Od początku roku do połowy października na krztusiec zachorowało w Polsce 20 677 osób. Ponad 20-krotnie więcej niż w całym 2023 roku. Pacjenci, a co gorsza niektórzy lekarze, zapomnieli o tej chorobie. Czas, by sobie o niej przypomnieć i – w przypadku dorosłych – doszczepić się
Dwoje aktywnych 50-latków w środku lata zaczyna kasłać. Mogą pracować zdalnie. Robią więc sobie przerwę i kilka dni pracują z domu. Bo przecież przejdzie. Przeziębienie, myślą, takie cięższe, gdyż jedno z nich ma wysoką gorączkę. COVID? Nie, bo test negatywny. Ale to rozbicie, bóle stawów.
Może borelioza? Test również okazuje się negatywny. Internista mówi: „To musiał być COVID. Bywa, że testy apteczne dają złe wyniki”.
Tylko kaszel nie mija. Jest napadowy, niezwykle ostry. Do tego stopnia, że u jednej z osób łamie się żebro.
Kaszel przechodzi dopiero jesienią. Może to nadchodzi starość? Ale dlaczego chrypa nie mija? Lekarz zleca rozmaz z gardła. Nic z niego nie wychodzi. I wtedy pada pytanie: „A na krztusiec było badanie?”.
Bingo. Test nie pozostawia wątpliwości: pacjenci świeżo przebyli tę chorobę. Minęły 3 miesiące od pierwszych objawów.
To prawdziwa historia z tego roku opisana przez jednego ze znajomych. Dotyczy mieszkańców Warszawy, którzy korzystali z pomocy niejednego lekarza. Dopiero któryś z nich wpadł na to, że to pewnie krztusiec.
Można ich zrozumieć, gdyż o chorobie tej przez lata zdążyliśmy już zapomnieć. Zanim wprowadzono obowiązkowe szczepienia ochronne, krztusiec (dawna nazwa – koklusz) atakował powszechnie. Mało tego. Był częstą przyczyną zgonów u dzieci poniżej pierwszego roku życia.
Stąd usilne poszukiwanie szczepionek. Na świecie zaczęto je stosować w roku 1950.
W Polsce program obowiązkowych szczepień przeciw krztuścowi zaczął obowiązywać w 1960 roku.
Przyczyniło się to do ponad 100-krotnego spadku liczby przypadków choroby. W latach 2008-2022 średnio w Polsce notowano ok. 2-2,5 tys. zachorowań rocznie z jednym blisko 7-tysięcznym wyskokiem w roku 2016. W czasie pandemii z racji izolacji, noszenia maseczek, liczby te jeszcze znacznie spadły.
Co zatem stało się w tym roku, że choroba powróciła z tak dużą siłą?
W tym roku zachorowania zdarzają się w różnych grupach wiekowych. Mniej więcej połowę z nich notuje się wśród dzieci i młodzieży, połowę wśród osób dorosłych, także 50-latków i starszych.
A właśnie szczególnie w ich przypadku rzadko myśli się o tej chorobie.
Przyzwyczajeni jesteśmy do przeziębień, zapaleń oskrzeli, grypy, ostatnio COVID-u, ale nie do krztuśca.
Szczepienia ochronne są skuteczną bronią przeciwko krztuścowi, ale niestety mają też swoje ograniczenia.
Schemat szczepień obejmuje kilka dawek podawanych w 2. 3-4., 5-6. i 16-18. miesiącu życia. Potem w ramach tzw. szczepień uzupełniających podaje się szczepionki w 6. i 14. roku życia. I na tym koniec.
Tymczasem przeciwciała po chorobie czy szczepieniu utrzymują się średnio nie dłużej niż przez 5-7 lat, dlatego zaleca się stosowanie dawek przypominających co 10 lat.
Kto z państwa coś takiego jednak robi? Sądzę, że mikroskopijny ułamek z nas. Nikt nas bowiem do tego przez lata nie namawiał, nikt chorobą nie straszył.
Przyznam, że sam jako gorący zwolennik szczepień i osoba pisząca od lat o zdrowiu nie wiedziałem, że dorośli mogą (i powinni) korzystać ze szczepionek przeciwko krztuścowi. Czasy jednak się zmieniły i w nowej sytuacji musimy sami wykazać się inicjatywą.
W celu szczepienia trzeba udać się do lekarza po receptę. Za potrójną szczepionkę dla dorosłych chroniącą za jednym zamachem przed krztuścem, tężcem i błonicą musimy zapłacić ok. 100-120 zł.
Krztusiec w tym roku zaatakował nie tylko w Polsce.
Jak czytamy na stronie Diagnostyka + podobna sytuacja ma miejsce w całej Europie. W Grecji koklusz doprowadził do śmierci dwóch niemowląt. W Bułgarii w maju ogłoszono stan epidemii, a w Czechach odnotowano rekordową liczbę zachorowań. Wzrost liczby przypadków krztuśca odnotowano także w Belgii, Chorwacji, Danii, Hiszpanii, Szwecji oraz Norwegii.
W Polsce początek roku był jeszcze w miarę spokojny. W tekście z marca 2024 pisałem: „Eksperci uspokajają: 'To powrót do czasów sprzed COVID’. Trzeba jednak śledzić rozwój wypadków i pamiętać, by co 10 lat się doszczepić”.
Liczba zachorowań rosła u nas z miesiąca na miesiąc (w styczniu -149 przypadków, w lutym -177, w marcu – 339, w kwietniu – 1015, w maju – 1655, w czerwcu – 2088, w lipcu – 3224).
Według oficjalnych statystyk od początku roku do połowy października na krztusiec zapadło łącznie 20 677 osób, ponad 20-krotnie więcej niż w całym 2023 roku. Ostatnio wcale nie jest lepiej.
Tylko w pierwszych dwóch tygodniach października 2024 roku zachorowało 3849 osób.
A pamiętajmy, że to tylko potwierdzone laboratoryjnie przypadki. W rzeczywistości jest ich więcej.
Na zdjęciu u góry – akcja szczepienia na krztusiec w Kalifornii, gdzie choroba nawraca.
Diagnozowanie krztuśca nie jest sprawą najprostszą.
Chorobę wywołują bakterie – pałeczki krztuśca Bordetella pertussis. Nosicielami patogenu są osoby zakażone krztuścem, a zakazić można się drogą kropelkową lub poprzez bezpośredni kontakt z chorym. Okres inkubacji wynosi od 5 do 21 dni (średnio 7-10 dni).
Ponadto pacjenci często zgłaszają się do lekarza dopiero wtedy, gdy męczy ich długotrwały, silny kaszel, a wtedy w jego organizmie dawno już nie ma bakterii i stąd ujemny wynik testu.
Pałeczka krztuśca jest o tyle niebezpieczna, że produkuje specyficzną toksynę.
„I to jest coś, czego się w przypadku tej choroby obawiamy. Szczególnie u najmłodszych dzieci” – mówił w trakcie jednego z tegorocznych webinariów Stowarzyszenia Higieny Lecznictwa dr Paweł Grzesiowski, specjalista z zakresu zakażeń.
„Toksyna krztuścowa ma niestety powinowactwo do tkanki nerwowej. Jest w stanie wywołać encefalopatię krztuścową, tj. zapalenie mózgu, jego uszkodzenie, które może być nieodwracalne w skutkach” – dodał lekarz.
Przebieg choroby jest dość charakterystyczny. Bakterie krztuśca atakują nabłonek dróg oddechowych. Dochodzi do jego masywnego niszczenia, co skutkuje bardzo ciężkim, trudnym do powstrzymania kaszlem.
Choroba prowadzi do zaburzenia funkcji rzęsek nabłonka oddechowego, a to z kolei wywołuje tworzenie się dużych ilości śluzu, którego nie sposób odkrztusić. Dochodzi do intensywnej reakcji zapalnej, która może obejmować gardło, krtań, a także tchawicę i oskrzela. Część pacjentów rozwija zapalenie płuc.
Ataki kaszlu mogą kończyć się wymiotami. Czasem prowadzą do trwających kilkadziesiąt sekund bezdechów.
Bywa, że od silnego kaszlu pękają żebra, przepona. Zdarzają się też pęknięcia krtani.
Jako że chorobę wywołuje bakteria, leczenie sprowadza się do podania antybiotyku. Tyle że trzeba o tym wiedzieć w początkowej fazie infekcji. Jeśli pacjent kaszle już np. od 3 tygodni (a krztusiec bywa nazywany „100-dniowym kaszlem”), antybiotyk nie ma większego zastosowania.
Należy pamiętać, że niemowlęta oraz pacjenci z ciężką postacią choroby mogą wymagać leczenia szpitalnego.
W Polsce od początku 2024 roku do 15 października do szpitali z powodu krztuśca trafiło aż 2180 osób. Odnotowano też jeden zgon noworodka z tej przyczyny.
W leczeniu krztuśca obok antybiotyku największe znaczenie mają leki objawowe łagodzące kaszel i zmniejszające wymioty, uspokajające.
Osoby chorujące na krztusiec powinny pozostawać w domu, aby uniknąć rozprzestrzeniania się bakterii. Izolacja może zostać zakończona najwcześniej po 5 dniach od rozpoczęcia antybiotykoterapii. Jeśli nie braliśmy antybiotyku, izolację należy przedłużyć do 3 tygodni od pojawienia się kaszlu.
Krztusiec – jak już wspomniałem – jest szczególnie niebezpieczny dla najmłodszych dzieci. Jest jednak na to sposób w postaci szczepienia ciężarnych. Ponieważ wytworzone przez matkę przeciwciała przechodzą przez łożysko do płodu, dziecko zabezpieczone jest wtedy od momentu narodzin, a nie od 2. miesiąca życia, kiedy to podaje się pierwszą dawkę szczepionki.
Do niedawna szczepienia ciężarnych przeciwko krztuścowi należały do zalecanych, a więc płatnych.
Niedawną decyzją Ministerstwa Zdrowia zmieniono to. Od 15 października 2024 roku kobiety między 27. a 36. tygodniem ciąży mogą szczepić się bezpłatnie jedną dawką bez dodatkowych skierowań i zaświadczeń. Wystarczy zgłosić się do lekarza POZ.
Jeśli ciąża jest zagrożona przedwczesnym porodem, kobieta może zaszczepić już po 20. tygodniu ciąży.
Tekst ten zacząłem i kończę historią z życia.
To relacja dorosłej pacjentki, lekarki, usłyszana podczas wspomnianego webinarium Stowarzyszenia Higieny Lecznictwa.
„Przebyłam krztusiec w grudniu 2019 roku, zakaziłam się od pacjentki. Byłam chora przez 3 miesiące. Przeszłam ok. 12 bezdechów. Krtań leczyłam 2 miesiące, a pogotowie wiozło mnie na inhalacjach z adrenaliny. Zakaziłam córkę (7 lat od szczepienia), koleżankę, pielęgniarkę w poradni. Mąż przetrwał.
Przez 3 miesiące spałam z ambu [samorozprężalne worki wykorzystywane do resuscytacji pacjenta, który nie oddycha lub oddycha nieefektywnie] i adrenaliną przy łóżku.
Horror. Szczepmy się, mój apel do Państwa”.
Zdrowie
Ministerstwo Zdrowia
antybiotyki
bakterie
choroby zakaźne
grypa
Paweł Grzesiowski
profilaktyka
szczepienia
Biolog, dziennikarz. Zrobił doktorat na UW, uczył biologii studentów w Algierii. 20 lat spędził w „Gazecie Wyborczej”. Współzakładał tam dział nauki i wypromował wielu dziennikarzy naukowych. Pracował też m.in. w Ambasadzie RP w Waszyngtonie, zajmując się współpracą naukową i kulturalną między Stanami a Polską. W OKO.press pisze głównie o systemie ochrony zdrowia.
Biolog, dziennikarz. Zrobił doktorat na UW, uczył biologii studentów w Algierii. 20 lat spędził w „Gazecie Wyborczej”. Współzakładał tam dział nauki i wypromował wielu dziennikarzy naukowych. Pracował też m.in. w Ambasadzie RP w Waszyngtonie, zajmując się współpracą naukową i kulturalną między Stanami a Polską. W OKO.press pisze głównie o systemie ochrony zdrowia.
Komentarze