECDC sugeruje, że te wyniki odzwierciedlają raczej algorytmy testowania niż prawdziwe dane, a WHO szacuje, że nawet u 75 proc. z bezobjawowych przypadków symptomy w końcu się pojawiają. Prawdziwe bezobjawowe zachorowania jednak występują, wg. WHO to od 1 do 3 proc.
Bezobjawowość chorób to nic nowego. Te proporcje przy innych wirusach wynoszą: 8 proc. dla odry, 32 proc. dla norowirusa i aż 90 proc. dla polio.
Nie to jest jednak istotne.
Bezobjawowi zakażający
To, czym koronawirus różni się np. od SARS, które szerzyło się na świecie w 2003 roku, to możliwość bycia zakażonym przez osoby niemające objawów.
ECDC przywołuje kilka przykładów:
- cząsteczki zakaźne wirusa wykryto w plwocinach obywateli Niemiec ewakuowanych z Hubei, którzy nie mieli przy tym żadnych objawów po siedmiu dniach pobytu w szpitalu;
- podobną wiremię (poziom wirusa w organizmie) u osób z symptomami i bez nich wykazało badanie na 18 pacjentach;
- dokładnie opisany został też przypadek kobiety z Wuhan, która zakaziła 5 członków rodziny, chociaż sama nie rozwinęła objawów.
Przykłady można mnożyć. Poza zakażaniem przez osoby, które przechodzą chorobę bezobjawowo, także te, które w którymś momencie zaczną mieć symptomy, najprawdopodobniej zarażają wcześniej.
Pokazują to m.in. modele statystyczne opracowywane przez badaczy: czas między zakażeniem a zakażaniem innych dla koronawirusa to ok. 4 dni, a średni okres wylęgania się choroby wynosi 5 dni.
Na podstawie dostępnych danych naukowcy oszacowali, że w Singapurze między 45 a 84 proc., a w Chinach między 65 a 87 proc. zakażeń pochodziło od osób, które jeszcze nie miały symptomów.
„Nasza analiza sugeruje, że transmisja przedobjawowa jest dość powszechna” – mówiła CNN Caroline Colijn z Uniwersytetu Simona Frasera w Kolumbii Brytyjskiej w Kanadzie. Badania, którymi kierowała wykazały, że w Tianjin i Singapurze wirus był przekazywany ok. 3 dni przed wystąpieniem symptomów.
Zgodnie z modelem opracowany przez naukowców z Imperial College London współczynnik reprodukcji (R0), pokazujący ile osób zaraża średnio nosiciel wirusa, wynosi między 2,2 a 2,4. Dla porównania R0 grypy sezonowej, to zaledwie 1,3.
Śmiertelność
Jeśli chodzi o śmiertelność, trudno na razie jednoznacznie ją określić.
„Dane z krajów europejskich mówią o znacznie mniejszej śmiertelności w stosunku do danych z Chin” – mówi OKO.press Jan Bondar, rzecznik prasowy GIS i podkreśla, że izolacja jest teraz kluczową metodą walki z wirusem.
„Informacje z Włoch wskazują, że doszło do transmisji wirusa w domach opieki, domach starców itp., czyli wśród grup szczególnie narażonych, co na pewno miało wpływ na liczbę zgonów”.
ECDC również jest ostrożne w szacowaniu śmiertelności, ale też sygnalizuje, że nie jest ona tak wysoka, jak przewidywano. Chorobę najpierw zaczęto wykrywać – i rejestrować – u poważnie już chorych, a większość łagodnie chorujących przechodziła koronawirusa niezauważona, dlatego na początku w Chinach śmiertelność wynosiła aż 17 proc. (1 -10 stycznia), żeby zmaleć do 0,7 proc. (luty).
Bardzo duży wpływ na wskaźnik śmiertelności ma grupa wiekowa chorych. Pokazuje to poniższa tabelka oparta na szacunkach badaczy z Imperial College w Londynie. Pierwsza kolumna dzieli chorych ze względu na wiek, druga pokazuje procent, który ze względu na objawy będzie wymagał hospitalizacji; trzecia – procent hospitalizowanych, którzy będą w stanie krytycznym, a czwarta – śmiertelność.
Istotna w określaniu śmiertelności choroby jest też odpowiedź państwa i zachowanie obywateli kraju, w którym epidemia się rozwija. Jeśli dopuścimy do dużego wzrostu zachorowań w krótkim czasie, przekroczymy wydolność ochrony zdrowia. To oznacza, że pacjenci, którzy w normalnych warunkach zostaliby wyleczeni, nie będą mogli liczyć na odpowiednią pomoc – śmiertelność wzrośnie.
To właśnie ta logika kryje się za postulowanym „spłaszczaniem krzywej”.
Więcej przeczytacie o tym tutaj:
GIS: kluczowe przestrzeganie kwarantanny
Chociaż różne państwa przyjmują różne strategie walki z epidemią – szczegółowo piszemy o nich tutaj, większość skupia się na ograniczaniu okazji do zakażeń. Dlatego odwoływane są koncerty i zamykane szkoły. Drugim kluczowym elementem tej strategii jest ścisłe przestrzeganie kwarantanny.
Warto wprowadzić tu pewne rozróżnienie:
• auto-kwarantanna, to kwarantanna, którą możemy narzucić sobie sami, jeśli nie mamy objawów, ale podejrzewamy, że mogliśmy się zakazić – np. podczas pobytu w kraju, gdzie jest dużo zachorowań;
• kwarantanna nakazana administracyjnie oparta jest na decyzji Państwowej Inspekcji Sanitarnej. Jeśli np. osoba, u której podejrzewa się lub stwierdzono koronawirusa leciała z nami w tym samym samolocie, może zadzwonić do nas policja lub inspektor i nakazać nam obowiązkową izolację.
„GIS uczestniczy w europejskim systemie wczesnego ostrzegania, gdzie na bieżąco pojawiają się informacje dotyczące nowych chorych i osób, które mogły mieć z nimi kontakt” – mówi OKO.press rzecznik GIS. „Podczas 14- dniowej kwarantanny należy maksymalnie ograniczyć kontakty społeczne, także z najbliższymi członkami rodziny” – zaleca.
A kto zrobi zakupy, wyjdzie z psem? „Rodzina, przy zachowaniu niezbędnych środków ostrożności: higieny osobistej i unikania bliskiego kontaktu z osobą izolowaną” – mówi Bondar.
A osoby samotne? „Kwestie socjalne takie jak zapewnienie żywności, czy opieka nad zwierzętami domowymi należą do zadań gminy. Chyba że dojdzie do masowego rozprzestrzeniania się choroby i trzeba będzie poddać kwarantannie tysiące osób, wtedy zarządzać będzie właściwy wojewoda. Każde województwo ma plan reagowania kryzysowego, który takie wyjątkowe sytuacje przewiduje” – informuje rzecznik.
Za mało testów
Co jeśli poczujemy się gorzej? Według obecnych procedur:
- osoba objęta administracyjną kwarantanną musi poinformować inspekcję sanitarną lub policję;
- ci, którzy mają poważne objawy i podejrzenie, że mogą mieć koronawirusa – zgłaszają się na oddział zakaźny;
- wszyscy inni – korzystają z e-porady – więcej informacji na stronie NFZ (o tym, jak procedura wygląda na razie w praktyce, przeczytacie tutaj).
Problem pojawia się jednak na etapie wyłapywania osób zakażonych – to kluczowe, bo każda taka nieświadomie zakażająca osoba przyczynia się do wzrostu epidemii. Dostęp do testów jest utrudniony.
Liczba zbadanych próbek w porównaniu z liczbą osób zagrożonych (objętych kwarantanną i nadzorem epidemiologicznym). Najedź kursorem, by wyświetlić datę i dokładną liczbę
Zgodnie z danymi z 17 marca, sanepid zidentyfikował już 73 363 osoby jako zagrożone wirusem (kwarantanna, nadzór epidemiologiczny i osoby wracające z zagranicy). Testów przeprowadzono do tej pory jedynie 9515.
Chociaż ministerstwo zapowiedziało, że rozszerzy testowanie na osoby objęte kwarantanną, na razie kryteria testowania są niejasne, a praktyka chaotyczna.
Zgodnie ze schematem postępowania dla lekarzy, opublikowanym na stronie ministerstwa zdrowia osoba, która wróciła z kraju zagrożenia lub miała bliski kontakt z osobą zakażoną, nadal musi mieć bardzo poważne objawy, żeby doprosić się badania. Jeśli objawów nie ma, albo nie są poważne, zalecana jest samoobserwacja. I mycie rąk.
Takie podejście nieadekwatne do znanych już cech wirusa sprzyja rozwojowi epidemii i prowadzi do tragedii, jak ta z Poznania, gdzie pacjentka chora na koronawirusa była odsyłana do lekarza rodzinnego, a w końcu nawet na SOR, bo jej objawy nie były dla systemu wystarczające.
_Przecież epidemia lub pandemia jakiegokolwiek wirusa, TO NIE JEST KATASTROFA KOSMICZNA typu asteroidy wybijającej dinozaury, raz na 60 milionów lat. To jest zdarzenie częste. Występowało wiele razy w poprzednich stuleciach. Są badania medyczne, jest wiedza o wirusach lub bakteriach, są symulacje rozchodzenia się wirusów, nawet badania nad wykorzystaniem wirusów jako broni biologicznej. I co?
_ Dlaczego demokratycznie wybrana władza (nie tylko w Polsce) okazuje się kompletnie zagubiona i „na kolanie” wymyśla, co by tu jeszcze zrobić aby URATOWAĆ SWOJĄ TWARZ i TYŁKI? Wyłazi na wierzch brak Centrów Kryzysowych, zarówno krajowego jak i lokalnych, oraz procedur na wypadek katastrof i kryzysów. Są mini-procedurki ratunkowe dla wycinkowych działań, ale bardziej „NA PAPIERZE”, bo bez zabezpieczenia w środki ochronne, w pieniądze, w kadrę medyczną. W skali CAŁEGO PAŃSTWA nie widać przygotowanych wyprzedająco przepisów prawa, zgromadzonej wiedzy, pieniędzy, ani kadr przygotowanych do zarządzania kryzysowego wszystkimi organami władzy, samorządami, służbami, policją, wojskiem, edukacją, gospodarką, komunikatami i obywatelami, wraz z marginesem na inicjatywy nietypowe oraz odpowiedzialnością za decyzje.
_ Do zapanowania nad chaosem władza zwołuje POLITYCZNE „SZTABY KRYZYSOWE” i wreszcie zaczyna wysłuchiwać niektórych rad ekspertów. Chętniej oczywiście tych ekspertów, którzy udzielają „przyjemnych” rad, a nie tych, którzy mówią rzeczy „nieprzyjemne”. Potem konferencja prasowa i może jakoś to będzie.
_ Do tego cały czas w tle TRWA WALKA POLITYCZNA , więc wszystkie działania są weryfikowane przez interes partyjny i pragnienie rozszerzania władzy. Aby wygrać najbliższą turę wyborów. Lansowanie bohaterskich „Uzdrowicieli Narodu” trwa w najlepsze. Planowanie bezpieczeństwa państwa i społeczeństwa na następne kilkadziesiąt lat – to nie w tym modelu demokratycznym.
_ Wobec nadchodzącego kryzysu klimatycznego, też widać te wąskie horyzonty.
Przewidzieli, że będzie potrzebna kasa na propagandę i dlatego miliardy poszły na TVPiS. Reszta ma oglądać jak teraz gimnastykują się skąd mają wziąć środki na antywirusa.