W sprawach kredytów “frankowych” obywatele dowiedzieli się, jak upominać się o swoje prawa. A jak wiesz, jak się upomnieć o prawa w sferze prywatnej, upomnisz się o nie także w sferze publicznej. O walce frankowiczów i jej efektach, opowiada prof. Adam Bodnar
"Droga przez sądy okazała się w sprawie kredytów »frankowych« dobrym rozwiązaniem. Sądy wypracowały jednolite orzecznictwo, banki się nie zawaliły. Są gotowe do ugód, mają na nie rezerwy. Zadziałał normalny mechanizm rynkowy” – mówi prof. Adam Bodnar, były RPO.
“Równolegle z procesem upodmiotawiania obywatelskiego sądy uczyły się, czym jest ich niezależność. Oczywiście kryzys praworządności kładzie się na to cieniem, bo sądy nie mają instytucjonalnych gwarancji tej niezależności. Ale sędziowie zrozumieli, jaką mają władzę w tym kraju. Że mają realne instrumenty w rękach i mogą dyscyplinować zarówno władzę, jak i banki. A że po ich stronie jest prawo europejskie i TSUE, to tym lepiej dla nas".
Sprawa kredytów “frankowych” i odwrócenia się losu kredytobiorców wygląda z wierzchu na strasznie skomplikowaną i zawiłą sprawę prawno-finansową. No bo wypowiadał się tu i Trybunał Sprawiedliwości UE, Sąd Najwyższy, kancelarie prawne, związki finansistów i bankierów.
Gdzieś w tej opowieści znika to, że od 130 do 160 tys. osób złożyło pozwy przeciwko bankom.
To – razem z osobami bliskimi – daje kilkaset tysięcy osób, które podjęły decyzję, która jeszcze w 2016 roku wydawała się straceńcza.
Sprawy w sądach dotyczą dziś 40 proc. czynnych umów “frankowych”
Oczywiście ogromne znaczenie dla tych decyzji miała sprawa “frankowa” wygrana przez państwa Dziubaków w 2020 r. (na zdjęciu w chwili ogłaszania wyroku) i to, że polski sąd zwrócił się przed tym z pytaniem prejudycjalnym do TSUE. Kolejne wyroki Trybunału wyjaśniły, jak zgodnie z prawem europejskim należy ważyć racje w sytuacji, gdy do umowy “frankowej” bank wpisał klauzule abuzywne, i co zrobić z taką umową.
W skrócie: kredyty “frankowe” były ryzykownymi instrumentami finansowymi, ale nie ma powodu, by ryzyko to ponosił wyłącznie klient banku.
Miał – kiedy patrzy się wstecz – trzy etapy.
że “klient sam sobie winien, skoro taką umowę podpisał” oraz że “duży może więcej”
(w wersji bardziej eleganckiej: “instytucje finansowe reprezentują ważniejszy interes społeczny niż poszczególni klienci”).
Zatem – choć z punktu widzenia finansistów obecny stan spraw “frankowych” opisuje się słowami “bomba wybuchła”, to analizując problem w kategoriach społecznych, można powiedzieć: “bomba została rozbrojona”.
Kiedy kredyty “frankowe" (czyli denominowane albo indeksowane do waluty obcej) osiągały szczyt popularności w 2008 r., frank szwajcarski kosztował 2 zł. Dziś to jest 4,6-4,5 zł. A po “czarnym czwartku” 15 stycznia 2015 r., kiedy Narodowy Bank Szwajcarii uwolnił kurs franka, przebijał pułap 5 zł.
Wartość kredytów gwałtownie wzrosła i kredytobiorcy ze zgrozą odkryli, że często znacznie przewyższa ono wartość mieszkania. A właśnie startowała kampania prezydencka. Andrzeja Dudy, który obiecał, że jak zostanie prezydentem, zaproponuje ustawę z korzystnym dla “frankowiczów” mechanizmem przewalutowania. W 2016 r. powstało kilka projektów, ale żaden nie zostaje przyjęty. “Sektor bankowy głęboko wierzył, że na sali sądowej będzie górą i pozwy frankowiczów uda się zneutralizować. Początkowo faktycznie tak było, więc bankowe lobby robiło wszystko, aby zablokować ustawowe rozwiązanie problemu” – przypomina Bartek Godusławski, w “Business Insider Polska”
"Myślę, że [frankowicze] powinni wziąć sprawy we własne ręce i zacząć walczyć w sądach”.
Warto pamiętać, że w tym momencie PiS zaczęło się dobierać do sądów w nadziei, że będą orzekać po myśli władzy. Rekomendacja, by iść do sądów w sprawie banków, choć z tego środowiska wywodził się premier, brzmiała więc jak ponury żart.
Ale Adam Bodnar mówi dziś, że stało się dobrze. I dla ludzi i dla sądów.
Po zawaleniu się pomysłu na ustawę RPO był zasypywany wnioskami o pomoc. Tymczasem formalnie nic nie mógł zrobić: nie ma prawa włączać się w spory między prywatnymi podmiotami, nie ma inicjatywy ustawodawczej. Tyle że w jego Biurze pracują eksperci od prawa konsumenckiego i finansowego – bo ma prawników od wszystkich dziedzin prawa. RPO może więc informować o tym, jakich przepisów można użyć, walcząc o swoje.
“Ktoś mi na początku powiedział, że rolą RPO jest bycie takim Robin Hoodem. Że chodzi o to, by wykorzystywać wiedzę i możliwości, by wspierać słabszych uczestników runku” – mówi teraz ówczesny RPO prof. Adam Bodnar
“Nigdy szczerze nie wierzyłem w możliwość powstania skutecznej ustawy, która objęłaby cały problem kredytów »frankowych«. Bo nikt nie był w stanie oszacować realnych kosztów takiego ruchu, a chodziło o kwoty, których nie było w budżecie obciążanym wydatkami socjalnymi PiS”.
RPO wraz z Rzecznikiem Finansowym, a potem także UOKiK i lokalnymi, samorządowymi rzecznikami konsumentów, zaczął wiec organizować spotkania w Polsce, w kilkunastu miejscowościach, od Olsztyna po Wrocław. Na spotkania, mimo że nie były nigdzie porządnie reklamowane, przychodziło po 200-300 osób (w sumie około 3 tysięcy).
Brałam udział w tych spotkaniach jako urzędniczka Biura RPO.
Ludzie byli wściekli. Domagali się rozliczeń. Ukarania Rady Polityki Pieniężnej, powywieszania wszystkich urzędników, łącznie z tymi, którzy organizowali spotkanie. Domagali się, żeby “ktoś coś zrobił” z ich umowami. Część już była pod kreską, inni się bali, że za chwilę nie będą w stanie spłacić kredytów.
Eksperci od prawa finansowego mówili na tych spotkaniach: istnieje bezpłatna ścieżka rozwiązania sporu z bankiem. Trzeba ją wykorzystać.
Ten system skutecznie działa w całej Europie. Instytucje finansowe oferują produkty z różnymi kruczkami. W razie problemów ludzie natychmiast zgłaszają to do instytucji rzeczniczych, a te reagują. System opiera się na masowości skarg: wtedy od razu wiadomo, jaka jest skala problemu, reakcja instytucji państwa jest odpowiednio mocna, a przedsiębiorcy korygują swoje zachowanie.
To wtedy do ekspertów dociera, że nie wystarczy wiedzieć. Trzeba umieć opowiedzieć. I że pierwszą przeszkodą do wzięcia jest napisanie reklamacji do banku.
“Bo jaką mam gwarancję, że bank mnie wtedy nie ukarze?” – pytają ludzie.
Trudno to dziś zrozumieć, ale wtedy, w 2017 roku, wśród obywateli kraju należącego do Unii Europejskiej pokutowało przekonanie, że bank ma prawo się “zemścić”, bo jest silniejszy.
Kalkulacja banków była więc prawidłowa: ludzie nic nie zrobią, sprawę trzeba tylko przeczekać.
Reagując na nastrój sali, porzucili język specjalistyczny – taki, w którym świat dzieli się na ekspertów i zwykłych ludzi, i przeszli na język obywatelski, w którym sprawczość rozdzielona jest po równo. Mówili o sensie zbiorowego, oddolnego działania. Przekonywali, że reklamacja to nie wyzwanie rzucone potężnej instytucji, ale normalny sposób dochodzenia racji. Także w imieniu tych, którzy reklamacji nie złożą, bo nie mają sił ani środków.
Że reklamacja jest jak pierwsze podanie w pierwszym meczu – a nie jak rzut karny rozstrzygający o mistrzostwie świata. To gra, a nie powstanie. Tu można tylko przegrać, a nie polec.
I że najgorsze jest nie zrobić nic. A droga sądowa nie oznacza podejmowania nieodpowiedzialnego ryzyka.
“Wykorzystanie drogi sądowej nie tylko pozwoliło upodmiotowić obywateli. W taki sposób mogli naprawić swoje umowy kredytowe ci, którzy naprawdę byli zdeterminowani. Nie było tak, że władza dawała każdemu, »jak leci«. Przy okazji finansowe konsekwencje naprawy tych umów zostały rozciągnięte w czasie” – mówi Bodnar. – “Pozwoliło to bankom na tworzenie rezerw na naprawianie umów. W to, że przyznanie racji kredytobiorcom sprawi, że cały system się zawali, nigdy nie wierzyłem. Bo im więcej było tego pohukiwania, to tym lepiej wyglądała sytuacja banków w Polsce”.
Warto przypomniec, że banki prowadziły cały czas kampanię, której celem było utrwalanie biernej postawy kredytobiorców (że sprawa nie do wygrania, a jakby jednak doszło do unieważnienia umowy, to trzeba będzie zapałcić za „wykorzystanie kapitału”). Tyle że skutecznie odpowiedziął na TSUE, a wcześniej – podważał sens tej argumentacji Arkadiusz Szcześniak ze Stowarzyszenia Stop Bankowemu Bezprawiu.
Co się stało, że „efekt mrożący” nie miał miejsca?
Na spotkaniu we Wrocławiu wiosną 2017 r. kilkaset osób wzięło kartki papieru kancelaryjnego i pisało projekty swoich reklamacji. “Jak to się adresuje?” “Jaki ma być tytuł?” “A jak umowa jest z byłym mężem, to on też się ma podpisać?”.
Widać to po statystykach Rzecznika Finansowego. W 2016 r. dostał 453 wnioski o interwencje, rok później – aż 889. A takie wnioski można skierować dopiero po “wyczerpaniu drogi reklamacyjnej”, czyli po odebraniu z poczty pisma, że bank nie uwzględnia reklamacji.
Do końca I kwartału 2023 r. o takie interwencje w sprawach “frankowych” wystąpiły w sumie 2903 osoby. To jest kropla wobec ponad 130 tys. pozwów – ale to 2903 spraw “frankowych” przerobionych na wnioski i postulaty zmiany napisane w języku prawniczym i finansowym. 2903 dokumentów, które krążą w przestrzeni publicznej
Tak samo rośnie liczba “istotnych poglądów”, czyli fachowych opinii dla sądu napisanych przez ekspertów Rzecznika Finansowego, a dotyczących konkretnej umowy frankowej, z którą człowiek poszedł do sądu.
Bodnar: “Nasze spotkania zbiegły się ze zmianą sposobu pozyskiwania przez ludzi informacji o przysługujących im prawach. Myśmy też się wtedy zdecydowali, żeby wszystko wrzucać do sieci: instrukcje, tłumaczenia, całe fragmenty argumentacji prawnej. Wyprzedzaliśmy tu kancelarie prawne, a byliśmy też wiarygodni – bo było jasne, że nasze informacje nie służą ściąganiu uwagi klientów".
Spotkania organizowane w 2017 r. eksperci kończyli, mówiąc, że fala reklamacji i pozwów może zmienić dynamikę relacji banki-klienci. “Zobaczycie, że jeśli zaczniemy działać, to za 5 lat banki zaczną proponować ugodę. Będą ugody reklamować. Ale musicie zrobić pierwszy krok”.
Tak wygląda kampania prowadzona przez Związek Banków Polskich:
Mniej więcej rok po uruchomieniu kampanii informacyjnej o tym, jak działa w Polsce system pomocy konsumenckiej, zaczynają się organizować prawnicy. Rośnie liczba kancelarii prawnych wyspecjalizowanych we “frankach”. Eksperci od prawa konsumenckiego i finansowego z instytucji publicznych spotykają się z przedstawicielami organizacji “frankowiczowskich”.
Prawnicy konkludują: żeby ludzie mieli szanse w sporach z bankami, wszyscy prawnicy muszą się szkolić w prawie europejskim.
17 września 2019 r. zaczyna prace Forum Konsumenckie przy Rzeczniku Praw Obywatelskich. Członkowie Komisji to nie tylko praktycy prawa, naukowcy, ale również strona społeczna – przedstawiciele organizacji wspierających i broniących konsumentów.
“To już było nie tylko wzmacnianie społeczeństwa, ale i prawników – przez argumenty prawne i prace ekspertów. A także dlatego, że RPO zaczął przystępować do spraw frankowych przed sądami i przed TSUE” – mówi Bodnar. „Ta zmiana była możliwa, bo do zespołu RPO dołączył wiosną 2019 roku jako zastępca Rzecznika prof. Maciej Taborowski”.
W sierpniu 2020 r. dzięki Forum dwie strony sporu: banki i konsumenci wykładają swoje racje w sposób charakterystyczny dla społeczeństwa obywatelskiego. Daleko odeszliśmy od oświadczenia prezesa Kaczyńskiego, że chodzi w sprawach frankowych o dobre samopoczucie “międzynarodowego świata finansowego”.
“Aktualna wielkość mieszkaniowych kredytów waloryzowanych wynosi ponad 120 mld złotych, co stanowi ekwiwalent około 6 proc. polskiego PKB. Według szacunków Związku Banków Polskich łączna strata zaangażowanych w te kredyty polskich banków wyniosłaby przy założeniu powszechnego zastosowania rekomendacji Rzecznika Generalnego [TSUE]
około 60 do 80 mld złotych, a zatem około 3 do 4 proc. polskiego PKB.
Takie potencjalnie mogą być skutki zastosowania całkowicie sprzecznej z zawartymi umowami, całkowicie sztucznej i nieznanej w rzeczywistości ekonomicznej formuły wstecznego, przymusowego zamienienia kredytów waloryzowanych na kredyty w złotych przeliczone według kursu z dnia zawarcia umowy i zastosowania do ich oprocentowania stawki procentowej z innego obszaru walutowego".
“Prawo cywilne i handlowe wbrew temu, co samo deklaruje i czego od niego oczekujemy, bywa wykorzystywane patologicznie i instrumentalnie w służbie zysku, polityki czy rozrywki, w egoistycznym interesie tego, kto potrafi chytrze się nim posługiwać.
Spryt, pomysłowość i dysponowanie dużym kapitałem powodują, że instrumenty prawne, dzięki którym uprawia się byznes, stają się same w sobie swoistym »kapitałem« dla umiejącego nim władać.
Prawo, z którego granicami umiejętnie się eksperymentuje, wyeksploatowane interpretacyjnie do granic cierpliwości i wydolności intelektualnej sędziów, bywa samo w sobie instrumentem legal harassment, kierowanego przeciw słabszym uczestnikom rynkowych gier”.
Całość tej fascynującej korespondencji jest dostępna tu: https://bip.brpo.gov.pl/pl/content/kredyty-frankowe-list-prezesa-mbanku-cezarego-stypulkowskiego-i-odpowiedz-prof-ewy-letowskiej
Bodnar: “Po latach można się cieszyć, że mamy dziś porządny rynek kancelarii prawniczych, jest jednolita linia orzecznicza, a blokady ze strony banków się nie udały. Myśmy przy tym od początku powtarzali, że spór zawsze można zakończyć ugodą. Dziś banki zaczęły w to wchodzić – bo są rzeczywiście na to przygotowane. Mają rezerwy. Stało się to, co powinno się stać w normalnej gospodarce rynkowej.
Zresztą komercyjne kancelarie są tu naturalnymi pośrednikami. Najbardziej wygrały na tym te, które pierwsze zauważyły problem”.
“Film »Banksterzy« z 2020 r. też się nie wziął z powietrza. To emocja społeczna sprawiła, że ktoś zobaczył problem, napisał scenariusz, zebrał pieniądze na produkcję. To był dłuższy proces, który dużo nauczył polskie społeczeństwo. Nauczył dochodzenia do praw obywatelskich.
Bałem się, że w momencie, gdy duża część banków jest w sektorze publicznym, to będzie nacisk na regulatora i na sądy, by im odpuścić »w interesie publicznym«. Na szczęście tak się nie stało. Sądy zachowały zaś niezależność (to jedna z tych spraw, w których okazały się wyraźnie odporne na naciski władzy i gotowe stanąć po stronie obywateli: sprawy frankowe, dezubekizacja i zatrzymania przez policję).
Jest zasadnicza różnica między prawami w relacjach prywatnych a prawami zapisanymi w konstytucji. Ale jak ludzie wiedzą, jak dochodzi się praw prywatnych, to skuteczniej upominają się o prawa i wolności konstytucyjne. U wójta czy na policji. I sądy na to zareagowały.
To się zbiega w jednym miejscu.
Bo czy w 2015 roku komuś by do głowy przyszło, że sądy będą przyznawać po kilkanaście tysięcy złotych za bezprawne pozbawienie wolności przez policję w czasie zgromadzenia publicznego? A tak jest teraz.
Równolegle z procesem upodmiotawiania obywatelskiego sądy uczyły się, czym jest ich niezależność. Sędziowie zrozumieli, że mogą dyscyplinować zarówno władzę, jak i banki. A że po ich stronie jest prawo europejskie i TSUE, to tym lepiej" – mówi Adam Bodnar.
A zaczęło się od tych, którzy zdecydowali się iść do sądu w sprawie kredytu, który okazał się pułapką.
Gospodarka
Sądownictwo
Adam Bodnar
Rzecznik Praw Obywatelskich
franki
kredyty frankowe
kredyty walutowe
organizacja prokonsumencka
pod radarem
rzecznik finansowy
UOKiK
Wyrok TSUE
Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)
Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)
Komentarze