0:000:00

0:00

10 marca 2020 premier Mateusz Morawiecki podjął decyzję o odwołaniu wszystkich imprez masowych w kraju. Dzień później drzwi zamknęły szkoły, uczelnie, a także instytucje publiczne: w tym miejskie galerie i teatry. W OKO.press wskazywaliśmy, że to racjonalne działanie - każdy dzień zwłoki we wprowadzaniu radykalnych środków ostrożności to potencjalnie tysiące nowych zachorowań i wzrastająca liczba przyszłych ofiar wirusa.

Przeczytaj także:

Odwołanie imprez masowych sprawiło, że obok osób pracujących w turystyce i przewoźników jedną z pierwszych ofiar koronawirusa stała się branża eventowa (zajmująca się organizacją imprez, spektakli, koncertów, etc) i artystyczna.

Nerwowo było już kilka dni przed ogłoszeniem decyzji premiera. Wydarzenia spadały jedno po drugim, pociągając za sobą cały "system naczyń połączonych".

Ucierpiały nie tylko agencje eventowe, ale także artyści, fotografowie, technicy, magazynierzy, dostawcy, ochroniarze, rozliczni podwykonawcy i osoby pracujące w branży dorywczo.

Odwołanie bieżących wydarzeń to nie jedyny problem. Wirus zniszczył cykliczność i sezonowość, z której żyją pracodawcy i pracownicy. Co dalej? Jak zamierzają się utrzymać? Kto pierwszy dostanie po głowie? I czego oczekują od państwa?

OKO.press przedstawia 10 opowieści.

"Bieda groźna jak epidemia"

"Zdrowotne konsekwencje epidemii to nie tylko bezpośrednie zakażenia. Jeśli ludzie kultury, sztuki, gastronomii nie będą mogli zarabiać, zostaną doprowadzeni do biedy. A to jest równie groźne co epidemia. Nie mówiąc nawet o ofiarach większego krachu finansowego, który może nas czekać" — mówi OKO.press Małgorzata Jędrzejczak.

Od 15 lat pracuje w branży eventowej w Warszawie. Zajmuje się łączeniem wydarzeń z gastronomią. Organizuje duże imprezy w klubach, bankiety w teatrach i spotkania autorskie w restauracjach. Jak sama mówi, jest na końcu "łańcucha pokarmowego branży".

Na początku marca zmieniła pracę agencyjną na własną działalność. "W tym momencie nie wiem, czy w ciągu miesiąca nie zamkną się wszystkie moje możliwości pracy zarobkowej. Moje główne zlecenie - koordynacja działań pozamuzycznych dla dużego letniego festiwalu na Śląsku - wisi na włosku. Wydarzenie prawdopodobnie się nie odbędzie, mimo że bilety już w dużej części są sprzedane. Organizatorzy nie zawierają umów z podwykonawcami i zawiesili rezerwację noclegów i lotów dla artystów".

Nie ma żalu do kontrahenta. "W końcu nikt nie chce podejmować ryzyka, ale na tym zleceniu miałam zarobić więcej niż mogę przez cały rok" — dodaje. Co z bieżącymi wyzwaniami?

"Teatry są zamykane, w kulturze panuje ogólny popłoch. Premiery, nawet zaplanowane na kwiecień, są przekładane. A wydarzenia, które miały im towarzyszyć spadają. Scenograf może jeszcze domagać się wynagrodzenia za połowę pracy, którą wykonał. Jak ja mam rozliczyć godziny spędzone na przygotowaniu kosztorysów i telefonach? To niemożliwe"

— odpowiada.

Małgorzata straci też możliwość "dorabiania", bo często sama pracowała na współorganizowanych przez siebie eventach. "Bieganie z tacą, ogarnianie faktur. Tym reperowałam budżet w chudszych miesiącach".

Co dalej? "Jako rodzic poważnie zastanawiam się, czy nie podjąć czasowo innej pracy. Biedronka? Poczta Polska? Cokolwiek z zatrudnieniem na umowę o pracę. Biorąc pod uwagę, że mój syn będzie teraz siedział w domu, moje koszty raczej wzrosną zamiast maleć. Oszczędności wystarczą mi na miesiąc, może chwilę dłużej".

"Zamiast życia z miesiąca na miesiąc, brak zarobku"

Adam Drzewiecki także pracuje na "freelansie". Jest managerem niszowych, niezależnych zespołów muzycznych. "W tak zwanym »niezalu« i tak pracuje się z miesiąca na miesiąc. Na pieniądze czekasz do każdego kolejnego koncertu. W tej sytuacji jesteśmy pozbawieni zarobku" — mówi.

Dwutygodniowy zakaz organizacji wydarzeń w praktyce zamroził branżę na miesiące do przodu. "Dziś dostałem informację o odwołanych koncertach w maju. Jeszcze wczoraj myślałem, że tylko kwiecień będzie do tyłu". I przyznaje, że szybsze decyzje podejmują samorządy niż podmioty na rynku prywatnym. "Wciąż gramy na jednej dużej imprezie w kwietniu. Organizatorzy liczą, że sytuacja minie" — dodaje.

Jako samozatrudniony nie może liczyć na żadną rekompensatę. Co zamierza? "Tymczasowo zmienić zajęcie? Siedzieć w domu i czekać? A może wziąć kredyt? Nie wiem, co będzie. Na razie prawie wszystkie wiosenne koncerty są odwołane bądź przeniesione, nie wiadomo na kiedy" — odpowiada.

"Epidemia kompletnie rozwaliła nam kalendarz"

Tendencję potwierdza Maciek Zygmunt, krakowski fotograf i filmowiec. "W tym momencie spadło ok. 80 proc. zleceń na dwa miesiące do przodu. I to głównie dużych, najbardziej prestiżowych, dochodowych" — mówi OKO.press. Co nie znaczy, że nie spływają nowe bookingi. "Jasne, pewnie latem lub jesienią wrócimy do pracy, ale nasza branża bazuje na cykliczności. Epidemia kompletnie rozwaliła nam kalendarz. Żadne długofalowe planowanie nie wchodzi dziś w grę".

"W internecie spotykam się z hejtem na firmy z branży, że za bardzo narzekają i wsparcie od państwa im się nie należy.

Musimy zrozumieć, że branża eventowa to system połączonych naczyń. Jeśli odwołujesz wydarzenie to tracą na tym nie tylko duże agencje, ale także technicy, artyści, magazynierzy, fotografowie, stolarze i wielu, wielu innych.

I nie chodzi tylko o to, że nie będą mieli pracy podczas samego wydarzenia. Często już wcześniej ponieśli koszty wypożyczenia sprzętu, zatrudnienia pracowników, przygotowania materiałów" — tłumaczy Maciek.

"Nigdy nie wiesz, z której strony cię to dosięgnie. Jestem w trakcie produkcji filmu reklamowego dla dużego przedsiębiorstwa. Zadzwonili, żeby powiedzieć, że zlecenie jest zamrożone. Dlaczego? Film co prawda miał być pokazywany w internecie, ale premiera miała odbyć się na Targach w Niemczech. Targi oczywiście są odwołane, a produkcja zablokowana".

Maciek od 2011 roku prowadzi jednoosobową działalność gospodarczą. "Jak to na freelansie, były wzloty i upadki, ale jeszcze nigdy nie musiałem stanąć przed dylematem: zawiesić czy nie? Bardzo chciałbym tego uniknąć, bo taki manewr na zawsze pozostawia ślad, który ma znaczenie np. dla zdolności kredytowej" — mówi.

Co mogłoby mu pomóc? Z punktu widzenia jednoosobowej działalności gospodarczej, która zatrudnia ludzi od wydarzenia do wydarzenia, kluczowe są koszty stałe takie jak leasing sprzętu czy opłata samochodu. "Warto byłoby też pomyśleć o zlikwidowaniu ZUS-u na czas kryzysu. To aż 1500 zł, które co miesiąc musisz wycisnąć, mimo że nie zarabiasz" — dodaje.

"Co obchodzi bank, że trwa epidemia?"

„Bardziej niż koronawirusem martwię się tym, czy będę miał za dwa miesiące jak zapłacić za kredyt” – mówi Piotr, fotograf z Trójmiasta, który również pracuje w ramach własnej działalności.

Wszystko zaczęło się około dwa tygodnie temu, jeszcze przed oficjalnym zakazem wydarzeń masowych. Organizatorzy konferencji, na których miał pracować mówili: nie mamy wyboru. Ludzie odwoływali przyjazdy, firmy przestały pozwalać pracownikom na wyjazdy. Potem był już tylko gorzej.

„Rozumiem ostrożność, ale nie wiem, czy ci, którzy podjęli radykalną decyzje o zakazie imprez zdają sobie sprawę ze skutków. Co obchodzi bank czy firmę, której płacę leasing za samochód, że nie mam pracy przez 2 miesiące?”

Piotr liczył, że uda mu się utrzymać jakiś czas z pracy dla teatru. Do czasu kiedy prezydent Gdańska ogłosiła odwołanie także mniejszych wydarzeń publicznych, w tym spektakli. Co teraz?

„Najgorsza jest nagłość i masowość. Wszystko stało się z dnia na dzień”

– mówi Piotr.

Wśród fotografów wybuchła panika. „Ci, co mają trochę zleceń na prywatne sesje mają szczęście, ale cała reszta? Dzisiaj dostałem kolejne trzy telefony o odwołanym wydarzeniu i zgłupiałem”.

„Ratuje nas pensja żony, ale ile można przeżyć no oszczędnościach? Przerażające jest też to, że nie wiadomo kiedy to wszystko się skończy. Jeśli nie będzie zleceń będę zmuszony zamknąć działalność, szukać nowej pracy. Łatwo być radykalnym i nagle wyłączać kraj. Ale życie toczy się dalej”.

"Nie mamy czego zaproponować pracownikom dorywczym"

"Nie dość, że mamy odgórny zakaz, to jeszcze panikę. Odwoływane są nie tylko masowe wydarzenia, ale też mniejsze, domowe, prywatne imprezy na kilka osób" — mówi OKO.press Arlena Zarzecka. Prowadzi firmę "Animatria", która przygotowuje animacje na wydarzeniach dla dzieci.

"Normalnie w marcu mamy ręce pełne roboty. Nie tylko przy bieżących wydarzeniach. Głównie przygotowujemy oferty na szczyt sezonu, czyli maj i czerwiec. Teraz w zasadzie nie mamy zapytań" — tłumaczy Arlena.

Sezonowość sprawia, że z pieniędzy zarobionych w maju i czerwcu, firma utrzymuje się przez wakacje, gdy dzieci i ich rodzice wyjeżdżają na wakacje. Obawia się też, że gdy epidemia i panika odpuszczą, oferty spłyną lawinowo. "A to niestety może oznaczać, że ludzie będą pracować ponad siły" - dodaje.

Co z pracownikami w czasach kryzysu? Ci, którzy są zatrudnieni na etat nie mają się czego obawiać, ale większość osób pracuje dorywczo.

"Animatorzy, artyści i konferansjerzy tracą wszystko. Nie mamy im czego zaproponować"

- mówi Arlena.

Uważa, że pomóc powinno państwo. Największym odciążeniem byłoby odroczenie płatności bieżących podatków i składek ZUS. "Już dziś wiem, że będzie nam ciężko zdążyć z terminami.

Sami czekamy na płatności od biur turystycznych, które wpadły w tarapaty. To zamknięte koło. Kiedy jedno ogniwo przestaje płacić, prowadzi do zablokowania kolejnego. Aż w końcu wszyscy przestaniemy być wypłacalni".

"Dochód będzie kiedyś, a koszty są teraz"

"Nasza branża w zasadzie jest papierkiem lakmusowym kondycji polskiej gospodarki. Jak jest dobrze, to naturalnie dzieje się dużo. Ale gdy gospodarka zaczyna wstrzymywać oddech, a kilka takich momentów przez 25 lat przeżyłem, to w pierwszej kolejności odbija się to na nas" — mówi Jakub Smerek, szef jednej z najstarszych agencji eventowych w Polsce.

Uważa, że na kryzys najbardziej narażone są średnie firmy, te które zatrudniają więcej osób. Małe są bardziej elastyczne, nie mają tyle kosztów, więc mogą przeczekać burzę. Za to duże korporacje dysponują zapleczem finansowym.

Jak sobie z tym radzić? Nie ma jednego wzorca.

"Im dłużej będzie trwało zawieszenie, tym większe koszty poniosą pracownicy. Zacznie się od wymuszonych urlopów. Najpierw płatnych, potem być może bez wynagrodzenia"

— tłumaczy Smerek.

I dodaje, że zanim problemy odczują pracownicy etatowi, ci zatrudnieni na umowy zlecenie czy dzieło, już dawno nie będą mieć pracy.

Czy środki wprowadzane przez rząd są przesadne? "Zdrowy rozsądek każe dmuchać na zimne. Nikt by nie chciał, żeby masowe wydarzenia były drogą rozprzestrzeniania się wirusa. Ale wiadomo. Jedni powiedzą, że dobrze się dzieje. Inni, że to szaleństwo, bo zabieracie nam chleb" - odpowiada.

Póki co w branży jest nerwówka. Przesunięta impreza oznacza, że dochód będzie kiedyś, a koszty są teraz.

Dlatego Smerek uważa, że niezbędne są rozwiązania osłonowe, które zminimalizują negatywne skutki, dla wszystkich uczestników epidemicznego zamieszania. "Najbardziej oczywiste byłoby, gdyby państwo udzieliło prolongat wszystkich płatności. Także odroczenie spłaty kredytów. To pozwoliłoby utrzymać zespoły i wrócić do pracy, gdy sytuacja epidemiologiczna zostanie opanowana".

Ile czasu zajmie branży otrząśnięcie się z kryzysu? "Ciężko teraz przewidywać, bo nie wiemy jak długo potrwa epidemia. W najlepszym scenariuszu do końca roku moglibyśmy wyjść na prostą. Nie chcę myśleć, co będzie jak sytuacja rozciągnie się na długie miesiące" - mówi Smerek.

"Kiedy pracować, skoro zajmuję się dziećmi?"

Wojciech Wiznerowicz w branży jest od ponad 12 lat. Ma własną działalność gospodarzą – jest managerem wydarzeń i współpracuje z większymi agencjami eventowymi. Co jego zdaniem dzieje się w branży? Panika, do tego podkręcana przez decyzje PR-owe.

„Czasem ci sami pracownicy, którzy siedzą w jednym biurze w 60 osób mieli wyjechać na konferencje w tym samym składzie, ale firma ją odwołuje, bo koronawirus. Nie chcą źle wypaść, argumentują: »kwestie pandemiczne«”.

Od kiedy wprowadzono oficjalny zakaz sytuacja trochę się rozjaśniła. Większość umów zawiera klauzulę o „sile wyższej”, przez którą można zrezygnować z umowy bez konsekwencji finansowych. „Jesteśmy w trudnej sytuacji, to dla nas ruina, ale rozumiemy klienta. Mamy problem z tym co zrobić z mniejszymi wydarzeniami. Zakaz ich nie obejmuje, ale klient i tak chce odwołać. Z jednej strony powinien zapłacić, z drugiej – jeśli nie wykażemy się wyrozumiałością, może już do nas nie wrócić”.

Wraz z zamknięciem szkół i przedszkoli Wojciech ma nowy problem. Kiedy ma pracować, skoro zajmuje się teraz dziećmi? „Jak porozmawiać z klientem, przygotować wydarzenie? Będę musiał pracować po nocach, ale wszystkiego się wtedy nie załatwi”. Krążą pogłoski, że rząd zamknie też hotele. „Wtedy jakiekolwiek planowanie całkowicie siądzie” – martwi się Wojciech.

Samozatrudnieni managerowie w obecnej sytuacji zjadają oszczędności, a to odbije się na przyszłych zleceniach. „Klienci płacą czasem miesiąc po wystawieniu faktury, a sprzęt czy artystów trzeba opłacić z wyprzedzeniem. Co zrobimy bez oszczędności?”.

"Po kwarantannie: wojna o zlecenia, brak podwykonawców..."

Marek, koordynator konferencji biznesowych z Warszawy przedstawia jeszcze czarniejszą wizję. Długofalowe skutki dla całej branży będą fatalne.

  • etap kwarantanny przetrwają tylko najsilniejsi;

„Nawet jeśli założymy, że zakaz potrwa do września, firmy muszą mieć oszczędności, żeby przetrwać do października, bo faktury opłacane są miesiąc po samym wydarzeniu”

  • po kwarantannie zacznie się wojna o zlecenia;

„Korporacje mają stały budżet na każde pół roku, który mogą wydać na marketing, organizację wydarzeń. Agencje będą walczyć o ich zainteresowanie i środki, nie starczy dla wszystkich, którzy będą się starali nadrobić straty” – tłumaczy Marek.

  • zabraknie podwykonawców

„Osoby zajmujące się stroną techniczną, fotografowie, obsługa wydarzeń, firmy kateringowe nie mogą dziś nawet dochodzić roszczeń od zleceniodawców. Wielu już dziś skarży się na problemy finansowe, często wynajmują lub spłacają bardzo drogi sprzęt potrzebny np. do montowania sceny. Mogą zwyczajnie tego okresu bez zleceń nie przetrwać”.

  • cięcie po kosztach

„W związku z koronawirusem straty poniesie większość firm, niezależnie od rodzaju działalności. Pierwsze co pójdzie pod nóż przy nadrabianiu tych strat, to wydatki na wydarzenia, reklamę, konferencje… Czyli na nasze pensje”.

A co, jeśli kwarantanna potrwa dłużej niż pół roku. „Rynek przestanie istnieć” – podsumowuje Marek.

"Za dużo zmiennych, by ocenić ryzyko"

Problem mają też ci, którzy sprzedają produkty dedykowane branży. Ilona Leoniewska-Marjańska prowadzi firmę, która tworzy aplikacje dla organizatorów konferencji i targów. Wciąż liczy na to, że epidemia zostanie zdławiona przed jesienią, kolejnym pikiem w sezonie. Drugi kwartał roku jest już stracony.

"Można mitygować ryzyko znaczącego spadku, obniżając cenę, stosując specjalną politykę rabatów, żeby zachęcić klientów do zamówień na przyszłe okresy. Będziemy wychodzić do klientów z akcjami promocyjnymi, ale to nie zrekompensuje strat w nadchodzącym kwartale" — dodaje.

Zwraca też uwagę, że dla wszystkich pracodawców sytuacja nie jest różowa. "Samo przejście na tryb home-office, czyli pracy zdalnej, jest wyzwaniem. Jak taki masowy home-office wpłynie na naszą działalność? Dziś wciąż jest za dużo zmiennych, żeby właściwie ocenić ryzyko. Niektórym brakuje zleceń, innym części w łańcuchach produkcyjnych, a jeszcze inni mogą mieć problem z dostępnością pracowników".

"Pracujemy na pełnych obrotach"

Póki co żadnych nerwowych decyzji nie podejmuje Piotr Orlicz, organizator letniego festiwalu muzyki elektronicznej "Audioriver".

"Najłatwiej położyć się i zrezygnować. Zarządzenie premiera w praktyce jest bezterminowe, póki co pracujemy na pełnych obrotach. Rozmawiamy z agentami i artystami, uspokajamy. Jest pewna doza nerwowości, ale ostateczną decyzję podejmę 5 tygodni przed festiwalem, czyli w czerwcu" — tłumaczy Orlicz.

"W ciągu ostatnich dni dostaliśmy setki zapytań o przyszłość festiwalu. Żeby uspokoić naszą publiczność wbrew trendom ogłosimy kolejnych artystów".

A jeśli festiwal trzeba będzie odwołać?

"Na pewno nie będę musiał zamknąć firmy, stoi na dobrych fundamentach. Nie oszukujmy się jednak, jeśli nie uda się szybko opanować epidemii, straty w branży będą ogromne. Nie zazdroszczę tym, którzy swoje wielkie wydarzenia planowali na początek sezonu, wiosnę czy początek lata.

Zamrożenie sceny na kilka miesięcy to będzie kilkaset tysięcy ludzi na bruku w Polsce, tysiące firm, które ogłaszają bankructwo i starty dla budżetu państwa, całej gospodarki".
;

Udostępnij:

Marta K. Nowak

Absolwentka MISH na UAM, ukończyła latynoamerykanistykę w ramach programu Master Internacional en Estudios Latinoamericanos. 3 lata mieszkała w Ameryce Łacińskiej. Polka z urodzenia, Brazylijka z powołania. W OKO.press pisze o zdrowiu, migrantach i pograniczach więziennictwa (ośrodek w Gostyninie).

Anton Ambroziak

Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o prawach człowieka, społeczeństwie obywatelskim i usługach publicznych.

Komentarze