0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Maciek Jaźwiecki / Agencja Wyborcza.plFot. Maciek Jaźwieck...

"Mam dzień wolny, jesteśmy po dobrym obiedzie, spacerujemy po starówce. Totalnie miła atmosfera i mój tata pyta: »A jak tam w pracy?«. A mnie w tym momencie złapał taki stres, że myślałam, że zwymiotuję. Flaki zaczęły mi się wywracać na drugą stronę i mówię: »Tato, sorry, ale nie jestem w stanie o tym rozmawiać, zmieńmy temat, bo zwymiotuję«. Wszyscy byli w szoku i zaczęli mi doradzać, łącznie z moją psychoterapeutką, żebym poszła na zwolnienie, odpoczęła. Ze wsparcia psychoterapeutki zaczęłam zresztą korzystać pod wpływem stresu w pracy" - mówi Onetowi Joanna, która w CPK pracowała jako koordynatorka PR.

To jedna z obecnych i byłych pracownic Centrum Praw Kobiet, które zdecydowały się opowiedzieć o mobbingu, jakiego doświadczały ze strony szefowej, Urszuli Nowakowskiej.

W sierpniu 2022 pracownice założyły związek zawodowy. W październiku napisały na związkowym Facebooku: "Pracowniczki Centrum Praw Kobiet kilka miesięcy temu powołały pierwszy w prawie trzydziestoletniej historii fundacji związek zawodowy.

Sprzeciwiają się nadużyciom ze strony zarządu.

Między innymi sposobowi, w jaki została zakończona współpraca z osobą w wieku ochronnym, której do samego zakończenia umowy okresowej mówiono, że jeśli zdecyduje się na cały etat, dostanie kolejną umowę, co się nie wydarzyło, mimo jej przystania na ten warunek. Osoba ta była członkinią związku. Zgodnie z przysługującymi komisji związkowej uprawnieniami członkinie wywiesiły w biurze informację o swojej niezgodzie na tę decyzję na tablicy związkowej. W ciągu dwóch godzin zarząd fundacji zerwał z niej wszystkie przypięte kartki".

Przemoc w CPK

Centrum Praw Kobiet pisze na swojej stronie: "Przemoc wobec kobiet rozumiemy szeroko. Obejmuje ona nie tylko przemoc fizyczną, psychiczną i seksualną, ale również niemal niedostrzeganą w Polsce, choć nie mniej dolegliwą, przemoc ekonomiczną. Uważamy, że aby mówić o kulturze demokratycznej nie możemy ograniczać się wyłącznie do wymiaru społecznego i zadowalać się formalnymi gwarancjami równouprawnienia. Musimy zapewnić kobietom i mężczyznom równe szanse i możliwości realizacji ich potrzeb i aspiracji życiowych w sferze publicznej, w pracy i w życiu osobistym".

CPK jest najdłużej działającą polską organizacją feministyczną, założoną w 1994 roku przez prawniczkę Urszulę Nowakowską. Za wspieranie kobiet i dążenie do równości między kobietami i mężczyznami, Nowakowska była wielokrotnie nagradzana. W 2011 roku Bronisław Komorowski odznaczył ją Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski. Od byłego RPO Adama Bodnara dostała odznakę honorową "Za Zasługi dla Ochrony Praw Człowieka".

CPK działa w całej Polsce. Z inicjatywy lokalnych aktywistek powstały oddziały w Łodzi, Gdańsku, Wrocławiu, Żyrardowie, Krakowie i Poznaniu.

Przeczytaj także:

Pracowniczki i wolontariuszki CPK mówią mediom: "Pracujemy w organizacji, która ma pomagać kobietom doświadczającym przemocy, a same doznajemy przemocy psychicznej i ekonomicznej ze strony naszej szefowej".

"Nie sądziłam, że jest pani przy kości"

"Paskudna atmosfera. Poniżające uwagi, wpychanie w poczucie niższości, ironizowanie na temat pomysłów. Jedyną osobą, która może coś proponować, jest prezeska" - opowiada "Wyborczej" Katarzyna Łagowska z CPK.

"Ogromna odpowiedzialność, duże wymagania, a jednocześnie żadnego wpływu. Nawet jeśli coś ustalę, to poza mną ustalane jest coś innego. Dokładano mi w nieskończoność zadań, nie zwiększano wynagrodzenia" - dodaje.

Kasia, która w CPK pracuje od 2019 roku, mówi Onetowi: "Urszula potrafi czepiać się rzeczy, które latami były przez nią akceptowane. Przykładem są faktury. Od początku opisuję je w ten sam sposób, nagle, po kilku latach Urszula stwierdza, że robię to źle, choć miała wgląd, i każe wszystko zmieniać i poprawiać, nie wiedzieć czemu właściwie".

Alicja w pierwszym dniu pracy usłyszała "Nie sądziłam, że jest pani taka przy kości". Później Nowakowska wyzywała ją od idiotek. Po trzech miesiącach Alicja uciekła z Centrum Praw Kobiet.

Brak reakcji na telefony czy SMS-y, odmowy spotkań na żywo, bezsensowne pretensje, wyzwiska, brak umów, brak wyznaczonych zadań wpisanych do umowy, spóźnianie się z podpisywaniem dokumentów (przez co padały projekty prowadzone w lokalnych oddziałach), atakowanie, reagowanie płaczem na najmniejsze uwagi, opóźnienia w płatnościach, brak zasad dotyczących finansowania oddziałów - to tylko przykłady sytuacji, jakie opisują pracownice CPK.

Na Facebooku piszą: Nie mogłyśmy dłużej milczeć na temat tego, co dzieje się w Centrum Praw Kobiet.

Poznań i Łódź bez dyrektorek

"Kierowałam już dużym oddziałem, zdobywałam pieniądze na projekty, ale ciągle nie miałam umocowania prawnego" - opowiada "Wyborczej" Anna Świątkowska-Gałkiewicz, która pracowała w poznańskim oddziale CPK.

Relacjonuje, że w czerwcu 2021 napisała w sprawie swojego etatu do prezeski CPK. Zarząd, czyli Urszula Nowakowska i Grażyna Bartosińska, nie odpowiedział na piśmie, nie zapewnił umowy o pracę, ale oddzwonił. Z krzykiem. "Że im w ogóle nie zależy na oddziale w Poznaniu. Że mogę odejść, najlepiej od razu. Byłam w takim szoku, że właściwie nie odpowiadałam, bo się nigdy w życiu z czymś takim nie spotkałam, a mam 60 lat" - opowiada.

Jak mówi, zastanawiała się, czy to nie jest moment na odejście z organizacji. Było jej jednak szkoda pracy, jaką już włożyła w poznański oddział. Dostała w końcu 2/5 etatu i 1200 zł wynagrodzenia.

Współpraca z Nowakowską się nie układała. Prezeska CPK nie odbierała telefonów, nie podpisywała dokumentów, a jednocześnie nie pozwalała dyrektorkom oddziałów na samodzielne podejmowanie decyzji. Nigdy nie miała czasu na spotkanie, nawet jeśli ktoś przyjechał do Warszawy specjalnie po to, żeby się z nią zobaczyć.

30 grudnia Anna Świątkowska-Gałkiewicz dostała wiadomość: "Dzień dobry chciałam poinformować, że nie przedłużamy umowy. Nie muszę się z tego tłumaczyć".

Zastępstwa nie znaleziono. Od stycznia oddział poznański nie ma dyrektorki. Podobnie zresztą jak łódzki. W grudniu 2021 okazało się, że dotychczasowa dyrektorka nie wróci z urlopu macierzyńskiego. Małgorzata, która od początku urlopu ją zastępowała, w marcu 2022 przeszła załamanie nerwowe w związku z pracą w CPK.

W Onecie opowiada: "Ostatecznie pod koniec 2022 roku zarząd poinformował nas, że będzie nowa dyrektorka. (...) Dyrektorka się do dzisiaj nie pojawiła. Mamy wątpliwości czy w ogóle istnieje".

Mobbing obecny wszędzie

"Mobbing w NGO-sach nie jest »gorszy« niż w innych branżach. On jest obecny wszędzie: w usługach, edukacji, kulturze, logistyce, transporcie" - mówi w rozmowie z OKO.press Maria Świetlik, członkini Komisji NGO Ogólnopolskiego Związku Zawodowego „Inicjatywa Pracownicza”.

"Mobbing wynika z relacji władzy, z hierarchii, która jest w miejscu pracy, z układu pracownik-pracodawca. Organizacje pozarządowe pod tym względem nie różnią się od firm prywatnych czy państwowych, mimo że mają inny profil działalności. Różnią się jednak tym, że przynajmniej część z nich musi mieć organ kontrolny.

W CPK udało się włączyć do tej dyskusji radę nadzorczą fundacji.

Bardzo często jednak te rady fundacji są fikcyjnymi organami, w których zasiadają krewni i znajomi. Z tych lub innych powodów nie chcą się zajmować łamaniem praw pracowniczych przez zarządy, które mają w teorii kontrolować" - dodaje.

Trzy ścieżki

"Człowiek, który doświadcza mobbingu, ma trzy możliwe ścieżki: może próbować rozwiązać swoją sytuację indywidualnie, co jest trudne, bo mobber niechętnie przecież przestanie być mobberem. Może też iść do sądu.

Wiem, że jakieś pozwy miały miejsce w ciągu 20 lat w CPK, z różnym skutkiem.

Tego typu rozwiązania nie prowadzą do ukarania mobbera, czy zmiany kultury organizacyjnej. Sprawy w sądzie zazwyczaj nie dotyczą wprost mobbingu, bo ten trudno udowodnić, a na przykład wypłaty za nadgodziny.

Zazwyczaj mobbingowi towarzyszy łamanie innych praw pracowniczych, co zresztą widać w sytuacji CPK.

Tam nawet umowy o pracę nie były podpisywane miesiącami. Nawet jeśli organizacja przegrywa, to pokrywa koszty z budżetu fundacji, a nie kieszeni mobbera. Nie idzie za tym konieczność ukarania mobbera, czy inna zmiana.

Trzecia droga to zbudowanie wspólnie z innymi osobami nacisku poprzez ujawnienie całej sprawy. Tu docieramy do tego, co jest używane jako knebel dla ujawniania mobbingu W NGO-sach. Tym, którzy chcą powiedzieć publicznie, że w organizacji są jakieś problemy, wmawia się, że zaszkodzą osobom i sprawie, które ta organizacja wspiera. W tym wypadku obawa mogłaby być jeszcze większa: że sprawa zaszkodzi wszystkim organizacjom feministycznym w Polsce" - wyjaśnia Maria Świetlik.

"Pracownice i pracownicy logistyki Amazona nie boją się, że zaszkodzą Jeffowi Bezosowi albo sprawie logistyki. A w NGO ludzie utożsamiają się z misją organizacji i autentycznie troszczą się o jej skuteczność. Łatwiej jest więc nas szantażować moralnie z tej strony. Tym bardziej należy się pracownicom CPK uznanie za zorganizowanie się i upublicznienie tej sytuacji" - dodaje.

Co pomoże sytuacji w CPK?

Zdaniem Świetlik upublicznienie informacji o mobbingu nie tylko nie zaszkodzi, ale nawet pomoże CPK w lepszej pracy. Jak wyjaśnia, pracownik mobbingowany działa gorzej, niż działałby w zdrowych warunkach, bez obciążenia stresem. Mobbingujący przełożony lub przełożona nie biorą też pod uwagę jego doświadczenia, ograniczają jego wpływ na decyzje zapadające w organizacji albo wręcz utrudniają doprowadzanie projektów do końca. Tak - według relacji pracownic CPK - działa Urszula Nowakowska.

"Moje koleżanki ze związku są świetne w tym, co robią w pracy. Są solidarne i determinowane, żeby naprawić sytuację w CPK i dalej pomagać kobietom. Wiem, że będą tej pomocy udzielały, niezależnie od kampanii przeciw mobbingowi, którą toczą. Jestem pewna, że nikt z potrzebujących pomocy nie ucierpi na tym. Wręcz przeciwnie: jeśli dziewczyny będą mogły wykonywać swoją pracę bez utrudnień, ta praca będzie jeszcze lepsza"- dodaje Świetlik.

Osoby, które nadal pracują w CPK, również deklarują, że organizacja działa normalnie. Każdy, kto potrzebuje pomocy, może się do Centrum zgłosić.

Zarząd CPK odpowiada

"Wyborcza" skontaktowała się z Urszulą Nowakowską w sprawie oskarżeń o mobbing. W odpowiedzi dostała oświadczenie, z którego wynika, że Rada Nadzorcza CPK powołała komisję antymobbingową. Wykonany ma być również audyt finansowy. Zarząd Centrum Praw Kobiet, czyli Nowakowska i Grażyna Bartosińska, piszą również o "konsekwencjach, które mogą wyniknąć dla jednej z najstarszej organizacji kobiecej, która od 28 lat wspiera kobiety w trudnych sytuacjach życiowych".

"W obecnym klimacie politycznym upublicznianie niepotwierdzonych konfliktów w progresywnych organizacjach kobiecych stanie się przysłowiową wodą na młyn dla ich przeciwników" - zaznaczają.

"Brudy pierzemy w domu"

"To jest typowa linia obrony mobbera" - komentuje Maria Świetlik w rozmowie z OKO.press. - "Zauważmy, że często mobber nie skupia się nawet na obronie, wyjaśnieniu, że do aktów przemocy nie dochodziło, ale na tym, żeby powiedzieć, dlaczego przemoc nie powinna być ujawniana. Na zasadzie »brudy pierzemy w domu«. To przecież typowy knebel, który narzuca się kobietom, żeby nie mówiły o przemocy. Feministki od dekad walczą o to, żeby bronić ofiar przemocy domowej. A jedną z form tej obrony jest dawanie im poczucia bezpieczeństwa, kiedy tę przemoc ujawniają.

Jeśli ktoś, kto się uważa za feministkę, wychodzi i mówi: nie mówmy publicznie o przemocy, bo to zagrozi naszemu wizerunkowi, to używa patriarchalnych wzorców.

Być może sytuacja z CPK pobudzi do dyskusji inne organizacje feministyczne. Mam nadzieję, że pracownice będą się czuły bezpieczniej, mówiąc o tym, co je spotyka. Zachęcam wszystkich, którzy chcą pacyfikować tę debatę, żeby zastanowili się, czy feminizm, który jest ok z przemocą, dalej może być nazywany feminizmem" - dodaje.

Podobnie oświadczenie zarządu CPK komentują same pracownice.

Na Facebooku związku zawodowego piszą o kneblowaniu ust i szantażu emocjonalnym. "Oświadczenie zarządu CPK obnaża i potwierdza przemoc, jaka dzieje się w fundacji wobec pracownic i powiela narracje sprawców przemocy, które doskonale znamy ze spraw klientek fundacji" - piszą.

"Wiecie już dlaczego w Polsce prawa kobiet nie są należycie chronione?

Nigdy nie zdobędziemy pełni praw, jeśli środowisko, które o nie walczy, będzie przemocowe.

Doskonale wiemy, że prezeska CPK nie jest jedyną działaczką, która dopuszcza się takich zachowań wobec swoich podwładnych. Czas powiedzieć DOŚĆ. Nie zgadzamy się na przemoc i stajemy po stronie wszystkich pokrzywdzonych. Mamy nadzieję, że dodamy Wam odwagi do walki o swoje prawa!"

;

Udostępnij:

Katarzyna Kojzar

Absolwentka Uniwersytetu Jagiellońskiego i Polskiej Szkoły Reportażu. W OKO.press zajmuje się przede wszystkim tematami dotyczącymi ochrony środowiska, praw zwierząt, zmiany klimatu i energetyki.

Komentarze