Władze przepchnęły przez Sejm pakiet ustaw, w którym obniża się kryteria otwierania kierunków kształcących lekarzy. Minister Czarnek twierdzi, że to konieczność, a konkurencja spowoduje zwiększenie jakości usług. Samorząd lekarski ostrzega, że nowela zagrozi bezpieczeństwu pacjentów
W Polsce od dawna brakuje lekarzy. Za czasów PRL kształciliśmy ich zdecydowanie więcej niż po transformacji. I tak np. w roku 1987 na dzienne studia medyczne przyjęto 6310 studentów, podczas gdy w 1991 studia dzienne rozpoczęło 2667 przyszłych lekarzy, zaś średnia przyjęć w latach 1994-2000 wyniosła zaledwie 2070.
Ponadto, zwłaszcza po wejściu Polski do Unii, sporo lekarzy wyjechało. Naczelna Izba Lekarska podaje, że w latach 2004-2017 postąpiło tak ponad 10,5 tys. lekarzy. Zachęcała ich do tego w Sejmie w październiku 2017 posłanka PiS Józefa Hrynkiewicz słynnym „Niech jadą!”.
Na ich miejsce przyjechało, mimo znacznej liberalizacji przepisów, stosunkowo niewielu medyków z zagranicy.
W efekcie Polska zajmuje ostatnią pozycję w liczbie lekarzy na tysiąc mieszkańców w krajach Unii. Według danych OECD w 2019 roku przypadało u nas zaledwie 2,4 lekarza na tysiąc mieszkańców, podczas gdy średnia unijna wyniosła 3,9.
Brak lekarzy odczuwamy boleśnie na własnej skórze, czekając w długich kolejkach do specjalistów. Wielu z nich przeszło do sektora prywatnego, co nie ułatwia sprawy.
Wielokrotnie powtarzana informacja o niedoborach kadrowych w ochronie zdrowia ostatnio bywa też podważana. Lekarzy tak naprawdę nie brakuje, tylko są źle wykorzystywani – twierdzą często nasi rozmówcy.
„Przyjęcie pacjenta w stanie ciężkim to konieczność wypełnienia 15 formularzy, które są zbędne".
"Zamiast poświęcić ten czas na leczenie, poświęcamy go na biurokrację albo marnujemy go przez zawieszające się komputery czy systemy informatyczne” – mówił na łamach „Dziennika Gazety Prawnej” Damian Patecki, przewodniczący Komisji Kształcenia Naczelnej Rady Lekarskiej.
Kilka miesięcy temu Porozumienie Rezydentów wskazało, że w powtarzanych przez lata wyliczeniach nt. liczby medyków przyjęto błędną metodologię, pomijając część placówek.
Ich zdaniem „całkowitą liczbę lekarzy posiadających prawo do wykonywania zawodu określają dane Naczelnej Izby Lekarskiej. Na ich podstawie można wyliczyć wskaźnik wynoszący około 4,0 lekarzy na tysiąc mieszkańców” – wyliczają.
Aczkolwiek do danych NIL też można mieć zastrzeżenia. Bo co prawda wszyscy lekarze muszą należeć do Izby, ale nie wszyscy zgłaszają, że przestali pracować w zawodzie. Część z nich już nie żyje, a są nadal uwzględniani w statystykach samorządu.
Wydaje się, że najbliżej prawdy są najnowsze dane GUS, według których mamy ok. 3,3 lekarzy na tysiąc mieszkańców, a to jest już znacznie bliżej średniej unijnej.
Tak czy inaczej, władze od kilku lat lansują tezę, że trzeba zdecydowanie zwiększać liczbę studentów medycyny.
Ale nie chcą tego robić poprzez zwiększanie liczby miejsc w najbardziej doświadczonych w tym względzie i mających odpowiednią bazę uczelniach [dla przykładu – limit przyjęć na Warszawskim Uniwersytecie Medycznym nie drgnął od lat].
Wolą stwarzać możliwość otwierania kierunków lekarskich w innych uczelniach niż medyczne, zarówno tych publicznych, jak i prywatnych.
W sierpniu 2021 minister edukacji i nauki Przemysław Czarnek w Telewizji Republika ogłosił, iż jego resort przygotowuje stosowną ustawę w tym względzie.
17 listopada 2021 przegłosował ją Sejm. Zgodnie z tą regulacją lekarzy mogą kształcić nie tylko uczelnie akademickie, ale także akademie nauk stosowanych lub uczelnie zawodowe. Postawiono im jednak 2 warunki.
Zgodę na utworzenie studiów na kierunkach – lekarskim i lekarsko-dentystycznym będą mogły uzyskać uczelnie: – posiadające kategorię naukową A+, A albo B+ w dyscyplinie nauki medyczne lub w dyscyplinie nauki o zdrowiu, – prowadzące studia na co najmniej jednym kierunku przygotowującym do wykonywania zawodu i posiadające kategorię naukową w dyscyplinie nauki medyczne lub w dyscyplinie nauki o zdrowiu.
Droga do uzyskania pozwolenia na uruchomienie kierunku lekarskiego wygląda następująco. Należy złożyć formalne dokumenty w Ministerstwie Edukacji i Nauki, a następnie uzyskać pozytywną opinię Polskiej Komisji Akredytacyjnej i ministra zdrowia.
Jeszcze przed zmianą przepisów w 2021 roku na kształcenie na kierunku lekarskim podjęły 3 uczelnie nadzorowane przez ministra edukacji i nauki.
Z początkiem roku akademickiego 2022/2023 na liście tej znalazły się Uniwersytet Humanistyczno-Przyrodniczy im. Jana Długosza w Częstochowie oraz Akademia Medycznych i Społecznych Nauk Stosowanych w Elblągu.
w styczniu 2023 na zgodę ministra na uruchomienie kierunków lekarskich czekało 12 kolejnych uczelni.
Są wśród nich m.in. Akademia Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu założona przez Tadeusza Rydzyka, i 3 uczelnie z województwa małopolskiego, tj. akademie nauk stosowanych w Tarnowie i Nowym Sączu oraz Podhalańska Państwowa Uczelnia Zawodowa w Nowym Targu.
Akademia w Nowym Sączu zamierzała przyjąć pierwszych studentów jesienią 2023. Jak na razie uzyskała negatywną opinię Polskiej Komisji Akredytacyjnej. Złożyła odwołanie.
Wiadomo natomiast, iż w najbliższym roku akademickim ruszają studia medyczne w Uniwersytecie Warszawskim, Politechnice Wrocławskiej, a także w Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Szefową Instytutu Nauk Medycznych na KUL-u została żona ministra edukacji – dr biologii Katarzyna Czarnek.
KUL opublikował już jakiś czas temu cele kształcenia i program studiów medycznych. Znalazły się w nim m.in. takie przedmioty jak: „Biblia – istota i rola w kulturze”, „Antropologia rodziny” czy „Socjologia medycyny i katolicka nauka społeczna”.
„Już dziś kierunków lekarskich na uczelniach niemedycznych w Polsce jest więcej na uczelniach podległych bezpośrednio ministrowi edukacji i nauki, aniżeli na uczelniach medycznych. Nie chodzi o liczbę studentów, a liczbę kierunków i miejsc, w których kształci się na kierunkach lekarskich” – chwalił się w styczniu 2023 w Nowym Targu minister Czarnek.
Szybki wzrost liczby kierunków lekarskich niepokoi jednak od dawna Naczelną Izbę Lekarską. 9 listopada 2022 NIL zwróciła się oficjalnie do Komisji Europejskiej w sprawie interpretacji przepisów dotyczących minimalnych wymogów kształcenia lekarzy.
Samorząd lekarski tłumaczył ten ruch wątpliwościami czy forsowane przez rządzących zwiększenie ilości kadr medycznych kosztem możliwego obniżenia jakości kształcenia nie spowoduje braku możliwości uznawania kwalifikacji części polskich lekarzy w innych krajach Unii.
Komisja Europejska odpowiedziała, że „dyrektywa nie zabrania państwom członkowskim upoważniania instytucji innych niż uniwersytety do prowadzenia takiego kształcenia medycznego na poziomie podstawowym, o ile ich działalność prowadzona jest pod nadzorem uniwersytetu oraz spełnione są istotne wymagania dotyczące treści studiów”.
Władze triumfowały. Rzecznik prasowy ministerstwa zdrowia Wojciech Andrusiewicz oznajmił, że „trudno nie odbierać pisma prezesa Jankowskiego [do Komisji Europejskiej] jako obrony interesów korporacyjnych, które wydają się być w tym przypadku dla pana prezesa ważniejsze niż interes pacjentów".
Mimo tej wygranej
rząd uznał, że dotychczasowe przepisy regulujące otwieranie kierunków lekarskich na uczelniach niemedycznych należy jeszcze rozluźnić.
W tym celu do poselskiego projektu ustawy o zmianie ustawy – Karta Nauczyciela, ustawy o instytutach badawczych, ustawy – Prawo oświatowe oraz niektórych innych ustaw włożył także stosowny zapis dotyczący tej kwestii.
„Przedziwny, monstrualny projekt poselski, idzie błyskawicznie przez Sejm” – pisała 15 czerwca 2023 Karolina Słowik w „Gazecie Wyborczej”.
I dalej: „To taki »lex Frankenstein«, który ma zmienić kilkanaście innych ustaw: m.in. o prawie oświatowym, o szkolnictwie wyższym, ubezpieczeniach społecznych, finansowaniu zadań oświatowych czy Kartę Nauczyciela. Prawniczki parlamentarne mówią, że poszczególne zapisy nie mają ze sobą związku, a sposób procedowania projektu to »wyłom w zasadach techniki«”.
Projekt z dnia 18 maja 2023 liczy 88 stron. Znalazły się w nim zapisy dotyczące:
Konsultacji społecznych nie przewidziano, ponieważ to projekt poselski.
Zgodnie z projektem pozwolenie na utworzenie studiów na kierunkach lekarskim lub lekarsko-dentystycznym może uzyskać:
1) uczelnia akademicka, która:
2) uczelnia, która prowadzi studia na co najmniej jednym kierunku przygotowującym do wykonywania zawodu, o którym mowa w art. 68 ust. 1 pkt 1–8 (czyli: lekarza, lekarza dentysty, farmaceuty, pielęgniarki, położnej, diagnosty laboratoryjnego, fizjoterapeuty, ratownika medycznego) i:
Przypomnijmy, że dziś takie pozwolenie może uzyskać uczelnia, która:
1) posiada kategorię naukową A+, A albo B+ w dyscyplinie nauki medyczne lub w dyscyplinie nauki o zdrowiu lub
2) prowadzi studia na co najmniej jednym kierunku przygotowującym do wykonywania zawodu, o którym mowa w art. 68 ust. 1 pkt 1–8, i posiada kategorię naukową w dyscyplinie nauki medyczne lub w dyscyplinie nauki o zdrowiu, lub
3) zawarła umowę, o której mowa w art. 389 ust. 1, albo otrzymuje środki finansowe stanowiące zwiększenie subwencji, o których mowa w art. 390 albo art. 394 ust. 6.
Co to oznacza? Ano to, że jeśli nowy przepis wejdzie w życie, uczelnia ubiegająca się o otwarcie medycyny nie będzie już musiała posiadać kategorii naukowej w dyscyplinie nauk medycznych lub nauk o zdrowiu. Nie będzie też musiała spełniać warunków do zawarcia umowy lub otrzymania środków zwiększających subwencję w ramach programu uczelnia badawcza.
Wystarczy, że będzie miała kategorię A+ lub A w jakiejkolwiek dyscyplinie (np. humanistycznej lub artystycznej) i że zatrudnia 12 nauczycieli akademickich prowadzących działalność naukową w ramach nauk medycznych lub nauki o zdrowiu.
Mimo braku oficjalnych konsultacji społecznych środowisko naukowe i medyczne wypowiedziało się (negatywnie) w kwestii projektu ustawy.
Rada Główna Nauki i Szkolnictwa Wyższego w uchwale nr 73/2023 z dnia 7 czerwca 2023 wskazała m.in.
„Ta zmiana jest pozbawiona właściwego merytorycznie uzasadnienia, jest niewłaściwa i niebezpieczna”.
Konferencja Rektorów Akademickich Uczelni Medycznych w uchwale nr 13/2023 z dnia 31 maja 2023 r. wyraziła zdecydowany sprzeciw wobec projektu ustawy.
Prezydium Naczelnej Rady Lekarskiej w stanowisku Nr 33/23/P-IX z dnia 26 maja 2023 r. wskazało m.in. „Będzie to skutkować obniżeniem jakości kształcenia lekarzy i ich przygotowania do wykonywania tego zawodu".
Porozumienie Rezydentów 24 maja wydało opinię, w której czytamy „Oceniamy negatywnie zaproponowaną zmianę. W naszej opinii powinno się podnosić wymagania i dążyć do utrzymania ich do jak najwyższym poziomie, a nie je obniżać”.
Pierwsze czytanie odbyło się 14 czerwca 2023, 15 czerwca II czytanie, 16 – III.
W czasie posiedzenia sejmowej komisji edukacji, nauki i młodzieży była minister edukacji – Krystyna Szumilas z KO stwierdziła: „Marzy wam się uniwersytet medyczny w każdej gminie”.
Zbigniew Dolata z PiS określił jej słowa „furiackim atakiem”, do tego zupełnie bezpodstawnym.
Przywołał przykład kierunku lekarskiego w Zielonej Górze, którego studenci najlepiej w całej Polsce zdają LEK [Lekarski Egzamin Końcowy]. „Tymczasem pomysł otworzenia tam takich studiów był wyśmiewany” – mówił Dolata.
Katarzyna Lubnauer z KO odpowiedziała mu, że wyniki LEK nie są miarodajne, gdyż jest to egzamin teoretyczny, do którego pytania pochodzą z bazy. A kształcenie lekarzy to przede wszystkim praktyka, do czego potrzebny jest szpital ze wszystkimi oddziałami, najlepiej kliniczny, a do tego prosektorium.
„Niektóre z uczelni, którym dajecie możliwość otwierania tych kierunków, nie mają prosektorium w promieniu 200 km. Za chwilę będziemy mieć studentów medycyny, którzy nie będą mieli zajęć praktycznych, tylko będą zdawali egzaminy z pytaniami z bazy” – punktowała posłanka.
Sejm 16 czerwca 2023 przegłosował ustawę. 236 posłów było za, 39 przeciw, 178 wstrzymało się.
„Ponownie zignorowano głos środowiska lekarskiego” – komentował tę decyzję Damian Patecki z NRL.
„Pod przykrywką zmian w ustawach, które bezpośrednio nie dotyczą zawodu lekarza i lekarza dentysty, wprowadza się nowelę stanowiącą zagrożenie dla bezpieczeństwa pacjentów czy bezpieczeństwa leczenia w ogóle. Uczelnie, które nie spełniały warunków poddania się ewaluacji jakości działalności naukowej, będą kształciły przyszłych lekarzy. To absurd”.
„Rozwiązania, które miałyby przeciwdziałać brakom specjalistów w publicznej ochronie zdrowia, nie mogą skutkować obniżeniem jakości kształcenia lekarzy i lekarzy dentystów. Nieważne czy te uczelnie zatrudnią 12 nauczycieli akademickich, jak to przewiduje ustawa. Nadal nie będą miały odpowiedniego zaplecza, właściwych warunków studiowania".
"Krótko mówiąc rząd wprowadza na nowo felczerów”.
„Wydaje się, że możliwość prowadzenia kierunku medycznego otwiera drzwi do wielkich pieniędzy, bowiem czesne na tym prestiżowym i obleganym kierunku jest bardzo wysokie” – pisze do nas jedna z czytelniczek.
„Być może prawo prowadzenia kierunku lekarskiego ułatwia także uzyskanie różnych dotacji na projekty dydaktyczne, np. ze środków unijnych lub NCBiR, NCN” – dodaje.
Władze nie kryją, że z otwieraniem kierunku lekarskiego wiążą się pieniądze. Państwowa Uczelnia Zawodową w Nowym Targu otrzymała ostatnio czek na 3 mln zł dotacji w formie obligacji skarbowych.
Podczas kwietniowej [2023] konferencji „Elbląg PUBLIC HEALTH” – „Zdrowie, edukacja, nauka” szef MEiN zapowiedział nowy program wspierania uczelni w inwestycjach niezbędnych w kształceniu przyszłych lekarzy.
„Mamy w planie stworzenie specjalnego programu wsparcia dla tych uczelni, które podjęły się bardzo trudnego i bardzo kosztownego zadania – kształcenia kadr lekarskich” – powiedział Przemysław Czarnek. „Kształcenie przyszłych medyków wymaga ogromnych nakładów finansowych, dlatego rolą państwa jest zapewnienie uczelniom odpowiedniej pomocy w tym zakresie” – dodał.
„Zmiana fundamentalnych przepisów dotyczących kształcenia lekarzy ma z jednej strony wymiar ekonomiczny” – pisze nasza czytelniczka. „Z drugiej strony chodzi jednak o nasze zdrowie i życie, żeby szło ono w ręce należycie przygotowanych do tego lekarzy” – dodaje.
„W narzekaniach pacjentów na polską ochronę zdrowia nie pojawia się zarzut braku fachowości lekarzy” – mówił na łamach DGP Damian Patecki z NRL.
„Pacjenci zwracają uwagę na to, że nie mają dostępu do lekarza, albo nie ma on dla nich wystarczającej ilości czasu. To, czego się obawiamy, to psucie standardów w ochronie zdrowia. To nie minister zdrowia będzie miał kontakt z niedouczonymi lekarzami, ale my – pracownicy ochrony zdrowia i przede wszystkim, pacjenci".
"Na nasze argumenty minister odpowiada, mówiąc, że bronimy korporacyjnego układu, w którym młodzi lekarze są dla nas konkurencją. Nie są. Są naszymi młodszymi kolegami, z którymi współpracujemy, których będziemy uczyć, ale chcemy mieć pewność, że będą już dysponowali odpowiednią wiedzą teoretyczną, która na tę współpracę pozwoli” – tłumaczył lekarz.
Zdrowie
Przemysław Czarnek
Ministerstwo Edukacji i Nauki
braki kadrowe
lekarze
Naczelna Izba Lekarska
uczelnie wyższe
uniwersytet
wykształcenie
Biolog, dziennikarz. Zrobił doktorat na UW, uczył biologii studentów w Algierii. 20 lat spędził w „Gazecie Wyborczej”. Współzakładał tam dział nauki i wypromował wielu dziennikarzy naukowych. Pracował też m.in. w Ambasadzie RP w Waszyngtonie, zajmując się współpracą naukową i kulturalną między Stanami a Polską. W OKO.press pisze głównie o systemie ochrony zdrowia.
Biolog, dziennikarz. Zrobił doktorat na UW, uczył biologii studentów w Algierii. 20 lat spędził w „Gazecie Wyborczej”. Współzakładał tam dział nauki i wypromował wielu dziennikarzy naukowych. Pracował też m.in. w Ambasadzie RP w Waszyngtonie, zajmując się współpracą naukową i kulturalną między Stanami a Polską. W OKO.press pisze głównie o systemie ochrony zdrowia.
Komentarze