0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: AFPAFP

"Nie przeceniałabym wpływu sankcji ekonomicznych na politykę Kremla" – przestrzegała 19 marca Iwona Wiśniewska, analityczka OSW w rozmowie z Agatą Kowalską w „Powiększeniu”, podcaście OKO.press. "To, jak bardzo Putin pogrąża gospodarkę rosyjską, wskazuje na jego determinację. On wydaje się gotowy na pełną izolację Rosji".

Spójrzmy na to, co zmieniło się przez ostatni miesiąc i skupmy się na perspektywie gospodarczej, a nie politycznej.

Przeczytaj także:

Silne uderzenie na początku

Najważniejsze sankcje zostały wprowadzone w pierwszych tygodniach wojny. Chodzi przede wszystkim o te wycelowane w rosyjski sektor bankowy. UE i USA zdecydowały m.in., że:

  • większość rosyjskich banków została odłączona od systemu międzynarodowej komunikacji bankowej SWIFT;
  • zamrożone zostają transakcje rosyjskiego banku centralnego;
  • sankcje obejmują szereg firm i konkretnych osób, a rosyjscy oligarchowie nie mogą prowadzić transakcji na zachodnich rynkach.

Do sankcji dołączyły m.in. Wielka Brytania, tradycyjnie neutralna Szwajcaria, Norwegia, Japonia, a także kraje spoza Zachodu — jak choćby Singapur czy Korea Południowa. Unia Europejska przygotowuje kolejne pakiety sankcji, ale mówi się o nich coraz mniej, bo wobec pierwszych decyzji, nie mają aż tak dużego znaczenia.

Mechanizm działania pierwszego, najważniejszego pakietu sankcji, tłumaczyliśmy w OKO.press:

Drugi i trzeci pakiet zostały uzgodnione jeszcze w lutym. Obejmowały m.in. mrożenie aktywów rosyjskiej elity - w tym prezydenta Putina i ministra spraw zagranicznych Ławrowa, zakaz transakcji z rosyjskim Bankiem Centralnym, 500 mln euro na sprzęt dla ukraińskiej armii, zakaz przelotów przez unijną przestrzeń powietrzną dla rosyjskich linii lotniczych. Czwarty pakiet - z połowy marca - to zakaz transakcji z niektórymi przedsiębiorstwami państwowymi i świadczenia usług ratingu kredytowego na rzecz osób i podmiotów z Rosji oraz ograniczenia w handlu żelazem, stalą i towarami luksusowymi.

Piąty pakiet

9 kwietnia wszedł w życie piąty unijny pakiet sankcji. Dotyczy on m.in. zakazu przywozu węgla z Rosji na terytorium UE oraz wprowadzają restrykcje dotyczące transportu – granice Unii zostały zamknięte dla rosyjskich tirów. Wykaz towarów objętych zakazem wywozu do Rosji rozszerzono o kolejne grupy np.: drewno, papier, wyroby z cementu, alkohole alifatyczne, nawozy zawierające chlorek potasu.

Takie ograniczenia są bolesne – silnie uderzają w sektor spożywczy. Rosja jest uzależniona od Unii w przypadku produktów niezbędnych do produkcji napojów czy pasz. A to wszystko podnosi ceny. Inflacja w Rosji wzrosła z 9,2 proc. w lutym do 16,7 proc. w marcu. Tymczasem to z pewnością nie koniec. Prognozy mówią nawet o 35 proc. średnio w tym roku.

Zauważalnie spadł też eksport węgla z Rosji. Rosyjskie Ministerstwo Energii podaje, że od początku 2022 roku Rosja wysyła zagranicę 9 proc. węgla mniej niż w analogicznym okresie 2021 roku.

Wszystko to jest dla rosyjskiego społeczeństwa bolesne. Ale nie sprawia, że Putin nie może prowadzić wojny. Prawdopodobnie w tym momencie, prawie dwa miesiące po rozpoczęciu wojny, istotniejsze od tego co Unia robi, jest to, czego nie robi. A od samego początku nie chce ona wprowadzić sankcji energetycznych: pełnego embarga na import gazu i ropy z Rosji.

Tak, ale...

Jak w takim razie odpowiedzieć dziś na pytanie, czy sankcje działają? Zadaliśmy je dr. Łukaszowi Rachelowi z Princeton University, członkowi Międzynarodowej Grupy Roboczej do spraw Sankcji na Rosję pod przewodnictwem prof. Michaela McFaula

„Sankcje działają, ale zbyt wolno i zbyt słabo” – odpowiada krótko Rachel. I wyjaśnia – „Działają, bo to dzięki nim Rosja jest w gospodarczych tarapatach. Inflacja rosła przez pierwsze tygodnie wojny nawet 2 proc. tygodniowo, nowe samochody zdrożały o 60 proc. a lekarstwa o ponad 20 proc. Ponad 1200 firm wycofało się z Rosji lub zamroziło swoją działalność. Szacuje się, że liczba bezrobotnych wzrośnie o 4-5 mln w tym roku. Przewidywania rynków mówią o 10-procentowym spadku PKB. To są bardzo wymierne koszty, odczuwalne zarówno przez reżim jak i przez zwykłych Rosjan”.

Kwestii odpowiedzialności całego społeczeństwa rosyjskiego za tę wojnę nie rozstrzygniemy w tym tekście. To trudny problem – Rosjanie żyją w państwie autorytarnym, gdzie za sprzeciw wobec polityki państwa grozi wieloletnie więzienie, a badania opinii publicznej nie są w stu procentach jasne. Widzimy natomiast bardzo wiele gestów poparcia dla polityki Putina od Rosjan w całym kraju. Jak powszechne jest to zjawisko – bardzo trudno ocenić.

Sankcje mają podnieść koszt wojny

Ale można uznać, że trudności gospodarcze są karą za poparcie, jakiego Rosjanie udzielają zbrodniczej, agresywnej wojnie. Czy jednak o to chodziło w nakładanych przez Unię, USA i inne kraje sankcjach?

Rachel: „W sankcjach chodzi głównie o to, by podnieść koszt prowadzenia wojny. Im głębsze gospodarcze załamanie, tym trudniejszych wyborów będzie musiał dokonywać Putin. Jednak 10-procentowa recesja to nie koniec świata. Dla porównania Grecja zaliczyła dwa razy większy spadek PKB podczas kryzysu zadłużeniowego. W samej Rosji PKB spadło o 40 proc. w okresie po upadku ZSRR w 1991 roku. W tym kontekście największa dziura w sankcjach w obecnym wydaniu to ciągła sprzedaż energii, za niebosiężne wręcz kwoty — około 700 mln euro dziennie. To mniej więcej tyle, ile warty był okręt Moskwa zatopiony na Morzu Czarnym. Codziennie!”.

W tym kontekście trzeba pochylić się nad głównym hamulcowym sankcji energetycznych – Niemcami. 19 kwietnia kanclerz Scholz wygłosił krótkie orędzie. Komentatorzy polityczni spodziewali się ogłoszenia dużej decyzji. I zostali srogo rozczarowani. Scholz nie powiedział nic nowego, Niemcy dalej będą blokować embargo na gaz i ropę.

Puste słowa

„Wojna weszła w nową fazę” – mówił niemiecki kanclerz – „Cierpienie Ukrainy nie pozostawia nikogo obojętnym. Czujemy nieskończony smutek z powodu ofiar i – trzeba też powiedzieć – wielki gniew na prezydenta Rosji i tę bezsensowną wojnę”.

To tylko słowa. Scholz tym samym potwierdził, że Niemcy nie są gotowe poświęcić się mocniej, by powstrzymać rosyjską maszynę wojenną.

Niemiecka gospodarka rzeczywiście bardzo polega na rosyjskim gazie.

Ale nawet najbardziej pesymistyczne prognozy mówią, że gdyby wstrzymać import z Rosji, to niemiecka gospodarka straciła by najwyżej 5 proc. w 2022 roku. O tym, dlaczego tak duży spadek jest mało prawdopodobny i najpewniej byłoby to raczej 1-2 proc., mówił Rachel w wywiadzie dla OKO.press z 7 kwietnia.

Przypomnijmy tylko, że nawet gdyby chodziło o spadek o 5 proc., nie byłaby to w najnowszej historii Niemiec sytuacja bez precedensu. W 2009, w kryzysie finansowym zapoczątkowanym w Stanach Zjednoczonych Niemcy doświadczyli spadku PKB o 5,7 proc. w 2020 w kryzysie covidowym – o 4,9 proc. Nie było to dla Niemców i gospodarki korzystne, ale też nie zapisało się jako zbiorowa trauma, jak kryzys po 1929 roku.

Jak ukarać Greków i nie dotknąć Niemców

Ważny jest też przywołany przez Rachela przykład Grecji. Według danych Bank Światowego, Grecja od 2008 roku zaliczyła sześć lat z rzędu ze spadkiem PKB. W 2013 roku bezrobocie osiągnęło 27,5 proc. Jedna trzecia populacji żyła poniżej granicy ubóstwa.

Grecja miała rzeczywiście problem z długiem zagranicznym i finansami publicznymi, ale kryzys 2008 roku ujawnił strukturalne problemy całej strefy euro - przykryła je jednak opowieść o greckiej rozrzutności. Trudno było nie zauważyć, że narzucony przez europejskich partnerów program drastycznych oszczędności miał być swego rodzaju karą za tę rozrzutność.

Dziś wiadomo, że silnie przyczynił się do kilku bardzo ciężkich lat dla greckiej gospodarki. Jednym z głównych zwolenników takich rozwiązań byli Niemcy i ich ówczesny minister finansów – Wolfgang Schäuble. Łącznie grecka gospodarka straciła około 25 proc.

Podsumowując – Niemcy naciskali na to, by Grecy ponieśli poważne straty, by ratować wspólne dobro – strefę euro. Teraz nie chcą poświęcić znacznie mniej, by ratować Ukrainę, osłabić militarny potencjał Rosji i oddalić widmo dalszej ekspansji Putina na zachód. Ktoś może powiedzieć – ale Grecja została ukarana za swoje błędy – lata korupcji i zaniedbań w finansach publicznych. Problem w tym, że Niemcy też w przypadku rosyjskiej agresji nie są bez winy. Przez lata traktowali Putina jak normalnego partnera biznesowego. Budowa Nord Stream 2 dała rosyjskiemu dyktatorowi poczucie bezpieczeństwa w Europie oraz miliardy euro.

700 mln euro dziennie

Po inwazji ceny ropy i gazu jeszcze wzrosły. Wciąż codziennie płacimy Putinowi kilkaset milionów euro.

Łukasz Rachel: „Jaki wpływ mają te pieniądze? Napływ walut obcych do Rosji ze sprzedaży coraz droższej energii wspiera kurs rubla. Bank Rosji wymaga obecnie od eksporterów, żeby 80 proc. wpływów w walutach zamieniali od razu na ruble, co stabilizuje kurs tej waluty, łagodząc inflację i stabilizując system finansowy.

W tym sensie przypływy gotówki znacznie osłabiają już nałożone sankcje, przede wszystkim tą główną decyzję o zamrożeniu połowy z 600 mld dolarów rezerw banku centralnego.

Po co komu rezerwy skoro świeża gotówka wpływa codziennie do Rosji? Pomijając aspekty finansowe, to z perspektywy makroekonomicznej ważne jest to, że wpływy ze sprzedaży energii są głównym strumieniem dochodów dla Kremla.

W normalnych czasach 40 proc. wpływów do budżetu pochodzi ze sprzedaży energii, teraz ceny są dużo wyższe, a wpływy z innych źródeł mniejsze, bo gospodarka jest słaba. Mówimy więc o budżecie państwa finansowanym głównie ze sprzedaży energii. Bez tego źródła przychodów Putin musiałby drastycznie ściąć transfery społeczne i pensje pracowników sektora publicznego, aby móc dalej prowadzić wojnę. Mógłby też pokrywać te wydatki drukując puste ruble, co oznaczałoby inflację. Tak czy owak, wojna dla Putina stałaby się zdecydowanie bardziej kosztowna, a przez to najpewniej krótsza”.

Europa zrobiła już sporo, ale wciąż ma możliwość, żeby zrobić dużo więcej. Nie decyduje się na to głównie ze względu na obawy niemieckiego rządu, by nie stracić kilku procent PKB. W ten sposób Niemcy dramatycznie trwonią swój kapitał polityczny i nadwyrężają ewentualną legitymację do przewodzenia Europie. To może być jedna z kluczowych konsekwencji 2022 roku w europejskiej polityce.

;
Na zdjęciu Jakub Szymczak
Jakub Szymczak

Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.

Komentarze