0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Agnieszka Sadowska/ Agencja Wyborcza.pl.Fot. Agnieszka Sadow...

To wydarzyło się w jeden z chłodnych majowych dni. W nocy przymrozek zaznaczył swoją obecność na oknach, a poranek, choć był słoneczny, to jednak nie zachęcał do wyściubienia nosa na dwór. Wyjrzałam z domu dopiero koło południa, a gdy tylko wyjrzałam, to osłupiałam. Na podwórku na trawie, skryty pomiędzy zaparkowanym samochodem a gęstymi krzakami tawuły szarej, siedział młody ciemnoskóry mężczyzna. Na mój widok podniósł się na kolana i pokazywał gestami, że ma rozładowany telefon i prosi o doładowanie.

Mieszkam kilka kilometrów od granicy z Białorusią we wsi otoczonej lasami, którymi od blisko czterech lat idą lasami migranci po przekroczeniu zielonej granicy, a ostatnio ruch migracyjny jest na tyle intensywny, że częste kontrole samochodów przez Straż Graniczną są codziennością. Funkcjonariusze chętnie też zaglądają na moje podwórko, gdy widzą, że przy domu nie stoi moje auto albo kręcą się w niedalekim zagajniku.

Obecność czarnoskórego mężczyzny nie zaskoczyła mnie, ale pojawił się lęk. Bałam się, że mężczyzna – jak się okazało, pochodzący z Sudanu – zostanie złapany i wyrzucony do Białorusi. Wciągnęłam go więc szybko domu, do kuchni, udostępniłam ładowarkę i zrobiłam herbatę. Gdy odgrzewałam zupę, rozległo się pukanie do drzwi. Zmartwiałam, zaś mój gość ani nie drgnął, mimo że wskazałam mu, żeby poszedł w głąb domu – zupełnie jakby nie zdawał sobie sprawy z niebezpieczeństwa. Podeszłam do drzwi przekonana, że służby mundurowe zauważyły ciemnoskórego chłopaka wchodzącego na moje podwórko, ale na szczęście był to listonosz.

Przeczytaj także:

Stawką jest życie i zdrowie człowieka

Karmienie i doładowanie telefonu to jedno, ale co dalej? Przez głowę przewalały mi się różne myśli. Sudańczyk był młody, na pierwszy rzut oka w dobrym stanie zdrowia, nieprzemoczony. Nie mówił słowa po angielsku i nie wykazywał potrzeby kontaktowania się ze mną, więc nie używałam translatora, porozumiewaliśmy się za pomocą rąk. Jak on sobie da radę? Co zrobić? Ugoszczenie obcokrajowca, nawet przybywającego w Polsce nielegalnie, nie jest przestępstwem, ale już w przypadku podwiezienia go sprawa nie jest taka oczywista.

Zdrowy, młody mężczyzna, czysty, więc pewnie w lesie nie przebywał długo – to nie jest osoba, która rozmiękcza serca, jak chore dziecko czy wycieńczona kobieta. Owszem, widać było u niego lęk, zachowanie zaszczutego człowieka, ale to u osób przekraczających zieloną granicę nie jest dziwne. Było jednak jasne, że nie potrzebuje on specjalnego zaopiekowania się czy pomocy medycznej.

Problemem było to, co mu groziło. Widziałam, że jeśli złapie go Straż Graniczna, to wyrzucą go do Białorusi. A to może się dla niego skończyć różnie: pobiciem przez funkcjonariuszy białoruskich, pogryzieniem przez psy, którymi będzie szczuty, wywiezieniem nad Bug i wypchnięciem do rzeki, a nawet śmiercią. I to, że teraz był w dobrym stanie zdrowia, nieprzemoczony, silny wcale nie musiałoby zapewnić mu przetrwania. Po kilku dniach w zimnym lesie, po pobiciu, sytuacja mogłaby się szybko zmienić. W samym tylko kwietniu po obu stronach granicy znaleziono ciała dziewięciu osób, a ile osób zmarło przy granicy – nie wiadomo.

Nie wiedziałam też, co sprawiło, że zdecydował się na podróż do Europy i przekroczył granicę polsko-białoruską. Czy był to głód albo bieda, utrata domu, ucieczka przed wojną czy prześladowaniami? Sudan jest jednym z najgorszych do życia miejsc na świecie, trwa tam okrutna wojna domowa, panują głód, cholera i malaria. Już 13 mln Sudańczyków opuściło swoje domy. Pomoc humanitarna często nie jest w stanie dotrzeć tam, gdzie jest najbardziej potrzebna. Osoby, które opuszczają ten kraj, mają do tego konkretne powody.

Zastanawiałam się zatem, co zrobić, czy jakoś inaczej pomóc migrantowi, ale on sam rozwiązał mój dylemat. Gdy poszłam na piętro po powerbank, który chciałam mu dać na drogę, wyszedł i rozpłynął się w niebycie.

Pomaganie jest legalne, ale co z tego?

Karmiąc, pojąc i dzieląc się z Sudańczykiem energią elektryczną, nie złamałam prawa. Nieodpłatna pomoc napotkanym cudzoziemcom nie jet przestępstwem. Co innego, gdym pomogła dla korzyści własnych albo osoby trzeciej. Zgodnie z art. 264a §1 kodeksu karnego kto, w celu osiągnięcia korzyści majątkowej lub osobistej, umożliwia lub ułatwia innej osobie pobyt na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej wbrew przepisom, podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5.

Nie osiągnęłam żadnej korzyści majątkowej i osobistej, ale prokuratura dowiodła, że potrafi interpretować przepisy kreatywnie i oskarżać osoby za udzielenie pomocy migrantom, tłumacząc, że przecież korzyść odnieśli migranci. Taka sprawa toczy się obecnie przed Sądem Rejonowym w Hajnówce. Pięć osób otrzymało zarzuty ułatwienia pomocy migrantom, a ułatwienie to miało polegać na dostarczaniu cudzoziemcom pożywienia oraz ubrań podczas ich pobytu w lesie, oraz udzieleniu im schronienia i odpoczynku, a także przewiezieniu ich w głąb kraju.

Nawet jeśli osoby oskarżone przez hajnowską prokuraturę zostaną uniewinnione – to już sam akt oskarżenia ma działanie odstraszające. Ma odstraszać przed pomaganiem migrantom, ale w istocie odstrasza nie tyle przed pomaganiem, ile przed przyznawaniem się do pomagania.

Mieszkańcy Podlasia pomagają, ale się tym nie chwalą

Taka sytuacja spotkała mnie pierwszy raz, choć mieszkam w pobliżu granicy niemal tak długo, jak trwa tutaj kryzys migracyjny i humanitarny, ale inni mieszkańcy przygranicznych terenów też miewają niespodziewanych gości przybywających z daleka, a także podobne wątpliwości, jak mam ja.

Nie jestem entuzjastką tego, żeby każdy, kto chce, przechodził przez granicę i żeby Polska nie miała nad tym kontroli. Podobnie jak inni mieszkańcy Podlasia chcę, żeby granica była szczelna. Ale jestem jeszcze mniejszą entuzjastką wyrzucania ludzi na Białoruś, zwłaszcza gdy wiadomo, jak to się może skończyć. Nie akceptuję przemocy wobec migrantów, upokarzania ich, odmawiania przyjmowania wniosków o ochronę międzynarodową. I w sytuacji, gdy staję przed wyborem: skuteczna kontrola granicy czy uchronienie człowieka przed cierpieniem, czy zagrożeniem śmiercią, to wybór jest dla mnie jasny.

Nie tylko zresztą dla mnie. Mieszkańcy Podlasia nie chwalą się głośno tym, że nakarmili migranta, który zapukał do ich drzwi, ale w rozmowach przyznają, że to się dzieje. A to do blisko stuletniej pani zapukali migranci i poprosili o coś do picia – pani tłumaczyła później, że bała się wpuścić ich do domu, ale przecież wody nikomu nie odmówi. Innym razem para cudzoziemców prosiła o podwiezienie do najbliższego miasta; spotkali się z odmową, ale nikt na nich nie doniósł służbom. Zdarzają się prośby o doładowanie baterii w telefonie, bo z rozładowanym telefonem trudno migrantowi wydostać się na zachód. Słyszałam trochę takich historii, miały one miejsce głównie w 2021 i 2022 roku, za rządów PiS, gdy Straż Graniczna wyrzucała ludzi do Białorusi, nie przyjmując wniosków o ochronę.

Teraz znowu migranci czasem pukają do drzwi mieszkańców, stawiając ich przed trudnym dylematem, na który każdy odpowiada zgodnie ze swoim sumieniem.

Trudne decyzje, poważne konsekwencje

Jeśli do mojego domu przyszedłby morderca, to gdybym wezwała policję, miałby zapewniony sprawiedliwy proces, który zakończyłby się wyrokiem skazującym. Gdy przychodzi człowiek, którego jedyną winą jest to, że urodził się w złym miejscu na świecie i uciekł z niego, nielegalnie przekraczając granicę BY/PL, to nie daje się mu takich gwarancji, jak mordercy, tylko wywala na drugą stronę granicy, nie patrząc na to, co go tam może spotkać.

Dlaczego państwo stawia obywateli przed takim wyborem, że albo pomogą człowiekowi potrzebującemu pomocy, albo w trosce o szczelność granicy i kontrolę nad tym, kto ją przekracza, zaszkodzą człowiekowi i narażą go na śmierć?
  • Czemu nie możemy ufać służbom mundurowym, nawet Straży Granicznej, która ciągle jest u większości mieszkańców Podlasia formacją szanowaną i lubianą, ale która z powodu przepisów zawieszających prawo do azylu ma obowiązek wyrzucania migrantów do Białorusi?
  • Zadaję sobie pytanie, jakie będzie społeczeństwo, gdy premiowane będą zachowania okrutne, bo tym jest faktycznie telefon do SG i zdradzenie miejsca pobytu migranta?
  • Czy działanie wbrew polityce państwowej nie wpłynie na wzrost nieufności do aparatu państwowego? A może ludzie znieczulą się i będzie większa obojętność?

Nie potrafię na te pytania odpowiedzieć, ale myślę, że to, z czym się mierzą mieszkańcy terenów przygranicznych na skutek zawieszenia prawa do azylu, nie pozostanie bez wpływu na nich i na ich podejście do państwa i do innych ludzi.

Tymczasem zawieszenie prawa do azylu nie zatrzymało migracji przez zieloną granicę. Wprawdzie „z góry” płyną komunikaty o odzyskaniu kontroli i szczelności granicy z Białorusią, ale rzeczywistość przygraniczna je weryfikuje. Staram się rozmawiać z funkcjonariuszami SG, gdy zatrzymują mój samochód do kontroli, co ma miejsce czasem nawet kilka razy dziennie. Któregoś razu, gdy kontroli było wyjątkowo dużo, zapytałam pograniczników, czemu tak sprawdzają pojazdy, przecież wiceminister spraw wewnętrznych i administracji Maciej Duszczyk napisał niedawno na x.com, że granica szczelna.

„Pani nie wierzy we wszystko, co mówi minister Duszczyk” – padła odpowiedź.
;
Regina Skibińska

Absolwentka prawa, z zawodu dziennikarka, przez wiele lat związana z „Rzeczpospolitą”. Trzykrotna laureatka konkursu dziennikarskiego Polskiej Izby Ubezpieczeń i laureatka Nagrody Dziennikarstwa Ekonomicznego Press Club Polska w 2023 r. Obecnie freelancerka, pisywała m.in. do „Gazety Wyborczej”, miesięcznika „National Geographic Traveler”, „Parkietu”, Obserwatora Finansowego i Prawo.pl. Po latach mieszkania w Warszawie osiadła z gromadką kotów na Podlasiu.

Komentarze