Oglądanie, jak propaganda Kremla nie radzi sobie z narracją Trumpa, jest ze wszech miar pouczające. Widzimy naraz dwa propagandowe fenomeny: tabloidowej, wykorzystującej właściwości internetu komunikacji Trumpa. I przemocowej propagandy Kremla, której chodzi o zneutralizowanie przekazu z sieci.
Oba sposoby służą do robienia ludziom wody z mózgu. Ale o ile na metody kremlowskie jakoś jesteśmy uodpornieni, to na trumpowskie — już nie.
Na pocieszenie: nie daje sobie z tym rady także propaganda Kremla.
Inauguracja prezydentury Trumpa miała zacząć — wedle tej propagandy — nową erę w relacjach USA z Rosją. Choć nie było dla Rosji jasne, jakie są intencje nowego amerykańskiego prezydenta i czy rzeczywiście zakończy wojnę w Ukrainie, odcinając ją od amerykańskiej pomocy, to Putin miał dostać właściwego partnera do rozmów. Silnego białego mężczyznę, z którym dogada się tak, jak kagiebista z Petersburga z biznesmenem z Nowego Jorku.
Nowa, mająca już tydzień nowa era wygląda jednak zupełnie inaczej i propaganda Kremla ma problem z zachowaniem równowagi.
W ciągu tego tygodnia Donald Trump wydał masę sprzecznych komunikatów o Rosji i Ukrainie.
Wszystko to propaganda Kremla cytowała – bo ukryć się tego nie da.
A było tam też o miłości do Rosji i o tym, że pomogła ona USA wygrać II wojnę światową, tracąc “60 mln żołnierzy” (propaganda Kremla zawsze narzeka, że świat nie docenia się rosyjskiego wkładu w tamto zwycięstwo — a mierzy je właśnie liczbą poległych, tymczasem Trump tę liczbę zwielokrotnił, pozostawiając propagandę w oszołomieniu: Nie wie? Specjalnie się pomylił? Nie dba o szczegóły?).
Propaganda Kremla nie była w stanie wywnioskować, co z tego wszystkiego jest prawda, a co nie, i w jaki sposób reagować na to. Nic dziwnego.
Trump, jak wiadomo, posługuje się narracją internetowych tabloidów. Opisała ją w wydanej w zeszłym roku książce “(Not) Kidding. Politics in Online Tabloids” socjolożka Helena Chmielewska-Szlajfer. To taki sposób komunikowania, który pozwala błyskawicznie dostosować się do emocji i poglądów odbiorców. Nadawca treści sprawdza je w internecie i do nich się dostosowuje. Jeśli coś pójdzie nie po myśli publiczności może powiedzieć “Żartowałem”.
To sposób komunikowania, który nie był możliwy w czasach, gdy w krajach Zachodu dominowały tradycyjne media opiniotwórcze: gazety i telewizje.
Z niezbornej reakcji Kremla widać też, że nie radzi sobie z tym propaganda imperialna, przyzwyczajona do obwieszczania światu bardzo na serio, jak ma być.
W narracji internetowych tabloidów wszystko zaś jest jak kot Schroedingera: jest i nie jest zarazem, jest poważne i jest żartem. Jest groźbą i jednocześnie dowcipem. A to czy ten kot żyje, czy nie, zależy od reakcji obserwatora — którą internet pozwala szybko wyrazić i którą rejestruje.
OKO.press rozmawiało o tym z dr Chmielewską-Szlajfer latem 2024:
Trump przyswoił sobie ten nowy sposób komunikowania się, że w zasadzie sam jest internetowym tabloidem. To, co mówi, jest (not)kidding /(nie)serio. Prowokuje, ironizuje, jedzie po bandzie i w ten sposób wchodzi w interakcję z komentującymi czytelnikami. Poznaje ich reakcje i poglądy. W kampanii wyborczej pozwalało mu zdobywać poparcie.
Teraz zaś — sprawować rządy — skoro cały świat, łącznie z Kremlem, musi się zastanawiać, co miał na myśli. A Trump zapewne może korzystać z wiedzy właściela X, Elona Muska, o nastrojach w sieci.
Internetowy tabloid Trump ogłosił więc, że pokona Rosję, a zarazem porozumie się ze swoim przyjacielem Wołodią, zaś prezydenta Zełenskiego docenia, ale równocześnie obwinia za wojnę „z silniejszym”. Wojnę zaś zakończy w dzień albo w 100 dni, a w zasadzie to każe ją zakończyć do wiosny, a jeśli się nie da, zwali winę na kogoś innego.
Propaganda Kremla z tej miazgi niewiele może ulepić. A coś ulepić musi, by poddani Putina rozumieli, że ich władca jest doskonały i panuje nad sytuacją.
Istotą propagandy Kremla było do tej pory niszczenie zdań podrzędnie złożonych i logicznych wywodów zachodnich polityków i komunikatów, które Kremlowi nie pasują.
Mieszanie rzeczy ważnych z dyrdymałami, emocji i faktów, zdarzeń i fikcji, i lepienie z tego opowieści o świecie wedle Putina.
W taki sposób propaganda radziła sobie z informacjami, których w dobie internetu nie jest w stanie zablokować. Nie negowała ich, ale rozwala je tak, by zamieniały się w swoje przeciwieństwo. I by odbiorca nie był w stanie ocenić samodzielnie sytuacji (pisaliśmy o ty np. TU i TU).
Fundamentem rosyjskiej propagandy jest jednak przede wszystkim to, że władzę traktuje śmiertelnie poważnie. Jeśli zaś chodzi o wroga władzy, to poniża go i wyśmiewa na serio i w sposób całkowicie jednoznaczny.
Zatem przez dwa dni kadencji Trumpa propaganda Kremla podkreślała, że nowy amerykański prezydent pił wino z Rosją w nazwie (kalifornijskie wino ”Korbel Russian River Valley Natural"), a o Ukrainie nie wspomniał. I że Putin jest gotowy do partnerskich rozmów o podziale świata. Nazistowski gest władcy X Elona Muska z wszystkich materiałów propaganda Kremla wycięła. Niesłusznie, bo to gest z gatunku (not)kidding. Nazistowski albo i nie. I propaganda mogłaby się z tego czegoś nauczyć.
Kiedy zaś Trump zaczął opowiadać o nakładaniu sankcji na Rosję, jeśli go Putin nie posłucha, propaganda Kremla na serio ogłosiła, by Rosji nie groził (nie ma potrzeby igrać z Rosją ultimatum, bo „może to kosztować drogo”).
– powtarzał z poważną miną rzecznik Putina Pieskow. „Oczywiście bardzo uważnie obserwujemy całą retorykę, wszystkie wypowiedzi. Uważnie rejestrujemy wszystkie niuanse, pozostajemy gotowi do dialogu, prezydent Putin mówił o tym więcej niż raz o dialogu opartym na wzajemnym szacunku – ten dialog miał miejsce między oboma prezydentami podczas pierwszej prezydentury Trumpa, i czekamy na sygnały, ale jeszcze ich nie odebraliśmy”.
“istnieje margines bezpieczeństwa” (te zapewnienia mogą ich drogo kosztować, gdy okaże się, że marginesu jednak nie ma), próbowała też racjonalizować to, co wyrzuca z siebie Trump: „Prezydent USA Donald Trump może odłożyć rozwiązanie konfliktu na Ukrainie, gdyż stoją przed nim inne priorytetowe zadania – ogłosił po poważnej analizie ”rosyjski filozof, politolog i socjolog” Aleksander Dugin.
Moskwa całkiem serio przedstawiła też Trumpowi swoje warunki. Pisaliśmy o tym tu:
A kiedy Trump — pomiędzy zapowiedziami zajęcia Grenlandii, Kanału Panamskiego i zmiany nazw geograficznych na globusie — zaczął opowiadając o obniżeniu cen ropy naftowej na świecie, co podetnie źródła finansowania wojny Kremla w Ukrainie, propaganda odpowiedziała (w piątek 24 stycznia) wywiadem z samym Putinem.
Użyła więc swej największej świętości, by nadać przekazowi do poddanych jakąś spójność. A Trump i tak nie zapowiedział, kiedy konkretnie się z Putinem spotka. Co jednak jest obrazą Putina.
Putin w tym wywiadzie, robionym pośpiesznie (więc nie usunięto z niego chrząkania i stękania, nie zasłonięto zbyt wysokiego propagandysty trzymającego mikrofon) kadził Trumpowi i proponował deal. Czyli, jak streściły to “Wiesti niedieli” 26 stycznia, „proponował pryncypialnie poważne rozmowy”.
Putin przed mikrofonem swojego propagandysty był poważny i zasadniczy. Do “(not)kidding” jako car i władca nie jest przygotowany.
Propaganda przez kolejne dni opowiadała, że media na Zachodzie z uwagą przyjęły to wystąpienie. Niestety, nie mogła powiedzieć, że zrobił tak Trump, bo on się nie komunikuje w tradycyjnym języku (takim, jaki posługiwał się wspominany niedawno przez Putina z nostalgią minister spraw zagranicznych ZSRR Andriej Gromyko, który na wszystko jednoznacznie odpowiadał “Nie” i nazywany był “Mister No”).
Gdyby propaganda mogła zrobić z Trumpem to, co z innymi, to teraz przemieliłaby jego wypowiedzi i powiedziała, że Trump to kretyn i malwersant, rogacz i babiarz, który sam nie wie, co plecie, bo jest stary. Ale Trumpowi tego nie zrobi, nie tylko dlatego, że boi się jego nieobliczalności. I nie tylko dlatego, że Trump jest dla propagandy źródłem nadziei, bo innego pomysłu na narrację o końcu wolny i zwycięstwie nie ma.
Ale także dlatego, że na “(not)kidding” trzeba innego sposobu – a tego propaganda Kremla nie ma. Nikt chyba nie ma.
Jest to o tyle ciekawy, że sam Putin tę technologię “pół żartem/pół serio” sam wykorzystywał, odpowiadając różne dyrdymały zachodnim dziennikarzom. Że spuści na nas bombę atomową i że np. walczy o odpowiednie ozdoby w dekoltach młodych kobiet:
I nikt nie mógł biez wodki rozabrat’sa, co tu jest prawdą, a co nie. Tyle że co innego tą bronią propagandową atakować, a co innego przed nią swej władzy bronić.
„W pierwszym tygodniu swojej drugiej wizyty w Białym Domu Donald Trump próbował zmylić cały świat, ale nie może nas oszukać” – ogłosił 26 stycznia wierny sługa Putina, były prezydent i premier Dmitrij Miedwiediew. Czyli jeszcze nic nie zrozumiał.
Naprawdę przyszło nam żyć w ciekawych czasach.
Od początku pełnoskalowej napaści Rosji na Ukrainę w lutym 2022 roku śledzimy, co mówi na ten temat rosyjska propaganda. Jakich chwytów używa, jakich argumentów? Co wyczytać można między wierszami?
UWAGA, niektóre z linków wklejanych do tekstu mogą być dostępne tylko przy włączonym VPN.
Cały nasz cykl GOWORIT MOSKWA znajdziecie pod tym linkiem.
Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)
Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)
Komentarze