0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Tymon Markowski / Agencja GazetaTymon Markowski / Ag...

"W tym momencie nie wiem, czy w ciągu miesiąca nie zamkną się wszystkie moje możliwości pracy zarobkowej" - mówiła OKO.press pracownica firmy eventowej tuż po ogłoszonym przez rząd odwołaniu imprez masowych. Ale nagły kryzys związany z rozprzestrzenianiem się koronawirusa dotknął też m.in. turystykę, transport i gastronomię, a w kolejce są następne branże.

Przeczytaj także:

W czwartek 12 marca Dow Jones, jeden z najważniejszych indeksów akcji spółek notowanych na nowojorskiej giełdzie, zanotował największy procentowy spadek od 1987 roku (następnego dnia nieco się odbił).

Nowy sondaż IPSOS, który OKO.press opublikowało jako pierwsze, pokazuje, że ze wszystkich konsekwencji epidemii COVID-19 Polki i Polacy najczęściej obawiają się negatywnych skutków gospodarczych.

"W tym momencie na pewno mamy w Polsce spadek PKB"

- mówi Ignacy Morawski, ekonomista, twórca serwisu SpotData, szef działu analiz w Bonnier Business Polska. Rozmawiamy o tym, jakie mogą być globalne i lokalne gospodarcze skutki pandemii koronawirusa.

Miłada Jędrysik: Nawet nie wiem, jak zacząć rozmowę. Czy w ogóle możemy w tej chwili przewidzieć, co się będzie działo w najbliższym czasie z gospodarką?

Ignacy Morawski: Wiele osób mnie pytało, jak to opisać, jakie mechanizmy będą działały. Rzeczywiście jest to nieprzewidywalne, i coś, co mówiłem przedwczoraj, może już nie jest aktualne dziś, ale trzeba zwracać uwagę na trzy elementy.

Najważniejsze są oczywiście dane o skali epidemii. Moim zdaniem kluczowe jest pytanie, czy idziemy ścieżką koreańską, czy też włoską.

Nie idziemy ścieżką Korei Południowej, której udało się spowolnić rozwój choroby, i która ma relatywnie mało zgonów, bo nie robimy po 15 tys. testów na koronawirusa dziennie. Dopiero teraz rząd zdecydował się je rozszerzyć na osoby w kwarantannie, nie tylko te, które mają objawy.

Chodzi mi raczej o przebieg epidemii, jej dynamiczny rozwój przez kilka tygodni, a później odwrócenie krzywej i powolne obniżanie się liczby nowych zarażeń. Koreańczycy już sprowadzili liczbę nowych przypadków dziennie do około dwustu. To nawet nie chodzi o konkretną liczbę, tylko o przebieg krzywej – czy ona po kilku tygodniach zaczyna się odwracać, czy nie.

Jeżeli będzie szła dalej, dalej w górę, to mamy bardzo negatywny scenariusz gospodarczy.

Druga rzecz, to moim zdaniem śmiertelność. Panika, która teraz wybuchła w Europie, wynika głównie z obserwacji Włoch. Znowu – jeśli weźmiemy Koreę, to tam jest 7869 wykrytych przypadków, a tylko 66 zgonów, podczas gdy we Włoszech ponad 15 tys. przypadków, ale już ponad tysiąc ofiar śmiertelnych. Im więcej osób umiera w stosunku do zakażonych, tym bardziej nerwowa jest reakcja opinii społecznej i w konsekwencji gospodarki.

Wydaje mi się, że ta niepewność pomiędzy ścieżką włoską i koreańską jest kluczową niewiadomą. Jeśli chodzi o Europę, nie ma jeszcze jednoznacznych dowodów, która ścieżka przeważy, bo np. w Niemczech przypadków śmiertelnych też jest niewiele. Ale szybko rosnąca liczba zakażonych, także w Niemczech, zmniejsza nadzieję na to, że możemy szybko wygasić epidemię.

Jak już sobie zarysujemy te scenariusze – i to jest szczyt piramidy analizy problemu – to możemy przejść do kwestii reakcji gospodarki. Co też jest bardzo trudno opisać, bo nie wiemy, co się dzieje. Nie mamy danych, nie wiemy, ile firm staje.

Co ciekawe, na przykład w Korei w pierwszych dziesięciu dniach marca eksport wzrósł. Okazuje się, że można mieć epidemię i dobry eksport.

Koreańczycy nie zamknęli połowy kraju jak Chińczycy, albo całego, jak Włosi.

Nie musieli, ale to dlatego, że udało im się odizolować nosicieli, mają mniej przypadków śmiertelnych i nie mają zawału służby zdrowia. Oczywiście można spekulować, że może jeszcze wypływały jakieś statki, transport, który był zamówiony, potem to wszystko się zatrzymało.

Generalnie nie znamy reakcji gospodarki na pandemię, bo w gospodarce zglobalizowanej, tak mocno zfinasjalizowanej, nigdy nie mieliśmy sytuacji takiej, jak obecnie. Ostatnia pandemia w 2009 roku miała jednak inne wskaźniki śmiertelności i nie było aż takiej paniki.

A hiszpanka była po wielkiej wojnie, która i tak rozbiła łańcuchy międzynarodowych dostaw.

Hiszpanka przyszła do świata anarchii, więc ciężko to porównywać. Były jeszcze dwie pandemie w latach 50. i 60. XX w., ale to też był trochę inny świat. Poza tym to zawsze była grypa z niskim wskaźnikiem śmiertelności, co też pokazuje, że ten wskaźnik może być najważniejszy. Jeżeli jest niski, to ludzie nie będą panikować. Będzie dominować poczucie: mi to nie grozi. Natomiast jeśli ludzie widzą, że wskaźnik śmiertelności wynosi 5-10 proc., to po prostu jest panika.

A jak widzi Pan obecną sytuację w Polsce?

Nie wiemy, jak polska gospodarka zareaguje, ale jeszcze parę dni temu przyjmowałem, że to będzie silne spowolnienie i potem odbicie w drugiej połowie roku.

Teraz wydaje mi się, że istnieje duże prawdopodobieństwo recesji.

Tylko pytanie, czy to będzie krótka recesja. Wydaje mi się, że wchodzimy w okres bardzo głębokiego ograniczenia aktywności gospodarczej, natomiast jeśli chodzi o przełożenie na liczby, to chyba nie próbowałbym strzelać.

Jeszcze niedawno Ministerstwo Rozwoju mówiło o wpływie epidemii na wzrost gospodarczy rzędu od pół do półtora punktu procentowego. Czyli jak się rozwijaliśmy do tej pory w tempie 3 proc., to w drugim kwartale mielibyśmy 1,5-2,5 proc. wzrostu. Moim zdaniem to już jest nieaktualne.

A na świecie? Kto najbardziej ucierpi? Chiny?

Najbardziej - prawdopodobnie Włochy. Chiny na razie dały sobie z tym radę dość szybko. Wszelkie dane zbierane na bieżąco pokazują, że aktywność gospodarcza się w Chinach odradza.

W tym momencie na pewno mamy w Polsce spadek PKB.

Tylko pytanie, jak to długo będzie trwało. Bo jeśli na przykład półtora miesiąca, to wtedy w maju, w czerwcu to szybko odbije. Jeżeli to będzie trwało trzy miesiące, to mamy już prawdziwą recesję.

Co powinien zrobić rząd?

Już chyba minął czas, kiedy możemy mówić o jakichś delikatnych rozwiązaniach, przesunięciu płacenia podatków itp.

Potrzebny jest duży pakiet wsparcia dla firm. Płynność transakcji jest tutaj kluczowa.

System płatniczy i system zobowiązań jest trochę jak krwiobieg, jeśli się go zatrzyma, pacjent umiera.

Więc trzeba go podłączyć do sztucznego krwiobiegu.

Myślę, że będziemy mieć do czynienia ze znacznie zwiększonymi wydatkami publicznymi, do tej pory rząd mówił o pół miliarda złotych, ale trzeba to pewnie pomnożyć razy 20 albo 30 na początek.

W Stanach Zjednoczonych pojawił się w kręgach rządowych taki pomysł, żeby każdemu dorosłemu dać 1000 dolarów plus 500 dolarów na dziecko, żeby rozruszać konsumpcję.

Pytanie tylko, co ludzie będą kupowali. Widzę inną możliwość – że przez jakiś czas rząd wypłaca część wynagrodzeń zamiast firm.

Uniknięcie masowych bankructw to będzie wyzwanie.

My, obywatele, przeżyjemy kilka miesięcy przy ograniczonym dostępie do różnych atrakcji, natomiast jeśli firmy się będą rozpadać, to tego się nie da później tak łatwo odbudować.

Spotkałam się też z takimi uwagami, ale już nie z kręgów ekonomicznych, że pandemia jest dla nas ratunkiem, bo skończymy z szaloną konsumpcją, zaczniemy być minimalistami i uratujemy planetę, nie mówiąc o naszym zdrowiu psychicznym.

Dla mnie w tym momencie są dwie kluczowe kwestie – po pierwsze, bezpieczeństwo ludności, czyli zapewnienie bezpiecznego dostępu do usług ochrony zdrowia, i po drugie płynność obrotu gospodarczego.

Jeżeli się zaczną masowe niewypłacalności, to jest to nie tylko problem gospodarczy, ale i społeczny. To tak naprawdę ogromne przemieszczenia majątku. Jedni tracą majątek, drudzy coś zyskują.

I wielu traci pracę.

Czy to jest czas na zmianę stylu życia? Generalnie uważam, że konsumpcja jest filarem gospodarki. Nasza potrzeba dotycząca tego, żeby coraz więcej kupować i konsumować utrzymuje nas na tym poziomie, na jakim żyjemy.

Nie za bardzo jestem w stanie wyobrazić sobie scenariusz, w którym nagle dochodzi do znaczącej zmiany preferencji ludności odnośnie konsumpcji.

Natomiast wyobrażam sobie, że po tej pandemii wzrośnie np. stopa oszczędzania, co może dla gospodarki w długim okresie korzystne. Ludzie będą bardziej przezornie gospodarować budżetem, biorąc pod uwagę, że takie zdarzenie może mieć miejsce.

;

Udostępnij:

Miłada Jędrysik

Miłada Jędrysik – dziennikarka, publicystka. Przez prawie 20 lat związana z „Gazetą Wyborczą". Była korespondentką podczas konfliktu na Bałkanach (Bośnia, Serbia i Kosowo) i w Iraku. Publikowała też m.in. w „Tygodniku Powszechnym", kwartalniku „Książki. Magazyn do Czytania". Była szefową bazy wiedzy w serwisie Culture.pl. Od listopada 2018 roku do marca 2020 roku pełniła funkcję redaktorki naczelnej kwartalnika „Przekrój".

Komentarze