Są więzieni bez powodu, zmuszani do pracy za darmo, prostytucji, sprzedawani jako niewolnicy, zbiór organów do przeszczepów, bici, torturowani, gwałceni, traktowani jak zwierzęta. W końcu głodzeni lub zabijani. Obozy, w których to się dzieje, oficjele EU nazywają „punktami recepcji”
Bo Unia choć oficjalnie potępia te praktyki, to jednocześnie je... wspiera. Lekarze Bez Granic, Amnesty International, UNHCR ostro krytykują ten cynizm.
33-letni Moussa z Republiki Środkowoafrykańskiej w 2013 roku stracił rodziców. Zamordowały ich chrześcijańskie milicje. Muzułmańska dzielnica stolicy Republiki Środkowoafrykańskiej – Bangi – została przez chrześcijan spalona. Moussa uciekł z młodszym bratem do obozu dla uchodźców w Kamerunie. W 2017 roku ruszyli w dalszą podróż: do Nigerii, Nigru i Algierii. Tam zostali towarem – handlarze ludźmi sprzedawali ich sobie. I torturowali, próbując wymusić okup od krewnych. Bracia uciekli po trzech miesiącach. Chcieli dopłynąć do Europy.
Kiedy wjechali do Libii w maju 2018 roku, zostali rozdzieleni, a każdego z nich ponownie sprzedano jako niewolnika. Moussa musiał za darmo pracować na farmie przez dwa miesiące. We wrześniu 2018 r. weszli na pokład dwóch pontonów. „Powiedziałem bratu, że ponieważ jesteśmy z tej samej rodziny, lepiej wsiadać na osobne łodzie, byśmy obydwoje nie zginęli” – opisuje Moussa. Jego jednostka została zatrzymana przez libijską straż przybrzeżną. Trafił z powrotem do Libii, do aresztu. Zadzwonił do brata, a ten nie odbierał. Moussa zemdlał. „Kiedy się obudziłem, powiedziano mi, że brat zniknął na morzu razem z setką pasażerów”.
Moussę zwolnili z aresztu w zamian za sprzątanie. Uciekł po miesiącu. Ponieważ wg UNHCRu nie należy do jednej z 9 narodowości, które mogą ubiegać się o azyl, nie został zarejestrowany jego wniosek. Od śmierci brata cierpi psychicznie.
Piekło migrantów w Libii trzeba zacząć od opisu sytuacji w tym kraju. Po upadku Kaddafiego w 2011 roku, w wyniku wojny domowej i walk o władzę kilku ugrupowań, w 2014 kraj podzielił się na zachodni i wschodni rząd. Każdy ze swoimi koalicjantami i oddziałami zbrojnymi. Duże połacie kraju na południu są poza kontrolą obu tych stron. W Libii de facto panuje bezprawie, czyli zbrojone oddziały, milicje lub gangi.
Ale nadal do Libii przyjeżdżają migranci, głównie ekonomiczni – przez dekady państwo Kaddafiego było jednym z najbogatszych w Afryce. Obecnie szacuje się, że w tym kraju jest ok. 600 tys. migrantów. To duża siła robocza na budowach, farmach, przy sprzątaniu... Pracują i wysyłając rodzinie pieniądze.
Tylko niewielka część z nich próbowała się dostać do EU. To zmieniło się w 2016, bo życie w Libii stało się bardzo niebezpieczne. I tak jest do teraz. Obszerny raport Lekarzy Bez Granic z końca czerwca pokazuje, że sytuacja wcale się nie poprawia, a odpowiedzialność za nią ponosi też Unia.
Migranci są systematycznie wyłapywani na ulicach przez handlarzy ludźmi i umieszczani w 'hurtowniach” - w nich bywa do 100 osób. Zmuszani są do ujawnienia kontaktów do rodziny. Wtedy oprawcy ich torturują, a członkowie rodzin słuchają tego przez telefon, lub oglądają. To ma skłonić do zapłacenia okupu liczonego w tysiącach dolarów.
Niektóre z nacji są uznawane za bogatsze i dlatego częściej wykorzystywane w tym procederze: Erytrejczycy, Etiopczycy i Somalijczycy. Okupy za nich są znacznie wyższe. Jeśli rodzina płaci, to proceder wyłudzania okupu trwa przez kilka miesięcy, bywa, że nawet ponad rok. Jeśli zaś nie stać jej na wykupienie członka rodziny, to tacy „bezużyteczni” migranci są sprzedawani jako niewolnicy, albo zabijani, lub głodzeni na śmierć.
Według libijskiego prawa, migrantów można umieszczać w obozach detencji zarówno, gdy trafiają do Libii, jak i gdy z niej chcą wyjechać. Obozy takie są oficjalne i nieoficjalne. Jedne i drugie albo prowadzone są bezpośrednio/ pośrednio przez milicje/ organizacje zbrojne/ gangi/ szmuglerów czy handlarzy ludźmi lub takowi przynajmniej z nimi ściśle współpracują.
Migranci wyłapywani na ulicach muszą płacić łapówki, by się wydostać z obozu. W nich są bici, torturowani, wykorzystywani seksualnie, głodzeni, sprzedawani.
W Kararim w Misracie zespoły pracowników MSF spotykały się z pacjentami notorycznie torturowanymi przez strażników. W areszcie śledczym w Zliten osadzeni cierpieli z powodu ostrego niedożywienia. Celowego.
„Handel ludźmi ma wymiar przemysłowy”
– pisze MSF w raporcie.
Handluje się nimi jak niewolnikami, też na targach. Według niektórych doniesień kosztują od 200 do 500 dolarów. Trafiają do pracodawców, u których muszą pracować za darmo, tak długo aż „spłacą dług” – to, co właściciel zapłacił właścicielom obozu. Średnio trwa to 2-3 miesiące. Po tym czasie pracodawcy mogą wymienić się między sobą pracownikami, więc horror się nie kończy.
Czasem pracodawcy traktują migrantów dosłownie jak zwierzęta – na jednej z libijskich „farm” odkryto czarnoskórych Afrykańczyków trzymanych w klatkach.
W marcu 2022 w oficjalnych obozach detencji miało być przetrzymywanych 15 tys. migrantów. Nawet w nich ludzie są sprzedawani. Mężczyźni bywają wcielani do oddziałów zbrojnych i czasami giną w walkach. Z kolei kobiety są gwałcone, traktowane jako niewolnice seksualne, sprzedawane w tym celu, albo zmuszane do prostytucji.
Wyjście z obozu nie daje żadnej gwarancji, że nie zostaniesz przez tę samą grupę czy inną złapany i ponownie uwięziony w obozie. Często tak się właśnie dzieje – po opuszczeniu jednego obozu, migranci trafiają szybko do kolejnego.
Organizacje donoszą, iż migranci sprzedawani są też na organy ludzkie. W języku angielskim używa się nawet określenia "harvesting” - zbieranie plonów z organów ludzkich.
Najczęściej najpierw migrant jest sprzedawany jako niewolnik, a dopiero potem – jako zbiór organów ludzkich.
Ten bardzo dochodowy proceder jest dobrze zorganizowany: są brokerzy, szmuglerzy, lekarze, którzy wycinają części ciała, szpitale, które użyczają na to swoich sal i kurierzy dostarczający ten drogocenny towar. Odbiorcy końcowi najczęściej pochodzą z bogatych krajów arabskich, ale organy wycięte migrantom z Libii trafiają też do Izraela, EU, Kanady czy USA.
Prześladowania są także na podłożu religijnym – w 2019 r. w obozie detencji w Trypolisie straże zabiły co najmniej trzech Erytrejczyków — prawosławnych chrześcijan — w trakcie modlitwy. W innych miejscach działający tam Daesh dokonywał egzekucji na uwięzionych Etiopczykach, Egipcjanach, Sudańczykach, którzy byli chrześcijanami.
Migranci są też regularnie zabijani w obozach bez pobudek religijnych. W jednym z obozów świadek twierdził, że tygodniowo odbywało się pięć egzekucji. By zwolnić miejsca dla kolejnych więźniów.
Niemiecki ambasador w Nigrze donosił, że „codziennością” są egzekucje w obozach czy wyrzucanie migrantów na pustynię.
Znęcanie się psychiczne, werbalne, upadlanie i dehumanizacja, by migranci poczuli że nie należą do ludzkiej społeczności – to też standard.
Te wszystkie fakty powodują, że międzynarodowi obserwatorzy, czy dyplomaci, którzy wizytowali obozy, porównują obozy detencji do obozów koncentracyjnych. Ambasador Niemiec w Nigrze wysłał notę do swojego MSZ, w której twierdził, że zdjęcia i filmy z tzw. prywatnych więzień dowodzą, że panują tam "warunki przypominające kacet".
Porównań takich też dokonują Libijczycy i sami osadzeni — migranci, którzy mają za zadanie obserwować innych więźniów i donosić strażnikom, są powszechnie nazywani... kapo. Obozy detencji przez niektórych nazywane są „współczesnymi gułagami”
Po nalotach w Zuwarze w połowie czerwca 2021 roku i masowych aresztowaniach w październiku w Trypolisie, migranci tracili masowo dach nad głową - byli wyrzucani przez właścicieli z mieszkań, które już opłacili.
„Byli ograbiani, bici, a niektórych z nich zadźgano lub zastrzelono”
To, co dzieje się migrantom w Libii, jak w soczewce skupiają doświadczenia Johna, 38 letniego Erytrejczyka.
Już w 2013 roku uciekł z kraju przed obowiązkową „służbą narodową” w armii, którą ONZ określa jako „podobną do niewolnictwa”. Potem przez Sudan, Saharę trafił do Libii, skąd planował łodzią dopłynąć do Europy. Wystraszyła go duża liczba tych, którzy ginęli w morzu. W lutym 2018 wszedł do obozu detencyjnego al-Matar w Trypolisie, by zarejestrować się jako poszukujący azylu w UNHCR (Wysoki Komisarz ONZ ds. Uchodźców). Od tego czasu, Libijczycy przerzucają go z jednego więzienia do innego. W Dhar al-Jebel w pobliżu Zintan zaraził się od współosadzonych gruźlicą.
Razem z 40 innymi, najbardziej chorymi, mieli trafić do szpitala w Trypolisie – tak obiecały władze po działaniach lekarzy organizacji finansowanej przez ONZ. Zamiast tego strażnicy przewieźli ich do innego aresztu Gharyan al-Hamra i zamknęli w... kontenerze. Ośmiu zmarło w ciągu pięciu miesięcy.
MSF natknęła się na Johna w kwietniu 2019 roku w obozie al-Hamra w Gharyan.
Lekarze Bez Granic wyprosili ewakuację około 30 ocalałych. Pracownicy „międzynarodowej organizacji pozarządowej finansowanej przez ONZ” - MSF nie podaje jej nazwy - obiecali im, że migranci trafią do obiektu tranzytowego, zanim zostaną przesiedleni do krajów trzecich. „Zamiast tego UNHCR zawiózł ich do Trypolisu i dał każdemu pomoc w wys. 450 libijskich dinarów (ok. 100 USD) na opłacenie mieszkania i wyżywienia” - raportuje MSF.
John zamieszkał w dzielnicy Gergaresh, w opuszczonym budynku, w którym mieszkało 110 osób, głównie Erytrejczyków. Było ich do dwunastu w każdym pokoju. Kiedy wychodzili z budynku, byli napadani, ograbiani, bici, a nawet niektórych z nich zadźgano lub zastrzelono. Bandy okradały ich także wchodząc do ich budynku i grożąc im pistoletami.
„Niektórzy z nas próbowali pracować, ale często nie dostawali wynagrodzenia. Pracowałem przez dwa miesiące jako sprzątacz w szpitalu. Raz znajomy pracujący w tym samym szpitalu pobierał pensje dla siebie i dla mnie, ale milicje strzegące bramy szpitala zabrały mu wszystkie pieniądze. Nie mogłem nic zrobić” - opisuje John. Dowódca milicji, proponował Johnowi, aby został najemnikiem za 1000 dolarów miesięcznie.
„Uciekliśmy z Erytrei, żeby nie zostać żołnierzami, jak moglibyśmy prowadzić wojnę w Libii?”.
Kiedy Erytrejczycy przenosili się pod biuro UNHCR, by poszukiwać tam pomocy, zostali obrabowani przez milicję na punktach kontrolnych. Po tych doświadczeniach część z nich była tak przerażona sytuacją w Trypolisie, że chciała wrócić do ośrodków detencyjnych, z których niedawno wyszli ledwo żywi. „Jeden z gruźlicą sam wszedł do aresztu w Abu Salim, przeskakując przez mur. Inny zapłacił nawet za wejście do ośrodków detencyjnych” - opowiada John.
Papież Franciszek zeszłym roku wzywał do zaprzestania odsyłania migrantów do Libii „bo tam są prawdziwe obozy koncentracyjne”. UNHCR już od 2011 roku raportuje zarówno o więzieniu ludzi w Libii, głównie dla darmowej siły roboczej, jak i o czystym niewolnictwie. W raportach publikowanych w 2019, marcu 2021, kwietniu 2022 organizacja opisuje ryzyko współpracy z Libijczykami i rekomenduje jej zawieszenie.
Z kolei w październiku 2021 roku Wysoki Komisarz ONZ ds. Praw Człowieka opublikował raport, w którym uznał, iż przemoc wobec migrantów w Libii, systematyczne tortury, też w obozach detencji i poza nimi, jest de facto „przestępstwem przeciwko prawom człowieka”. Raport obwiniał władze Libii i ponownie jej europejskich partnerów – oni także są za to odpowiedzialni. Albo przynajmniej „współwinni” tych przestępstw.
Tymczasem kilka dni wcześniej Francuzi ogłosili, że przeszkolą 100 bojowników libijskich, a UE obwieściła, że dostarczy trzy dodatkowe łodzie dla straży wybrzeża. W tym samym czasie – w październiku 2021 - Rząd Jedności Narodowej w Trypolisie, wspierany przez UE, przeprowadził masowe aresztowania migrantów – od 5 do 7 tys. z nich zostało zatrzymanych i uwięzionych w obozach detencji. Jednego zabito w trakcie tych aresztowań, a 15 osób raniono. Część z nich trafiła do przepełnionego obozu al-Mabani.
Gdy z niego uciekali, straże zastrzeliły ponad 40 osób!
W styczniu ponad tysiąc migrantów protestowało siedząc przed siedzibą UNHCR w Trypolisie. Ta pokojowa i spokojna demonstracja została brutalnie spacyfikowana. 600 osób aresztowano.
Mimo całego szeregu okrucieństw i bulwersujących faktów niektóre agencje ONZ oraz EU uznają Libię za... „bezpieczny kraj dla migrantów” – pisze MSF w swoim raporcie. „Ostatnio urzędnicy UE określali ośrodki detencyjne jako »ośrodki recepcyjne«” - czyli porównywali je do tych miejsc, w których uchodźcy z Ukrainy dostają schronienie, jedzenie i opiekę wszelaką.
Oficjalnie EU i ONZ potępia zatrzymania migrantów w Libii. Ale jednocześnie wspiera Trypolis. Od momentu powstania EU Emergency Trust Fundusz dla Afryki, tj. 2014 roku, do 2020 roku Unia przelała do Libii ok. 700 mln euro na „problemy związane z migracją”.
Jeszcze chętniej wspierają straż przybrzeżną kontrolowaną przez Trypolis. A więcej kontroli na granicy oznacza, więcej więzionych w obozach detencji. MSF donosi, że Unia wspiera także same obozy np. finansując prace w nich.
Na stronach KE poświęconych relacjom z Libią czytamy: „UE jest zdecydowana pomóc Libii w powrocie do pokoju i wznowieniu transformacji w kierunku stabilnego, bezpiecznego i dostatniego kraju”.
Lekarze Bez Granic uważają, że opisane fakty i ww. sekwencje zdarzeń „perfekcyjnie pokazują cynizm europejskiej polityki migracyjnej, oraz zniszczeń, jakich ona dokonuje zarówno wobec migrantów, jak i wprowadzania praworządności w Libii”.
MSF oskarża „państwa trzecie” o niechęć do współpracy, a ONZ – o działanie bez korzystania z pełni swojego mandatu i nie wypełnianie ciążących na organizacji obowiązkach. Lekarze Bez Granic od lat proszą, by wypuścić ludzi zamkniętych w obozach i zamknąć je. Udało się to, dzięki wsparciu UNHCR, tylko w przypadku dwóch: Gharyan Al-Hamra i Khoms.
Ośrodek Al-Mabani zamknięto w tym roku oficjalnie, ale New Yorker donosi, że de facto nadal działa.
Lekarze Bez Granic oczekują od Unii, by zakończyła „wsparcie polityczne, finansowe i materialne dla systemu przymusowych powrotów z wód międzynarodowych”, czyli push-backów dokonywanych przez straż przybrzeżną Libii.
Brzmi znajomo?
Do oskarżeń pod adresem EU, państw członkowskich, a zwłaszcza Włoch, dołącza też Amnesty International.
AI podkreśla, że dowody na „wstrząsające naruszenia wobec uchodźców i migrantów” są „przytłaczające” a mimo tego, Unia, a zwłaszcza Włochy od lat zapewniają libijskiej straży przybrzeżnej łodzie motorowe, szkolenia i inne formy wsparcia, zachęcając ich do wyłapywania migrantów próbujących się dostać do UE.
To prowadzi do uwięzienia tych ludzi, „bezterminowego, arbitralnego przetrzymywania w warunkach zagrażających życiu”.
„Wielokrotnie wzywaliśmy UE i jej państwa członkowskie do przyjrzenia się śmiertelnym skutkom ich polityki i zaprzestania umożliwiania władzom libijskim przechwytywania ludzi na morzu, co prowadzi (..) do błędnego koła nadużyć. Osoby poszukujące bezpieczeństwa płacą cenę za system sponsorowany przez UE, zbudowany z myślą o zatrzymaniu uchodźców i migrantów poza Europą za wszelką cenę” - mówiła jesienią zeszłego roku Diana Eltahawy z AI. Ta organizacja także wzywa EU i członkowskie kraje do zawieszenia wszelkiej współpracy z Libią w zakresie migracji i kontroli granic. Także uważa, że migrantom, którzy utknęli w Libii, państwa Unii muszą również otworzyć bezpieczne i legalne drogi dotarcia do Europy lub alternatywne wyjścia.
Amnesty opisuje bardziej szczegółowo wspomniane wyżej działania mundurowych libijskich. 1 października 2021 roku oddziały zbrojne otoczyły i aresztowały 5 tys. (wg ww. źródeł – 6-7 tys.) migrantów z Afryki subsaharyjskiej — mężczyzn, kobiet i dzieci zamieszkujących dzielnicę Gargaresh w Trypolisie.
Mundurowi włamywali się do ich domów, mieszkań, strzelali z broni, niszczyli wnętrza, okradali mieszkańców z cennych rzeczy i siłą wywlekali na zewnątrz. Zatrzymano migrantów w barbarzyńskich warunkach w obozie detencji, gdzie nie mogli uzyskać dostępu do pracowników UNHCR. Torturowano ich i bito. „Siły libijskie mają wstrząsającą historię bezkarnego narażania uchodźców i migrantów na niewyobrażalne okropności” - komentowała AI.
Gdy przyszła pandemią COVID-19, życie stało się jeszcze większym koszmarem dla Johna. Niektórzy z Erytrejczyków wychodzili na zakupy i już nie wracali. Trafiali do więzień, gdzie byli bici lub karani grzywnami. Pracodawcy bali się ich zatrudniać, by nie przywlekli wirusa. Było tak źle, że głodowali. John czekał na dostanie azylu w UNHCR 2 lata i 5 miesięcy. Bezskutecznie. „Nie zadzwonili i nie przesłuchali mnie. Moja sytuacja była beznadziejna”. Nic dziwnego - ta ONZetowska komórka załatwia azyl ledwo 3 proc. aplikujących.
Nawet ci, którzy byli już przesłuchiwani przez UNHCR, stracili nadzieję na azyl i popłynęli do Włoch.
„Próba przepłynięcia morza grozi śmiercią, ale pozostanie w Libii również”
- skonstatował John.
W listopadzie 2020 roku, po prawie czterech latach w Libii, wszedł na pokład łodzi wypełnionej setką pasażerów. Udało im się dotrzeć na włoską wyspę Lampedusa.
Na zdjęciu u góry — migranci, którzy wyruszyli z Libii, wysiadają na włoskiej Lampedusie, 31 lipca 2020, fot Alberto PIZZOLI /AFP
Z 40 osób, które były w obozie Gharyan z Johnem, większość nadal przebywa w Libii. Dwóch zmarło na gruźlicę w Trypolisie, cztery ewakuował UNHCR, osiem próbowało przepłynąć morze. Czterem to się udało. Z pozostałej czwórki jednego schwytała straż przybrzeżna Libii – trafił do aresztu. Drugi został uratowany z zatopionej łodzi. Ale przez gang, który zabrał go do Libii. Nie wiadomo, co z nim uczynił.
Ostatnich dwóch utopiło się podczas przeprawy.
Przez ostatnie 8 lat w Morzu Śródziemnym zginęło już ponad 24 tys. migrantów. To najbardziej śmiertelna granica na świecie.
Ślązak, z pierwszego wykształcenia górnik, potem geograf, fotoreporter, szkoleniowiec, a przede wszystkim dziennikarz, od początku piszący o podróżach i rozwoju, a od kilkunastu lat głównie o służbie zdrowia i mediach. Zaczynał w Gazecie Wyborczej w Katowicach, potem autor w kilkudziesięciu tytułach, od lat stały współpracownik PRESS, SENS, Służba Zdrowia. W tym zawodzie ceni niezależność.
Ślązak, z pierwszego wykształcenia górnik, potem geograf, fotoreporter, szkoleniowiec, a przede wszystkim dziennikarz, od początku piszący o podróżach i rozwoju, a od kilkunastu lat głównie o służbie zdrowia i mediach. Zaczynał w Gazecie Wyborczej w Katowicach, potem autor w kilkudziesięciu tytułach, od lat stały współpracownik PRESS, SENS, Służba Zdrowia. W tym zawodzie ceni niezależność.
Komentarze