0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: 10.07.2024 Warszawa , ulica Limanowskiego 23 , Centrum Partnerstwa Spolecznego „ Dialog ” , premier Donald Tusk podczas okraglego stolu z przedstawicielami mediow w sprawie zmian w prawie autorskim . Tematem spotkania jest nowelizacja ustawy , ktora wdraza unijna dyrektywe DSM (Digital Single Market) . Fot. Slawomir Kaminski / Agencja Wyborcza.pl10.07.2024 Warszawa ...

„Co by pan puścił, jakbym ja w tych filmach nie grał?” – zdenerwowany Jerzy Fedorowicz zwrócił się do przedstawiciela jednego z nadawców cyfrowych. Fedorowicz – aktor, a od trzech kadencji senator – przewodniczył w czwartek 11 lipca 2024 posiedzeniu senackiej Komisji Kultury i Środków Przekazu. Komisja zajmowała się nowelizacją ustawy o prawie autorskim.

O zmiany w tej ustawie walczą twórcy i media. A dokładniej: walczą o godne wynagrodzenia za to, że wielkie platformy internetowe korzystają z ich pracy. Ustawa realizuje zapisy unijnej dyrektywy o jednolitym rynku cyfrowym. „Dyrektywa powstała, bo była zbyt duża dysproporcja między twórcami a tymi, którzy budują swój biznes na tym, co tworzą inni” – wyjaśnia OKO.press Małgorzata Machczyńska, prawniczka reprezentująca filmowców.

Tego właśnie dotyczyła wypowiedź Fedorowicza. Bez twórców (dziennikarzy czy aktorów) platformy VOD, wyszukiwarki, media społecznościowe nie miałyby wiele do zaoferowania odbiorcom. Tymczasem platformy chcą same ustalać, komu, ile i za co będą płacić. Najlepiej nikomu nic lub niewiele.

Przeczytaj także:

W Senacie więc spokojnie nie było. Padały złośliwości i groźby. Największe emocje budził postulat wydawców mediów, by w negocjacje z globalnymi koncernami włączyła się instytucja państwowa. „Ta ustawa staje się rodzajem koncertu życzeń!” – pokrzykiwali prawnicy związani z internetowymi gigantami, wytykali błędy formalne i powoływali się na Konstytucję.

A dla dziesiątek tysięcy twórców oraz dla mediów poprawiona ustawa to być albo nie być. Ich przedstawiciele odwoływali się do zasady solidarności, równości podmiotów i szczególnej roli mediów dla demokracji.

Konflikt wokół ustawy to polska odsłona toczącego się w całym zachodnim świecie sporu między internetowymi gigantami (jak Google czy Facebook) a twórcami.

Co zrobiło wrażenie na Tusku

Tuż przed pracami w Senacie w spór włączył się premier. We wtorek 9 lipca 2024 roku Donald Tusk w wąskim gronie rozmawiał o ustawie. Obecni byli między innymi: ministra kultury Hanna Wróblewska, minister cyfryzacji i wicepremier Krzysztof Gawkowski oraz szef kancelarii premiera Jan Grabiec. Już wtedy Tusk miał dać się przekonać, że rząd powinien przychylić się do postulatów wydawców mediów (o tych postulatach niżej).

Dopiero następnego dnia Tusk spotkał się z przedstawicielami mediów. Zapowiedział znalezienie rozwiązania satysfakcjonującego wydawców.

„Nie mam wątpliwości, że w interesie zarówno mediów, dziennikarzy, twórców, ale też w interesie każdej przyzwoitej władzy publicznej jest utrzymanie maksymalnego poziomu niezależności mediów i to nie tylko niezależności politycznej” – mówił Tusk.

Co przekonało Tuska? „Zrobiło się dużo szumu. Akcja mediów zrobiła wrażenie” – mówi OKO.press minister zorientowany w sprawie. 4 lipca 2024 roku największe dzienniki i portale zamieściły na głównych stronach apel: „Politycy! Nie zabijajcie polskich mediów!”.

Jednak najważniejsze miało być co innego.

„Nacisk Big Techów był zbyt duży” – uważa nasz rozmówca.

Inaczej mówiąc: cyfrowe korporacje przesadziły.

Nie tylko prowadziły zarówno jawny, jak i zakulisowy lobbing, ale uciekały się do nieczystych zagrań. Przykład? Facebook najpierw zablokował posty niektórych lokalnych portali na temat protestu mediów. A później zablokował nawet post dziennikarki „Dziennika Gazety Prawnej” Anny Wittenberg... o tym, że blokuje posty na temat blokady.

(ciąg dalszy tekstu pod tweetami)

View post on Twitter
View post on Twitter

W rozmowie z OKO.press przed takim scenariuszem ostrzegała dziennikarka technologiczna Sylwia Czubkowska. W Czechach w proteście przeciwko arbitrażowi platformy internetowe usunęły treści dziennikarskie z wyszukiwarek. „U nas pewnie też [takie treści] znikną, bo te firmy zastosują szantaż. Trzeba sobie jasno powiedzieć, że to zrobią. Zrobili to w Kanadzie, Australii”.

Wiceminister kultury, Andrzej Wyrobiec, który jeszcze kilka dni temu tłumaczył, że między innymi z tego powodu rząd ustawy nie zmieni, w czwartek mówił już w zupełnie innym tonie. Donald Tusk chce pokazać, że nie jest uległy wobec wielkich zagranicznych koncernów.

View post on Twitter

Co dalej z ustawą?

W ciągu tygodnia senacka komisja kultury ma przygotować poprawki do ustawy. Będą głosowane na posiedzeniu 23 lipca. Być może Sejm zdąży przegłosować nowelizację jeszcze na ostatnim przedwakacyjnym posiedzeniu, które skończy się 26 lipca 2024 roku.

„Nigdy nie można powiedzieć, że coś przejdzie na 100 procent, ale na 90 procent – tak” – mówi nam senator Koalicji Obywatelskiej. Inny senator KO ma te 100 procent pewności:

„Tusk tak chce, więc tak będzie”.

Jednak nawet wśród senatorów rządzącej koalicji są głosy, by ustawę przyjąć „w wersji zero”, czyli bez żadnych poprawek uwzględniających postulaty twórców. A relacje np. mediów z platformami uregulować osobną ustawą. „Trzeba senatorom patrzeć na ręce. Jeszcze wszystko może się wydarzyć” – ostrzega polityk Lewicy.

Jak dowiedziała się Wirtualna Polska, prezydent Andrzej Duda ma poprzeć postulaty wydawców i podpisać ustawę, która będzie je uwzględniała. „Prezydent zawsze broni przede wszystkim interesu polskich podmiotów gospodarczych, również mediów, a nie interesu międzynarodowych korporacji” – powiedział Wirtualnej Polsce nieoficjalnie jeden z doradców Andrzeja Dudy.

A zatem co się wydarzyło w Senacie we czwartek?

Czy Konstytucja chroni korporacje Big Tech?

Z każdym kwadransem debaty napięcie między różnymi grupami interesów rosło.

A stawili się reprezentanci bodaj wszystkich środowisk zainteresowanych ustawą. Byli przedstawiciele filmowców i muzyków, tłumaczy i aktorów, samozatrudnionych dziennikarzy oraz medialnych korporacji, takich jak Wirtualna Polska, Agora czy Axel Springer, a także branży gier komputerowych. Głos zabierali prawnicy związani z korporacjami Big Tech: Googlem, Amazonem i Metą.

Przedstawiciele większych i mniejszych platform zaczęli z wysokiego C. Powoływali się na swobodę zawierania umów handlowych. Odwoływali się do Konstytucji i zapisu o wolności gospodarczej (art. 20).

Leszek Rydzewski (Związek Cyfrowa Polska, do którego należą m.in. Amazon, Apple, Google, Meta) stwierdził, że „ograniczenia wolności gospodarczej mogą nastąpić tylko ze względu na ważny interes publiczny”. Za ograniczenie uznał mediację przez organ państwowy między platformami a wydawcami (walczą o to wydawcy).

Rydzewski stwierdził, że mediacja będzie się odbywać „z korzyścią tylko dla jednej grupy” (czyli mediów) i będzie nadmierną ingerencją w swobodę zawierania umów. „Trudno znaleźć ważny interes publiczny, który by przemawiał za tak szczególnym potraktowaniem wydawców prasy. Nie są pracownikami, którzy wymagają ochrony, są uczestnikami rynku” – mówił przedstawiciel platform.

Dyktat wielkich wobec małych

Na te argumenty odpowiedział Marek Frąckowiak, prezes Izby Wydawców Prasy: „Jako wydawcy prasy nie oczekujemy specjalnego traktowania, oczekujemy prawa, które będzie dobre i będzie je można egzekwować. Takie rozwiązania funkcjonują w wielu krajach” – mówił.

„Pozorna równość prawna oznacza dyktat wielkich wobec małych” – stwierdził Frąckowiak. I dodał: „Konstytucja widzi szczególną rolę mediów w funkcjonowaniu państwa, warto o tym pamiętać”.

Obrońcy twórców i mediów przypomnieli też, jak brzmi w całości art. 20 Konstytucji, na który się powoływał Leszek Rydzewski:

„Społeczna gospodarka rynkowa oparta na wolności działalności gospodarczej, własności prywatnej oraz solidarności, dialogu i współpracy partnerów społecznych stanowi podstawę ustroju gospodarczego Rzeczypospolitej Polskiej”.

Polska gospodarka według Konstytucji ma się opierać nie tylko na wolności gospodarczej, ale również na solidarności i współpracy.

Wielka łaska za 300 złotych

Choć mogłoby się wydawać, że filmowcy wywalczyli już swoje, właściciele platform nadal domagają się usunięcia zapisu o tantiemach od VOD (w tym streamingu). Tantiemom sprzeciwia się m.in. Konfederacja Lewiatan i Polska Izba Komunikacji Elektronicznej.

Przedsiębiorcy zrzeszeni w tych organizacjach twierdzą, że płacenie tantiem uderzy nie w zagraniczne korporacje, ale w małe polskie platformy i „doprowadzi do zmniejszenia budżetów na produkcję polskich treści”.

Na te argumenty odpowiadał Karol Kosiński ze stowarzyszenia ZAiKS: „ Dyrektywa nie została przyjęta po to, żeby twórcy mieli gorzej niż obecnie. Bałamutnym argumentem jest powoływanie się na małych przedsiębiorców, bo większość z nich została przez wielkich wykupiona. Kto inny na tym rynku rozdaje karty, nie ci najmniejsi” – mówił.

Stwierdził, że za muzykę wykorzystywaną w streamingu wydawcy płacą „bardzo niski ryczałt z wielkiej łaski”.

Kosiński mówił też:

„Celem przepisów nie jest potraktowanie podmiotów zagranicznych w sposób preferencyjny, tylko wszystkich w sposób jednakowy”.

Dodał, że nie może być tak, że artyści dostają za swoje prawa 300 złotych. „Wynagrodzenie powinno być godziwe i proporcjonalne”.

Co z UOKiK-iem?

Wydawcy mediów zaproponowali, żeby w negocjacje między nimi a korporacjami Big Tech włączał się państwowy urząd – konkretnie: Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumenta. Lewica zgłosiła w Sejmie poprawkę, która o tym mówiła. Jeśli przez trzy miesiące platforma i wydawca nie dojdą do porozumienia, każda ze stron może wystąpić do prezesa UKOiK o podjęcie mediacji. Poprawka została w Sejmie odrzucona.

W Senacie prezes UOKiK Tomasz Chróstny powiedział, że jego urząd nie może odgrywać tej roli, jakiej chcą wydawcy. Sądy w polskim porządku prawnym mają wyłączność na rozstrzyganie sporów prawnych i nie może tego robić żaden organ administracji publicznej – stwierdził.

Powiedział też, że UOKiK uczestniczy w działaniach przeciwko korporacjom Big Tech na poziomie unijnym. Według niego gdyby urząd podjął się arbitrażu w Polsce, musiałby zostać wyłączony z tamtych działań, gdyż warunkiem uczestnictwa w nich jest zachowanie bezstronności.

Senatorowie mają się zastanowić, jaka inna instytucja mogłaby odgrywać rolę mediatora.

„Liczy się każda godzina”

„Walka się nie skończyła, jeszcze prace Senatu, Sejmu i podpis prezydenta. Walczymy o dostosowanie prawa polskiego do świata — do tego, jak żyjemy. Nie dostajemy wynagrodzenia za to, że nasze filmy są emitowane w internecie” – powiedziała OKO.press reżyserka Agnieszka Smoczyńska.

View post on Twitter

Wicemarszałkini Senatu, Magdalena Biejat z Lewicy powiedziała OKO.press: „Wydawcy i dziennikarze osiągnęli bardzo duży sukces podczas spotkania z premierem Tuskiem. Lobbyści bardzo wybiórczo cytują przepisy, na które się powołują. Wolność gospodarcza też ma swoje ograniczenia. Te ograniczenia polegają na tym, żeby zapewnić wszystkim godziwe wynagrodzenia”.

Sporna ustawa realizuje m.in. unijną dyrektywę o jednolitym rynku cyfrowym (DSM – Digital Single Market). Rząd planował przyjąć ustawę błyskawicznie, żeby nie płacić kar zasądzonych przez TSUE jeszcze za rządów PiS (bo PiS ustawy nie wdrożył). Ministrowie mówili: „Liczy się każdy dzień”. Na co twórcy odpowiadają: „Liczy się każda godzina, kiedy nie dostajemy wynagrodzenia za naszą pracę”.

;
Agata Szczęśniak

Redaktorka, publicystka. Współzałożycielka i wieloletnia wicenaczelna Krytyki Politycznej. Pracowała w „Gazecie Wyborczej”. Socjolożka, studiowała też filozofię i stosunki międzynarodowe. Uczy na Uniwersytecie SWPS. W radiu TOK FM prowadzi audycję „Jest temat!” W OKO.press pisze o mediach, polityce polskiej i zagranicznej oraz prawach kobiet.

Komentarze