0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: 20.12.2023 Warszawa , Plac Powstancow Warszawy 7 . Siedziba TVP . Fot. Dawid Zuchowicz / Agencja Wyborcza.pl20.12.2023 Warszawa ...

We wtorek 19 grudnia 2023 Sejm przyjął uchwałę wzywającą „wszystkie organy RP do niezwłocznego podjęcia działań mających na celu przywrócenie ładu konstytucyjnego w zakresie dostępu obywateli do rzetelnej informacji i funkcjonowania mediów publicznych oraz w zakresie niezależności, obiektywizmu i pluralizmu w realizacji misji publicznej przez publiczną radiofonię i telewizję, a także w zakresie uzyskiwania i przekazu informacji przez Polską Agencję Prasową”.

Jak pisaliśmy w OKO.press, nowy rząd miał kilka scenariuszy, zgodnie z którymi mógł przeprowadzić zmiany we władzach spółek medialnych należących do Skarbu Państwa. Dwa z nich dotyczyły uprawnień ministra kultury, który wykonując w spółkach uprawnienia właścicielskie, mógł m.in. podjąć jako walne zgromadzenia uchwałę o postawieniu spółek w stan likwidacji i ustanowić likwidatora, bądź też zawiesić zarząd.

Bartłomiej Sienkiewicz, nowy minister, nie skorzystał z żadnej z tych ścieżek. Komunikat na stronie ministerstwa oznajmił, że minister postanowił 19 grudnia zastosować się do uchwały Sejmu i jeszcze tego samego dnia odwołał dotychczasowych prezesów TVP, PAP i Polskiego Radia, powołał nowe rady nadzorcze tych spółek, które następnie powołały nowe zarządy spółek. Wszystko to zrobił „działając na podstawie przepisów Kodeksu spółek handlowych”.

Czy decyzja ministra to rzeczywiście wykonanie wyroku TK? Czy jest legalna?

W obecnym stanie prawnym kompetencję do powoływania i odwoływania zarządów spółek posiada Rada Mediów Narodowych, którą do życia powołała większość sejmowa PiS w czerwcu 2016 roku. Uchwała sejmowa z 19 grudnia stwierdza, że zarządy są powołane wadliwie, a jako podstawę swojego rozumowania wskazuje niewykonany wyrok Trybunału Konstytucyjnego z 2016 roku.

Jak wyjaśniliśmy w OKO.press, wyrok TK z 2016 roku nie dotyczy jednak bezpośrednio przepisów wprowadzających w życie Radę Mediów Narodowych. Odnosił się on do ustawy wcześniejszej niż ustawa o RMN, czyli tzw. małej ustawy medialnej, która przekazywała uprawnienia powoływania i odwoływania organów spółek medialnych ministrowi Skarbu Państwa.

Wyrok ten podkreślał, że należy przywrócić kompetencje do udziału w tych czynnościach Krajowej Radzie Radiofonii i Telewizji, ponieważ jest ona do tego uprawniona konstytucyjnie.

Ustawa o Radzie Mediów Narodowych wciąż obowiązuje, choć w uzasadnieniu do wyroku z 2016 roku Trybunał kilkukrotnie wspomina o niej w kontekście obchodzenia konstytucyjnych regulacji o KRRiT.

Wobec tego minister kultury, który jest jedynym akcjonariuszem spółek i występuje jako walne zgromadzenie, zdecydował się nie opierać się na rozwiązaniach ustawowych, tylko zastosował przepisy kodeksu spółek handlowych. Które? Tego w komunikacie ministerstwa nie ujawniono. Prof. Michał Romanowski w rozmowie z Business Insider wskazywał, że najprawdopodobniej chodziło o art. 385 par 1 kodeksu spółek handlowych, który mówi po prostu o kompetencji walnego zgromadzenia do powoływania oraz odwoływania rady nadzorczej. Powodem takiego kroku miały być względy konstytucyjne.

Wśród prawników nie brakuje krytyków takiego postępowania.

Ekspert Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka dr Marcin Szwed wskazał na Twitterze, że minister nie może powoływać się na wyrok TK z 2016 roku, ponieważ jego sensem jest przywrócenie kompetencji KRRiT. Tymczasem działania Bartłomieja Sienkiewicza pomijają zarówno konstytucyjnie uprawniony organ, czyli KRRiT, a także obowiązujące, choć kontestowane, przepisy o RMN.

„Nie da się w tej chwili w sposób ostateczny przesądzić, kto ma rację. Można tylko powiedzieć, jakie argumenty stoją za jednym, lub drugim stanowiskiem” – komentuje w rozmowie z OKO.press prof. Katarzyna Bilewska z Katedry Prawa Handlowego Uniwersytetu Warszawskiego, adwokatka i partner w kancelarii BLSK Legal.

Bilewska: "Rzeczywiście, z treści wyroku TK z 2016 r., można wnioskować, że minister solo nie ma uprawnienia do kształtowania stanu personalnego w mediach publicznych. Do tego w aktualnym stanie prawnym jednak obowiązuje ustawa o RMN. Ale Trybunał w 2016 roku wyraźnie powiedział też, że przepisy, które zmierzają do wyeliminowania KRRiT jako organu odpowiedzialnego za powoływanie oraz odwoływanie zarządów i rad nadzorczych mediów publicznych, są niezgodne z Konstytucją. Tryb z udziałem RMN nie jest trybem prawidłowym.

Minister musiał zatem uznać, że wyrok z 2016 roku stwarza lukę legislacyjną. Nie ma przepisu kształtującego w sposób konstytucyjny skład organów mediów na poziomie ustawy. I stąd przesłanki, by zastosować bezpośrednio kodeks spółek handlowych".

Przeczytaj także:

Uchwała jest wykonalna, nawet jeśli byłaby sprzeczna z ustawą

Jaki jest zatem status decyzji ministra, jeśli istnieją poważne wątpliwości prawne co do podjętej przez niego uchwały?

„Ta uchwała obowiązuje, jej wykonalność jest natychmiastowa. Zgodnie z orzecznictwem Sądu Najwyższego każda uchwała walnego zgromadzenia spółki akcyjnej obowiązuje, nawet gdyby była potencjalnie wadliwa, dopóki Sąd Okręgowy prawomocnym wyrokiem nie stwierdzi jej nieważności” – wyjaśnia prof. Bilewska.

Orzeczenie, o którym mowa, to uchwała składu siedmiu sędziów SN z 18 września 2013 (Sygn. akt III CZP 13/13). Teoretycznie więc decyzja ministra, nawet jeśli byłaby niezgodna z prawem, po prostu obowiązuje, więc powinna być respektowana przez pracowników spółki. A jednak jest kontestowana przez dotychczasowe zarządy. Co wtedy?

„W praktyce w przypadku sporu osoby trzecie, każdy, kto nie jest samą telewizją i członkiem organu spółki, czyli na przykład ochrona budynku, szeregowi pracownicy spółki, czy nawet policja, objęci są rękojmią wiary publicznej Krajowego Rejestru Sądowego. Jeśli dana uchwała jest wpisana do rejestru, to powinni ją respektować i mogą się na nią powołać. Ale co do zasady samo okazanie takiej uchwały (nawet bez wpisu do KRS) również powinno spotkać się z takim efektem. Wpis byłby dodatkowym potwierdzeniem” – wyjaśnia prof. Bilewska.

Piłeczka zatem jest po stronie sądu rejestrowego, do którego najprawdopodobniej skierowano już wniosek.

„Sąd rejestrowy zdecyduje. Może wykreślić stary zarząd i wpisać nowy, a może oddalić wniosek ministra i uznać stary zarząd. Może też zawiesić postępowanie z takiego wniosku i nie podjąć żadnej decyzji”.

A jeśli dotychczasowe zarządy nie uznają swojego odwołania?

W przestrzeni medialnej pojawiały się informacje na temat tego, czy dotychczasowi prezesi spółek podpisali dokumenty z rezygnacją, czy nie. Były one często sprzeczne. W tej chwili swoje odwołanie uznała była prezes Polskiego Radia Agnieszka Kamińska. Oficjalnie za urzędujących prezesów uważają się Mateusz Matyszkowicz (TVP) oraz Wojciech Surmacz (PAP). Czy brak rezygnacji z ich strony jest przeszkodą?

„To nie ma znaczenia. Rezygnacja jest tylko jednym ze sposobów utraty funkcji. To tylko oświadczenie, które jest kierowane do spółki i nie wymaga zgody, ani zatwierdzenia. Jeśli walne zgromadzenie albo akcjonariusz dokonali odwołania zarządu, to nikt nie musi się na to zgadzać. To już jest decyzja wiążąca. Odwoływany nie musi akceptować tego, że jest odwołany” – mówi prof. Bilewska.

Teoretycznie dotychczasowi prezesi mają jeszcze ścieżkę odwoławczą.

„Mogą pójść do sądu. Ale będzie stało przed nimi trudne zadanie. Orzecznictwo sądów mówi o tym, że były członek zarządu lub były członek rady nadzorczej nie może skarżyć uchwał o swoim odwołaniu. Choć w wyjątkowych sytuacjach sądy uznawały taką ewentualność. W tej chwili nie można przesądzić, czy wniesione przez nich pozwy będą nieskuteczne” – dodaje ekspertka.

Chodzi o przejęcie kontroli

Ostatecznie jednak w całej sytuacji kluczowe jest to, czy nowemu zarządowi uda się rzeczywiście przejąć kontrolę nad spółkami. Oznacza to zatem zajęcie siedziby, kierowanie pracami spółki, współpracę z przynajmniej częścią dotychczasowych pracowników.

Z informacji medialnych wynika, że właściwie w pełni udało się to przeprowadzić w Polskim Radiu, którego dotychczasowa prezes Agnieszka Kamińska po prostu opuściła swój gabinet. Do przejęcia dochodzi także w TVP – dotychczasowy zarząd nie kontroluje już emisji, co możliwe było dzięki przejściu na stronę nowych władz części menedżerów i pracowników. Nazwiska członków rady nadzorczej powołanej przez ministra oraz prezesa powołanego przez radę nadzorczą widnieją już na stronie spółki.

Inaczej wygląda sytuacja w PAP, gdzie – jak przyznają informatorzy OKO.press – w czwartek rano nadal istniał organizacyjny pat. Stary zarząd zajmuje gabinet, nowy – salkę konferencyjną. Nowy zarząd zaczyna zwalniać część pracowników wyższego szczebla, nowy – rozsyłać listy, by pracownicy ignorowali te decyzje.

„To klasyczna sytuacja tak zwanych dwóch zarządów, która jest spotykana w przypadku sporów dotyczących prawidłowości powołania organów. W spółkach należących do Skarbu Państwa nie jest to częste, ale w obrocie prywatnym zdarza się, że odwołany zarząd nie chce uznać swojego odwołania i twierdzi, że ma cały czas mandat do działania. Taka sytuacja jest oczywiście szkodliwa dla spółki, bo uniemożliwia osobom trzecim podjęcie czynności z taką spółką. Po to właśnie funkcjonują wpisy do rejestru – by w granicznych sytuacjach to sąd rozstrzygał, który z zarządów jest »w prawie«. W przypadku konfliktu w spółce to standardowy scenariusz i podejrzewam, że minister przewidywał, że może do tego dojść” – komentuje prof. Bilewska.

I puentuje: „Z dostępnych opcji prawnych minister wybrał ścieżkę najbardziej radykalną i taką, która przy powodzeniu daje mu 100 proc. kontroli sytuacji w spółkach. Ale ścieżka ta niesie też w sobie daleko idące ryzyka. Zobaczymy, jak sytuacja się potoczy”.

;

Udostępnij:

Dominika Sitnicka

Absolwentka Prawa i Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała m.in. w Dwutygodniku, Res Publice Nowej i Magazynie Kulturalnym. Pisze o praworządności, polityce i mediach.

Komentarze