0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Il. Mateusz Mirys / OKO.pressIl. Mateusz Mirys / ...

Maria, lekarka rezydentka: – Czekałam na przyjazd pacjenta na blok operacyjny. Przeglądałam wyniki badań, gdy nagle stanął przy mnie doktor Voran, zapytał, czy mogę podciągnąć mu bokserki, bo tylko do tego się nadam. Poczułam się ośmieszona i poniżona.

Magdalena Fleming, lekarka specjalistka: – Mieliśmy omówić stan pacjenta, poszliśmy do dyżurki. Doktor zapytał, czy chcę kawy. Siedziałam na kanapie, podał mi kubek, a potem kucnął bardzo blisko i położył mi rękę na wewnętrznej stronie uda.

Patrycja, lekarka specjalistka: – Na blok chirurgiczny wjechał pacjent w trybie pilnym. A doktor Voran przyprowadził na blok pacjentkę z zabiegu planowanego. Kiedy z kolegą dyżurnym powtórzyliśmy, że zabieg pacjentki musi być odroczony, krzyczał na cały blok „Kurwa! Ja pierdolę!”. Że to wina anestezjologów, że nie chce nam się pracować. Nigdy nie spotkałam się z podobnym zachowaniem! Pacjentka była roztrzęsiona. Ponad godzinę uspokajałyśmy ją z pielęgniarką.

W końcu robi pani to, do czego się nadaje

Zofia, lekarka rezydentka: – Pacjentce spadło ciśnienie, podałyśmy kroplówkę. Koleżanka anestezjolożka stała przy chorej i trzymała płyn w górze. Doktor spojrzał na nią: „W końcu robi pani to, do czego się nadaje”. Że niby powinna robić za stojak na kroplówkę.

Patrycja: – Jest niezadowolony, gdy zlecamy pacjentom dodatkowe badania. Głośno komentuje i podważa zasadność blokad regionalnych – to rodzaj znieczulenia, które polega na wyłączeniu czucia bólu, na przykład w obrębie ręki czy nogi. Jego zdaniem to niepotrzebne procedury, które wydłużają czas na bloku. Chciałby, żebyśmy każdemu pacjentowi „wsadzali rurę”, czyli robili znieczulenie ogólne, a na ból wszystkim dawali morfinę. To jego zdaniem przyspieszyłoby pracę bloku operacyjnego.

Justyna, lekarka specjalistka: – Pracowity dzień, na ortopedii kilka dodatkowych zabiegów na ostro. Zablokowane wszystkie sale pooperacyjne, gdzie trafiają chorzy po znieczuleniach. Pobyt pacjenta na tej sali nie tylko zwiększa jego bezpieczeństwo, ale jest obowiązkowy zgodnie z rozporządzeniem ministra zdrowia. Doktor Voran napierał, by szybko brać kolejnego chorego. Poproszony o kwadrans przerwy, bo w tym czasie odblokuje się miejsce na sali pooperacyjnej, zaczął krzyczeć: „Co wy kurwa odpierdalacie?! Po co te sale pooperacyjne? Chory może jechać z bloku bezpośrednio na oddział!”.

Marzenie i wygrana w totka

Specjalista ortopedii i traumatologii narządu ruchu Dzmitry Voran jest zastępcą ordynatora Oddziału Chirurgii Urazowo-Ortopedycznej w Szpitalu Czerniakowskim w Warszawie.

Ma kilkunastoletnie doświadczenie, pochodzi z Białorusi, w Polsce pracował m.in. w Płońsku, Otwocku i Szpitalu Praskim w Warszawie. Z 41 opinii na profilu znanylekarz.pl tylko jedna jest negatywna. Reszta pacjentów chwali go za profesjonalizm i empatię, jeden pisze: „Trafić w ręce takiego lekarza to nie tylko marzenie, ale wygrana w totka”.

Ortopeda zatrudniony w szpitalu Czerniakowskim raz w miesiącu przyjmuje prywatnie w klinice dentystycznej w Radomiu.

Doktor Voran spogląda z ulotki reklamującej prywatną klinikę: lekka łysina, splecione ręce, na nadgarstku pokaźny zegarek. W ulotce czytamy, że przeprowadza zabiegi w Czerniakowskim w ramach NFZ. Oferuje: „krótkie terminy oczekiwania na operację (średnio 1-2 miesiące), całodobową, kompleksową opiekę, krótkie terminy pobytu”.

Recepcjonistka potwierdza. Konsultacja kosztuje 300 zł, wolne terminy szybko znikają. Doktor Voran chwali się w ulotce, że Szpital Czerniakowski oferuje „bardzo doświadczoną kadrę anestezjologiczną, która zapewnia bezbolesny śród- i pooperacyjny okres pobytu na oddziale”.

Wulgarnie komentuje pracę anestezjologów

Pierwsze pismo w sprawie doktora Vorana wpływa na biurko prezesa Szpitala Czerniakowskiego 20 listopada 2023 roku. Jak piszą anestezjolodzy z placówki, uwagi do zachowania ortopedy były zgłaszane ustnie już wcześniej i nie przyniosły rezultatu. Na trzech stronach maszynopisu wyliczają.

„Głośno i wulgarnie komentuje pracę anestezjologów („Kurwa”, „Co ty odpierdalasz”). „Wypowiada się o zespole anestezjologicznym w sposób ordynarny. Zaznacza, że większość z nas nie potrafi dobrze wykonywać swojej pracy”.

„Próbuje zmusić do wykonywania poleceń poprzez szantaż”.

„Podważa kompetencje oraz decyzje anestezjologów w obecności pacjenta”.

Nagminnie planuje zabiegi w liczbie niemożliwej do zrealizowania, lekceważy procedury bezpieczeństwa i „próbuje fałszować dokumentację medyczną”.

W drugiej część pisma są relacje pracujących z Voranem kobiet.

„Wielokrotnie wchodził do szatni widząc, że się przebieram, zachodził od tyłu, dotykał pośladków i piersi. Próbował przytulać bez mojej zgody”.

„Zsunął się po ścianie, ocierając o mój bok”.

„Położył rękę na moim udzie”.

Pod pismem: 29 pieczątek i podpisów.

Przygotowując ten tekst rozmawialiśmy z kilkunastoma osobami. Większość prosi o anonimowość, boją się konsekwencji ze strony szpitala lub zemsty ortopedy.

Patrycja: – Każdy z nas wiedział, że współpraca z nim nie układa się dobrze, ale jak bardzo, okazało się dopiero jesienią 2023 roku. Na spotkaniu zespołu ktoś opowiedział o kolejnej konfliktowej sytuacji, potem następna osoba. I następna. Rozmawialiśmy kilka godzin. Ordynator zarządził anonimową ankietę. Skala problemu zaskoczyła wszystkich. Poczułam ulgę, że problem nie dotyczył tylko mnie.

Na początku grudnia szpital uruchomił procedurę antymobbingową. I nie może jej zakończyć od pół roku, choć zgodnie z przepisami „komisja powinna zakończyć postępowanie w sprawie zgłoszenia w terminie 21 dni od daty jego złożenia”.

Pół roku później doktor, wbrew kolejnym zgłoszeniom i prośbom o odsunięcie go od sali operacyjnej, wciąż przeprowadza zabiegi.

Przeczytaj także:

Wam się nigdy nie chce, a ja zawsze wszystko robię dobrze

Lekarz Kacper: – Usłyszałem: „Po co ty się za to zabierasz, skoro nic nie umiesz i nigdy się nie nauczysz?”.

Lekarz Krzysztof: – „Wszyscy cię tu lekceważą. Nikt cię nie szanuje”.

Rezydent Adrian: – „Zupełnie nie zależy ci na zdrowiu pacjentów”.

Specjalista Jakub Sieczko: „Wam się nigdy nic nie chce, a ja zawsze wszystko robię dobrze”. (Sieczko pracuje w Szpitalu Czerniakowskim. Jest współtwórcą akcji „Medycy na granicy” i autorem „Pogo”, książki o pracy w pogotowiu).

Wszyscy podkreślają, że na oddziale anestezjologii i intensywnej terapii w Czerniakowskim mogą uczyć się od najlepszych specjalistów, którzy zawodowe szlify zbierali m.in. w Irlandii, Szwecji, Niemczech, Islandii i Wielkiej Brytanii. A w wielu państwowych i prywatnych placówkach w Polsce brakuje specjalistów. W kraju jest 7 tys. czynnych zawodowo anestezjologów – czyli nieco ponad 17 na 100 tysięcy mieszkańców.

Według World Federation Societes of Anaesthesiologists to siedemnasty wynik wśród krajów UE, zdecydowanie niższy od średniej, ale też od Estonii, Słowenii czy Łotwy. Czerniakowski może pochwalić się stuprocentową obsadą anestezjologiczna do wszystkich zabiegów planowych.

Dodatkowo od kwietnia 2023 do marca 2024 oddział zapewnił obsadę anestezjologiczną na 672 (z 674) „popołudniówki”, czyli dodatkowe zabiegi przeprowadzane popołudniami i w sobotnie poranki na ortopedii, laryngologii, okulistyce, chirurgii, endoskopii i neurochirurgii.

Wszyscy, z którymi rozmawialiśmy, czują się ofiarami przemocy ze strony Vorana. A ten nie jest nawet ich przełożonym.

Każdy z rozmówców podkreśla, że byli wielokrotnie ośmieszani przez niego przy innych członkach zespołu. (Na sali operacyjnej jest dwóch operatorów, dwie instrumentariuszki, anestezjolog i pielęgniarka anestezjologiczna). Często robił to również przy pacjentach.

Ile jeszcze? Wsadźcie pacjentowi „rurę”!

Znieczulenia regionalne to skuteczne i bezpieczne dla pacjenta sposoby likwidowania bólu w trakcie lub po zabiegu.

Sieczko: – Dla pacjentów znieczulenie regionalne jest zazwyczaj bezpieczniejsze i mniej obciążające niż ogólne. Dotyczy to zwłaszcza osób zagrożonych np. zakrzepicą lub zaostrzeniem choroby płuc. W ostatnich latach dominuje ogólnoświatowa tendencja do wykonywania znieczulenia regionalnego, gdy tylko jest możliwe. Daje większy komfort i pacjent szybciej dochodzi do siebie po zabiegu.

Justyna: – Doktor potrafi stać z zegarkiem nad rezydentem i mierzyć czas wykonywania znieczulenia. Głośno komentuje, że trwa to za długo.

Fleming: – Kiedy szykujemy pacjenta, stoi w drzwiach sali operacyjnej i stuka palcem w zegarek. „Ile jeszcze? Po co te blokady, wsadźcie pacjentowi rurę!”, mówi. Chce, by znieczulić pacjenta ogólnie, zaintubować. Nie przejmuje się, że pacjent wszystko słyszy. Słyszałam, jak namawiał chorą, by nie zgodziła się na blokadę i zażądała znieczulenia ogólnego. Musiałam długo ją przekonywać, że nie ma takiej potrzeby.

Zofia: – Popędzanie jest zawsze: szybciej sprzątać, szybciej brać pacjenta, szybciej znieczulać, szybciej zabierać na pooperacyjną! Jedna z najtrudniejszych dla nas sytuacji z Voranem zdarzyła się w trakcie zabiegu starszej pacjentki. Na bloku operacyjnym są dwie sale. Po każdym zabiegu przychodzi pani sprzątająca i potrzebuje 20 minut, by umyć i zdezynfekować salę. Dopiero wtedy prosimy kolejnego pacjenta.

Tamtego dnia sala, na której pracowałam, była jeszcze sprzątana, a doktor już kazał dzwonić po pacjentkę. To była starsza osoba, z wieloma obciążeniami, do trudnej operacji. Znieczuliłam ją i ze zdziwieniem odkryłam, że doktor, który przed chwilą tak nas popędzał, nie przychodzi. Zaczął na drugiej sali zabieg w znieczuleniu miejscowym, który był zaplanowany na później.

Czekaliśmy ze znieczuloną około 20 minut. To nie jest dobre dla pacjenta, szczególnie z obciążeniami – blokady centralne trwają określony czas, jeśli operacja jeszcze się nie zakończy, musimy wykonać znieczulenie ogólne.

Doktor jakby nigdy nic skończył zabieg i przyszedł do pacjentki. W trakcie operacji doszło u niej do dużego krwawienia. Zamówiłam dwie jednostki krwi i toczyłam je pacjentce. Ona zaczęła, jak to mówimy, się „psuć”. Spadło jej ciśnienie, pogorszył się z nią kontakt, w pewnym momencie zatrzymało się krążenie i przestała oddychać.

Inny ortopeda przełożył szybko pacjentkę na plecy, jeszcze inny przybiegł z sali obok. Zaintubowałam pacjentkę, drugi lekarz zaczął uciskanie klatki piersiowej, trzeci założył jej jeszcze jeden dostęp dożylny, zmieniali się przy uciskaniu. W takiej sytuacji im więcej rąk do działania tym lepiej. Voran nie przystąpił z nami do ratowania pacjentki, chociaż był tuż obok i wszystko widział.

Po około półtorej minuty udało się przywrócić akcję serca, ale trzeba było jeszcze podać leki, przetoczyć krew, maksymalnie wyrównać niestabilny stan. Tu wyje maszyna, kolega zakłada kolejne wkłucie, pacjentka zaczyna się budzić, wciąż dużo się dzieje. I wtedy słyszymy nad sobą głos Vorana, który pyta zniecierpliwiony, czy my to wszystko musimy naprawdę robić tutaj, czy nie możemy już przenieść się na salę pooperacyjną, żeby mógł wjechać kolejny pacjent.

Jego chorej zatrzymało się serce, wciąż ją stabilizowaliśmy, a on już chciał wołać panią sprzątającą!

Kiedy opisywałam to wszystko w dokumentacji, Voran stwierdził, że teraz nie czas na papiery tylko na znieczulenia. Zapytał, kiedy biorę następnego pacjenta.

Po raz pierwszy spotkałam się z sytuacją zatrzymania krążenia u pacjentki na stole operacyjnym. Byłam zbyt zdenerwowana, by od razu przejąć opiekę nad kolejnym chorym. Doktor był zły, zawsze w takich chwilach mówi, że nie dbamy o pacjentów i nie zależy nam, by zabiegi się odbywały. Stanem swojej pacjentki zainteresował się wieczorem. Wszedł na salę, kiwnął w jej stronę głową i zapytał: „Jak ta?”

Jakoś przy mnie nie płakała z bólu

Justyna: – Mieliśmy pacjentkę po dość trudnym zabiegu, po którym chorzy często odczuwają silny ból. Zrobiłam blokadę, ale w nocy przestała działać. Rano zaopiekowały się nią koleżanki anestezjolożki, ustaliły wykonanie kolejnej blokady. Gdy Voran dowiedział się, że chora nie wychodzi do domu, wpadł w szał. Oznajmił, że wypisuje ją o 11, bo potrzebuje łóżko dla innego chorego. „Jakoś przy mnie nie płakała z bólu” – podsumował.

Krzysztof: – Pracując z nim, czuję napięcie i lęk, że stanie się coś złego. Że przegapię coś istotnego albo ulegnę jego naciskowi i to będzie miało negatywne konsekwencje dla pacjenta.

Justyna: – Miał do zoperowania pacjentkę z protezą biodra. Do zabiegu był z nim zapisany drugi lekarz. Taka asysta czyni procedurę bezpieczniejszą. Voran na niego nie zaczekał i zaczął operację. Wziął na asystę jakąś młodą lekarkę na stażu podyplomowym.

Po operacji usłyszałam, jak dyktuje do protokołu nazwisko lekarza, który nie zdążył dotrzeć na zabieg. Pielęgniarka zaoponowała: „Przecież jego nie było!”. Doktor wzruszył ramionami. Powiedziałam głośno, że to fałszowanie dokumentacji. Voran spojrzał na tę stażystkę: „Jak się nazywasz?” A potem kiwnął głową w stronę pielęgniarki: „To ją wpiszcie”.

Zofia: – Zdarzało się, że doktor próbował wymusić na mnie postępowanie wbrew procedurom, tylko by przyspieszyć tempo. Pacjent powinien nie jeść minimum sześć godzin przed zabiegiem. Nie mogę go znieczulać, kiedy ma pełen żołądek.

Jeśli przed zabiegiem okazuje się, że pacjent coś w międzyczasie zjadł, trzeba go odłożyć na później. Voran naciskał, by znieczulać mimo to, na co się nigdy nie zgodziłam.

Z drugiej strony potrafi ustawić pacjentów w grafiku bardzo ciasno i ten ostatni na liście trzymany jest od rana o pustym żołądku, bo a nuż zabiegi pójdą sprawnie i uda się go jeszcze zoperować. To nie powinno tak wyglądać.

W obu przypadkach, kiedy każe znieczulać chorego z pełnym żołądkiem i kiedy trzyma pacjentów głodnych, kieruje się tym, by wcisnąć jak najwięcej zabiegów. Nie widzę w tym troski o dobrostan pacjenta.

Adrian: – Mamy sporo starszych pacjentów do zabiegów urazowych, na przykład ze złamaniami kości udowej. Ta grupa co do zasady obciążona jest innymi ciężkimi, często nieleczonymi chorobami. Czasem taką chorobę trzeba ustabilizować, zanim zrobi się operację. Doktor Voran napierał na znieczulanie takich pacjentów bez odpowiedniego przygotowania.

Kacper: – Przy poważnych operacjach z większym ryzykiem krwawienia, standardowo zabezpiecza się krew do przetoczenia. Kilka razy była sytuacja, że pytałem doktora, czy jest krew? On na to, że tak. Zwykle się tego już nie sprawdza, ufasz na słowo. Ale ja sprawdzam i mam dowody, że kilka razy krwi nie było. Trudno mieć zaufanie do takiego lekarza.

Dzisiaj i tak nie mam ochoty

Wśród zarzutów kierowanych wobec ortopedy, powtarzają się te dotyczące molestowania.

Patrycja: – Mieliśmy przekładać pacjenta ze stołu, kiedy nagle poczułam mocne objęcie w pasie od tyłu i przytulenie całym ciałem. Nie wiedziałam, co się dzieje. Odepchnęłam ręce i odwróciłam się. To był on. Zatkało mnie. To niedopuszczalne.

Nikomu nie opowiedziałam o tej sytuacji, chyba się wstydziłam i bałam oceny, że to nic takiego. Kiedy okazało się, że podobnych sytuacji było więcej, postanowiłam opowiedzieć o tym na komisji. Jeden z członków komisji z uśmieszkiem zapytał:

„To wszystko? Czyli właściwie nic się takiego nie stało”.

Maria: – Voran nieraz przechodził przez damską szatnię, gdy się przebierałam. Tamtego dnia wszedł, oparł się o framugę drzwi i patrzył na mnie komentując, że ładnie wyglądam. Nie mamy żadnej bliskiej relacji. To było okropne. Długo myślałam, że to moja wina, że robię coś, co go prowokuje. Przed zabiegami z nim zaczęłam mieć silne bóle głowy i wymioty. Musiałam poprosić o wsparcie psychologiczne.

Fleming: – Raz, gdy siedziałam na podłodze i przeglądałam dokumenty, Voran zsunął się plecami po ścianie i przywarł do mnie bokiem. Odskoczyłam. Sytuacja w dyżurce, gdy złapał mnie za udo, była drugą. Za trzecim razem stałam przy pacjencie, gdy Voran mocno objął mnie ramieniem. Powiedziałam, że sobie tego nie życzę. Nie przeszkadzała mu obecność świadków. Powiedział: „Dzisiaj to i tak nie mam ochoty”. Zaczęłam go unikać. Omijam też zabiegi z Voranem.

Krzysztof rozpoczął psychoterapię, by nauczyć się redukować stres. – Gdy koledzy i koleżanki napisali w sprawie molestowania pismo do zarządu, czułem się nieswojo, ale nie byłem w stanie się pod nim podpisać. To były mocne oskarżenia, ale anonimowe. Wszystko zmieniły rozmowy z dwoma koleżankami, które opowiedziały mi o konkretnych sytuacjach.

Jak twoja matka trafi do szpitala

Kacper też zaczął unikać dyżurów z Voranem. – Przełomowy moment? Na SOR-ze czekał pacjent z ostrym brzuchem, a doktor miał do zoperowania złamany nadgarstek. Nic niecierpiącego zwłoki. A że tamten zabieg był pilniejszy, to puściły mu hamulce. Powiedział mi, że jak moja matka trafi do szpitala, to zrobi wszystko, by też nie została zoperowana.

Justyna przekonała się, że to nie są bezpodstawne groźby. – Moja mama miała operację w trybie planowym, wykonywaną przez innego ortopedę. Przeszła standardową kwalifikację anestezjologiczną do zabiegu. Działa to u nas wzorowo, pacjenci są zaopiekowani od momentu decyzji o operacji, przychodzą wtedy do poradni, zbieramy dokładny wywiad. Czasem prosimy o uzupełnienie dokumentacji lub badań. Voran tego nie znosi. Regularnie podważa nasze kompetencje. Nie trafiają do niego argumenty, że to kwestia bezpieczeństwa pacjentów i ich prawo.

W dniu przyjęcia mojej mamy do szpitala spotkał mnie na korytarzu, w cywilnym ubraniu i pyta, co tu robię. Powiedziałam tylko „Dziękuję, wszystko w porządku”. Nie wspomniałam nic o mamie. Parę godzin później znów wpadliśmy na siebie na korytarzu, zapytał: „A czy twoja mama ma wszystkie niezbędne badania?” Zatkało mnie! Musiał sprawdzić w systemie, kto z mojej rodziny będzie operowany.

Wieczorem zadzwoniła zdenerwowana mama. Mówiła, że był u niej jakiś lekarz, nie przedstawił się, za to wypytywał o konsultacje, których nikt jej wcześniej nie zlecał. Bała się, że zabieg się nie odbędzie.

Nie miałam pojęcia, o co chodzi. Dopiero rano znieczulający anestezjolog znalazł wpis w dokumentacji mamy. Na karcie kwalifikacji anestezjologicznej nabazgrano długopisem: „Brak zaświadczenia od lekarza rodzinnego, stomatologa, psychiatry”. Podpisano: „D. Voran”. Operacja odbyła się zgodnie z planem, bo te zalecenia były bzdurne.

Czy dotyk doktora był ciągły, czy przerywany?

Komisja antymobbingowa powołana przez władze szpitala zaczęła działać 12 grudnia 2023 roku.

- Pierwsza reakcja szpitala była prawidłowa, choć komisja rozpoczęła postępowanie w późniejszym terminie niż przepisowe siedem dni – mówi Anna Mazurczak, adwokatka która reprezentowała zespół anestezjologiczny. – Wszystko, co dzieje się od tej pory, jest jednak zupełnie niezrozumiałe, nieprzepisowe i dodatkowo krzywdzące dla osób doświadczających przemocy ze strony ortopedy. Komisja powinna zakończyć prace w 21 dni, a mija prawie pół roku. Biorąc pod uwagę zebrane przez komisję relacje, powinno nastąpić natychmiastowe odsunięcie doktora Vorana od pracy z zespołem anestezjologicznym. To, że tak się nie stało, dowodzi, że członkowie komisji nie rozpoznali molestowania seksualnego – podkreśla.

Molestowaniem jest każde, nawet jednorazowe zachowanie o seksualnym charakterze, które prowadzi do naruszenia godności i wytworzenia wrogiej, poniżającej, uwłaczającej atmosfery.

Mazurczak: – Jedno dotknięcie uda. Jeden tekst o podciągnięciu bokserek. Jedno otarcie się. W normalnym świecie to powód do natychmiastowej reakcji pracodawcy. Zamiast tego, komisja dopytuje lekarkę, czy dotyk doktora był raczej ciągły, czy przerywany.

Kierownik oddziału anestezjologii i intensywnej terapii już w czasie pracy komisji domagał się reakcji zarządu szpitala. W kolejnych pismach opisywał zachowania Vorana, nasilające się od czasu złożenia pierwszej skargi: ignorowanie anestezjologów, nazywanie ich przy świadkach donosicielami, naciski na przeprowadzanie zaplanowanych zabiegów ortopedycznych zamiast zabiegu ratującego życie na innym oddziale.

Opisywał też kolejne, zgłoszone przez lekarkę zachowanie o podłożu seksualnym. Wysłał pisma pod koniec stycznia i na początku marca.

W odpowiedzi zarząd szpitala zaznacza, że zebrany materiał nie pozwala na sformułowanie zarzutów wobec ortopedy, nie ma więc podstaw do odsunięcia go od operowania — byłoby to „działanie o charakterze znacznie represyjnym”.

Lekarzom, którzy nie chcą z nim pracować, zarząd proponuje wybieranie zabiegów na innych blokach operacyjnych. „Zarząd nie widzi również przeszkód, aby do czasu zakończenia postępowania osoby, które czują się molestowane i nie chcą pracować z wyżej wymienionym lekarzem, nie były uwzględniane w harmonogramach pracy do znieczuleń na rzecz pacjentów doktora Vorana”.

Kogo chroni pracodawca?

Kacper: – Myślałem, że sprawa zostanie potraktowana priorytetowo, by nie było sytuacji, że przez kilka miesięcy pracujesz z osobą uznawaną za agresora. Ale prace komisji się rozwlekały. Gdy zeznawałem, miałem odczucie, że komisja sprawdzała, czy nie kłamię. Albo, że szukają haka na to, czy inni mówili nieprawdę. Spytałem, co teraz będzie. Odpowiedzieli, że oni są tu po to, żeby ustalić, kto i czy na pewno został poszkodowany.

Krzysztof: – Czuję, że przesłuchania były pozornym działaniem, próbą oceny zagrożenia dla zarządu czy kierownictwa oddziału ortopedii. Próbą wypalenia nas z emocji i zmęczenia tym tematem, żeby rozmyć go w czasie.

Adwokatka Mazurczak: – To pokazuje, kogo chroni pracodawca. Nie dziwię się, że są w szpitalu kobiety, które nie zdecydowały się zeznawać. Według mojej wiedzy te historie nie opisują wszystkich przypadków nadużyć. Osoby zeznające przed komisją mówią wprost: mają stany lękowe, muszą korzystać ze wsparcia psychologicznego. Nie spotkałam się dotąd z takim lekceważeniem ze strony pracodawcy.

Zrewolucjonizować działanie ortopedii

Szpital Czerniakowski to uznana placówka w Warszawie. „Jesteśmy po to, aby pomagać chorym” – to misja szpitala, który jest własnością miasta.

Przez cały poniedziałek doktor Voran przyjmuje pacjentów w szpitalnej przychodni ortopedycznej. Gdy wychodzi na przerwę, zapytany przez nas o toczące się postępowanie trzykrotnie odmawia komentarza. — Dopóki się ono toczy, nie będę się wypowiadał — ucina.

Sprawy nie komentuje też Paweł Obermeyer, prezes szpitala od czterech lat. Ma spore doświadczenie. Zarządzał m.in. Szpitalem Praskim w Warszawie. Dużo inwestował i zadłużył go na 80 mln zł, ale, jak tłumaczył wówczas w mediach, powodem było „niewywiązanie się miasta z terminowych płatności”. Potem zarządzał placówką w Płońsku.

W 2020 roku zarząd powiatu odwołał go ze stanowiska m.in. z powodu podejrzenia „wyrządzenia szkody majątkowej na niekorzyść płońskiego szpitala”. W maju Prokuratura Okręgowa w Płocku umorzyła śledztwa w tej sprawie, nie dopatrując się znamion przestępstwa.

Obermeyer to nie tylko menedżer ochrony zdrowia, ale aktywny samorządowiec. W 2006 roku dostał się do rady powiatu płońskiego, cztery lata później do sejmiku mazowieckiego z ramienia SLD. W 2011 roku opuścił partię, bo stracił miejsce na liście na rzecz Alicji Tysiąc znanej z wygranej w Trybunale w Strasburgu w sprawie o prawo do aborcji.

Przeszedł do PSL. W ostatnich wyborach z powodzeniem startował z Trzeciej Drogi, jest radnym sejmiku czwartą kadencję.

To właśnie ze szpitala w Płońsku za Obermayerem przyszło do Czerniakowskiego trzech ortopedów, w tym Voran.

W ubiegłorocznej rozmowie z portalem isbzdrowie.pl prezes przyznał, że musiał „zrewolucjonizować działanie ortopedii”. – Nie obyło się bez awantur, ale dzisiaj wykonujemy około 2,5 tys. operacji rocznie, a wcześniej było to ok. 800. Samych endoprotez robimy 60 miesięcznie, czyli około 700 rocznie – nie ma szpitali na Mazowszu, które wykonują aż tyle tych zabiegów. […] poprawiło to znacznie dochodowość tego oddziału" – mówił.

Początkowo prezes Obermeyer zgadza się na rozmowę z nami o procedurach antymobbingowych w szpitalu. Stwierdza w rozmowie telefonicznej, że „domyśla się, jakie jest tego podłoże”. Mimo umówionego terminu spotkania 13 minut później dzwoni przedstawicielka działu prawnego i nalega, by wysłać pytania.

Szpital: Z uwagi na wiele różnych czynników

W oświadczeniu władz Czerniakowskiego czytamy, że szpital wdrożył procedurę antymobbingową. „Wszystkie zgłaszane nieprawidłowości, w tym podejrzenie o stosowanie mobbingu lub molestowania są rzetelnie oceniane celem zapewnienia pracownikom bezpiecznych warunków pracy”.

I dalej: „Rzetelne i niezależne postępowanie w sprawach o podejrzenie mobbingu – zapewniające zarówno ochronę osób zgłaszających zastrzeżenia, jak również umożliwiające osobie, wobec której formułowane są oskarżenia, możliwość odniesienia się do zarzutów – jest przejawem odpowiedzialnego realizowania obowiązków pracodawcy w zakresie przeciwdziałania mobbingowi i buduje wizerunek Szpitala jako bezpiecznego miejsca pracy”.

A dlaczego komisja antymobbingowa działa pół roku, zamiast przewidzianych w procedurze 21 dni?

Szpital odpowiada, że „w uzasadnionych przypadkach termin może zostać przedłużony” „Z uwagi na wiele różnych czynników, na które komisja nie ma wpływu, np.: przesłuchania świadków, termin instrukcyjny może, a wręcz zachowując rzetelność postępowania, powinien ulec wydłużeniu”.

Jakub Sieczko: – Nasz zespół chciał od początku załatwić sprawę polubownie, ale reakcja władz szpitala była zadziwiająca. Z jednego z pism wynika, że osoby, które są ofiarami przemocy, mają nie realizować swojego szkolenia specjalizacyjnego, bo szpital wybiera ochronę człowieka, który oskarżany jest o mobbing i molestowanie.

Jeśli sąd lekarski uwierzy ofiarom...

W połowie kwietnia Okręgowy Rzecznik Odpowiedzialności Zawodowej działający przy Okręgowej Izbie Lekarskiej, wszczął na wniosek kierownika oddziału anestezjologii i intensywnej terapii postępowanie wyjaśniające. Może być wstępem do aktu oskarżenia przed sądem lekarskim. „W razie stwierdzenia winy może być to m.in. kara upomnienia, nagany, zakaz pełnienia funkcji kierowniczych w jednostkach organizacyjnych ochrony zdrowia na okres od roku do pięciu lat, ograniczenie zakresu czynności w wykonywaniu zawodu lekarza, zawieszenie prawa wykonywania zawodu lekarza czy też jego pozbawienie” – czytamy w oświadczeniu OIL.

W pierwszej kolejności zostaną wezwane kobiety, które zgłosiły molestowanie. To nie wszystko. Na prośbę prezesa Naczelnej Izby Lekarskiej, sprawą zajęła się też Rzeczniczka Praw Lekarza. Zbada, dlaczego komisja przedłużyła pracę, a doktor nie został odsunięty.

W oświadczeniu czytamy, że Rzecznik Praw Lekarza jest „bardzo zaniepokojony informacjami”, ale „nie feruje wyroków w zakresie odpowiedzialności zawodowej lekarzy, a także odpowiedzialności dyscyplinarnej”. Choć rzecznik wystąpił do zarządu o przedłożenie procedury przeciwdziałania mobbingowi, wykorzystywaniu seksualnemu i dyskryminacji, to władze szpitala uznały, że wniosek ten „nie jest celowy”.

„W związku z biernością zarządu” rzecznik „poprosił o niezwłoczne wyznaczenie spotkania z przedstawicielami miasta w celu omówienia planowanych przez miasto działań”.

Anna Mazurczak: – Dobrze, że Okręgowa Izba Lekarska wsparła sprawę anestezjologów, ale w moim przekonaniu nawet sąd lekarski nie rozwiąże problemu. Sąd skupi się tu na samym doktorze Voranie. Jeśli uwierzy ofiarom, ortopeda może na przykład otrzymać naganę. I nic sobie z niej nie robiąc, dalej będzie stosować przemoc. To zarząd szpitala odpowiada za bezpieczeństwo personelu i to w jego postawie leży zasadniczy problem.

Na sztandarach prawa kobiet

A co na to wszystko miasto?

Jak ustaliliśmy, już we wrześniu ubiegłego roku etatowi ortopedzi poinformowali Biuro Polityki Zdrowotnej miasta Warszawy o nieprawidłowościach na ich oddziale. Informowali też Rzecznika Praw Lekarza i Państwową Inspekcję Pracy.

Napisali o budzących wątpliwości zmianach kadrowych i pomijaniu ich przy ustalaniu grafików. Nie dostali odpowiedzi.

W grudniu napisali już bezpośrednio do Renaty Kaznowskiej, wiceprezydentki Warszawy odpowiedzialnej za politykę zdrowotną. W piśmie padł cytat, że doktor Voran jest „oskarżany o molestowanie i mobbing”. Wiceprezydent nie odpowiedziała.

Gdy zadzwoniliśmy do wiceprezydent Kaznowskiej, stwierdziła, że musi zapoznać się ze sprawą. Potem odesłała nas do oświadczenia zarządu szpitala. Na kolejną prośbę o rozmowę nie zareagowała.

„Większość szpitali miejskich funkcjonuje w formie spółek prawa handlowego, co oznacza, że posiadają odrębną osobowość prawną i samodzielnie określają politykę wewnętrzną, w tym procedury antymobbingowe” – tłumaczy wydział prasowy stołecznego Urzędu Miasta.

Jeden z naszych rozmówców: – Kilkadziesiąt osób ewidentnie sygnalizuje problem. On nie zniknie dlatego, że Urząd Miasta nie chce o tym słyszeć.

Czy wiceprezydentka u wiceprzewodniczącego partii, która ma na sztandarach prawa kobiet, zdaje sobie sprawę, że w XXI wieku nie da się zamieść pod dywan takiej sprawy?

* Imiona większości bohaterów reportażu zostały zmienione na ich prośbę.

„NIEDZIELA CIĘ ZASKOCZY” to cykl OKO.press na najspokojniejszy dzień tygodnia. Chcemy zaoferować naszym Czytelniczkom i Czytelnikom „pożywienie dla myśli” – analizy, wywiady, reportaże i multimedia, które pokazują znane tematy z innej strony, wytrącają nasze myślenie z utartych ścieżek, niepokoją, zaskakują właśnie.

;

Udostępnij:

Dorota Borodaj

Reporterka, autorka wywiadów, publikowała m.in. w „Dużym Formacie”, magazynach „Pismo” i „Kontakt”, „Wysokich Obcasach”, absolwentka Polskiej Szkoły Reportażu, pracuje nad książką-reportażem o obronie Puszczy Białowieskiej w 2017 roku.

Szymon Opryszek

Szymon Opryszek - niezależny reporter, wspólnie z Marią Hawranek wydał książki "Tańczymy już tylko w Zaduszki" (2016) oraz "Wyhoduj sobie wolność" (2018). Specjalizuje się w Ameryce Łacińskiej. Obecnie pracuje nad książką na temat kryzysu wodnego. Autor reporterskiego cyklu "Moja zbrodnia to mój paszport" nominowanego do nagrody Grand Press i nagrodzonego Piórem Nadziei Amnesty International.

Komentarze