Premier Morawiecki kazał organizować wybory prezydenckie w 2020 roku, choć nie miał do tego prawa. Miał zaś obowiązek powiedzieć “stop” pomysłom kolegów i prezesa. Ale to mu się nie kalkulowało. Jeśli Morawiecki stanie za to przed sądem, dowiemy się w końcu, gdzie jest granica tego, co władzy w Polsce wolno
To, za co miałby odpowiadać Mateusz Morawiecki (o ile Sejm zaakceptuje wniosek ministra sprawiedliwości i uchyli mu immunitet) jest nieźle udokumentowane. Wnioskami RPO składanymi od 2020 roku, wyrokami sądów administracyjnych, ustaleniami NIK, komisji śledczej i samej prokuratury, która sprawą zajmuje się od kilku lat.
Jak pamiętamy, wiosną 2020, kiedy rozpędzała się pandemia i trwała kampania wyborcza, rząd miał przewidziane w Konstytucji legalne wyjście: ogłosić stan wyjątkowy i odłożyć wybory. Był to czas, kiedy ze względu na ryzyko zakażenia zamknięte były lasy, parki i cmentarze – jak w takim razie przeprowadzić wybory wymagające gromadnego stawienia się w lokalu wyborczym?
Jak pamiętamy, wiosną 2020, kiedy rozpędzała się pandemia i trwała kampania wyborcza, rząd miał przewidziane w Konstytucji legalne wyjście: ogłosić stan wyjątkowy i odłożyć wybory. Był to czas, kiedy ze względu na ryzyko zakażenia zamknięte były lasy, parki i cmentarze – jak w takim razie przeprowadzić wybory wymagające gromadnego stawienia się w lokalu wyborczym?
Odłożenie wyborów się jednak PiS nie kalkulowało: nikt wtedy nie widział, jak pandemia się skończy. Jak ludzie zareagują na tysiące nadmiarowych zgonów i jaki będzie stan gospodarki? PiS bał się (tak zeznawali przed komisją śledczą świadkowie), że nie zdoła przeprowadzić reelekcji Andrzeja Dudy. Wtedy to szef sztabu wyborczego Dudy, europoseł Adam Bielan powiedział szefowi PiS Jarosławowi Kaczyńskiemu, że są kraje, gdzie wybory organizuje się w trybie korespondencyjnym. Żaden z panów nie znał się na organizacji wyborów, żaden też nie pełnił funkcji rządowych. Kaczyński jednak zapalił się do tego pomysłu i PiS w dwie godziny i 42 minuty przepchnął przez Sejm ustawę o przeprowadzeniu wyborów kopertowych.
Był 6 kwietnia, wybory były rozpisane na 10 maja.
Nie było oczywiście konsultacji, posłowie też nie mieli kiedy doczytać, co uchwalają. Dopiero po fakcie się okazało, że ustawa jest technicznie niewykonalna. Nie da się w czasie, jaki został do wyborów, wydrukować i rozesłać do skrzynek pocztowych pakietów wyborczych. Zwłaszcza że nie wszyscy obywatele mają skrzynki pocztowe, są zaś gospodarstwa domowe, gdzie jedna osoba ma klucz do skrzynki, mogłaby więc zgodnie z tym prawem dysponować pakietami wyborczymi wszystkich domowników (ustawa nie przewidywała kwitowania odbioru pakietu przez wyborcę). Państwo nie dysponowało też centralnym rejestrem wyborczym (powstało dopiero przed wyborami w 2023 roku), więc nawet nie miało adresów, gdzie te pakiety wysłać. Spisy wyborców są w gestii samorządów, które nie mogły jednak ich wydać bez podstawy prawnej.
Władza
Wybory
Kornel Morawiecki
Rząd Mateusza Morawieckiego
komisja ds. wyborów kopertowych
wybory kopertowe
Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)
Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)
Komentarze