0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Slawomir Kaminski / Agencja GazetaSlawomir Kaminski / ...

Program Lewicy to mieszanka tradycyjnych lewicowych postulatów (wcześniej mocno obecnych w programach SLD i Razem) z radosnym, choć trochę gołosłownym populizmem Wiosny. W programie znajdziemy większość punktów, których można by oczekiwać po nowoczesnej europejskiej lewicy - z jednym znaczącym wyjątkiem, o którym na końcu.

Dzika Polska

Lewica sporo uwagi poświęca środowisku - od tego punktu zresztą zaczyna się jej program. Chce, by co najmniej 10 proc. lasów było wolnych od ingerencji człowieka. Obiecuje powołać Agencję Ochrony Przyrody odpowiedzialną za kontrolę podmiotów zatruwających środowisko i przeznaczyć 20 proc. przychodów z gospodarki leśnej na Fundusz Dzikiej Przyrody. Chce też stworzyć urząd Rzecznika Praw Zwierząt, który będzie dbać o dobrostan zwierząt domowych, hodowlanych i dzikich.

Ekologiczne, związane z kryzysem klimatycznym tło ma też deklaracja stworzenia powszechnego systemu ubezpieczeń dla rolników. Dodatkowe składki na ubezpieczenia na wypadek suszy, powodzi, wichury itp. mają być opłacane przez państwo.

Powrót państwa

Artykułowana otwarcie większa rola państwa to zresztą istotny motyw programu - po dawnych eksperymentach z “trzecią drogą” lewica wraca tu do XX-wiecznej socjaldemokratycznej tradycji.

Państwo ma mieć rolę w stymulowaniu rozwoju (Program Kopernik - państwo będzie przejmować połowę ryzyka w inwestycjach innowacyjnych na skalę 3,5 miliarda złotych rocznie).

Państwo ma też niemal w całości refundować leki - każdy lek na receptę ma kosztować nie więcej niż 5 złotych. To samo ma dotyczyć wyrobów medycznych. Lewica chce też zwiększyć finansowanie publicznej ochrony zdrowia do 6,8 proc. PKB w trzy lata. Priorytetowe wydatki to onkologia, geriatria i psychiatria.

Budżet państwa, we współpracy z samorządami, ma sfinansować powstanie 200 tysięcy nowych miejsc w żłobkach w perspektywie czterech lat.

Lewica obiecuje też kolej w każdym powiecie i autobus w każdej gminie. Chce modernizować i budować nowe linie kolejowe. Stworzenie pełnej siatki połączeń lokalnych we wszystkich gminach ma zająć 6 lat.

Miejsce lewicy jest na ulicy

Zgodnie z tradycją Lewica chce artykułować postulaty związków zawodowych i ruchu lokatorskiego, czyli “ulicznej” lewicy. Prawa pracownicze to jeden z wyraźniejszych punktów programu, być może dlatego, że bardzo mało uwagi poświęcają im inne siły polityczne.

Lewica deklaruje, że zapewni “konstytucyjne prawa pracownicze dla wszystkich zatrudnionych”. Co to oznacza? Prawo do ochrony zdrowia, do minimalnego wynagrodzenia, do urlopu, do bezpiecznych i higienicznych warunków pracy, do zabezpieczenia społecznego, do minimalnego wynagrodzenia, ochrony rodzicielstwa, zrzeszania się w związkach zawodowych.

Wynagrodzenie za czas choroby ma wynosić 100 proc. płacy zasadniczej. W programie zabrakło natomiast jednego z głośniejszych ostatnio związkowych postulatów - znacząco wyższego wynagrodzenia za pracę niedzielę.

Płaca minimalna? Lewica obiecuje 10-letnią strategię jej ustalania konsultowaną z przedsiębiorcami i pracownikami. W przyszłym roku ma ona wynieść 2700 złotych brutto (najwyraźniej bez konsultacji, bo te zgodnie z ustawą o płacy minimalnej kończą się we wrześniu). W 2030 roku ma ona osiągnąć poziom 60 proc. średniego wynagrodzenia w sektorze przedsiębiorstw - taka płaca minimalna byłaby jedną z najwyższych (jeśli nie najwyższą) na świecie.

Lewica zauważa też - i za to należy ją bezwarunkowo pochwalić - Państwową Inspekcję Pracy. PIP to zdaniem wielu instytucja-wydmuszka, kontrole, zwłaszcza w małych firmach, są sporadyczne. Lewica chce rozszerzyć uprawnienia PIP, dać jej prawo do zmiany formy zatrudnienia na zgodną z prawem i stanem faktycznym.

To śmiały i potencjalnie dobry pomysł, choć bez radykalnego dofinansowania i rozbudowy Inspekcji taka zmiana nie wpłynie znacząco na polski rynek pracy.

A lokatorzy? Lewica deklaruje wygaszenie wszystkie roszczenia reprywatyzacyjnych. Chce zakazać eksmisji na bruk i do lokali nie nadających się do zamieszkania.

Państwo ma budować mieszkania (publiczne przedsiębiorstwo ma w latach 2021-2031 zapewnić milion mieszkań na terenach należących do Skarbu Państwa). Co osobliwe, w programie mowa o możliwości kupowania mieszkań na własność. Tradycyjnym i sensowniejszym ekonomicznie lewicowym postulatem jest budowa mieszkań przede wszystkim na długoterminowy najem - w ten sposób państwo utrzymuje elementarną kontrolę nad zasobem, który tworzy.

Uderza też centralistyczny duch tego pomysłu. Niepowodzenie Mieszkania Plus wskazuje, że bez ścisłej współpracy z samorządami i decentralizacji trudno o znaczący postęp w publicznym budownictwie mieszkaniowym.

Socjal. Demokracja

Dużo miejsca program poświęca polityce społecznej. Można mieć państwo zarówno socjalne, jak i demokratyczne - to stały motyw w wypowiedziach polityków Lewicy.

Lewica chce wprowadzić gwarantowaną emeryturę minimalną w wysokości 1600 złotych na rękę. Jej wysokość ma rosnąć wraz z płacą minimalną.

W tej chwili do pobierania emerytury minimalnej trzeba mieć odpowiedni staż pracy, setki tysięcy emerytów i - zwłaszcza - emerytek, go nie ma, a problem będzie narastał z każdym rokiem.

Przy postulatach dla osób z niepełnosprawnością lewica dużo mówi o systemowym wsparciu. W każdej gminie ma powstać finansowane z budżetu państwa Centrum Wsparcia Samodzielności świadczące kompleksowe usługi asystenckie i opiekuńcze dla osób niesamodzielnych - z niepełnosprawnościami i osób starszych.

Skupienie na systemowym wsparciu to dobry ruch - brak usług asystenckich jest często artykułowany przez środowiska OzN, a słabo przebija się do debaty publicznej zdominowanej przez spór o wysokość świadczeń.

Co do tych ostatnich, Lewica zapowiada, że uporządkuje system świadczeń finansowych dla osób z niepełnosprawnościami i ich opiekunów i wprowadzi gwarancję świadczenia minimalnego 2000 zł. O które świadczenia chodzi? Nie wiadomo. Taki poziom ogólności nie przystoi lewicowej sile - miejmy nadzieję, że przed wyborami pojawi się więcej konkretów.

Wolność dla kobiet i par jednopłciowych

Lewica obiecuje legalną i zależną od decyzji kobiety aborcję do 12. tygodnia, zrównanie płac kobiet i mężczyzn, bezpłatną antykoncepcję, równość małżeńską dla wszystkich par — niezależnie od płci partnerów, a także opodatkowanie Kościoła i przeniesienie religii do salek katechetycznych.

Jasno i bez żadnego „ale” pisze w programie: do 12. tygodnia kobieta ma sama decydować, czy chce donosić ciążę, czy nie. Później też będzie mogła przeprowadzić aborcję, lecz wyłącznie z powodu zagrożenia własnego zdrowia lub życia albo ciężkich wad płodu. Miałaby też zostać przywrócona antykoncepcja awaryjna (pigułka „dzień po”) bez recepty.

Te postulaty znajdowały się w odrzuconym przez Sejm (m.in. głosami Platformy Obywatelskiej) projekcie ustawy „Ratujmy kobiety”, którego twarzą była Barbara Nowacka (dziś w Koalicji Obywatelskiej). Są to postulaty nie tylko akceptowane przez większość partii politycznych w Unii Europejskiej, ale realizowane przez państwa UE. Po czarnych protestach również w Polsce dla znacznej części obywateli, a zwłaszcza obywatelek, to minimum, jakiego oczekują od państwa w kwestii praw kobiet.

Spośród wielu innych kwestii dotyczących kobiet SLD, Wiosna i Razem jako kluczową wybrała parytety. Gdyby rządziła Lewica, w polskim rządzie połowa tek ministrów przypadłaby kobietom (obecnie są dwie, w rządzie Beaty Szydło było ich sześć — 25 proc.). Jedyny rząd w Europie, który w połowie tworzą kobiety to francuski gabinet Emmanuella Macrona.

Dbanie o równą obecność kobiet w państwowych instytucjach ma walor edukacyjny, a w przypadku spółek również wymiar ekonomiczny — badania pokazują, że firmy współzarządzane przez kobiety mają lepsze wyniki finansowe i większą przejrzystość.

Ten punkt programu zaskakuje o tyle, że obecnie Lewica ma problem z równą reprezentacją we własnych szeregach. Jak pisaliśmy w OKO.press, na lewicowych „jedynkach” będzie 34 proc. kobiet - może się okazać, że będzie to wynik gorszy niż w przypadku Koalicji Obywatelskiej.

Wolność od kościelnego przymusu

Bodaj najczęściej powtarzany postulat z programu Lewicy to hasło "kasy fiskalne dla księży" — wpada w ucho i działa na wyobraźnię. Nie oznacza jednak, że księża będą zbierać „na tacę” z kasami pod pachą i wydawać paragony za każde wrzucone do koszyka 5 złotych.

Kapłani mają być zobowiązani do rejestrowania usług, które świadczą obywatelkom i obywatelom — ślubów, pogrzebów, chrzcin - i odprowadzać od nich podatki. Trzeba bowiem pamiętać, że w Polsce Kościół nie ma dziś obowiązku ewidencjonowania swoich dochodów i raportowania o nich państwu.

Inne chwytliwe hasło związane z Kościołem to lekcje angielskiego zamiast religii: Lewica chce wyprowadzić religię poza szkolne budynki i skończyć z jej finansowaniem przez państwo. O jakie pieniądze chodzi? Jak pisaliśmy w OKO.press, koszt nauczania religii w 2018 roku wyniósł 1 482 mln zł, o 83 mln więcej niż w roku 2017.

Lewica chce też zlikwidować Fundusz Kościelny, czyli państwową skarbonkę, z której opłacane są emerytury i ubezpieczenia zdrowotne księży i zakonnic. To też sposób na to, by strumień pieniędzy płynący dziś do Kościoła przekierować (lub zatrzymać) po stronie państwa.

Wszystkie te postulaty były obecne w różnych wcześniejszych projektach ustaw o "świeckim państwie" - przygotowywanych przez Nowoczesną, Inicjatywę Polska czy 40 organizacji, wśród których były SLD i Razem.

O praworządności jak Koalicja Obywatelska

Pod hasłem „wolność” w programie lewicowego bloku zmieściły się też postulaty związane z praworządnością: przywrócenie niezależności kluczowych instytucji sądowniczych czy rozdzielenie funkcji Prokuratora Generalnego od Ministra Sprawiedliwości (tak było w latach 2010-2016).

Lewica ma program minimum przywracania praworządności. Obiecuje postawienie przed Trybunałem Stanu tych, którzy łamali Konstytucję (w czasie konwencji padło w tym kontekście nazwisko Zbigniewa Ziobry). Zamierza przywrócić niezależność najwyższym instytucjom trzeciej władzy: Sądowi Najwyższemu, Krajowej Radzie Sądownictwa i Trybunałowi Konstytucyjnemu.

Dlaczego minimum? Bo nie wspomina o głębokiej reformie wymiaru sprawiedliwości. Nie ma nic o równym dostępie do wymiaru sprawiedliwości - niezależnym od dochodów czy miejsca zamieszkania.

Mówił o tym w rozmowie z OKO.press Michał Wawrykiewicz z Wolnych Sądów, oceniając zapowiadany przez Koalicję Obywatelską Akt Odnowy Demokracji:

„Dla wyborców istotne jest tak naprawdę nie abstrakcyjne hasło przywracania praworządności, ale coś bardzo realnego – zmiany w sądownictwie. Ludzie w istocie chcą reformy wymiaru sprawiedliwości. Prawdziwej zmiany – usprawnienia pracy sądów, cyfryzacji, digitalizacji akt”.

W programie Lewicy znalazło się zgrabne hasło "kalendarz przywrócenia praworządności”. Nie wiadomo jednak, kiedy zostanie przedstawiony opinii publicznej. Zresztą, z takim "kalendarzem" może być problem. Michał Wawrykiewicz zwracał uwagę, że przywracanie praworządności będzie zależało nie tylko od ustaw przyjętych przez ewentualną nową władzę, ale również od indywidualnych decyzji prezesów sądów i poszczególnych sędziów, a także od wprowadzania w życie wyroków Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej.

Takie podejście do praworządności nie odróżnia Lewicy od Koalicji Obywatelskiej.

Edukacja, czyli rozczarowanie

Trzy akapity poświęcone edukacji (plus wycofanie religii ze szkół) są rozczarowujące. W ramach "odpowiedzi na wyzwania współczesności" program wskazuje na rzeczywiście kluczowe hasło, że "szkoła ma uczyć współpracy, a nie rywalizacji". Obecny nacisk na rywalizację wzmacniany przez system egzaminów zewnętrznych i uczenie "pod testy", nie tylko wykańcza uczniów (i ich rodziców), ale także spłyca pracę nauczycielek i nauczycieli.

Niemal całkowity brak pracy zespołowej, np. w formie projektów uczniowskich, sprawia, że uczennice i uczniowie wychodzą ze szkoły nieprzygotowani do wymogów dzisiejszego świata, który wymaga od pracowników dobrego komunikowania się, pracy w zespołach, umiejętności kierowniczych itd. Tego szkoła faktycznie nie uczy, hodując raczej samotne wilki i wilczyce.

Niestety reszta zaleceń edukacyjnych, pisana była pod publiczkę i to niezbyt mądrą publiczkę. Nowoczesność nie polega bowiem na rozszerzaniu nauki programowania (po co?) czy tworzeniu "cyfrowych klas".

Sensowne propozycje programowe (więcej angielskiego, edukacja antydyskryminacyjna, zgodna z wiedzą a nie ideologią edukacja seksualna czy edukacja medialna opisana jako rozpoznawanie "fake newsów") to tylko pojedyncze hasła.

Problemy są generalne: trzeba zmienić filozofię podstawy programowej (uczyć nie wiadomości lecz umiejętności), wzmocnić zaniechane przez "deformę" uczenie interdyscyplinarne, a nie wąskoprzedmiotowe. Trzeba zasadniczo odchudzić programy, dać większą autonomię nauczycielom w połączeniu ze wspieranie nauczycielskiej współpracy (teraz oni i one też są samotnymi wilkami i wilczycami), wprowadzić edukację obywatelską z elementami autentycznego działania w społeczności lokalnej i wzmocnienia szkolnej demokracji.

Program nie wspomina też o systemie płac i awansów nauczycielskich, nie dotyka też drażliwego tematu o fikcji niskiego pensum (de facto nauczyciele pracują znacznie więcej godzin, co pozwala im ratować się przed niskimi zarobkami).

Jak na lewicową refleksję uderzający jest brak pomysłów na ograniczenie nierówności w systemie edukacyjnym, które "deforma" - można powiedzieć, w perfidny sposób powiększyła:

  • podnosząc wiek szkolny (z 6 do 7 lat), co sprawia, że wyrównywanie szans uboższej młodzieży o mniejszym dostępie do edukacji domowej, zaczyna się później;
  • skrócenia edukacji ogólnej (z 9 do 8 lat), co skraca czas oddziaływania szkoły i grupy rówieśniczej;
  • likwidacji gimnazjów, które - szczególnie dla młodzieży ze wsi - były szansa na doświadczenie rozwojowe nieporównywalne z dwoma dodatkowymi latami lokalnej szkoły podstawowej.

Skąd pieniądze?

W programie Lewicy nie ma konkretów, jeśli chodzi o finansowanie jej postulatów. Program cierpi na tę samą wadę, co wcześniejszy program Wiosny: obiecuje, tym razem dużo sensowniej, ale nie pokazuje, skąd weźmie pieniądze na realizację tych obietnic. Likwidacja Funduszu Kościelnego ani IPN nie wystarczy, by opłacić zapowiadane programy społeczne.

SLD i Razem mają w programach partyjnych przywrócenie realnej progresji podatkowej i likwidację możliwości korzystania z 19 proc. podatku liniowego przez przedsiębiorców. To jedna z większych luk w polskim systemie podatkowym – ogromna część ludzi o wysokich dochodach nie musi płacić podatku wg skali. Podatki w Polsce są regresywne, trzeba je zmienić na bardziej sprawiedliwe i kto jak kto, ale politycy lewicy doskonale o tym wiedzą.

Pisaliśmy: "Od odpowiedzialnych polityków trzeba wymagać, by przedstawiali społeczeństwu również koszty swoich pomysłów. W tym przypadku: albo znaczące podniesienie podatków (choćby składki zdrowotnej na dobry początek), albo uczciwe stwierdzenie, że na pewne rzeczy nas nie stać".

;

Udostępnij:

Piotr Pacewicz

Naczelny OKO.press. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".

Bartosz Kocejko

Redaktor OKO.press. Współkieruje działem społeczno-ekonomicznym. Czasem pisze: o pracy, podatkach i polityce społecznej.

Agata Szczęśniak

Redaktorka, publicystka. Współzałożycielka i wieloletnia wicenaczelna Krytyki Politycznej. Pracowała w „Gazecie Wyborczej”. Socjolożka, studiowała też filozofię i stosunki międzynarodowe. Uczy na Uniwersytecie SWPS. W radiu TOK FM prowadzi audycję „Jest temat!” W OKO.press pisze o mediach, polityce polskiej i zagranicznej oraz prawach kobiet.

Komentarze