0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Image by rawpixel.comImage by rawpixel.co...

"Medycyna należy do tych profesji, które rzeczywiście są szczególnie narażone na mobbing i dyskryminację. Powodów jest wiele. Jak mówiłam, przyczynia się do tego silne zhierarchizowanie tego zawodu i relacja mistrz/uczeń. Ale tak naprawdę mobbing w medycynie zaczyna się już na studiach" - mówi lekarka Julia Pankiewicz, członkini Komisji ds. Przeciwdziałania Mobbingowi i Dyskryminacji OZZL

Julia Pankiewicz, foto własne

Sławomir Zagórski, OKO.press: Napisała pani niedawno na Twitterze: „Podczas zjazdu członków i członkiń Regionu Małopolskiego OZZL [Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy] miałam przyjemność opowiedzieć o zjawiskach mobbingu i dyskryminacji w ochronie zdrowia. Z reakcji na sali można było wywnioskować, że

prawie każdy lekarz/rka wyraźnie dostrzegają lub byli świadkami mobbingu/dyskryminacji w swoim miejscu pracy. Wszyscy widzą, ale (prawie) nikt nie reaguje”.

Skąd u pani, młodej lekarki, zainteresowanie mobbingiem?

Lek. Julia Pankiewicz*: No cóż, po pierwsze zawsze byłam aktywistką.

Po drugie, wybrałam zawód, który jest bardzo zhierarchizowany i w którym doświadczenie zdobywa się w oparciu o relację mistrz/uczeń. To sprawia, że w moim fachu jest naprawdę spore pole do nadużyć. Jestem również osobą niezamykającą oczu na nieprawidłowości w moim otoczeniu, poczułam więc potrzebę dokonania zmiany.

Zaskoczyło mnie jak bardzo to powszechne zjawisko, które większość z nas przyjmuje za coś normalnego, zastanego, z czym trzeba się pogodzić.

A ponieważ we mnie tej zgody nie było i nie ma, zaproponowano mi w ubiegłym roku funkcję Koordynatorki ds. Praw Kobiet i Walki z Dyskryminacją w Mazowieckim Regionie Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy.

OZZL działa regionalnie na terenie województw, ale także centralnie na poziomie całego kraju. W grudniu 2022 powstała specjalna 5-osobowa Komisja ds. Przeciwdziałania Mobbingowi i Dyskryminacji na poziomie krajowym. Zostałam do niej zaproszona i podjęłam to wyzwanie.

Sądzę, że jedną z przyczyn, dla której znalazłam się we wspomnianej Komisji jest także to, iż jestem w trakcie rezydentury z psychiatrii i jestem również interwentką kryzysową. Interesuję się więc zawodowo zdrowiem psychicznym, a więc i tym, co mu bezpośrednio zagraża, tj. dyskryminacją i mobbingiem.

Mobbing a dyskryminacja

Czym różni się mobbing od dyskryminacji?

Mobbing to termin zarezerwowany dla relacji zawodowych. Kodeks pracy ściśle definiuje to pojęcie. Są to: „Działania lub zachowania dotyczące pracownika lub skierowane przeciwko pracownikowi, polegające na uporczywym i długotrwałym nękaniu lub zastraszaniu pracownika, wywołujące u niego zaniżoną ocenę przydatności zawodowej, powodujące lub mające na celu poniżenie lub ośmieszenie pracownika, izolowanie go lub wyeliminowanie z zespołu współpracowników”.

Przeczytaj także:

Dyskryminacja ma szersze znaczenie. Można kogoś dyskryminować np. ze względu na płeć, kolor skóry, tuszę, niepełnosprawność, przekonania polityczne, wiarę czy orientację seksualną.

Ważną różnicą między mobbingiem a dyskryminacją jest to, że w przypadku mobbingu musimy udowodnić, że on zaistniał. Natomiast w przypadku dyskryminacji to pracodawca udowadnia, że nie doszło do nierównego traktowania.

Mobbing ponadto jest celowy i ma długotrwały, uporczywy charakter. Natomiast dyskryminacja może być jednorazowym zjawiskiem.

Medycyna to nie jedyny zawód, w którym doświadcza się często mobbingu. Wystarczy wspomnieć choćby zawody artystyczne czy dziennikarstwo.

Chyba nie ma takiego zawodu, który byłby wolny od tego zjawiska. To wynika z naszej ludzkiej natury. Po prostu wielu ludzi nie szanuje innych. nie lubi inności, brakuje im empatii. Nie potrafi zarządzać ludźmi, tymczasem nimi zarządza.

Jednak medycyna należy do tych profesji, które rzeczywiście są szczególnie narażone na mobbing i dyskryminację. Powodów jest wiele. Jak mówiłam, przyczynia się do tego silne zhierarchizowanie tego zawodu i relacja mistrz/uczeń. Ale tak naprawdę mobbing w medycynie zaczyna się już na studiach.

Proszę o tym opowiedzieć.

Zacznę od tego, że na uczelniach medycznych nauczają osoby, które pracują w szpitalach. Często są w nich szefami czy nadzorują specjalizację i jednocześnie uczą studentów na uczelni. I niejako przenoszą na studentów te same metody postępowania, które stosują wobec swoich podwładnych w szpitalu czy klinice.

Te metody z kolei często wynikają z ich własnych doświadczeń. Bo ci dzisiejsi szefowie oddziałów czy klinik sami byli kiedyś wychowywani przez swoich szefów tzw. twardą ręką. Nauczyli się, że tak trzeba. Że w pracy liczy się zadaniowość. Że po to, by osiągnąć cel, należy iść po trupach i nie się oglądać na nikogo, bo tylko tak można wejść na szczyt.

Takie osoby mogą być okropnymi szefami, a jednocześnie świetnymi specjalistami. Młodzi nie mają wyjścia. Muszą się od nich uczyć, bo tylko oni znają się dogłębnie na tym fachu.

Tacy wykładowcy wierzą, że motywowanie odbywa się głównie poprzez karcenie, co – proszę zauważyć – jest cechą charakterystyczną całego polskiego systemu edukacji. Polska szkoła w dużej mierze uczy oceniania i motywowania poprzez stawianie jedynek i dwójek. Bo jak dostaniesz pałę, to następnym razem się nauczysz.

Moim zdaniem studenci medycyny są w gruncie rzeczy wypaleni zawodowo już po samych studiach.

Wychowani twardą ręką

Nie chcę broń Boże chwalić wychowywania twardą ręką, ale ponieważ medycyna to ciężki kawałek chleba, może trzeba jednak młodych ludzi zawczasu zahartować?

Większość osób idących na medycynę zdaje sobie sprawę, że nie będą to łatwe studia, a tym bardziej lekka praca. Z tym że podejście wykładowcy to tylko jedna ze składowych, która przyczynia się do tego, że kończymy te studia w pewien sposób już wypaleni.

Studenci medycyny dostają sygnały, że są niewystarczająco zdolni czy pracowici, co jednorazowo nie jest takie dotkliwe, za to powtarzalne, co utrwala w nas przekonanie o naszej niskiej wartości. Jeżeli raz po raz dowiadujemy się, że jesteśmy beznadziejni, można sobie wyobrazić, jak to rzutuje na nasze studiowanie i na późniejszą pracę.

Studia powinny wzmacniać dobre strony studenta, a nie bez przerwy karcić go za te gorsze. Bo my na studiach mamy prawo popełniać najróżniejsze błędy, właśnie po to, by nie robić ich potem, w pracy.

Pani sama tego doświadczyła?

Tak. Bo znowu, jest to system, w którym jesteśmy cały czas oceniani.

Mówiąc o wypaleniu miałam na myśli nie tylko wielu niefajnych nauczycieli akademickich, ale także natłok materiału do opanowania. Nie wiem, czy są inne studia, na których wymaga się przyswojenia aż takiej ilości szczegółów w tak krótkim czasie.

Nie bez znaczenia jest także rys naszej - medyków - osobowości jako pomagaczy. Lubimy być doceniani.

Kolejny czynnik, który bardzo nas stresował, to to, że nasze dalsze losy w tym zawodzie zależą tak naprawdę od jednego jedynego egzaminu, czyli lekarskiego egzaminu końcowego, w skrócie LEK-u.

LEK składa się z 200 pytań i na podstawie jego wyniku lekarz dostaje się albo się nie dostaje na wymarzoną specjalizację, na którą jest np. tylko jedno miejsce w województwie.

Wyścig, w którym uczestniczymy od początku studiów o średnią, o oceny, o końcowy wynik z LEK-u, trwa więc 6 lat. A potem jak już zdamy ten egzamin i dostaniemy się na specjalizację, to wchodzimy na jeszcze wyższy etap, gdzie pojawia się odpowiedzialność.

Wyobraźmy więc sobie młodego lekarza, nieźle „przeczołganego” na studiach, który tak naprawdę nie ma zasobów, żeby sobie radzić z dodatkowym obciążeniem, bo nie ma doświadczenia.

Jest wyzuty z energii, tymczasem zaczynają się nowe obowiązki, odpowiedzialność, zapoznawanie się z działaniem systemu ochrony zdrowia od kuchni, biurokracja, dyżury, poradnia.

I jeśli taki młody człowiek trafia w miejsce, gdzie panuje atmosfera strachu, gdzie szef/szefowa mobbuje rezydentów, nie ma szans, żeby odżył. Bez wzajemnego wspierania się rezydentów naprawdę ciężko sobie z tym wszystkim poradzić.

Dobrze, że nie poszedłem na medycynę, choć mama lekarka namawiała.

Ja specjalnie mówię panu teraz o tych trudnych aspektach. Ale nie należy też zapominać, że na medycynie spotyka się wspaniałych ludzi. To również cudowny czas. Okres naszej młodości. Okres imprez, rozwoju towarzyskiego, zawierania związków.

Z perspektywy czasu dobrze wspominam studia, ale uważam, że zarówno na uczelni, jak i po zdaniu wszystkich egzaminów, już w pracy, nie należy godzić się na wszystko za wszelką cenę. Bo jak człowiek położy uszy po sobie i w imię nauki zawodu nie protestuje, bardzo łatwo stać się niewolnikiem systemu. A jak się w niego już wpadnie, jest bardzo mało furtek, by wyjść.

Dlatego należy głośno mówić o nieprawidłowościach, o zachowaniach mobbingujących, o mobberach, o dyskryminacji, żeby zdjąć z tych tematów maskę tabu.

Bo jeśli o czymś milczymy, to tak, jakby tego nie było, a to przecież nieprawda.

Ani świnka, ani morska

Wracam do pani wystąpienia na temat mobbingu na spotkaniu związkowym. O czym konkretnie mówiła pani kolegom?

Głównie o psychologicznych aspektach mobbingu. O tym, co mobbing i dyskryminacja robią w środowisku pracy. O tym, że mobbing, dyskryminacja skierowane wobec jednej osoby w zespole roztaczają atmosferę strachu na wszystkich wokół i rzutują na pracę całego zespołu.

Pokazywałam niektóre infografiki ze strony Civility Saves Lives [Uprzejmość ratuje życie]. Opowiadałam jak nieuprzejmość, która może być początkiem zjawiska dyskryminacji czy mobbingu, oddziałuje na lekarza. Że zajmuje jego głowę, jego uwagę, którą mógłby w 100 procentach poświęcić pacjentowi.

Że jeśli szef wyżywa się na pracownikach, spada jakość ich usług. Myślę, że ktoś, kto mobbuje, w ogóle nie bierze pod uwagę tego, że jego zachowanie wpływa bezpośrednio na jakość opieki nad pacjentem.

Z jednej z infografik na wspomnianej stronie Civility Saves Lives wynika, że aż 80 proc. respondentów marnuje swój czas zamartwianiem się doświadczoną nieuprzejmością, 48 proc. ogranicza czas spędzany w pracy, a 38 proc. obniża jakość swojej pracy.

Można nawet powiedzieć, że mobbing wpływa na liczebność kadry medycznej. Wyobraźmy sobie, że doświadczamy mobbingu/dyskryminacji w pracy i idziemy z tego powodu na L4. Ale może być też tak, że ktoś w ogóle rezygnuje z tego zawodu, bo nie jest w stanie znieść złego traktowania przez szefa.

Miałam satysfakcję, ponieważ po wykładach prawnika, który mówił o prawnych aspektach mobbingu, i moim, wywiązała się dyskusja. Koledzy dzielili się swoimi doświadczeniami, zadawali pytania. Mówili, że warto przetłumaczyć i umieścić w szpitalach niektóre pokazywane przeze mnie infografiki. Widać było, że temat ich żywo interesuje, dotyka.

Kto najczęściej jest mobbingowany w środowisku medyków?

Kobiety, czyli tak samo, jak w całej populacji. Kobiety uchodzą za osoby „słabsze”, nad którymi łatwiej jest dominować. Gdy zaczynałam zajmować się mobbingiem w mazowieckim regionie OZZL, celowo nazwaliśmy moją funkcję ‘Koordynatorka ds. praw kobiet i walki z dyskryminacją’.

Chcieliśmy podkreślić, że to kobiety doznają częściej dyskryminacji, mobbingu. Częściej, co nie znaczy, że mężczyźni nie są odbiorcami tych zachowań. Proszę jednak zauważyć, że to lekarki zaczęły mówić publicznie o tych zjawiskach jako pierwsze, zaczęły opowiadać o tym w mediach.

Warto dodać, że kobiet jest więcej w medycynie. Ponadto kobiety mogą być dyskryminowane z większej liczby powodów niż mężczyźni. W wielu zawodach – dotyczy to także nas, lekarzy – kobiety zarabiają relatywnie mniej niż mężczyźni. Nie mówiąc już o tym, że lekarzowi-mężczyźnie nikt z zadaje pytania, czy zamierza mieć dzieci. A kobiety prawie zawsze je słyszą ubiegając się o pracę.

Kobietom się także często mówi, że nie nadają się do pewnych specjalizacji. Że nie pogodzą tego z domem. Że są za słabe fizycznie, emocjonalnie. Że w ogóle są emocjonalne, co używane jest w znaczeniu pejoratywnym.

Ja tego nie doświadczyłam, natomiast śmianie się z tego, że np. kobieta chce iść na chirurgię ogólną, było za czasów studiowania na porządku dziennym.

Na pewno pan słyszał, że kobieta chirurg jest jak świnka morska. Ani świnka, ani morska.

Coś w tym chyba jednak jest? Proszę sobie wyobrazić, że jest pani doświadczonym chirurgiem-ortopedą. Zgłasza się do pani na rezydenturę młoda, krucha dziewczyna. Nie odwodzi jej pani od tego pomysłu?

Absolutnie nie! Mówię, że skoro ja dałam radę, to czemu ona nie da? To po pierwsze. A po drugie nawet bym ją wzmacniała. Powiedziałabym: Świetny wybór. Jestem z ciebie dumna. Jak dobrze, że ucierasz nosa tych wszystkim, którzy w ciebie nie wierzą.

W niedawno wydanej książce, napisanej przez ratownika medycznego Janka Świtałę znanego jako Yanek, przeczytałam, że w jego zawodzie, który uchodzi za bardzo trudny i bardzo obciążający zarówno pod względem psychicznym i fizycznym, jest coraz więcej kobiet.

Autor książki jednocześnie przyznaje: "Nie widzę specjalnej różnicy między ratownikiem a ratowniczką. I na nic się zdadzą argumenty, że przecież kobieta nie podniesie 150-kilogramowego pacjenta, bo ja sam też go nie podniosę".

Od kobiet wymaga się, że będą perfekcyjne na każdym polu, a przede wszystkim my same od siebie tego wymagamy. Bo jesteśmy tak wychowywane, że my musimy być na 100 procent dobrymi uczennicami. A w przyszłości dobrymi żonami, matkami, córkami i nie wiadomo jeszcze kim.

Rozumiem, że Komisja, której pani jest członkiem, pomaga również mężczyznom?

Naturalnie. Zajmuję się walką z dyskryminacją, która dotyczy każdego, niezależnie więc także od płci.

Jedyny warunek – członkostwo w związku

Kto oprócz pani jest w Komisji?

2 lekarki, lekarz i prawniczka. Jedną z członkiń jest Przewodnicząca Zarządu Krajowego Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy, co podkreśla wagę tematu.

Na czyje głosy czekacie?

Każdego lekarza i każdej lekarki, który/a poczuł/a się z jakiegokolwiek powodu dyskryminowany/a bądź poddany/a mobbingowi.

Jest jeden warunek – trzeba być członkiem związku zawodowego. Niedawno na stronie ozzl.org.pl powstała specjalna zakładka „mobbing”, gdzie mieści się krótki opis tego zjawiska, plus link do naszego maila, na który można się zgłaszać.

Jeśli ktoś nie jest członkiem związku, może się dziś zapisać w maksymalnie prosty sposób - poprzez stronę internetową https://ozzl.sorga.pl/user/notifications

W Polsce lekarze niechętnie wstępują do związku. Nie widzą w tym żadnych korzyści.

Mam nadzieję, że to się zmieni. Myślę, że nie bez znaczenia jest tu aktywność młodych lekarzy w mediach społecznościowych i promowanie związku. Bo zarówno ja, przewodniczący Porozumienia Rezydentów OZZL i inni, działamy w mediach społecznościowych.

Wydaje mi się, że ludzie, widząc tę aktywność, czują się zachęceni. Widzą, że jest jakaś nowa energia w związkach zawodowych. Przynajmniej mam taką nadzieję.

Być może istnienie Komisji, o której rozmawiamy, będzie dodatkową zachętą. Do tej pory ludzie w sytuacji mobbingu czuli się zupełnie bezradni, a dziś mają, gdzie szukać pomocy.

Czy podobną działalność prowadzi też samorząd, do którego lekarze należą obowiązkowo?

Prezes Okręgowej Izby Lekarskiej w Warszawie, Piotr Pawliszak, zadeklarował, że warszawski samorząd będzie zajmować się mobbingiem.

Pawliszak już dość dawno zapowiedział, że w pierwszym kwartale 2023 roku będzie wprowadzana certyfikacja szpitali pod hasłem ‘Szpital bez mobbingu’. I jeżeli akcja powiedzie się na Mazowszu, to będzie proponowana kolejnym 23 izbom lekarskim na terenie Polski.

Nie wiem, czy ten pomysł rzeczywiście zostanie, bądź już został wprowadzony w życie. Ale sam fakt, że samorząd dostrzega problem mobbingu, mnie cieszy. Bo to znaczy, że jest szansa na to, iż ten temat zacznie być traktowany poważnie.

Budowanie wspólnoty i otaczanie troską

Mam wrażenie, że z mobbingiem trudniej walczyć w dużych szpitalach akademickich, a także w małych ośrodkach, np. w szpitalach powiatowych. W tych pierwszych dlatego, że pracują tam profesorowie, będący na samym szczycie hierarchii. A w drugich, ponieważ stamtąd często nie ma dokąd uciec.

Ostatnio rozmawiałam z dziennikarką, która powiedziała, że ich artykuł o mobbingu i dyskryminacji był równomiernie czytany w całym kraju. Zainteresowanie tematem było więc niezależne od obszaru, co może sugerować, że zjawisko mobbingu i dyskryminacji jest naprawdę bardzo powszechne jak Polska długa i szeroka.

Jeśli chodzi o małe ośrodki, to walka z mobbingiem powinna być w gestii terenowych oddziałów związku zawodowego. Bo samo stworzenie oddziału terenowego już zbiera jakąś grupę osób, która jest chroniona i która może wspólnie walczyć o swoje prawa. I to jest wspaniałe w związkach zawodowych, że lekarz w sytuacji, kiedy jest zmuszony zawalczyć o swoje prawa, nie jest pozostawiony samemu sobie.

I taka jest właśnie idea naszej Komisji – budowanie wspólnoty i otaczanie troską osoby pokrzywdzone.

Bo uczucia, jakie towarzyszą osobie mobbingowanej czy dyskryminowanej, to przede wszystkim poczucie izolacji i samotności.

Takiemu komuś wydaje się, że tylko on tego doświadcza, tylko on to widzi. Nie opowiada o tym na zewnątrz, bo po pierwsze wstyd, po drugie strach albo na odwrót. Naszą rolą jest – naturalnie po uważnym wysłuchaniu - dać takiej osobie komunikat, że ma rację. Że to, co obserwuje, jest prawdą.

Dostrzega pani mobbing także w prywatnym sektorze medycznym?

Nie odpowiem na to pytanie, bo po prostu nie wiem. Jestem na początku swojej drogi w publicznej ochronie zdrowia.

Sektor prywatny to wymiana usług podlegający selekcji rynkowej. I jeśli pacjent ma dobrą relację z lekarzem, jest dobrze leczony, to będzie się u niego leczył, bo w jakim celu ma go zmieniać?

Z kolei lekarz, jeżeli mu się nie podoba w danym prywatnym miejscu pracy, może je łatwo zmienić, bo i tak jest na zleceniu albo prowadzi własną działalność. Co mu szkodzi, każdy go przyjmie. Więc tutaj w ogóle odpada cała siatka zależności, charakterystyczna dla sektora publicznego. Nie ma co nawet porównywać tych środowisk.

Mobbing jest wprawdzie możliwy w każdej korporacji, ale swoboda lekarzy w sektorze prywatnym jest dużo większa. Mają tam znacznie większe pole manewru.

Może pani zdradzić, ile wiadomości o mobbingu i dyskryminacji dostaliście od grudnia 2022, tj. od powstania Komisji?

Kilka.

Czyli na razie są to zaledwie pojedyncze przypadki?

Szczerze mówiąc, niczego innego się nie spodziewałam. Cieszę się z każdego zgłoszenia. Komisja powstała dopiero co. Od niedawna mamy logo, więc w Internecie będziemy rozpoznawalni dopiero za jakiś czas. Bardzo wielu lekarzy nie wie jeszcze o naszym istnieniu. Ponieważ to świeża inicjatywa, nie ma żadnego punktu odniesienia i musimy sami wymyślić, jak poprowadzić akcję promocyjną.

Ale coraz częściej dostaję wiadomość typu: "Słuchaj, ty się tym zajmujesz. Doradź mi, nawet nieformalnie". Różne osoby ze środowiska już mnie kojarzą z dyskryminacją i mobbingiem i czują, że mogą się do mnie zwrócić. To jest super.

Całkowita dyskrecja

Może pani podać przykład jakieś konkretnej sprawy?

Niestety, nie. To byłoby wbrew naszym zasadom. Osoby zgłaszające się do Komisji muszą mieć 100-procentową pewność, że wszystkie informacje zachowujemy wyłącznie dla siebie.

Szkoda, bo nic tak nie ułatwia czytelnikom zrozumienie tematu, jak konkretne przykłady.

Rozumiem, ale muszę pana rozczarować. Mogę mówić wyłącznie ogólnikami.

Co Komisja może zrobić z docierającymi do niej zgłoszeniami?

W każdym miejscu pracy jest ściśle określona procedura jak postępować w przypadku mobbingu czy dyskryminacji. Jeśli np. w konkretnym szpitalu wpłynie oficjalna skarga, zajmuje się tym dany szpital.

My nie mamy do tego dostępu, chyba, że zostaniemy o to poproszeni jako eksperci. Natomiast możemy powiedzieć zgłaszającej się do nas osobie, jak napisać skargę, jak złożyć wniosek, jakie rzeczy powinna tam umieścić, jak zbierać dowody.

Będziecie jednak śledzić losy waszych „klientów”?

Będziemy się starać. Nie wiemy, ile osób po konsultacji z nami rzeczywiście złoży skargę.

Jak się zaczyna działać, ma się wyobrażenie, że będziemy góry przenosić i zmieniać świat. Oczywiście ja w to wierzę, bo zmieniamy świat już teraz, tylko pytanie w jakiej skali? Choć jeżeli nawet jedna osoba się ośmieli oficjalnie zaprotestować po konsultacji z nami i coś pozytywnego z tego wyjdzie, to już to będzie wygrana tej osoby i wygrana naszej Komisji.

Życzymy Komisji i lekarzom powodzenia.

Dziękuję.

Proszę też wziąć pod uwagę - to jest dowiedzione w psychologii - że ofiara może również być oprawcą i odwrotnie.

Te role się przeplatają. Więc osoba, która jest np. mobbowana w jednym miejscu, może być mobberem gdzie indziej. Te role ofiary, oprawcy, realizujemy bowiem na różnych polach naszego życia, nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Mówi się, że w przyrodzie nic nie ginie.

*Julia Pankiewicz jest rezydentką psychiatrii w Mazowieckim Szpitalu Wojewódzkim Drewnica w Ząbkach oraz aktywistką działającą na rzecz zdrowia psychicznego. W czerwcu 2022 skończyła studia podyplomowe na kierunku Psychologia Kryzysu i Interwencji Kryzysowej na Uniwersytecie SWPS. Od lipca 2022 pełniła w funkcję Koordynatorki ds. Praw Kobiet i Walki z Dyskryminacją w Mazowieckim Regionie Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy, a od grudnia 2022 działa 5-osobowej Komisji ds. Przeciwdziałania Mobbingowi i Dyskryminacji na poziomie krajowym OZZL.

Udostępnij:

Sławomir Zagórski

Biolog, dziennikarz. Zrobił doktorat na UW, uczył biologii studentów w Algierii. 20 lat spędził w „Gazecie Wyborczej”. Współzakładał tam dział nauki i wypromował wielu dziennikarzy naukowych. Pracował też m.in. w Ambasadzie RP w Waszyngtonie, zajmując się współpracą naukową i kulturalną między Stanami a Polską. W OKO.press pisze głównie o systemie ochrony zdrowia.

Komentarze