W sejmowej komisji edukacji wiceminister Maciej Kopeć miał przedstawić sytuację uczniów po wprowadzeniu nowej sieci szkół. Dokument jest, odpowiedzi nie ma. Ilu uczniów straci swoją podstawówkę? Dlaczego szkoła ma być taka sztywna? Czy zdążą z podręcznikami? Takie obawy posłowie PiS obśmiewają. I obrażają opozycję porównaniami
Posiedzenie sejmowej komisji edukacji 11 maja 2017 dowodzi, że reformatorzy (deformatorzy) edukacji mają za nic merytoryczne wątpliwości i głosy krytyki. Tematem miało być „monitorowanie wprowadzania reformy edukacji” oraz analiza sytuacji, w jakiej od 1 września 2017 roku znajdą się uczniowie, zarówno "wygaszanych" gimnazjów, jak i szkół podstawowych i ponadpodstawowych. Jednak zaprezentowany przez wiceministra Kopcia dokument okazał się zestawem znanych już informacji i ogólnych zasad reformy. O konkretnych konsekwencjach reformy dla uczniów - prawie nic.
Cały dokument zobacz tu: MEN_monitorowanie (1)
Zdaniem Macieja Kopcia sytuację uczniów objętych "dobrą zmianą" w edukacji najlepiej obrazują takie informacje:
Trudno zrozumieć, w jaki sposób odmienianie przez przypadki słów „rozporządzenie” i „uchwała” oraz zebranie w jednym dokumencie informacji, które min. Anna Zalewska powtarza od miesięcy, miałoby odpowiadać na pytanie o sytuację uczniów.
Uczniowie i ich rodzice bardziej niż nazwami przedmiotów czy liczbą konsultacji, zainteresowani są zapewne tym, że w wielu podstawówkach będzie tłok, a inne będą tworzyć filie i że nauczyciele będą pracować w kilku szkołach naraz (żeby uciułać etat), co przełoży się na ich relacje z dziećmi i jakość nauczania.
Nie przedstawiono informacji, ilu uczniów podstawówki będzie uczyło się w szkole poza swoim obwodem. Dokument jedynie informuje, że dotyczy to uczniów klas IV i VII i że w grę zamiast dotychczasowej szkoły podstawowej wchodzi gimnazjum (przekształcane w podstawówkę).
MEN najwyraźniej nie wie - lub nie chce ujawnić - ile będzie takich sytuacji i jak wielu uczniów dotknie konieczność dojeżdżania do nowej szkoły (formalnie filii).
To dlatego wiceprzewodnicząca komisji, Krystyna Szumilas z PO, złożyła wniosek o odrzucenie informacji zaprezentowanych przez ministra.
„Spodziewałam się, że ministerstwo spojrzy na to, jak faktycznie będzie wyglądała sytuacja uczniów: czy będą się uczyć w szkołach przystosowanych do wieku, czy będą mieli nauczycieli o odpowiednich kwalifikacjach, czy będą podręczniki, ile będzie kosztowało przystosowanie szkół do nowego systemu? Ile będą wydatkować samorządy, a jakie środki przeznaczy budżet państwa?”
– mówiła posłanka PO, minister edukacji w latach 2011-2013.
Przedstawiony materiał nie odpowiada na żadne z tych pytań. „Prezentuje tylko część reformy od strony biurokratycznej i administracyjnej" - dodała Szumilas.
Kopeć nie odniósł się też do niepokojących informacji, że od lutego 2017 (kiedy rozpoczęło się zatwierdzanie) do maja zatwierdzono jedynie dziewięć podręczników ze 173, a na opiniowanie kolejnych 164 zostały najwyżej trzy miesiące.
Nie odniósł się także do krytyki podstawy programowej, o której negatywnie wypowiadają się środowiska nauczycielskie i akademickie, zarzucając m.in., że jest "infantylna" i kładzie zbyt duży nacisk na "edukację patriotyczną" w wersji PiS (co oznacza np. pominięcie nazwiska Lecha Wałęsy w punkcie o "Solidarności").
MEN nie odniósł się także do obaw związanych z ograniczaniem projektu uczniowskiego jako aktywizującej metody edukacyjnej, rozwijającej umiejętność pracy zespołowej. Poza tym, że projekt znika z rozporządzenia o ocenianiu (i tym samym ze świadectwa) stosowanie tej metody utrudni jeszcze większe niż do tej pory "napakowanie programu" - bezpośrednia realizacja podstawy programowej zajmie teraz nauczycielom 80 proc. zajęć (poprzednio - 75 proc.).
MEN nie tłumaczy też, czemu ograniczono autonomię szkoły w kluczowej sprawie jaką jest opracowanie planów zajęć. Po co wprowadzono rozporządzeniem sztywne ramowe plany tygodniowe?
Poza suchymi informacjami na temat kształcenia dzieci o specjalnych potrzebach edukacyjnych wiceminister słowem nie wspomniał, że nowe zasady nauczania indywidualnego, które zamkną takich uczniów w domach, przyczynią się do ich społecznego wykluczenia.
W raporcie nie było też informacji o komplikacjach dla uczniów "wygaszanych" gimnazjów związanych z wędrówkami nauczycieli, którzy zaczynają szukać pracy w podstawówkach, zwłaszcza, że część z nich - wbrew prawu - już dostaje wypowiedzenia. Uczniowie gimnazjów w II i III klasie stracą wielu nauczycieli, w tym wychowawców. Takie obawy formułowały w komisji edukacji posłanki opozycji.
Część posłów PiS komentowała prześmiewczo: tak, tak, i na pewno będą płakać z tego powodu.
Nauka w "wygaszanym" gimnazjum będzie z definicji stresująca, a w 2019 roku czeka na gimnazjalistów megawyzwanie - w rekrutacji do liceów i techników spotkają się z pierwszym rocznikiem kończącym wydłużoną szkołę podstawową.
Uwagi Krystyny Szumilas o braku konkretnych, nowych informacji o tym, jak wygląda i wyglądać będzie sytuacja uczniów, postanowił osobliwie skomentować poseł PiS Zbigniew Dolata:
Wy jesteście jak dowódcy niemieccy z czasów II wojny światowej, wycofujecie się na z góry upatrzone pozycje.
Dodał, że żadnego chaosu nie ma, a cały proces wdrażania reformy i opiniowania podręczników przebiega „wzorcowo”. „Niech pani Szumilas nie snuje apokaliptycznych wizji - jest dopiero 11 maja, jeszcze dużo czasu na podręczniki”.
Okazuje się zatem, że jest dość czasu na zatwierdzenie i wydrukowanie podręczników, a jednocześnie brakuje czasu na referendum w sprawie reformy. Na wszystko, co związane z reformą czasu jest dostatecznie dużo i w ogóle nie ma żadnych komplikacji - taka jest oficjalna linia MEN/PiS.
Tymczasem marszałek Sejmu Marek Kuchciński robi wszystko, by liczenie podpisów pod wnioskiem o przeprowadzenie referendum trwało jak najdłużej. Tym bardziej, że kiedy w grudniu 2016 roku 250 tys. podpisów zebranych przeciw reformie edukacji trafiło do prezydenta Andrzeja Dudy, wylądowały w koszu, choć już wtedy ZNP apelował o zarządzenie referendum, co prezydent mógł uczynić korzystając z art. 122 Konstytucji. Nie zrobił tego.
Pokrętną logiką na posiedzeniu komisji edukacji wykazał się też inny poseł PiS. Uznał, że prawie milion podpisów pod wnioskiem o referendum ws. reformy edukacji to mało, bo Polaków uprawnionych do głosowania jest 30 mln. Merytorycznych uwag nie zgłaszał.
Wniosek Krystyny Szumilas o odrzucenie informacji przedstawionych przez wiceministra Macieja Kopcia nie przeszedł. Za odrzuceniem głosowało 10 posłów i posłanek. Przeciw - 26. W skład Komisji Edukacji wchodzi 16 posłów PO, 22 posłów PiS, dwie posłanki Nowoczesnej, pięciu posłów Kukiz'15 i jeden poseł WiS. Oznacza to, że PiS poparli kukizowcy, a frekwencja po stronie opozycji była kiepska.
Udostępnij:
Komentarze