0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Sławomir Kamiński / Agencja GazetaSławomir Kamiński / ...

Min. Anna Zalewska powtarza, że jej reforma jest tak doskonała, że "uczniowie nawet nie zauważą zmiany". Tymczasem funduje dzieciom, rodzicom, nauczycielom i władzom samorządowym zamieszanie, jakiego świat nie widział.

"Oko" omawia te turbulencje w odcinkach, bo w jednym tekście byłyby nie do wytrzymania. Było już o twórczym podejściu min. Zalewskiej do demografii, gdy tłumaczyła, że ponad 700 tys. młodych to nie jest wyjątkowy rocznik.

Dziś o liceach. Wkrótce o tym, co gminy mają zrobić z gimnazjami.

Uwaga opinii publicznej skupia się na likwidacji gimnazjów i demagogicznej argumentacji towarzyszącej tej reformie. PiS jednak nigdy nie ukrywał, że głównym celem reformy jest przywrócenie czteroletniego liceum. Nawet Jarosław Kaczyński rozwodził się nad liceami.

Nawet, bo 50 lat temu Jarek Kaczyński nie zaliczył X klasy w warszawskim Liceum im. Lelewela, miał trzy niedostateczne: z polskiego, angielskiego i przysposobienia obronnego. Opisał to w autobiografii "Polska naszych marzeń": "Moje czasy szkolne kryją pewną tajemnicę. Otóż zdarzyło mi się nie zdać z 10. do 11. klasy i mimo to wylądowałem w ostatniej klasie, a następnie po odkręceniu tego znalazłem się w liceum na Woli. Zdaje się więc, że prawdopodobnie nielegalnie skończyłem 11. klasę i zdałem maturę, a potem poszedłem na studia".

Dziś Anna Zalewska powtarza, że "edukacja powinna być przejrzysta", a "liceum ogólnokształcące jest dowodem nieudanej reformy gimnazjów". Minister Zalewskiej chodzi zapewne o to, że obecne, trzyletnie liceum ogólnokształcące padło ofiarą wprowadzenia gimnazjów i zamieniło się - to inne jej określenie - w "kurs przygotowawczy do matury".

Program PiS, czyli koniec z "niewolniczą imitacją"

Już program wyborczy PiS (s. 130) jasno stawia sprawę:

wprowadzenie trzyletniego gimnazjum i skrócenie liceum do trzech lat było "zgubną taktyką powielania rozwiązań z Europy Zachodniej i USA (…) Ten syndrom niewolniczej imitacji wyrządził oświacie wiele złego”.

Czteroletnie liceum - jak w PRL - przywróci "odpowiednią rangę nauczaniu literatury i historii, obu w porządku chronologicznym. Prowadzone do tej pory nauczanie sfragmentaryzowane doprowadziło do odpowiedniego sfragmentaryzowania umysłów młodych ludzi, a tym samym sfragmentaryzowanie ich obrazu świata".

W zde-fra-gmen-ta-ry-zo-wa-nym liceum zapanuje spokój i dyscyplina. Również dlatego, że "ocena z tzw. zachowania będzie miała daleko idące skutki: zostanie wliczona do średniej, a także, zbyt niska, uniemożliwi promocję do następnej klasy".

Przeczytaj także:

Dzięki temu wszystkiemu liceum przekaże młodym Polakom:

"wspólny zasób wiedzy, znajomość wspólnych symboli, odwołań, wyobrażeń, stanowiących o polskiej tożsamości i formujących doświadczenie naszego narodu".

Zamiast "skrajnego profilowania", czyli koncentracji - od II klasy liceum - na wybranych przez ucznia/uczennicę przedmiotach, będzie po Bożemu: nauka kilkunastu przedmiotów osobno, wedle XIX-wiecznego kanonu: polski, matematyka, historia, fizyka, chemia, biologia, geografia itd.

"Przywrócony zostanie czytelny scenariusz – zwany spiralnym – powtarzania i rozszerzania materiału, od szkoły podstawowej, aż po liceum" - deklarowało PiS.

Trzy lata spokoju, ale i to nie wiadomo

Przez najbliższe trzy szkolne lata (2016/2017, 2017/2018, 2018/2019) w liceach niewiele się zmieni.

Ale i to nie jest pewne, bo minister Zalewska sugeruje, że MEN będzie próbowało coś zmienić w liceum, żeby nie odkładać przez tyle lat formowania świadomości narodowej. Większy nacisk zostanie położony na ojczystą literaturę i dzieje ojczyzny. Czy oznaczać to będzie przeprowadzoną ad hoc modyfikację podstawy programowej i/lub zmianę siatki godzin? Nie wiadomo.

PiS ma też problem z uczniami i uczennicami o zainteresowaniach matematycznych czy przyrodniczych, którzy nie wybierają historii jako przedmiotu maturalnego. W klasie II i III mają jedynie zajęcia uzupełniające lekcje "Historia i społeczeństwo". To zaledwie dwie godziny tygodniowo.

"Celem zajęć jest pokazanie uczniom, że wiedza humanistyczna może stanowić klucz do rozumienia świata współczesnego i pomaga w autoidentyfikacji w świecie" - głosi podstawa programowa. Dla PiS to właśnie przykład "niewolniczej imitacji" - uczenia problemowego, którego celem jest pogłębione rozumienie wybranych zjawisk, zamiast systematycznego kursu dziejów ojczystych - rok po roku, król po królu.

Na zajęciach uzupełniających z "Historii i społeczeństwa" uczeń lub uczennica wybiera i opracowuje cztery tematy z następujących dziewięciu obszarów:

  • Europa i świat;
  • Język, komunikacja, media,
  • Kobieta i mężczyzna, rodzina,
  • Nauka,
  • Swojskość i obcość,
  • Gospodarka,
  • Rządzący i rządzeni,
  • Wojna i wojskowość,
  • Ojczysty Panteon i ojczyste spory (obowiązkowy).

Obszar tematyczny można opracowywać przekrojowo - przez wszystkie epoki historyczne (np. "jak zmieniały się relacje kobiet i mężczyzn od starożytności") albo wybrać epokę i analizować ją z różnych punktów widzenia. Trzeba zaliczyć co najmniej cztery wątki (np. dwa przekrojowe wątki tematyczne i dwie epoki)

Dwa licea w jednym

Skrócenie edukacji o rok - wprowadzone w środku cyklu edukacyjnego, czyli po szóstej klasie szkoły podstawowej, sprawia, że musi dojść do tzw. kumulacji roczników i zamiast typowych ostatnio 350-400 tys. do szkół ponadgimnazjalnych we wrześniu 2019 roku uderzy armia 719 tys. młodych ludzi. Min. Zalewska lekceważy problem, tworząc przy okazji mit demograficzny, jakoby takie roczniki były "jeszcze kilka lat temu". Były owszem - przed półwieczem, kiedy do szkół szedł wyż powojenny.

Już w czasie rekrutacji 2019 roku spotkają się zatem ze sobą:

  • ostatni rocznik kończący "wygaszane" gimnazjum ("starzy") i
  • pierwszy rocznik, który będzie kończył wydłużoną ośmioletnią szkołę podstawową ("nowi").

Te dwa skumulowane roczniki wejdą do szkół ponadgimnazjalnych i przetoczą się przez trzy lata, jakie "starzy" spędzą w liceum lub cztery w technikum.

Dwie grupy różnić będzie wiele:

  • WIEDZA. "Starzy" uczyli się przez dziewięć lat według starego programu. Młodzi przez osiem z tego sześć według starego programu i dwa według nowego (dodatkowy kłopot, ale tak musi być, gdy zmienia się program w środku cyklu).
  • EGZAMIN. "Starzy" będą po egzaminie gimnazjalisty z: 1. polskiego, 2. Historii i wiedzy o społeczeństwie), 3. Matematyczno-przyrodniczym i z , 4.Języka obcego. "Młodzi", jak ogłosiła min. Zalewska 15 września 2016 też będą mieli cztery egzaminy zewnętrzne na koniec podstawówki, ale inne: 1. polski, 2. historia (bez WOS), 3. matematyka i 4. język obcy.
  • WIEK. idąc do liceum "starzy" będą mieli za sobą dziewięć lat ogólnej edukacji, czyli będą 16 latkami. "Młodzi" będą po ośmiu latach szkolnej edukacji, czyli będą 15 latkami.

A miało nie być egzaminów

Jeszcze niedawno min. Zalewska chlubiła się tym, że likwiduje egzamin szóstoklasisty, krytykowany przez wielu specjalistów jako stresujący i spłaszczający edukację, bo wymuszający na szkołach uczenie "pod testy". Teraz się okazuje, że taki zewnętrzny egzamin będzie jednak na koniec wydłużonej podstawówki.

Zwłaszcza w 2019 roku egzamin będzie stresujący, bo na skutek kumulacji roczników konkurencja do dobrych liceów czy techników będzie ogromna.

Egzamin Zalewskiej - i tu zaskoczenie - nie obejmuje przedmiotów przyrodniczych. Ministra nie wyjaśnia czemu. Oznacza to - siłą rzeczy - zmniejszenie rangi przedmiotów przyrodniczych, które na całym świecie uważa się dziś za kluczowe dla rozwijania myślenia naukowego a także przygotowania młodych do nowoczesnego rynku pracy.

Nie zastąpią tego pogłębione studia nad dziejami ojczystymi i literaturą polską.

Akurat egzamin szóstoklasisty mogłaby min. Zalewska zostawić - jako wskazówkę dla szkoły, na ile skutecznie uczy. Nie będzie już przecież decydował o losach ucznia.

Jak tu uczyć?

Cała reforma - w tym zniszczenie gimnazjów - miała na celu doprowadzenie do stworzenia zarazem wyidealizowanej i zideologizowanej szkoły średniej. Niezależnie od oceny takiego narodowego liceum, wymaga ono spokojnej pracy. Tymczasem przez najbliższe lata nauczyciele i nauczycielki liceum będą wprowadzać "dobrą zmianę", łącząc to z prowadzeniem nauczania tak, jak do tej pory. Będą musieli uczyć według obu podstaw programowych i szykować uczniów do zupełnie innych egzaminów maturalnych.

Liceum będzie miało też więcej pracy. Od 2019 roku liczba godzin lekcyjnych dla nauczycieli wzrośnie mniej więcej o jedną trzecią (bo podwoi się jeden z trzech roczników). I tak już zostanie w miarę jak ten rocznik będzie się toczył przez kolejne dwa lata, a potem z trzech lat zrobią się cztery.

Znaczną część tej dodatkowej pracy wezmą na siebie dotychczasowi nauczyciele/lki zatrudnieni na niepełne etaty, wezmą też trochę nadgodzin. Napływ nauczycielek/li z likwidowanych gimnazjów będzie ograniczony pomimo nacisków i prób kontroli, jakie zapowiada MEN. Ważnym utrudnieniem jest fakt, że gimnazja i podstawówki mają innego pracodawcę (gmina) niż licea (powiaty).

Liceum ucierpi na reformie, nawet jeżeli wielu dyrektorów i starostów cieszy się ze zwiększonych subwencji i podniesienia rangi szkoły. Poza tym przez te długie lata wiele się może zmienić. Największe zamieszanie w liceach spotka się z wyborami parlamentarnymi 2019 (chyba, że PiS ustali je na wiosnę, by tego uniknąć), rok później będą prezydenckie. Koncepcja liceów - i cała reforma - może ulec dobrej zmianie zanim dobra zmiana w pełni wejdzie w życie.

;

Udostępnij:

Piotr Pacewicz

Naczelny OKO.press. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".

Komentarze