0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot . Tomasz Pietrzyk / Agencja Wyborcza.plFot . Tomasz Pietrzy...

Wyobraźmy sobie świat, w którym niebo jest zawsze zachmurzone, a słońce nigdy nie świeci pełnym blaskiem. Brzmi jak scenariusz wzięty żywcem z „Matriksa” lub innego postapokaliptycznego filmu? A może jak plan ratunku dla naszej planety?

Dla coraz większej liczby miliarderów z Doliny Krzemowej – to drugie.

Geoinżynieria słoneczna, bo o niej mowa, to kontrowersyjny pomysł na walkę z ociepleniem klimatu. Choć rozważane są różne koncepcje, miliarderzy najchętniej odnoszą się do wizji rozpylania w atmosferze cząsteczek odbijających światło słoneczne, by w ten sposób ochłodzić planetę.

Co prawda zasłonięcie nieba jak w „Matriksie” to przesadzona metafora, która nie jest (raczej?) realnym zagrożeniem, ale to wciąż dobry punkt wyjścia do dalszej dyskusji.

Czy miliarderzy mogą „bawić się w Boga” w imieniu całej ludzkości? Kto miałby im na to pozwolić lub tego zabronić? Czy chodzi im o ratowanie planety, czy o kolejny sposób na zarobienie olbrzymich pieniędzy?

Czy nie odwróci to uwagi od potrzeby ograniczania emisji gazów cieplarnianych i nie da „przyzwolenia” na dalsze szkodliwe praktyki największych „trucicieli”?

Przeczytaj także:

Geoinżynieria? Wystarczy jedna osoba

„Żeby zacząć, wystarczy jedna osoba, która powie: »Mam 100 milionów dolarów, mam prywatny odrzutowiec, zróbmy to«. Historia oceni, czy to dobrze, czy źle” – mówi w rozmowie z „Bloombergiem” Andrew Lockley, niezależny badacz w dziedzinie geoinżynierii.

To właśnie „Bloomberg” opracował obszerną analizę o rosnącym zainteresowaniu Doliny Krzemowej „zarządzaniem promieniowaniem słonecznym”, czyli SRM (solar radiation management). Jak odnotowuje „Bloomberg”, wśród zwolenników takiego rozwiązania są m.in. Bill Gates (współzałożyciel Microsoftu), Sam Altman (szef OpenAI) oraz Mike Schroepfer, Dustin Moskovitz i Matt Cohler (byli dyrektorzy różnych działów Facebooka, obecnie Meta).

Teksańska geoinżynieria armatą cząstek

Dla wielu zwolenników geoinżynierii gotowy szablon pochodzi z powieści Neala Stephensona z 2021 roku „Termination Shock”. To historia teksańskiego miliardera, który postanawia wziąć ochronę klimatu w swoje ręce. Bohater buduje największą na świecie armatę, która wystrzeliwuje do atmosfery cząstki mające odbijać promieniowanie słoneczne.

To właśnie po przeczytaniu tej książki Luke Iseman założył Make Sunsets – startup wypuszczający balony wypełnione siarczanami. Make Sunsets już nawet sprzedaje „kredyty chłodzące”, mające rzekomo offsetować emisje przedsiębiorstw. Iseman domaga się przyspieszenia prac nad wdrażaniem SMR – i piekli się, że niektórzy naciskają na osiągnięcie konsensusu naukowego dotyczącego skutków działań.

„Nie sądzę, by pierwszym krokiem do czynienia dobra powinno być osiągnięcie międzynarodowego konsensusu” – mówi przedsiębiorca.

„Gdyby to pozostawić w rękach rządu, nic by się nigdy nie wydarzyło” – dodaje Adam Draper, jeden z inwestorów startupu.

Nie wszyscy fundatorzy SRM chcą jednak działać tak szybko, jak to możliwe. „Potrzebujemy funkcji regulacyjnej, która działa, i dużo nauki. W tej chwili nie mamy żadnej z tych rzeczy" – komentuje w „Financial Times” Kelly Wanser, która od lat zajmuje się rozkręcaniem biznesów w Dolinie Krzemowej.

Ryzykowna zabawa w Boga

Tymczasem eksperci wskazują, że odbijanie światła słonecznego w celu ochłodzenia planety może mieć niebezpieczne konsekwencje:

System klimatyczny Ziemi jest niezwykle złożony i wciąż nie do końca poznany. Ingerencja na tak wielką skalę mogłaby wywołać trudne do przewidzenia efekty uboczne, potencjalnie gorsze niż samo globalne ocieplenie. Związane z tym ryzyka dotyczą m.in. drastycznej zmiany wzorców opadów i rozprzestrzeniania się wielu chorób, np. malarii.

Jednocześnie perspektywa „łatwego rozwiązania” problemu klimatycznego mogłaby osłabić motywację do redukcji emisji i zmiany modelu gospodarczego. Potencjalnie największymi „wygranymi” (przynajmniej krótkoterminowo) mogłyby więc zostać wielkie koncerny i rządy odpowiadające za największe emisje, które zyskałyby alibi dla utrzymywania swych szkodliwych praktyk.

Do tego rozpoczęcie programu geoinżynierii oznaczałoby konieczność jego ciągłego podtrzymywania. Nagłe przerwanie, na przykład rozpylania aerozoli, mogłoby doprowadzić do gwałtownego wzrostu temperatur. A przecież nie można wykluczyć, że poszczególni miliarderzy lub kraje po prostu zmienią zdanie.

To o tyle istotne, że obecnie nie istnieją żadne międzynarodowe regulacje dotyczące geoinżynierii. Teoretycznie każdy kraj czy każdy człowiek posiadający wystarczający kapitał mógłby rozpocząć własny program geoinżynieryjny. Tymczasem pytania o to, kto i na jakiej podstawie miałby decydować o wdrażaniu technologii oraz poniósłby konsekwencje niepowodzeń, są jak najbardziej zasadne. Ale na razie pozostają bez odpowiedzi.

Zwolennicy tego rozwiązania przekonują zaś, że geoinżynieria może przynieść efekty bardzo szybko. Częściowe przesłonienie promieniowania słonecznego miałoby dać ludzkości dodatkowy czas na przeprowadzenie niezbędnych zmian w gospodarce i stylu życia. To szczególnie istotne w obliczu tzw. punktów krytycznych w systemie klimatycznym, których przekroczenie może wywołać lawinę nieodwracalnych zmian na Ziemi.

Niektóre analizy sugerują też, że geoinżynieria mogłaby być tańsza niż radykalna przebudowa globalnej gospodarki w kierunku zeroemisyjności. Według jednej z analiz przytaczanych przez „Financial Times” w grę wchodzi ok. 70 mld dolarów rocznie. To dużo, ale w porównaniu z innymi technologiami – takimi jak usuwanie dwutlenku węgla z atmosfery – wciąż bardzo mało.

Geoinżynieria? Rozważyć, ale…

W 2023 roku ponad 90 naukowców z Europy, Kanady i USA podpisało otwarty list w sprawie potrzeby rozważenia geoinżynierii jako rozwiązania kryzysu klimatycznego. Jego sygnatariuszami byli m.in. naukowcy z NASA, Uniwersytetu Harvarda, Columbia University i MIT (Massachusetts Institute of Technology).

Autorzy tłumaczą, że geoinżynieria słoneczna nie powinna być priorytetem – najważniejsze wciąż pozostaje jak najszybsze ograniczenie emisji gazów cieplarnianych. Ale mimo kolejnych formalnych porozumień i niezliczonych deklaracji emisje te z roku na rok wciąż rosną. Dlatego potencjał geoinżynierii warto przynajmniej porządnie przebadać.

Do podobnych wniosków doszło zresztą ONZ. W raporcie z 2023 roku stwierdzono, że choć rosnące zainteresowanie SRM jest zrozumiałe, to technologia ta nie jest jeszcze gotowa do wdrożenia na dużą skalę. Nie ma też pewności, jak wpłynęłaby na społeczeństwa i środowisko ani nie wiadomo, jak kosztowna i (nie)bezpieczna by była.

Z tego powodu międzynarodowy panel ekspertów wskazał, że powszechne wdrażanie geoinżynierii słonecznej „w bliskiej i średniej perspektywie nie jest uzasadnione i byłoby obecnie nierozsądne”.

Rok później w osobnym raporcie ONZ postanowiło zabrać w tej sprawie już bardziej konkretne stanowisko.

Geoinżynieria słoneczna znalazła się wśród ośmiu największych zagrożeń dla działań na rzecz klimatu.

Termination shock

„Jeśli technologia SRM zostałaby wdrożona, efekty chłodzenia zaczęłyby zanikać natychmiast po zaprzestaniu jej stosowania, co prowadziłoby do zjawiska znanego jako termination shock – gwałtownego i znaczącego wzrostu globalnych temperatur po nagłym i trwałym przerwaniu działań SRM – z potencjalnie katastrofalnymi skutkami dla ekosystemów.

Inne skutki oraz niezamierzone konsekwencje środowiskowe obejmują opóźnienie zamykania się dziury ozonowej, ocieplenie regionów polarnych oraz ochłodzenie tropików. Technologie te są postrzegane jako potencjalnie wpływające na geopolitykę, wprowadzające ryzyka związane z bezpieczeństwem oraz wspierające kraje rozwinięte kosztem krajów rozwijających się, które już teraz mocno odczuwają skutki zmian środowiskowych i klimatycznych. Technologie te nie rozwiązują podstawowych przyczyn zmiany klimatu” – komentuje ONZ.

Zaznacza jednak, że choć SRM to rozwiązanie „spekulacyjne i wysoce kontrowersyjne”, to jednak kontrola procesu naukowego i większa debata publiczna na ten temat są obecnie potrzebne.

Czy to prawda?

Geoinżynieria słoneczna to może być skuteczny sposób na zahamowanie ocieplenia globu i na kryzys klimatyczny.

Sprawdziliśmy

Pomysł na przesłonienie promieni słonecznych daje bardzo niepewne korzyści, za to tworzy bardzo wiele zagrożeń. Do tego może odwracać uwagę od tego, co najważniejsze, czyli pilnej potrzeby ograniczania emisji gazów cieplarnianych.

Uważasz inaczej?

Stworzony zgodnie z międzynarodowymi zasadami weryfikacji faktów.

Emisje Big Tech wystrzeliły

Dlaczego jednak technologicznie giganci w ogóle podnoszą pomysły geoinżynierii? Czy przede wszystkim nie powinni skupić się na redukcji własnych emisji?

Po pierwsze – jak najbardziej powinni. Po drugie – i nawet się do tego zobowiązali, przedstawiając jedne z najambitniejszych planów dekarbonizacji wśród globalnych korporacji. Ale po trzecie – życie plany te zweryfikowało bardzo szybko.

Na przykład Microsoft w 2020 roku zadeklarował, że do 2030 stanie się wręcz „pozytywny klimatycznie” – czyli, że więcej CO2 z atmosfery będzie „wyciągał”, niż do niej emitował.

Tymczasem do 2023 roku emisje CO2 Microsoftu wzrosły o 30 proc. W podobnym czasie również szefowie Google’a obiecali osiągnięcie neutralności klimatycznej do 2030 roku. W ciągu ostatnich pięciu lat emisje spółki wzrosły jednak o 48 proc., z czego najwięcej w roku ubiegłym. Podobnie wygląda to w przypadku innych potentatów na rynku technologicznym. W rezultacie ich zobowiązania są już praktycznie martwe.

Dlaczego rzeczywistość aż tak bardzo rozminęła się z obietnicami „Big Tech”?

Bo kilka lat temu nie przewidziano, że tzw. sztuczna inteligencja rozwinie się tak szybko. Technologiczny wyścig o bycie pierwszymi i najlepszymi pociągnął za sobą gigantyczną rozbudowę centrów danych. Te zaś potrzebują bardzo dużo energii elektrycznej – nie tylko do „zwykłej pracy”, lecz samo tworzenie, budowa i transport do takich centrów związane są z emisją CO2. „Financial Times” przywołuje przykład Google, w przypadku którego centra danych odpowiadają za 25 proc. emisji, a łańcuch dostaw i rozbudowa infrastruktury za pozostałe 75 proc.

Z drugiej strony rosnące zapotrzebowanie na energię elektryczną centrów danych nie jest aż tak wielkim problemem. Obecnie urządzenia te odpowiadają za około 1-2 proc. globalnego zużycia energii elektrycznej. Według Międzynarodowej Agencji Energetycznej, centra danych będą odpowiadać za jedynie 3 proc. wzrostu globalnego zapotrzebowania na energię do 2030 roku. Inne sektory, takie jak przemysł, pojazdy elektryczne czy klimatyzacja, będą miały kilkukrotnie większy wpływ.

„Między 2010 a 2018 rokiem moc obliczeniowa centrów danych wzrosła o ponad 550 proc., podczas gdy ich zużycie energii wzrosło tylko o 6 proc.” – odnotowuje na swym blogu Hannah Ritchie, specjalistka od analizy danych z serwis Our World In Data.

Do tego firmy technologiczne w poszukiwaniu ograniczenia emisji skierowały się przede wszystkim raczej w innym kierunku. I choć dużo inwestują w odnawialne źródła energii, to jednak ostatnio głośno jest o innym pomyśle.

Google, Microsoft, Nvidia, Amazon i inni potentaci z branży technologicznej liczą, że rosnące zapotrzebowanie na energię elektryczną z ich strony uda się pozyskać dzięki rozbudowie energetyki jądrowej. Microsoft porozumiał się w sprawie ponownego uruchomienia elektrowni Three Mile Island w Pensylwanii, którą zamknięto w 2019 roku.

Ocieplenie klimatu przyspiesza

Skoro wielkie firmy technologiczne nie są aż takim obciążeniem dla klimatu, to czym można tłumaczyć ich zainteresowanie geoinżynierią? Wyjaśnień może być wiele.

Jak chociażby rozdmuchane ego miliarderów, którzy są przekonani, że technologia może uratować wszystko. Albo chęć wyciąganie ogromnych pieniędzy z publicznej kasy na „prowadzenie badań” i kosztowne wdrażanie nieefektywnych technologii.

Przekonywanie świata, że jest się częścią rozwiązania, a nie problemu, może też zdejmować presję z wielkich firm i oddalać ryzyko wprowadzenia opłat za emisje, które mogłyby mocno uderzyć w ich przychody.

Nie można jednak wykluczyć, że po prostu chcą zrobić „coś dobrego” dla klimatu – ale w sposób, który absolutnie nie zaszkodzi ich biznesom.

Jaka nie byłaby motywacja Doliny Krzemowej, warto podkreślić, że kryzys klimatyczny przyspiesza. Emisje gazów cieplarnianych w 2024 roku osiągnęły rekordowy poziom, a kończący się rok będzie kolejnym z rzędu, który pod względem temperatury zapisze się jako rekordowo wysoki.

Realizacja pierwszego z celów klimatycznych, zapewniającego większe bezpieczeństwo ludzkości, jest już praktycznie poza naszym zasięgiem. Co więcej, zmierzamy nie w kierunku nieznacznego przekroczenia progu wzrostu globalnego ocieplenia o 1,5 st. C, lecz niemal dwukrotnie większego.

W skrócie: geoinżynieria może nie być tym, czego potrzebujemy, ale może okazać się tym, na co nas stać.

Tymczasem Neal Stephenson, wspomniany pisarz science fiction, nie cieszy się z tego, że jego opowieść staje się rzeczywistością. Jak tłumaczy w „FT” każdy, kto planuje podjąć działania na podstawie jego książki, powinien najpierw przeczytać ją w całości. „To z pewnością nie jest historia, w której geoinżynieria słoneczna zostaje wdrożona, a wszyscy żyją długo i szczęśliwie” – podsumowuje pisarz.

Cykl „SOBOTA PRAWDĘ CI POWIE” to propozycja OKO.press na pierwszy dzień weekendu. Znajdziecie tu fact-checkingi (z OKO-wym fałszometrem) zarówno z polityki polskiej, jak i ze świata, bo nie tylko u nas politycy i polityczki kłamią, kręcą, konfabulują. Cofniemy się też w przeszłość, bo kłamstwo towarzyszyło całym dziejom. Rozbrajamy mity i popularne złudzenia krążące po sieci i ludzkich umysłach. I piszemy o błędach poznawczych, które sprawiają, że jesteśmy bezbronni wobec kłamstw. Tylko czy naprawdę jesteśmy? Nad tym też się zastanowimy.

;
Na zdjęciu Szymon Bujalski
Szymon Bujalski

Redaktor serwisu Naukaoklimacie.pl, dziennikarz, prowadzi w mediach społecznościowych profile „Dziennikarz dla klimatu”, autor tekstów m.in. dla „Wyborczej” i portalu „Ziemia na rozdrożu”

Komentarze