W konkurencji na najlepszego Putina świata wygrywa na razie Trump, a drugi jest Elon Musk. Propaganda Kremla nie za bardzo wie, co z tym zawstydzającym faktem zrobić. Jeśli zaś chodzi o ewentualne rozmowy Putina z Trumpem, czym ekscytuje się pół świata, to tematu w propagandzie nie ma
Rzecznik prasowy Putina Pieskow po prostu „nie potwierdził ani nie zaprzeczył” 9 lutego 2025 informacjom o rozmowie telefonicznej Władimira Putina z jego amerykańskim odpowiednikiem Donaldem Trumpem. I tyle.
A w propagandzie Kremla trwa od 10 dni dzień świstaka. Dzień w dzień telewizyjny dziennik „Wiesti” w programie telewizyjnym „Rossija 1” składa się z następujących części.
To umieszczenie Trumpa na szarym końcu świetnie pokazuje problem propagandy.
Tak jak pisaliśmy w GOWORIT MOSKWA Moskwa początkowo potraktowała Trumpa jak „swojego” – i ogłosiła gotowość do natychmiastowych rozmów o nowym podziale świata. Do tego szykowała poddanych propaganda Kremla, pokazując im aż dwa sfilmowane z ręki wywiady z Putinem. Jeden w korytarzu, a drugi – w czarnej pancernej limuzynie. Putin za każdym razem przedstawiał swoje warunki wstępne „załatwienia problemu Ukrainy". Ale też przygotowywał poddanych do nadchodzących rozmów o rozgrabieniu Ukrainy.
Ciekawe było zwłaszcza, jak Putin traktuje prezydenta Wołodymyra Zełenskiego – przez cały okres wojny lekceważonego „byłego aktora” z państwa, które naprawdę nie istnieje. Tym razem Putin powiedział, że nie ma nic przeciw negocjacjom z udziałem Zełenskiego. Tyle że jego podpis pod porozumieniem nie będzie nic wart, bo kadencja prezydencka skończyła się w maju 2024 roku.
To oczywiście nie jest nowość: Putin od miesięcy powtarza, że Zełenski nie jest jego partnerem do rozmów, a „kwestię Ukrainy” Rosja załatwi z USA – tak jak w Jałcie 80 lat temu.
To jednak, jak to ujął Putin wywiadzie w limuzynie, być może miało uspokoić publiczność: nawet jeśli zobaczy ona Putina przy stole z Zełenskim, to nic nie znaczy. Bo prezydent Zełenski formalnie nie istnieje, więc nawet jak coś podpisze, to podpis będzie nieważny.
Tyle że minął tydzień, a do żadnych rozmów nie doszło i nikt nikogo z nikim razem nie zobaczył. „W praktyce nie widać jeszcze zmiany w polityce USA”, a Trump nadal wydaje z siebie sprzeczne komunikaty.
I propaganda Kremla pojęła, że komunikaty Trumpa same z siebie nie zawierają treści – wytwarzają ją sami odbiorcy tych komunikatów, zgodnie ze swymi potrzebami emocjonalnymi (więc treść ta mieści się w przedziale od „ale im dowalił” po „przecież to kretyn”).
Propaganda Kremla spróbowała więc nadać bańkom mydlanym Trumpa treści pasujące Putinowi:
Szybko jednak pojawił się problem oczywisty dla każdego bojownika o „tradycyjne wartości”, który poświęci temu zagadnieniu choć chwilę namysłu.
Otóż jeśli przyjąć, że bańki mydlane Trumpa rzeczywiście zawierają treści bliskie konserwatywnemu i imperialnemu sercu, znaczy to, że Trump na kilku konferencjach prasowych i kilkoma podpisami mazakiem rozwiązał problemy, o które np. Putin toczy wojnę ponad 10 lat.
Dodatkowo w ciągu dwóch tygodni Trump zniszczył rękami Muska samą instytucję „pasożytów USAID„, która – jak twierdziła i nadal twierdzi propaganda Kremla – odpowiada za powstanie ukraińskiej świadomości narodowej i za wszystkie antyrosyjskie „kolorowe rewolucje”.
W zasadzie więc nie ma już powodu do wojowania w Ukrainie. Wszak jeszcze w grudniu Putin ustami swojego szefa dyplomacji Ławrowa ogłaszał, że chodzi o to, by Zachód przestał próbować przeprowadzać „kolorowe rewolucje” w pobliżu granic Federacji Rosyjskiej. No to – jeśli wierzymy, że Trump mówi po naszej myśli – przestał. Prawda?
Ale to nie jedyny problem. Bo kiedy Trump opowiada, że „potrzebuje” ukraińskiego litu, więc zaraz zamierza dogadać się z Ukrainą, staje się bardziej skuteczny od Putina. Ten też „potrzebuje” Ukrainy – do rozwoju imperium. Ale nic z tego zapotrzebowania nie wynika poza wojną.
Zatem z Putinem musi być coś nie tak, skoro nie był w stanie załatwić w 10 lat tego, co Trump załatwił w dwa tygodnie.
A poniósł potworne straty na froncie i ogromne gospodarcze koszty (oczywiście dwa stałe elementy „Wiesti" mają temu przeczyć: Rosja zwycięża i prężnie się rozwija. Ale ponieważ pokazywane to jest dzień w dzień tak samo, to jest to jakby zwycięstwo i rozwój w miejscu).
W końcu też – uznanie przez propagandę, że Trump pstryknięciem palcami sprawił, że dyrygujące „kolektywnym Zachodem„ Stany Zjednoczone stały się z powrotem championem „tradycyjnych wartości”, czyni propagandę Kremla bezużyteczną. Ledwie dwa tygodnie temu szczyciła się ona, że co trzeci Rosjanin wierzy już, że „Zachód jest odwiecznym wrogiem Rosji” („Jak wynika z danych z badań socjologicznych przedstawionych na konferencji prasowej agencji TASS, od 2000 roku liczba przekonanych o tym obywateli Rosji wzrosła prawie 2,5-krotnie"). A tymczasem – jakby nie jest, skoro teraz USA podzielają nienawiść Putina do osób LGBT i migrantów?
I co zrobić z noworocznym nauczaniem piewcy wojny i Putina, patriarchy Cyryla, że „Rosja zaproponowała alternatywę dla cywilizacyjnego wyboru świata zachodniego, który wyklucza wiarę w Boga i narzuca ludziom grzeszne wzorce postępowania, dlatego Zachód chwycił przeciwko niej za broń”?
Wobec tych wszystkich problemów przesunięcie opowieści o Trumpie na sam koniec długiego i straszliwie nudnego dziennika jest jak najbardziej racjonalne.
Propaganda zawsze tak robi, kiedy nie wiadomo, co będzie – ostatni raz wiadomości z USA powędrowały na koniec kremlowskich telewizyjnych dzienników, kiedy nie było wiadomo, czym zakończą się wybory prezydenckie w Stanach.
Kremlowscy twórcy narracji stosują też chwyt z szatkowaniem informacji.
Działania Trumpa przedstawiane są osobno, bez kontekstu i jako anegdotki. Tu coś Trump powiedział, tam coś podpisał. Jakie są tego konsekwencje, nie bardzo wiadomo. To pozwala odjąć Trumpowi troszkę sprawczości, a jednocześnie dać poddanym Putina odrobinę radości z poniżania i krzywdzenia słabszych (wreszcie wyrzucą na poniewierkę migrantów, elgiebetów popędzą, a już najfajniej jest, jak ludzi z dnia na dzień wyrzucają z pracy w amerykańskich instytucjach).
W końcu pojawił się też nowy sposób na Trumpa: propaganda zaczyna opowiadać, że nie da on sobie rady, gdyż „deep state” amerykańskich sił ciemności na to mu nie pozwoli. Co oznacza, że Trump na koniec nie będzie aż tak skuteczny, jak mu się wydaje.
Na razie opór „deep state„ objawia się głosami oburzenia wobec krzywdzenia słabszych, a także decyzjami sądów, które miały czelność podważyć postanowienia władzy. Nie wygląda to groźnie. A żeby nikt nie wpadł na pomysł, że kontrola i równowaga władz to dobry pomysł, propaganda wyciąga tu przykład... Polski, że opozycja może sparaliżować państwo. Chodzi o nasz „zamach stanu” ujawniony przez PiS.
Propaganda Kremla przerabia ten „zamach" na opowieść o gnijącym państwie, które pęta władzę:
Oto polska opozycja oskarżyła władze o zamach stanu, który polega na tym, że po przejęciu władzy nowa ekipa zmieniła szefów wielu urzędów (w domyśle: to normalne). Ale nie może dokonać zmian w sądach, gdyż do tego potrzebna jest zgoda prezydenta, który należy do opozycji (to już w narracji kremlowskiej normalne nie jest). A tenże polski prezydent w wywiadzie [dla Kanału Zero] poskarżył się, że emerytura, którą dostanie po zakończeniu kadencji, wyniesie tylko 3 tysiące dolarów (W kontekście emerytur rosyjskich – średnio poniżej tysiąca złotych – musi brzmieć to wyjątkowo żałośnie).
Natomiast polski europoseł Tarczyński (nie ma to związku z prezydentem Dudą, ale propaganda tworzy materiały na zasadzie luźnych skojarzeń) wita z radością prezydenturę Trumpa, gdyż w toaletach w europarlamencie od kilku miesięcy z powodu remontu nie ma ciepłej wody. Ponieważ z Rosji ogromna część populacji nie ma w ogóle bieżącej wody w domu, odbiorca propagandy musi uwierzyć, że Trump działa w wyjątkowo niesprzyjających okolicznościach, wśród słabeuszy i ciamajd skarżących się na byle co – a to utrudni Trumpowi konserwatywną rewolucję.
Wobec tego – zaryzykował w niedzielę 9 lutego propagandysta Dmitrij Kisielow – Putin jednak jest od Trumpa lepszy. Nie tylko dlatego, że u niego ludzie żyją za mniej i bez wody. Przede wszystkim dlatego, że to on pierwszy wymyślił konserwatywne wartości. Był pierwszy w krytyce zielonej transformacji, brzydziły go osoby transpłciowe w sporcie. Nie dopuszczał też parad równości i krytykował Międzynarodowy Trybunał Karny. Sprzeciwił się postępowi i nie ustąpił mimo krytyki.
W konkursie na najlepszego Putina świata Putin jest więc zwycięzcą co najmniej honorowym. Trump jest drugi.
Wydaje się jednak, że jedynym sensownym sposobem na udowodnienie wyższości Putina nad Trumpem będzie przeciąganie wojny, ile się da. Żeby wyszło na to, że jednak Trump nie daje rady.
Od początku pełnoskalowej napaści Rosji na Ukrainę w lutym 2022 roku śledzimy, co mówi na ten temat rosyjska propaganda. Jakich chwytów używa, jakich argumentów? Co wyczytać można między wierszami?
UWAGA, niektóre z linków wklejanych do tekstu mogą być dostępne tylko przy włączonym VPN.
Cały nasz cykl GOWORIT MOSKWA znajdziecie pod tym linkiem.
Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)
Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)
Komentarze