Kaczyński wierzył, że opozycja się ugnie. Nie ugięła się – więc to jej wina [WYBORY KOPERTOWE]
“Przyszedłem na komisję 17 minut później, gdyż wydawało mi się, że jest nieco wcześniej”. Jarosław Kaczyński został postawiony w sytuacji, że musi odpowiadać na pytania, a jego dywagacje nie na temat są ucinane. “Nie pan tu będzie decydował, kto panu zadaje pytanie”. Jego głównym zadaniem w tych warunkach było obronić linię partii i dać nadzieję aparatowi
Komisja śledcza ds. wyborów kopertowych w 2020 roku przesłuchała 24 maja 2024 ostatniego świadka i zaczyna pisać raport. Tym ostatnim świadkiem był Jarosław Kaczyński.
W skrócie:
Dla Kaczyńskiego decyzja o wyborach kopertowych wiosną 2020 roku była „oczywistością”. Co oczywiście znaczy, że nikt mu się nie sprzeciwił, kiedy podjął decyzję, że to „jest właściwy pogląd”.
Kaczyński, operujący w świecie, którym jego pogląd zamienia się w "oczywistość”, znalazł się w nowej sytuacji, bo komisja stawia mu opór. Nie pozwala na monologi i go kontrowała. Joński wyłączał mu mikrofon.
Kaczyński mówił dużo i w efekcie ujawnił mnóstwo informacji o sposobie działania PiS w pandemii. Choć informacje te były ukryte pomiędzy atakami wobec obecnych rządzących.
„Nie Pan zadaje tu pytania” i obiad Kaczyńskiego
Kaczyński złożył też przed komisją całą przysięgę świadka, czego nie zrobił przed komisją w sprawie Pegasus. Nie dostał prawa do swobodnej wypowiedzi. Przewodniczący Dariusz Joński odmawia świadkom tych swobodnych wypowiedzi od słynnego przesłuchania Artura Sobonia, który najpierw w wypowiedzi tej długo czytał, na czym polegał zakres jego odpowiedzi, a potem na każde pytanie komisji odpowiadał “odpowiedź na pytanie zawarłem we wstępnej wypowiedzi”.
Kaczyński starał się pokazać jako wielki polityk. Oraz człowiek wyższej kultury. Nie zawsze mu to wychodziło:
“Ależ panowie, a w zasadzie szanowni państwo, gdyż są wśród nas także panie”.
Nie pomagały łacińskie wtręty i prawniczy slang. Kaczyński nie był w stanie przejąć kontroli nad zeznaniami. „Nikt nie jest ponad prawem, nawet pan. Tu jest Pan świadkiem. Traktujemy pana z szacunkiem, ale ma Pan odpowiadać na pytania”.
Co jakiś czas następowało „przeciąganie prętem po klatce” – przesłuchujący z koalicji rządzącej nazywali Kaczyńskiego „panem świadkiem” i „osobą przesłuchiwaną”, co oczywiście powodowało oburzenie Kaczyńskiego i natychmiastową reakcję posłów PiS, którzy do Kaczyńskiego mówili „panie premierze” i „panie prezesie”. Ale – po przygodzie Mariusza Kamińskiego (który, przypomnijmy, obraził się na komisję, wyszedł, ale potem wrócił i zeznawał), Kaczyński tylko groził, że zakończy posiedzenie. Na co dowiadywał się, że nie on tu o tym decyduje. Nie doszło do wyzywania się per „panie członku” (słowo to bardzo śmieszyło Kaczyńskiego w czasie komisji ds. Pegasusa).
Przeczytaj także:
Kaczyński postawił jednak na swoim: zażądał krótkiej przerwy, a choć przewodniczący ustalił ją na pięć minut, poszedł na obiad. I to komisja miała na niego czekać i dyskutować o długości przerwy. Wezwany z obiadu Kaczyński obiecał wrócić za 12 minut.
I wrócił. Ale skutecznie odwrócił uwagę opinii publicznej od tego, co przed komisją opowiada.
Strategia Kaczyńskiego polegała na zalewaniu komisji słowami i powtarzaniu przekazu PiS: za katastrofę wyborów kopertowych w 2020 r. odpowiada PO, bo zgłosiła zastrzeżenia do pomysłu Kaczyńskiego. Komisja śledcza natomiast jest nielegalna, łamie prawo, Konstytucję i zdrowy rozsądek, gdyż “idzie w niewłaściwym kierunku". Powinna bowiem ścigać PO. Kaczyński, kiedy dojdzie do władzy, tym się zajmie.
Kaczyński i partia
Poza powtarzaniem, że wszystkiemu w 2020 roku była winna Platforma, Kaczyński bronił partii i swej pozycji w tej partii. Jednocześnie bronił się przed zarzutem, że jako osoba nieuprawniona zmusił aparat państwa do organizacji wyborów kopertowych bez podstawy prawnej (bez ustawy – bo ta aż do maja 2020 roku nie weszła w życie). Bo to, że to Kaczyński stał za pomysłem, zeznali i Jarosław Gowin i Adam Bielan (który też potwierdził, że zainspirował Kaczyńskiego do tego, mówiąc mu o wyborach w Bawarii).
Obrona Kaczyńskiego wyglądała zaś tak:
Owszem, to on osobiście podjął decyzję o wyborach kopertowych 10 maja 2020. Ale dlatego, że była to oczywistość. Bo były takie przypadki „w innych krajach, w Kanadzie i Bawarii”.
Była to jednak jego decyzja „wewnętrzna”. Formalną decyzję polityczną o wyborach kopertowych podjęła partia polityczna (członkowie kierownictwa partii zgodzili się z Kaczyńskim ze względu na oczywistość jego poglądu). Podejmowanie decyzji przez gremia partyjne jest prawnie uzasadnione. Partie zaś są fundamentem mechanizmu demokracji parlamentarnej.
To, że marszałkini Sejmu, osoba zarządzająca wybory, nic o tym wszystkim nie wiedziała, nie ma znaczenia. Bowiem na koniec Sejm, którym zarządza, potwierdził decyzję, uchwalając ustawę o wyborach kopertowych. Kto brał udział w podejmowaniu decyzji, tego Kaczyński nie ujawnił, gdyż po latach „mógłby się pomylić”.
Kaczyński i podwładni
Wszystko to świadczy o stosunku Kaczyńskiego do współpracowników. Przesłuchanie było jednak pułapką na Kaczyńskiego: mógłby wesprzeć współpracowników, którzy wcześniej wili się przed komisją, by nie obciążyć Kaczyńskiego, gdyby wziął winę na siebie. Ale tego nie zrobił, zamiast tego wykorzystał komisję do przedstawienia się aparatowi jako ktoś, kto wie lepiej, i dalej kontroluje sytuację. Pokazał też, że dalej jest dawcą łask.
Wyraźnie poniżył Adama Bielana, wychwalał pod niebiosa Mateusza Morawieckiego. Bielan uchodził do tej pory za pomysłodawcę wyborów kopertowych. Kaczyński powiedział publicznie, że był nieistotny i on nawet nie pamięta telefonu od niego (w przypadku Morawieckiego pamięta, że miał wiele z nim spotkań, jednak nie pamięta ich szczegółów). A to, że Bielan był członkiem sztabu wyborczego kandydata Andrzeja Dudy, w ogóle nie było dla Kaczyńskiego ważne. Bielan był po prostu „osobą, którą zna” („Wyraźnie rozmowa ze mną jest dla pana Bielana przeżyciem”, skoro ją pamięta. Ja nie").
Zaś premier Morawiecki wszystkie decyzje wydał prawidłowo. Kaczyński nie wie, kto koordynował proces wyborczy (bo nie była to PKW, marszałkini Sejmu ani premier), lecz wie, że decyzje miały oparcie w opiniach dyrektorów i wicedyrektorów departamentów, których nazwy Kaczyński sobie w tej chwili nie przypomina.
Miliard siedemset milionów przesyłek rocznie
Kaczyński, mówiąc dużo, ujawniał też dużo. I komisji udało się odtworzyć jego tok rozumowania, a także wyjaśnić kilka zdumiewających zdarzeń. To daje się zrozumieć jednak tylko, gdy poświęci się przesłuchaniu całą uwagę – czego normalnie pracujący i zajęty człowiek zrobić nie może.
Czego dowiedziała się komisja?
Wiedza Kaczyńskiego opierała się na różnych szczegółach i różnych opiniach. Z jego zeznań (może to była kwestia strategii obronnej) wynikało, że nie miał całościowego obrazu sytuacji. Zagadnienia, które decydowały o powodzeniu operacji, były dla niego tylko sprawami “technicznymi i prawnymi”, za które miało odpowiadać ktoś inny.
Kto? Nie wiadomo. Kaczyński nie przypomina sobie, by taka osoba była (to znowu być strategia obrony, ale też i prawda – Kaczyński mógł nie rozumieć, że takiego projektu nie da się przeprowadzić bez dobrej koordynacji).
Kaczyński nie interesował się szczegółami, bo był zajęty czym innym. A konkretnie prezydencką kampanią wyborczą (premier – przypomnijmy, zajęty był „ratowaniem polskich rodzin w pandemii”, więc naprawdę nikt nie zajmował się wyborami. Mimo że zdaniem PiS ich przeprowadzenie 10 maja było krytycznie ważne).
Co wiedział Kaczyński?
Kaczyński wiedział, że Poczta przekazuje rocznie miliard siedemset milionów przesyłkę rocznie, więc da radę dostarczyć 30 mln pakietów wyborczych. Nie przypomina sobie jednak żadnej rozmowy o sytuacji pandemicznej z ministrem Szumowskim. Nie znał jego ostrożnie negatywnej, ale jednak negatywnej opinii o pomyśle wyborów. Uważa, że przenoszenie się pandemii dzięki przesyłkom pocztowym to mit. Słyszał dramatyczną opinię wiceministra zdrowia, lekarza Maksymowicza o tym, że wybory w pandemii skończą katastrofą. Maksymowicz przekazał ją jako członek Porozumienia Gowina, już w momencie, kiedy Gowin zaczął oponować przeciw wyborom kopertowym.
Kaczyński zeznawał, że nie zajmował się szczegółami organizacji wyborów, bo miał sprawy kraju na głowie. Ale jeśli nałoży się to, co mu powiedziano na kalendarium zdarzeń, to widać, że był alarmowany w krytycznych momentach. Jednak najwyraźniej rzeczywiście nie uważał tych ostrzeżeń za ważne.
Dowiedział się np., że nie ma centralnego rejestru wyborców, więc nawet jeśli samorządy oddadzą spisy wyborców, to będą w różnych formatach, nie do użycia na szybko
Zaś z wicepremierem Sasinem, który cały czas był na bieżąco (choć nieformalnie) o stanie operacji, rozmawiał "całkiem często.
Jak rozumował Kaczyński?
Wycofanie się z wyborów kandydatki KO Małgorzaty Kidawy Błońskiej (29 marca 2020 r.) Kaczyński widział jako szansę. Wybory kopertowe w sytuacji, gdy tylko Andrzej Duda – jako urzędujący prezydent – może zabierać głos publicznie, czyli prowadzić kampanię – były oczywistym rozwiązaniem. A to, że opozycja nie zamierza brać udziału w tym przedsięwzięciu, jest dowodem łamania Konstytucji, bo wybory muszą się odbyć 10 maja.
Sytuacja w 2020 roku była naprawdę nadzwyczajna. A to oznaczało, że opozycja powinna była zrezygnować ze swoich praw. Ale nie tak nadzwyczajna, by ogłaszać stan klęski żywiołowej pozwalający na legalne przesunięcie wyborów. Dlatego w kwietniu 2020 roku to opozycja odpowiadała za ryzyko, że bez wyborów z końcem kadencji Andrzeja Dudy nie będzie komu podpisywać ustaw i mianować generałów.
Skoro wybory były niemożliwe 10 maja, to na początku maja 2020 roku znaleziono „po prostu inne rozwiązanie”. Co prawda były wydrukowane karty wyborcze i Poczta twierdziła, że jest gotowa do działania, ale ”uznano, że te wybory nie będą efektywne, wobec obstrukcji opozycji, co miało też znaczenie dla opinii publicznej". Jeśli do tego doda się, że Kaczyński jednak dowiaduje się o problemach organizacyjnych, to widać, że to one przeważyły. Dlatego Kaczyński odwołał wybory.
„Inne rozwiązanie” polegało na porozumieniu z Jarosławem Gowinem – wtedy zdymisjonowanym premierem rządu Zjednoczonej Prawicy. Władza przesunęła termin wyborów i umożliwiła zgłoszenia nowych kandydatów („mogliśmy uniemożliwić kandydowanie Trzaskowskiemu, ale tego nie zrobiliśmy, choć to byłoby zgodne z prawem”).
To, co było nie do pomyślenia – to pierwszy pomysł Gowina, z kwietnia 2020. Żeby wybory odłożyć o dwa lata i przedłużyć o tyle kadencję Andrzeja Dudy. Kaczyński wyjaśnił, dlaczego nie do pomyślenia: bo wymagałoby to dwukrotnego zmieniania Konstytucji (nie można obecnie wprowadzać jednorazowych zmian ustawami konstytucyjnymi). A to oznaczałoby dwukrotne negocjowanie większości konstytucyjnej z opozycją.
Kaczyński zaś nie zamierzał negocjować z opozycją, bo nią pogardzał,
Wiara w ludzi jako podstawa państwa
Zeznania Kaczyńskiego, podobnie jak poprzednich świadków z PiS, są w tym miejscu zgodne: cała operacja przeprowadzana była z pominięciem opozycji. Kaczyński nie rozmawiał z PO, bo była „opozycją totalną”, z Czarzastym też nie, ze względu na „dużą odległość ideową”, zaś z PSL, tak, ale nie pamięta, czy po wyborach.
Nie rozmawiał, ale zakładał, że mająca większość w Senacie opozycja dostosuje się do jego woli („Wierzyłem w ludzi”).
I wygląda na to, że wybory naprawdę organizowane były „na wiarę”.
Cmentarze były otwarte, bo tam wszedłem
Kaczyński uważał też, że 10 kwietnia 2020 roku, w Wielki Piątek, kiedy przyłapano go na wizycie na zamkniętym cmentarzu, „cmentarze były otwarte. Tego dnia byłem bowiem na siedmiu cmentarzach”. Kaczyński jest przekonany, że cmentarze były otwarte, bo on na nie wszedł i widział tam ludzi. A proboszcza Cmentarza Bródnowskiego (naprawdę – Powązkowskiego, w innej części miasta) Kaczyński po prostu „poprosił” o otwarcie bram.
To było poruszające. Kaczyńskiemu wolał pokazać się jako osoba odklejona od rzeczywistości niż ktoś, kogo prawo nie ogranicza.
Kaczyński zeznał, że nie wiedział, dlaczego ministrowie Kamiński z Sasinem nie podpisali umów z Polską Wytwórnią Papierów Wartościowych i Pocztą, tak jak im nakazał premier Morawiecki. Wiedział jednak, że decyzja premiera nakazująca Poczcie i PWPW organizację wyborów, była przygotowana zgodnie z prawem, bo stosowne opinie przygotowali „dyrektorzy i wicedyrektorzy z departamentu, którego nazwy sobie w tej chwili nie przypominam”.
Brak umów był istotny – bo tylko w nich można było napisać, co i w jakim zakresie miało być wykonane. Kamiński i Sasin tych umów nie podpisali, bo nie było do tego podstawy prawnej (ustawa nie obowiązywała) i tak im zalecili ich doradcy prawni. W efekcie Poczta ma do tej pory problemy z odzyskaniem pieniędzy, które wydała. Kaczyński z charakterystyczną dla siebie dezynwolturą mówi, że „jakieś pieniądze Poczta odzyskała”. I dodaje, że i tak większości kosztów nie poniesiono, bo one miały polegać na ekstra wypłatach dla listonoszy. Którzy „mało zarabiają”, więc mieli się chętnie podjąć dostarczania przesyłek wyborczych.
Kaczyński wolał powiedzieć, że nie widział o sabotażu własnych ministrów, bo alternatywa oznaczałaby, że nie panował nad podwładnymi.
(Jeśli chodzi o Kamińskiego – to Kaczyński uznał za stosowne powiedzieć, że podobnie jak Maciej Wąsik, jest on „niesłusznie, a więc bezprawnie skazany” i nadal jest posłem).
Wybory ważniejsze od bezpieczeństwa obywateli
Jeśli chodzi o to, jak władza traktowała dane osobowe obywateli (Poczta pozyskała dane 30 mln wyborców z bazy PESEL wbrew polskiemu i europejskiemu praw – do tak radykalnej operacji nie było podstawy prawnej, czyli formalnie ustanowionego celu całej operacji – na jego podstawie można byłoby, jak chce RODO, dopiero ustalić, czy operacja jest do zaakceptowania i czy zastosowane metody bezpieczeństwa są odpowiednie), Kaczyński zastosował ciekawa interpretacje Konstytucji:
Nie podziela „poglądu” z wyroku NSA, że Poczta nie powinna była dostać danych z bazy PESEL, bo nie było do tego podstawy prawnej. Bowiem „przepisy o ochronie danych osobowych są niżej rangi niż konstytucyjne”.
Przypomnijmy – Konstytucja tak samo nakazuje ochronę danych osobowych (art. 51), jak organizację wyborów prezydenta (art 128).
Cyfrową ignorancję Kaczyńskiego posłowie koalicji podkreślali. Kaczyński ciągle domagał się, by coś odnotować w protokole. „Panie pośle, tu mamy zapis cyfrowy, nie ma notujących pana słowa sekretarek. Ba, to wszystko jest transmitowane na żywo”.
I Joński obiecał raport końcowy, który będzie też swoistym aktem oskarżenia„. Tradycyjnie broniący świadków z PiS poseł z PiS (obrona przez nieustające dogadywanie i komentowanie) został wykluczony z obrad. Tym razem padło na posła Mariusza Krystiana. A na koniec — posła Wójcika, który zaczął na posiedzeniu przemawiać przez megafon. Na samego Kaczyńskiego komisja skierowała wnioski do komisji regulaminowej za obraźliwe komentarze. W podsumowaniu przewodniczący Joński powiedział, że Kaczyński działał jak ”Jak ojciec chrzestny".
I na tym komisja zakończyła przesłuchania — teraz będzie pisać raport.
TO KONIEC RELACJI Z DZIŚ.
DALEJ WKRACZASZ NA WŁASNĄ ODPOWIEDZIALNOŚĆ.
Poza relacją z przesłuchania danego dnia staramy się aktualizować ustalenia komisji od początku jej pracy. Ustalenia z piątku 24 maja 2024 roku (pogrubioną czcionką) nakładamy na wcześniejsze. Nie ma ich wiele, bo zgodnie z przewidywaniami Kaczyński wiele o faktach nie powiedział.
Jak władza organizowała wybory w pandemii – co do tej pory ustaliła komisja
5 lutego 2020 – marszałek Sejmu Elżbieta Witek rozpisuje wybory prezydenckie na 10 maja 2020 roku. Ma to być reelekcja Andrzeja Dudy, kandydata PiS. Państwowa Komisja Wyborcza przystępuje do organizacji wyborów.
12 marca rząd zawiesza stacjonarną naukę w szkołach. Od 13 marca liczba zakażeń SARS-Cov-2 lawinowo rośnie. 24 marca – zostaje ogłoszony stan epidemii i pierwszy wielki lockdown. Za łamanie zakazu wychodzenia z domu „bez powodu” policja wystawia mandaty, a Sanepid nakłada kary do 30 tys. zł. „W tym okresie, kwiecień–maj, liczba rejestrowanych zachorowań każdego dnia wynosiła od 250 do 590. Były wyłącznie zachorowania zarejestrowane, w sytuacji, gdy dostępność do testowania dopiero się rozwijała” (zeznanie prof. dr. hab. Roberta Flisiaka).
Minister zdrowia Łukasz Szumowski analizuje dane o pandemii, dostaje szczegółowy raport z Lombardii, gdzie system ochrony zdrowia się załamał.
Duda ma wygrać, ale pandemia miesza szyki
Na świecie zaplanowanych było w tym czasie 60 wyborów. 43 zostały przesunięte właśnie ze względu na covid (zeznanie Sylwestra Marciniaka z PKW).
Stan epidemii pozwala w Polsce na skorzystanie z ustaw o stanach nadzwyczajnych. Ale w takim wypadku wybory mogłyby się odbyć dopiero w 90 dni od odwołania stanu nadzwyczajnego.
Nikt wtedy nie wie, kiedy to będzie i jaka będzie wtedy sytuacja polityczna. PiS nie chce ryzykować.
26/27 marca PKW ma już zawiadomienia od wszystkich komitetów wyborczych o zamiarze startu w wyborach. Ale kampania wyborcza nie przebiega już tak, jak powinna. Np. nie ma spotkań i wieców wyborczych. PKW wydaje więc „apel do władz o ustalenie zasad przeprowadzenia wyborów”.
„Na przełomie marca i kwietnia” minister zdrowia rozmawia o wyborach z prezydentem i zarazem kandydatem w wyborach Andrzejem Dudą. Mówi mu, że lepiej byłoby przełożyć wybory.
Bielan odkrywa problem
27 marca – Sejm uchwala przepisy o głosowaniu korespondencyjnym dla osób powyżej 60. roku życia. Marszałek Grodzki: problem wziął się stąd, że w 2018 roku PiS wykasował z Kodeksu Wyborczego wybory korespondencyjne z wyjątkiem osób z niepełnosprawnościami. Ustawa zakłada, że seniorzy dostaną pakiety wyborcze listami poleconymi. Zdaniem Adama Bielana (europosła PiS i członka komitetu wyborczego Andrzeja Dudy) tego się nie da zrobić, bo w grę wchodzić może nawet 10 mln przesyłek – czego chyba nikt w Sejmie nie wziął pod uwagę. Mateusz Morawiecki przed komisją podkreśla, że na takie nieprzemyślane rozwiązanie zgodziła się operacja — ale to jednak PiS ma w Sejmie większość.
29 marca w Bawarii odbywają się wybory w pełni korespondencyjne. Wyborców jest tam tylko 1 mln 100 tys. W Polsce – 30 mln. W Bawarii poczta dostarcza pakiety wyborcze do skrzynek (Sylwester Marciniak z PKW przed komisją: „tylko że w Bawarii przygotowanie społeczeństwa do wyborów korespondencyjnych trwało kilkadziesiąt lat”).
29 marca kandydatka PO na prezydenta Małgorzata Kidawa-Błońska zawiesza kampanię wyborczą ze względu na bezpieczeństwo Polaków: „To jest chyba czas, żebyśmy wyraźnie i dobitnie powiedzieli głośno, że 10 maja wybory nie mogą się odbyć”.
Adam Bielan dochodzi do wniosku, że wybory korespondencyjne dla seniorów z przesyłkami poleconymi zakończą się katastrofą. „Wariant bawarski” to jego zdaniem jedyne wyjście. Poczta musi wysłać pakiety wyborcze zwykłymi przesyłkami, do skrzynek pocztowych (o tym, że 4 mln wyborców nie ma skrzynek pocztowych, Bielan nie wie).
31 marca Bielan rozmawia o tym pomyśle z szefem swojej partii Jarosławem Gowinem.
W nocy z 31 marca na 1 kwietnia Bielan dzwoni też do Jarosława Kaczyńskiego i mówi mu, że listy polecone nie zadziałają, ale wybory można zrobić jak w Bawarii. Kaczyński mówi, że „się zastanowi”.
Sam Kaczyński tego w ogóle nie pamięta.
Mateusz Morawiecki wszystko to pamięta mgliście. Wie, że „pod koniec marca albo na początku kwietnia”pojawił się pomysł w kierownictwie, bo dochodziły informacje, że innych państwach, są organizowane wybory korespondencyjne".
Morawiecki zeznaje, że skoro opozycja głosowała 27 marca za wyborami korespondencyjnymi dla seniorów, to teraz też będzie za. Nie jest w stanie sobie przypomnieć jednak, czy o powszechnych wyborach kopertowych rozmawiał z liderami opozycji i zasięgał ich opinii. Prawdopodobnie więc tego nie zrobił.
Pandemia się zaostrza
1 kwietnia ograniczono liczbę klientów w sklepach do trzech osób na kasę. Zamknięto sklepy budowlane, wprowadzono godziny dla seniora, zamknięto hotele, zakłady fryzjerskie i kosmetyczne. Wprowadzono zakaz przebywania na plażach i terenach zielonych.
3 kwietnia – rząd zamyka lasy, a do warszawskiej prokuratury trafia od prywatnej osoby zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa: organizacja wyborów w pandemii narazi mnóstwo ludzi na niebezpieczeństwo zachorowania i śmierci.
Gowin: „W ocenie zespołu wybitnych ekspertów wybory przeprowadzone w trybie korespondencyjnym grożą nasileniem pandemii. Ich argumenty były dla mnie przekonujące. Ale i Jarosław Kaczyński, i Mateusz Morawiecki argumentowali, że konstytucyjnym obowiązkiem rządu jest doprowadzenie do odbycia się wyborów w terminie wskazanym przez Marszałka Sejmu”.
„Jarosław nalega” na zrobienie wyborów
1 kwietnia – jak zeznaje Bielan – zbierają się już władze PiS – Komitet Polityczny. I to on – a nie osobiście Jarosław Kaczyński – podejmują decyzję, by poprzeć „opinię” Bielana. I Morawiecki, i Kaczyński zeznają, że decyzję podjęło „kierownictwo”, ale obaj nie pamiętają, kto był na tym posiedzeniu. Gowin: „Jarosław Kaczyński stosunkowo szybko przychylił się do pomysłu przeprowadzenia tych wyborów i potem konsekwentnie dążył do nich aż do momentu, gdy doszedł do przekonania, że sprzeciw – mój i części posłów Porozumienia – spowoduje podtrzymanie senackiego weta do ustawy o wyborach kopertowych”.
„Jarosław (Kaczyński – red.) nalega na przeprowadzenie tych wyborów„ – mówi wicepremierowi Jarosławowi Gowinowi premier Mateusz Morawiecki. Obecny w czasie spotkania minister zdrowia Łukasz Szumowski jest sceptyczny, ale skupia się na problemie pandemii. Jak zeznaje przed komisją, nie mówi wyraźnie ”nie„ – jak zapamiętał to świadek Gowin. ”Trudno powiedzieć, że byłem przeciwny. Ale miałem obawy o bezpieczeństwo zdrowotne przy organizacji wyborów z gromadzeniem się w lokalach„. Morawiecki: ”nie pamiętam takiego stanowiska„. ”A jeśli chodzi o Gowina „przykro mi, zdradził nasz obóz polityczny i jego zeznania należy odczytywać w takim świetle”.
Kto wpada na pomysł z Pocztą?
Na pomysł, by wybory zrobić za pośrednictwem Poczty Polskiej, wpada „znajomy” Bielana Krystian Szostak. Według szefów Poczty Polskiej to prawnik, który wcześniej był członkiem władz konkurencyjnego dla Poczty InPostu, a potem pracował w Orlenie. Szostak uważa, że Poczta da radę, bo „ma własne drukarnie” (co nie jest prawdą, ale to wyjdzie na jaw dopiero w połowie kwietnia). Krystian Szostak (w mailu do OKO.press) i Bielan (przed komisją) podkreślają, że Szostak nie jest człowiekiem Obajtka.
Krystian Szostak wyjaśnia, że nie jest od Obajtka
19 marca 2024 roku Krystian Szostak przysyła do OKO.press wyjaśnienie:
Prezesów Poczty Sypniewskiego i Kurdziela zawiodła pamięć, gdyż w tym czasie Szostak już nie był dyrektorem Biura Prawnego Orlenu. Pełnił tę funkcję od lipca 2017 do lutego 2018 roku:
„Rozstałem się z tą firmą zaraz na początku lutego 2018 roku, na prośbę prezesa Obajtka. Od tamtego czasu nie pracowałem w żadnym charakterze (w tym nie świadczyłem usług) dla tej spółki, jak również żadnej innej spółki Skarbu Państwa”.
Krystian Szostak, pytany przez nas o sam mail, odpowiada, że sobie go nie przypomina: „Nie wiem, o jakim mailu oni mówią. Nawet gdybym wiedział i byłbym w jakikolwiek sposób zaangażowany w jego sporządzenie lub jego opiniowanie, to nie mógłbym tego komentować, z uwagi na tajemnicę radcy prawnego, z której zwolnić może mnie tylko prawomocna decyzja sądu. Na marginesie – nie wyobrażam sobie, żeby ponad dwa lata po moim odejściu z Orlenu, ktokolwiek, cokolwiek wysłał z mojej mailowej skrzynki”.
Tą drogą – przez Bielana – pomysł Szostaka trafia do Sejmu. Szostak ma też pomysł, by głosy liczyć automatycznie, kodami kreskowymi. „To był jego autorski projekt”. Jak to by miało być zrealizowane (skąd maszyny np.?), nie wiadomo.
Jacek Sasin znajduje odpowiedniego człowieka na prezesa Poczty
Prezes Poczty Polska Przemysław Sypniewski uważa jednak, że nie jest ona w stanie przeprowadzić wyborów korespondencyjnych. Zostaje odwołany. 1 lub 2 kwietnia wicepremier i minister aktywów państwowych Jacek Sasin na nowego szefa Poczty wybiera sobie wiceministra obrony narodowej Tomasza Zdzikota. Informuje go Zdzikota, że ustawa o powszechnych wyborach kopertowych nie będzie wymagała, by pakiety wyborcze były dostarczane przez listonoszy za potwierdzeniem odbioru. Można je będzie po prostu wrzucić do skrzynki (to jest właśnie idea Bielana).
Pojawia się w Sejmie poselski projekt powszechnych wyborów kopertowych. Zakłada on, że powszechne wybory organizować będzie rząd i Poczta Polska. Państwowa Komisja Wyborcza, która z organizacji wyborów ma zostać wyłączona, nie jest proszona o opinię.
3 kwietnia – Tomasz Zdzikot zostaje oficjalnie prezesem Poczty Polskiej. Nie ma doświadczenia pocztowego, ale uważa, że zna się na zarządzaniu.
„Na początku kwietnia” Jacek Sasin „nieformalnie prosi” wiceministra aktywów Sobonia, by rozejrzał się „jak to wygląda” i o „ogólny nadzór”. Komisja śledcza ostatecznie – mimo uników świadków – ustaliła, że za cały proces odpowiada wicepremier Sasin i podległe mu Ministerstwo Aktywów Państwowych, w którym pracuje Soboń.
Premier Gowin spotyka się z przewodniczącym PKW Sylwestrem Marciniakiem. Jest jedynym członkiem władz, którego interesuje zdanie PKW. Nic z tego jednak nie wynika, bo Gowin zaraz poda się do dymisji, a PKW zachowa ogromną ostrożność w zgłaszaniu wątpliwości. W tym czasie jego polityczny partner Adam Bielan zaczyna uważać Gowina za zdrajcę. Gdyż 31 marca Gowin jadł kolację z Władysławem Kosiniakiem-Kamyszem z PSL.
Sejm przyjmuje ideę Jarosława w dwie godziny 42 minuty
5 kwietnia Paweł Skóra, dyrektor Pionu Informatyki i Telekomunikacji Poczty Polskiej dowiaduje się, że Poczta będzie jednak organizowała wybory. Skóra ma opracować razem z pionem sprzedaży „wymagania biznesowe”, a następie harmonogram.
6 kwietnia warszawska prokuratorka Ewa Wrzosek dostaje sprawę organizacji wyborów kopertowych. Sprawę tę zastępczyni Prokuratora Rejonowego Edyta Dudzińska kwalifikuje standardowo – pod art. 165 Kodeksu Karnego (zagrożenie epidemiczne) i opatruje niewyraźną adnotacją.
Prezes Poczty Zdzikot zauważa przed komisją, że tego dnia „nikt nie spodziewał się, że ustawa spowoduje taki konflikt”.
6 kwietnia (w poniedziałek) w Sejmie PiS uchwala ustawę o wyborach kopertowych. Ponieważ projekt jest procedowany jako poselski, nie podlega konsultacjom i uzgodnieniom. Więc nikt nie wie, czy jego założenia są realizowalne.
Przyjmując w Sejmie ustawę w 2 godziny 42 minuty, PiS gwarantuje sobie, że opozycyjny Senat swoje 30 dni na debatę wykorzysta. Wykorzystuje 29. A dopóki Sejm nie rozpatrzy uwag Senatu, a prezydent nie podpisze ustawy – nie ma podstawy prawnej do organizowania wyborów kopertowych.
Ustawa z 6 kwietnia zakłada — co istotne — że marszałek Sejmu mógłby zmienić termin wyborów z 10 maja na inny. To dowód na to, że PiS już wtedy wiedział, że termin 10 maja nie jest do utrzymania. Ale ponieważ nie zanalizował wcześniej całego procesu, nie wie, że to mu nie wystarczy. Jednocześnie PiS tłumaczy swoje pozaprawne działania (bez ustawy) tym, że po prostu musiał zorganizować wybory 10 maja.
Władza organizuje wybory bez ustawy i bez zobowiązań na papierze
PiS jest przekonany, że – tak czy siak – wybory kopertowe zrobi. Zachowują się więc tak, jakby ustawa już obowiązywała. O jej wdrażaniu wicepremier Sasin regularnie rozmawia z nowym prezesem Poczty Zdzikotem.
6 kwietnia wicepremier Jarosław Gowin podaje się do dymisji. Uważa, że wybory kopertowe doprowadzą do gwałtownego rozpowszechnienia się pandemii, a poza tym państwo nie jest w stanie takiej operacji przeprowadzić i wszystko skończy się katastrofą i międzynarodową kompromitacją. Bez głosów gowinowców PiS nie odrzuci spodziewanego sprzeciwu Senatu.
Wiedza Gowina o ryzyku pandemicznym musi wynikać z rozmów z ministrem zdrowia Szumowskim. Ten jednak ich publicznie nie zgłasza.
6 kwietnia. Zarząd Poczty dostaje od szefa pionu informatyki Pawła Skóry plan działania, z rozpisanymi zadaniami, odpowiedzialnością, wydatkami i ryzykami (np. nie ma ustawy, więc nie ma np. gwarancji, że wydatki ktoś Poczcie zwróci, nie ma też rozporządzeń, które precyzyjnie opisałyby działania Poczty). Zarząd Poczty planu nie akceptuje, bo rozumie ryzyko potwierdzenia na piśmie działań, które nie mają podstawy w ustawie. Zamiast tego Zarząd powołuje zespół, który pracuje w trybie codziennych zebrań z udziałem członków rządu. "To nie pozwala sprawdzić, co jest zrobione, a co nie, komunikacja wewnętrzna zostaje zaburzona.
I wtedy pomyślałem po raz pierwszy, że to się nie uda" – zeznaje Paweł Skóra.
7 kwietnia – zastępca dyrektora Biura Prezesa Rady Ministrów Rafał Siemianowski alarmuje w mailu Michała Dworczyka, szefa kancelarii premiera, że wybory obaczone są ogromnym ryzykiem. To, że będą kopertowe, a nie tradycyjne, nie zmniejszy tak bardzo ryzyka zachorowań, bo pakiety wyborcze ludzie będą sobie podawać z rąk do rąk. Kalendarz prac jest niebezpiecznie napięty, a chętnych do prac w komisjach wyborczych nie ma. Premier Morawiecki nie przypomina sobie takiego przekazu, gdyż dostaje dużo maili każdego dnia.
„Prawdopodobnie pierwotnie zakładano, że Poczta poprowadzi cały proces”, ale ponieważ poczta nie ma odpowiednich maszyn drukarskich, by wyprodukować karty wyborcze z zabezpieczeniami przed kopiowaniem, organizatorzy włączają do procesu Polską Wytwórnię Papierów Wartościowych. „Ktoś wpada na pomysł, że odpowiednim potencjałem dysponuje PWPW. Nie zdaje sobie jednak sprawy, że poligrafia PWPW nie nadaje się do tego typu operacji” – zeznaje Piotr Ciompa z PWPW. Uznaje to za „niefortunne”. W efekcie trzeba będzie błyskawicznie szukać podwykonawców.
6 kwietnia („około”) o zaangażowaniu w wybory kopertowe Polskiej Wytwórni Papierów Wartościowych dowiaduje się prezes PWPW Biernat. Zostaje „zaproszony do konsultacji, jak zabezpieczyć karty do głosowania”. „Prawdopodobnie było to spotkanie ze ścisłym kierownictwem MSWiA, z min. Kamińskim i Szefernakerem. Być może był tam minister Wąsik”.
Czyli decyzje podejmowane są na najwyższym szczeblu, ale nie do końca wiadomo, kto je podejmuje.
PWPW nie wystarczy. Trzeba znaleźć na rynku kooperantów
7 kwietnia – minister Łukasz Szumowski zleca Sanepidowi opracowanie zaleceń sanitarnych dla wyborów kopertowych.
7 kwietnia – realnie zaczynają się przygotowania do organizacji wyborów kopertowych. Odpowiada za to Ministerstwo Aktywów Państwowych, co komisji udaje się w końcu ustalić (potwierdza to m.in. prezes PWPW Biernat). Do PiS zaczyna docierać nie tylko to, jak trudnym zadaniem jest przeprowadzenie wyborów kopertowych w ciągu miesiąca. Ale też to, że działania trzeba podjąć natychmiast, co oznacza zaciąganie zobowiązań i wydawanie pieniędzy bez podstawy ustawy. A to oznacza ogromne ryzyko prawne dla osób, które się pod dokumentami podpiszą.
9 kwietnia rząd wprowadza powszechny obowiązek chodzenia w maseczkach (bez podstawy prawnej – ustawa o przeciwdziałaniu epidemiom pozwala nakładać taki obowiązek tylko na chorych).
7 kwietnia – Marszałek Senatu kieruje ustawę „kopertową”, która przyszła z Sejmu, do komisji senackich, a te zamawiają ekspertyzy.
7 kwietnia – PKW ponawia apel do władz „o ustalenie zasad przeprowadzenia wyborów”. I to wszystko. Gdyż jest „organem apolitycznym”.
Już mniej więcej wtedy (albo „nieco później”) sędzia Marciniak z PKW rozumie jednak, że nie przyjęta ciągle ustawa z 6 kwietnia ma istotny błąd: wyborcy nie będą kwitowali odbioru pakietów wyborczych (to jest ta twórcza modyfikacja Adama Bielana). Rzeczywiście, jak potwierdza szef pionu informatycznego Poczty Paweł Skóra, system wyborczy ma się oprzeć o potwierdzenia listonoszy o dostarczeniu pakietów wyborczych w aplikacjach do przesyłek poleconych.
„Gdyby ta ustawa weszła w życie, do dziś znajdowalibyśmy po lasach pakiety wyborcze, a liczenie głosów trwałoby tygodniami” – mówi Marciniak.
„Wybory były możliwe, ale byłyby nieprawidłowe. Należało nie dopuścić do tego, by się odbyły wedle tych zasad” – tłumaczy przed komisją Marciniak, który w przeciwieństwie do Bielana zajmuje się wyborami w Polsce od dłuższego czasu. Biegły prof. Piotr Uziębło tłumaczy komisji śledczej, że gdyby pakiety wyborcze były wrzucane do skrzynek, to nie wiadomo by było, czy każdy wyborca dostał swój pakiet — głosy mógł przejąć ten, kto ma klucz do skrzynki. Urnami wyborczymi byłyby zaś skrzynki pocztowe, do których dostęp mieliby pracownicy poczty. Takie wybory nie byłyby ani tajne, ani równe, ani powszechne.
PKW stawia na apolityczność
Dlaczego PKW nie alarmuje o tak fundamentalnym zagrożeniu dla procesu wyborczego? „W Sejmie nie mieliśmy możliwości zabrania głosu, bo ustawa została przyjęta w jeden dzień. Za to w Senacie [dwa tygodnie później] poświęciliśmy dyskusji kilkanaście godzin”. Potwierdza to senator Grodzki: w Senacie sędzia Marciniak wyraża jasno zastrzeżenia do ustawy.
Prezes PWPW Biernat twierdzi, że Ministerstwo Aktywów Państwowych prowadziło uzgodnienia dotyczące kart wyborczych z PKW („z panem dyrektorem i panią minister”).
Etap przygotowań. Minister Soboń naradza się, ale „nieformalnie”
Spotkania w sprawie organizacji wyborów organizuje rząd, a nie odpowiadająca za nie PKW. To złamanie prawa. Z tego powodu ustalenie, co kto konkretnie robi i za co odpowiada, jest trudne. Ze spotkań nie powstają żadne formalne notatki i nikogo to nie dziwi.
Artur Soboń w Ministerstwie Aktywów Państwowych spotyka się z wiceprezesem Poczty Grzegorzem Kurdzielem. Soboń twierdzi, że było „nieformalne”, bo on nie ma tego w obowiązkach. A Kurdziel – że „spotykali się przedstawiciele Poczty i MAP – więc nie było to spotkanie towarzyskie”.
Z dokumentów, które zbadała NIK, wynika, że „za przygotowanie przeprowadzenia wyborów kopertowych i nieprawidłowości z nimi związane odpowiedzialne było Ministerstwo Aktywów Państwowych. Ostateczną decyzję podjął prezes Rady Ministrów, czyli Mateusz Morawiecki” (zeznanie dyr. Bogdan Skwarki z NIK).
To nielegalne, ale czy w ogóle wykonalne? Premier obiecuje rozporządzenie
Między 7 a 14 kwietnia trwają na szczytach władzy narady i analizy, jak te wybory przeprowadzić. Pomysły się zmieniają, co potwierdzają i szefowie Poczty, i Piotr Ciompa. Wychodzą nowe problemy.
Senat dostaje pierwsze, negatywne opinie do ustawy „kopertowej”. Adam Bielan zaczyna organizować większość sejmową do odrzucenia ewentualnych poprawek Senatu.
10 kwietnia prezes PWPW Biernat dowiaduje się, że podstawą działań PWPW nie będzie ustawa, ale decyzja premiera (zostanie ogłoszona dopiero 16 kwietnia). Biernat dowiaduje się o tym na spotkaniu w MSWiA, w którym bierze udział „kierownictwo MSWiA, kierownictwo MAP, prezes Poczty i ja z kolegą” (Piotrem Ciompa). A także – co zeznał Ciompa – minister Dworczyk.
Tę informację można interpretować tak, że już około 10 kwietnia opór administracji przed realizowaniem projektu bez zasad i podstaw jest duży. I trwają naciski na premiera, by dał jakiś cień podstawy prawnej do działania. Inaczej urzędnicy nie zaangażują się w plan rządu.
10 czy 17 maja?
9 kwietnia – prezes PWPW przesyła do MAP Sasina projekt karty wyborczej. Na tym projekcie jest data wyborów „17 maja” – nie „10 maja”. Co dowodzi, że już trzy dni po uchwaleniu ustawy o wyborach kopertowych ktoś zdawał sobie sprawę, że wyborów nie da się przeprowadzić 10 maja.
To ważne ustalenie – bo PiS tłumaczył organizowanie wyborów bez ustawy tym, że musiał wybory zrobić 10 maja, zgodnie z postawnowieniem Marszałka Sejmu.
Piotr Ciompa zaznacza, że były też „inne wzory kart wyborczych”, ale „taka data – 17 maja – była w obiegu”. Te „inne wzory” to – jak wynika z zeznań Biernata – karty oznaczone napisem „I tura” bez daty.
Drukarz nie odpowiada za treść
10 kwietnia – wzór bez daty akceptuje wiceminister aktywów państwowych Tomasz Szczegielniak. To jest wzór sprzeczny z tym, jaki ma PKW – tam jest zawsze data wyborów. Prezesa Biernata to wszystko nie zadziwia, gdyż on jest od druku i zabezpieczeń kart – a „drukarz nie odpowiada za treść”. Nie dziwi też prezesa, że na zaakceptowanym wzorze karty jest – pośród zarejestrowanych kandydatów – nazwisko osoby, która nie kandyduje.
Biernat uważa, że MAP musiał konsultować ten wzór z Państwową Komisją Wyborczą. Podkreśla też, że co prawda „wzory kart zostały zaprojektowane i zatwierdzone, ale druk nastąpił dopiero po wejściu w życie tarczy antycovidowej 2.0” z 16 kwietnia 2020, która zawierała odpowiednie przepisy. Uwaga Biernata pokazuje, że PWPW jednak była świadoma problemów prawnych.
Kaczyński demonstruje stosunek do prawa
10 kwietnia, Wielki Piątek, do wyborów został miesiąc – Jarosław Kaczyński jedzie na cmentarz na grób rodzinny. Jest jedyną osobą w Polsce, której się to udało – cmentarze są zamknięte. Ale uważa, że były otwarte, bo on wszedł.
Atak furii Kamińskiego
Kolejne spotkanie na szczycie w sprawie wyborów kopertowych w rezydencji premiera przy ul. Parkowej (uczestnicy to m.in.: Kaczyński, Sasin i prezes Poczty Polskiej Zdzikot) ma „charakter rozmowy politycznej, czy ustawa z 6 kwietnia będzie miała większość [po spodziewanym wecie Senatu]”. Nie ma na nim przedstawicieli Państwowej Komisji Wyborczej, choć zgodnie z prawem to ona nadal odpowiada za organizację wyborów.
Nowy prezes Poczty, którego na spotkanie na szczycie zaprosił Sasin, zapewnia polityków, że wybory kopertowe da się zorganizować. Ale „pod pewnymi warunkami”, które zależą od polityków: musi wejść w życie ustawa z 6 kwietnia i to na podstawie powszechnego konsensusu, bo zaangażować w wybory trzeba np. samorządy. Już na tym etapie wydaje się to mało prawdopodobne, bo po awanturze w Sejmie 6 kwietnia konsensus jest mało możliwy.
Widać, że zaczyna się proces zrzucania z siebie odpowiedzialności.
Tymczasem na spotkaniu w rezydencji premiera sytuacja polityczna się pogarsza: szef MSWiA Mariusz Kamiński w ataku furii grozi posłowi partii Gowina Michałowi Wypijowi więzieniem i „zniszczeniem” za protest w sprawie wyborów kopertowych [tego ataku Zdzikot nie pamięta, ale nie może „wykluczyć”; przyznaje, że było nerwowo, Kamiński to absolutnie wyklucza, mówi też, że spotkanie było spokojne. Kamiński chce wziąć na świadka Morawieckiego, ten jednak spotkania z Wypijem w ogóle nie pamięta — co zgadza się z wersją Wypija, że atak szału Kamińskiego nastąpił na spotkaniu, na którym nie było Morawieckiego.
Przewodniczącemu komisji śledczej Jońskiemu udaje się dowieść, że Kamińskiego łatwo wyprowadza się z równowagi: za pytanie, czy Kamiński był u Morawieckiego trzeźwy, Kamiński nazywa Jońskiego świnią i wychodzi. Ale potem wraca.
Sytuacja jest „trudna”
W tym czasie – wedle relacji Szumowskiego – Gowin prowadzi z opozycją rozmowy o tym, czy by w trybie super pilnym nie zmienić Konstytucji tak, by wybory prezydenckie zostały odłożone o dwa lata, a kadencja Dudy wydłużona. Ale kosztem pozbawienia go prawa do reelekcji. Opozycja nie uważa, że można razem z PiS w trybie pilnym zmieniać Konstytucję. Kaczyński nie zamierza rozmawiać z opozycją — bo nie zamierza kontaktować się z PO i Lewicą. A z PSL rozmawia, ale akurat nie pamięta, czy o wyborach.
„Sytuacja była rzeczywiście trudna, ale taka czy inna sytuacja nikogo nie zwalnia od stosowania przepisów prawa uchwalonych przez parlament” – komentuje w komisji śledczej dyr. Skwarka z NIK.
„Między 6 kwietnia a jego połową” – jak zeznaje Gowin – „było wiele rozmów politycznych z udziałem Jarosława Kaczyńskiego i Mateusza Morawieckiego, podczas których przekonywali mnie do zmiany stanowiska. Oprócz tego byłem informowany, że podejmowane są działania zmierzające do skompromitowania mnie, czy też do znalezienia argumentów – mówiąc potocznie – haków, które skłoniłyby mnie do zmiany stanowiska. Byłem informowany, że sprawdzane są biznesy mojego syna, że przeprowadzane są kontrole w podległym mi – jako ministrowi nauki i szkolnictwa wyższego – Narodowym Centrum Badań i Rozwoju. Byłem też informowany o tym, jakoby w mojej sprawie sprawdzano akta prokuratorskie w całym kraju”.
Tymczasem do obradujących na „roboczych” spotkaniach u Sobonia dociera, że 4 mln osób w Polsce nie ma skrzynek pocztowych. Co prawda pakiety wyborcze (wedle nieobowiązującej jeszcze ustawy z 6 kwietnia) nie wymagają potwierdzenia odbioru, ale gdzie je zostawić, jeśli nie ma skrzynek?
Poczta wpada na pomysł, że wewnętrzną regulacją wprowadzi zasadę, że jeśli ktoś nie ma skrzynki, to odbiór pakietu będzie musiał pokwitować osobiście u listonosza. Sędzia Marciniak z PKW: I co? Kto by potem te potwierdzenia przetwarzał?
Wiadomo też już, że z powodu pandemii brakuje chętnych do pracy w komisjach wyborczych i nie ma podstaw prawnych, by samorządy przekazały spisy wyborców Poczcie. Nie wiadomo jak chronić członków komisji wyborczej ani czy w ogóle wytrzymają 12 godzin w maseczkach na twarzy (Świadek prof. Robert Flisiak: „Nie, nie wytrzymaliby. Młodzi, najbardziej wytrzymali lekarze pracujący w takim stroju na izbie przyjęć, byli w stanie wytrzymywać do 2 godzin”). Poczta przeprowadza analizy zasobów firm ochroniarskich – bo dociera do niej, że urny wyborcze z powodu pandemii nie będą mogły stać w placówkach pocztowych, tylko na zewnątrz i jakoś trzeba ich pilnować (Zdzikot).
14 kwietnia – były prezes Poczty Polskiej Sypniewski mówi wiceministrowi Soboniowi, że wybory są nie do przeprowadzenia. Potrzeba na nie 6-8 tygodni, a zostały cztery. Soboń potwierdza fakt takiej rozmowy. Mówi jednak, że Sypniewski mówił mu o „rozwiązywaniu problemów”, a nie o tym, że są one „nierozwiązywalne”. A poza tym przecież Soboń „formalnie” nie znał się na Poczcie i nie uważał, że uwagi Sypniewskiego do czegoś go zobowiązują.
15 kwietnia – wiceminister Soboń organizuje telekonferencję z udziałem szefów Poczty Polskiej, PWPW, urzędników i przedstawicieli prywatnych firm – podwykonawców, którzy następnie zarobią na organizacji tych wyborów. „Rozmowy dotyczą tego, kto i kiedy oraz na jakiej podstawie będzie drukował i pakował pakiety wyborcze” – zeznaje Paweł Skóra z pionu informatycznego Poczty. „Musiało to być o wydrukowaniu kart” – zeznaje prezes PWPW Biernat.
Soboń unika jak ognia odpowiedzi na pytanie, kto to spotkanie zorganizował. Teraz może się to wymyślić zabawne, ale nieformalność tych poczynań oznacza, że nie ma dokumentów, notatek, a informacje i ustalenia będą rozchodzić się w sposób niekontrolowany – bo nieformalnie.
Soboń stara się umniejszyć swoją odpowiedzialność za to, ale na to nie mogą pozwolić jego podwładni (osoby niżej stojące w hierarchii PiS — bo o formalnym podporządkowaniu rzeczywiście mowy tu nie ma). W czasie konfrontacji z nim przed komisją prezes Kurdziel mówi jednak: „Soboń polecił mi to spotkanie zorganizować”. Firmy na to spotkanie zaprasza Soboń na podstawie listy od Kurdziela. A szef pionu informatycznego Poczty Paweł Skóra dodaje, że Soboń to spotkanie prowadził.
„Ryzyko biznesowe”
Według prezesów Poczty Soboń po rozmowie z Sasinem mówi im, że powinni organizować wybory „na zasadzie ryzyka biznesowego”. Czyli bez ustawy i umowy z rządem. Soboń tego akurat nie pamięta. Potwierdza jednak, że – co do zasady – informacje z takich spotkań przekazywał Sasinowi.
Nie ma ustawy, premier decyduje, a Sasin i Kamiński się starają
15 kwietnia – w TVN minister Łukasz Szumowski mówi, że wybory lepiej przełożyć, a koncepcja Jarosława Gowina, by o dwa lata wydłużyć kadencję Andrzeja Dudy, jest bardzo dobra. Szumowski słyszy też od „pana premiera i pana prezesa”, że to dobra propozycja. Tyle że Kaczyński i Morawiecki nie dysponują w Sejmie większością do zmiany Konstytucji.
To jest już trzecie potwierdzenie, że w systemie PiS ważne jest tylko to, czy coś się podoba „panu prezesowi” (przedtem mówił o tym Bielan i Gowin).
16 kwietnia – premier Mateusz Morawiecki wydaje oczekiwaną przez podwładnych decyzję administracyjną o organizacji wyborów kopertowych z poleceniami dla Poczty i PWPW. Projekt decyzji przedstawia premierowi szef jego kancelarii Michał Dworczyk. Jest on negatywnie zaopiniowany przez służby prawne KPRM i Prokuratorię Generalną. Morawiecki twierdzi, że decyzję podpisał po zapewnieniu Dworczyka, że są już opinie prawne na tak (wcześniej prawnicy mieli wątpliwości i rozporządzenie trzeba je poprawić). Jednak opinie na piśmie powstały dopiero po podpisaniu decyzji.
Podstawą decyzji Morawieckiego jest ustawa covidowa z 14 marca 2024 (art. 11), która pozwalała premierowi w związku z przeciwdziałaniem pandemii wydawać polecenia nie tylko organom rządowym. Jednak ponieważ ustawa covidowa nie uchyliła Kodeksu wyborczego, to premier nie mógł decyzją administracyjną obejść PKW jako organizatora wyborów. Nadal bowiem nie obowiązuje ustawa o wyborach kopertowych.
NIK: W momencie wydania przez premiera decyzji nie dysponuje on żadną formalną analizą jej skutków ani potwierdzeniem, że na realizację tej decyzji są pieniądze. No i pieniędzy nie będzie.
Minister zdrowia Łukasz Szumowski twierdzi, że premier znał w tym momencie jego zastrzeżenia do organizacji wyborów, bo o tym rozmawiali.
Jeśli to prawda, to 10 dni wystarczyło, by posypała się polityczna jedność PiS.
„Przygotowanie” czy „organizowanie”
Michał Dworczyk tłumaczy przed komisją śledczą, że premier nie decydował o „organizacji” wyborów, ale zlecał tylko „działania przygotowawcze”. Tu po raz pierwszy (ale nie ostatni) pojawia się argument, że „przygotowanie” to nie to samo co „organizowanie”. „Poczta Polska nie potraktowała tej decyzji jako polecenia, żeby się przygotować. Oni już zaczęli działać. Więcej, premier zleca wprost PWPW wydrukowanie kart do głosowania. Tymczasem zgodnie z prawem może o tym decydować wyłącznie Państwowa Komisja Wyborcza” – tłumaczy dyr. Skwarka z NIK. „To rozporządzenie jest przekroczeniem uprawnień”.
Kontrola NIK wykazuje, że po wydaniu decyzji Kancelaria Premiera zleca sporządzenie opinii prawnych uzasadniających ją. Wstecznie.
16 kwietnia – w rezydencji premiera odbywa się spotkanie (kolejne spotkanie?) na szczycie. Uczestniczy w nim Morawiecki, Kaczyński, Sasin, Zdzikot, a także delegacja Porozumienia Gowina: Jadwiga Emilewicz, Wypij i Ociepa. I tam Sasin z Kamińskim wyjaśniają delegacji Porozumienia, jak przebiega organizacja wyborów. Wszystko odbywa się spokojnie, nie jest to spotkanie ważne, jedynie – zdaniem Kamińskiego – informacyjne. Morawiecki ma tam zapowiedzieć, że organizacja wyborów przebiega pomyślnie.
16 kwietnia wieczorem – członkowie gabinetu politycznego szefa MSWiA Kamińskiego ustalają, że nie da się sfinansować decyzji premiera bez dodatkowej ustawy, która przesunie środki budżetowe. Czyli kwestionują zasadność działania na podstawie decyzji premiera.
Także wieczorem 16 kwietnia Wiktor Klimiuk z MSWiA pisze do szefa gabinetu politycznego ministra spraw wewnętrznych Mariusza Kamińskiego maila, że ustawa z 16 kwietnia nie rozwiązuje problemu z drukiem kart (czytaj – odpowiedzialności władz MSWiA i PWPW):
formalnie wzór karty wyborczej nadal ustala PKW. Straci to prawo 18 kwietnia. Ale ustawa, która pozwala to zrobić Poczcie i Ministrowi Aktywów Państwowych, nie weszła w życie – więc cokolwiek zrobi Wytwórnia (użyje starych wzorów czy zrobi własne), będzie kłopot;
nie wiadomo, ile będzie kosztował wydruk kart;
nie jest rozwiązana kwestia II tury wyborów (wygląda na to, że Wiktor Klimiuk pierwszy zauważa problem, że II tury w trybie kopertowym nie da się zrobić, bo dwa tygodnie to za mało na druk i dystrybucję kart wyborczych).
Etap prawnej próżni. Premier kazał, ustawy nie ma
16 kwietnia – PWPW dostaje decyzję wydrukowania kart wyborczych (zeznanie Zdzikota). Jak z kolei zeznaje Wiktor Klimiuk z MSWiA, to min. Kamiński sprawdza w PWPW, czy Wytwórnia jest w stanie wydrukować karty wyborcze, a na informacji przygotowanej przez prezesa PWPW pisze „zatwierdzam” lub „potwierdzam”.
Wcześniej – jak zeznaje prezes PWPW Biernat – odbyły się „dwa lub trzy spotkania”, na których omawiano wzór karty do głosowania (bez podstawy prawnej) i „proces technologiczny”.
16 kwietnia – staje się jasne, że Senat nie rozpatrzy ustawy z 6 kwietnia przed 5 maja.
Prezes Poczty Zdzikot wie już, że wybory są nie do przeprowadzenia. Prezes PWPW Biernat wie natomiast, że polecenia władzy nie da się wykonać zgodnie z prawem.
Wydruk kart zajmie 10 dni, więc prezes Biernat musi je drukować bez podstawy prawnej „bo inaczej nie zdąży”. PWPW zaopatruje się w opinię prawników, wedle których wykonanie decyzji premiera „nie budzi wątpliwości prawników”.
Prezes Zdzikot myśli podobnie: gdyby nie zrobił teraz nic i czekał na ustawę do 6, 7 czy 9 maja, to wyjdzie na to, że Poczta się do wyborów nie przygotowała. „Musi” więc organizować wybory bez ustawy – by nikt nie obarczył go potem odpowiedzialnością za niepowodzenie. Poczta dalej organizuje wybory „na zasadzie ryzyka biznesowego”. To, czy informatycy dowiozą system, ma się okazać dopiero 5 maja.
Sędzia Marciniak czyta Dzienniki Ustaw
Kolejna ustawa covidowa 2.0 – z 16 kwietnia (wchodzi w życie 18 kwietnia) – odbiera Państwowej Komisji Wyborczej prawo drukowania kart wyborczych. To pogłębia chaos (Bogdan Skwarka z NIK mówi o „pustce prawnej”), bo ustawa z 6 kwietnia – nie obowiązuje aż do 9 maja 2020 roku. Skwarka: „Od tego momentu do 9 maja nie ma żadnych podstaw prawnych do organizowania przez Pocztę i PWPW wyborów kopertowych”. Sylwester Marciniak z PKW dodaje: „W tym czasie nadal obowiązuje Kodeks Wyborczy, z wyjątkiem prawa PKW do drukowania kart wyborczych. Nie ma podstawy do organizowania wyborów kopertowych”.
Ale ustawa z 16 kwietnia jest niezwykle obszerna. Do PKW dopiero 20 kwietnia dociera, że została pozbawiona praw drukowania kart. Przewodniczący PKW Marciniak o wszystkich zmianach wie tylko dlatego, że codziennie czyta sobie Dziennik Ustaw.
Choć PKW odpowiada nadal za organizację wyborów (z wyjątkiem druku kart), to nie wie, co robią w sprawie wyborów Poczta Polska i PWPW. I nie pyta. Choć na poziomie dyrektorskim miała konsultować projekt kart. Nie wiadomo, czy wiedział o tym sędzia Marciniak, bo słowem o tym przed komisją nie wspomniał.
Etap szukania usprawiedliwień na piśmie
Poczta Polska (wiceprezes Grzegorz Kurdziel) informuje mailem wicepremiera Sasina, że pierwsze pieniądze na wybory trzeba będzie wydać do końca tygodnia (17 kwietnia). Na co Sasin odpisuje, że jest gotowy podpisać umowę, która będzie podstawą do wydawania pieniędzy. Prezes Poczty Zdzikot podkreśla, że Sasin obiecał mu, że na pewno umowę zawrze. Soboń nie bierze w tym udziału. Zeznaje, że decyzje podejmował Sasin.
17 kwietnia – Poczta Polska z PWPW zawierają umowę o poufności. Co świadczy o tym, że kolejnym krokiem ma być podpisanie umowy (PWPW zapewnia druk kart, a Poczta je pakuje). Nie można więc teraz tłumaczyć, że umowa była „dorozumiana”. Umowa PWPW–Poczta podpisana jednak nie będzie, zatrzymuje to Piotr Ciompa. PWPW wykrywa, że Poczta ma inne liczby pakietów wyborczych niż PWPW – liczby kart wyborczych.
Minister zdrowia zabiera głos
17 kwietnia, dzień po decyzji premiera – minister zdrowia Łukasz Szumowski wydaje publiczne zalecenia, by przełożyć wybory do momentu wynalezienia szczepionki. A najlepiej przedłużyć kadencję Andrzeja Dudy o dwa lata (jak chce Gowin, z którym Szumowski jest związany politycznie – był jego zastępcą w ministerstwie nauki od 2015 roku). A jeśli się „nie da uzyskać zgody politycznej” w tej sprawie, to „wybory korespondencyjne są lepsze”. Jest to jedyne formalne stanowisko Ministerstwa Zdrowia. Kaczyński go nie pamięta.
19 kwietnia – rusza druk pakietów wyborczych. „Czyli bez ustawy o wyborach kopertowych?” – pyta Biernata poseł Karnowski. „Na to wygląda. Ale inaczej byśmy nie zdążyli” – odpowiada prezes PWPW Biernat.
Drukiem zajmuje się podwykonawca PWPW, któremu wytwórnia dostarcza technologii i farb będących produktami ścisłego zarachowania. Druk kart wyborczych odbywał się pod nadzorem PWPW, ale w tym prywatnym podmiocie. PWPW wyda na to kwotę „rzędu 4 mln zł”.
21 kwietnia – Polska Wytwórnia Papierów Wartościowych występuje do MSWiA o zawarcie umowy. Ta umowa też nie zostaje podpisana. Wytwórnia dowiaduje się bowiem, że zlecenie na druk kart wyborczych złożyła Poczta, więc umowa już nie jest potrzebna. Ale w zleceniu nie ma słowa o Poczcie. Poczta zleca tylko dostarczenie pakietów (wykrywa to w dokumentach posłanka Filiks). Prezes PWPW Biernat zmienia więc przed komisją front: podstawą zlecenia jest „decyzja pana premiera”.
Baza PESEL podróżuje, umów na druk i pakowanie kart wyborczych nie ma
Teraz robi się naprawdę gorąco: z fazy drukowania kart wyborczych bez podstawy prawnej przechodzimy do obracania danymi osobowymi wyborców bez żadnych zabezpieczeń.
Ustawa „tarcza covidowa 2.0” z 16 kwietnia daje też Poczcie Polskiej prawo do pobrania z Ministerstwa Cyfryzacji bazy PESEL. Nikt tego przepisu nie konsultował z Urzędem Ochrony Danych Osobowych. A prezes UODO Jan Nowak „nie zajmuje się wyborami”, więc i tym się nie interesuje. Pytania rodzą się w głowie prezesa Nowaka dopiero 18 kwietnia, kiedy ustawa wchodzi w życie i wtedy zastanawia się, czy ustawa zgodna jest z RODO. Wychodzi mu, że jest.
20 kwietnia – Poczta występuje do Ministerstwa Cyfryzacji o pełną bazę PESEL – dane 30 mln osób, które 10 maja 2020 roku będą miały co najmniej 18 lat. Ministerstwo nie widzi ryzyka, gdyż z Poczta jest „zaufanym partnerem”, który pobierał już dane z bazy PESEL np. do sprawdzania danych osób, które nie płacą abonamentu RTV. Być może wie o tym wniosku Urząd Ochrony Danych Osobowych, bo mimo że prezes o transferze danych „dowiedział się po fakcie”, to jednak problem prawny jest mu znany od 18 kwietnia. Być może więc nawet instytucja prezesa Nowaka podpowiada, jak te dane przekazać. Ale ówczesny prezes UODO Jan Nowak nie jest tego pewien, zeznając przed komisją śledczą, bo w zasadzie zareagował dopiero oświadczeniem na stronie UODO 24 kwietnia.
20 kwietnia – Senat prosi PKW o przedstawienie stanowiska w sprawie ustawy z 6 kwietnia. Bo nad ustawą ciągle pracuje. Świadek prof. Flisiak: „Senat był pierwszą instytucją rządową, która zwróciła się o opinię epidemiologiczną. Pierwszą i jedyną”.
Drukujemy karty wyborcze – bez wzoru i bez ustawy
Prezes PWPW pokazuje min. Kamińskiemu gotowe karty, które można wysłać Poczcie Polskiej. Wytwórnia wydrukowała je bez umowy i bez szacowania kosztów. Dyr. Skwarka z NIK: Wydrukowanie kart bez podstawy prawnej to poważny problem.
Wiktor Klimiuk z MSWiA tłumaczy teraz, że druk kart nie nastąpił bez umowy, bo skoro PWPW wydrukowała karty, a Poczta je przyjęła, to świadczy to o zawarciu umowy. Nie ma jednak takiego dokumentu – a chodzi o publiczne pieniądze. Posłowie PiS przed komisją tłumaczą, że „w Polsce jest wolność umów”, więc można było zawrzeć „umowę hybrydową”. Dyr. Skwarka z NIK: przecież projekt tej umowy istniał na papierze. Więc o czym my rozmawiamy?
21 i 22 kwietnia – wiceminister Artur Soboń z MAP udziela wywiadów w mediach w sprawie wyborów kopertowych. Mówi tam o wielu szczegółach organizacji zbierania głosów. O tym, jak będą identyfikowani wyborcy i jak będą zbierane głosy (do worków). Pokazuje to, że ma ogromną wiedzę o tych przygotowaniach. Nie dzieli się publicznie żadnymi wątpliwościami i bagatelizuje pytania dziennikarki – choć teraz, przed komisją, zeznaje, że tych wątpliwości miał wtedy coraz więcej.
Kto za to zapłaci?
22 kwietnia – Poczta wysyła wicepremierowi Sasinowi projekt umowy Poczta–MAP. Sasin, podobnie jak Mariusz Kamiński z MSWiA też jej nie podpisze. Wiceprezes Poczty Zdzikot podkreśla, że Sasin nie zgłaszał żadnych uwag do projektu. Dlatego nie ma pojęcia, dlaczego Sasin go nie podpisał. W sumie Poczta „w ramach ryzyka biznesowego” wyda 88 mln zł.
NIK: Zgodnie z decyzjami premiera, MSWiA było zobowiązane do podpisania umowy z PWPW, a MAP – z Pocztą Polską. Obie państwowe firmy przekazały swoim ministerstwom szacunki dotyczące kosztów. Negocjowały koszty z podwykonawcami. Ale nie miały umów. „Naszym zdaniem firmy powinny przed wykonaniem podpisać stosowną umowę i dołożyć należytej staranności, żeby wydane pieniądze do nich wróciły. To była podstawa wniosków NIK do prokuratury”. „Zwłaszcza że to nie są środki spółek tylko również podatników” – zeznaje Bogdan Skwarka z NIK.
PESEL nie wystarczy. Kto wyśle maile?
22 kwietnia – szef pionu informatycznego Poczty Paweł Skóra przywozi z Ministerstwa Cyfryzacji na zaszyfrowanej płycie DVD całą bazę PESEL. Jest eskortowany przez uzbrojony konwój. Baza zostaje zassana do systemu informatycznego Poczty tylko po to, by Poczta wiedziała, ile mniej więcej pakietów wyborczych dostarczyć do konkretnych punktów węzłowych WER (Wydziałów Ekspedycyjno‑Rozdzielczych Poczty) i do placówek pocztowych.
Jednak przekazanie danych obywateli w taki sposób jest po prostu sprzeczne z RODO, co potwierdzają potem sądy. Bowiem RODO – rozporządzenie o ochronie danych osobowych obowiązujące w całej Unii Europejskiej – mówi wyraźnie, że jeden przepis w ustawie (art. 99) nie wystarczy do przerzucania się danymi milionów osób. Trzeba spełnić warunki dodatkowe, m.in. upewnić się co do celowości operacji (a cel jest w ustawie, która nie weszła w życie – czyli go nie ma), zanalizować ryzyko i upewnić się, że środki bezpieczeństwa są do niego adekwatne.
Obywatele zaczynają składać skargi do Prezesa Urzędu Ochrony Danych Osobowych, instytucji powołanej do ochrony danych i prywatności. UODO skargi odrzuca jako niezasadne, gdyż przyznaje rację władzy.
Kolej na samorządy
Baza PESEL nie jest jednak tożsama ze spisami wyborców. Te są w dyspozycji samorządów.
W nocy z 22 na 23 kwietnia – wójtowie, burmistrzowie i prezydenci miast dostają w mailu wnioski o przekazanie danych ze spisu wyborców. Poczta wysyła je na podstawie ustawy z 16 kwietnia. Odmawia wysłania tego maila szef informatyków Poczty Polskiej, Paweł Skóra, któremu każde to zrobić szef, wiceprezes Tomasz Janka. Skóra mówi mu: „takiej komunikacji nie prowadzi się mailowo, bo nie da się tu potwierdzić nadawcy, każdy sobie może zrobić nagłówek »Poczta Polska«, a sam mail nie był podpisany podpisem kwalifikowanym”. Odpowiedź brzmi „To jest polecenie Zarządu”. Skóra mówi, że tego nie zrobi. Mailing więc przeprowadza jego pracownik (i – niebawem – następca na stanowisku) Jarosław Gromadziński. Ten wysyła maila nocą, gdyż Zarząd chciał, by wysyłka wyszła tego samego dnia.
Protest Skóry więc nic nie daje. Poza tym, że niebawem straci on stanowisko.
Następnego dnia do Poczty dociera jednak, że niepodpisany mail to skandal. Wobec tego wiceprezes Janka poleca Skórze wysłanie wezwania do samorządów systemem ePUAP. Skóra odmawia. Wobec tego wezwanie idzie ze specjalnej skrzynki ePUAP Poczty, którą błyskawicznie zakłada Ministerstwo Cyfryzacji (zgodę wydaje minister cyfryzacji). Minister wie bowiem, że Poczta ma prawo prosić o listy. Wie też, że samorządy nie mają podstawy prawnej, by listy wydać – ale to mu nie przeszkadza.
Jak użyć list wyborczych, o ile będą
23 kwietnia PKW wysyła samorządowcom potwierdzające to stanowisko. Bo listy – w przeciwieństwie do bazy PESEL – nie służą „przygotowaniom”, ale już wprost „organizacji” wyborów. A do organizacji wyborów przez Pocztę nie ma podstaw prawnych (brak ustawy).
Bogdan Skwarka (NIK) przed komisją: Do wezwania samorządowców o wydanie spisów wyborców nie było żadnej podstawy prawnej.
Zatem samorządy rozpatrują wniosek Poczty – ale w większości odmownie (odpowiada 541 gmin na 2400, jednocześnie, jak wykrywa NIK, samorządowcy zasypują KPRM pytaniami w sprawie tego wezwania. KPRM odmawia jednak odpowiedzi, twierdząc, że gminy nie są stronami tej decyzji).
24 kwietnia prezes Urzędu Ochrony Danych Osobowych Jan Nowak wydaje stanowisko (żeby zmniejszyć w ten sposób liczbę wpływających skarg). Stwierdza, że wybory to nie jego sprawa, tylko PKW. Natomiast Poczta mogła pozyskać dane z bazy PESEL na podstawie art.99 ustawy covidowej oraz decyzji premiera z 16 kwietnia. UODO też – podobnie jak Minister Cyfryzacji – oddziela „organizację wyborów” od „przygotowania wyborów”. Baza PESEL nie służy „przygotowaniu” ale „organizacji”, więc wszystko jest w porządku. Problemów z ryzykiem obracania całą bazą PESEL w spółce Poczta Polska prezes Urzędu Ochrony Danych Osobowych nie widzi.
Jarosław Kaczyński zeznaje, że Konstytucja nie chroni danych osobowych.
Tymczasem do rządowych organizatorów na szczeblu rządowym „wyborów kopertowych” dociera, że samorządy prowadzą spisy wyborców w różnych formatach i być może nie da się ich szybko użyć. Gdyby ktokolwiek zrobił analizę przewidzianą przez RODO, wiedziałby to wcześniej.
Mariusz Kamiński upewnia się, czy PESEL został oddany
Wiceprezes Poczty Zdzikot przed komisją: „Fakt istnienia różnych formatów danych doprowadził władze do stworzenia centralnego rejestru wyborców w 2023 roku”. Paweł Skóra o problemie ze spisami wie wcześniej, ale zakłada, że dałoby się spisy ujednolicić. Choć „ryzyko oczywiście było”. Soboń przed komisją: bez spisów nie dało się przeprowadzić wyborów. „Na tym polega człowiek myślący, że ma wątpliwości”. Kaczyński zeznaje, że powiedziano mu o problemie z brakiem z centralnego rejestru wyborców.
Do PKW właśnie wtedy dociera, co się stało: że została pozbawiona części uprawnień. Sędzia Marciniak nie doczytał tego w ustawie z 16 kwietnia („gdyż była obszerna”, a przepis dotyczący PKW miał numer 99). PKW alarmują samorządowcy. Pytają, co zrobić z żądaniami Poczty, by wydać jej spisy wyborców. PKW wyjaśnia, że w ustawie covidowej 2.0 jest przepis (art. 99) pozwalający wydać dane wyborców Poczcie. Jednak nadal nie obowiązują przepisy o samych wyborach kopertowych – bo te są w nieobowiązującej ciągle ustawie z 6 kwietnia. Czyli nie ma podstaw prawnych.
Około 22-24 kwietnia, już po przekazaniu bazy PESEL Poczcie, minister spraw wewnętrznych i administracji Mariusz Kamiński organizuje u siebie spotkanie ad hoc w sprawie wyborów kopertowych. Jest na nim też zastępca Kamińskiego, wiceminister Błażej Poboży, minister zdrowia Szumowski, wiceminister Cieszyński, oraz ściągnięty w trybie nagłym minister cyfryzacji Marek Zagórski. Spotkanie dotyczy „procedury przekazywania wyborcom pakietów wyborczych”, rozważane są na nim, ale „niekonkluzywnie to, czy nie dałoby się przeprowadzić w innym terminie”. Kamiński upewnia się u ministra cyfryzacji, czy przekazał dane PESEL.
Etap szukania potwierdzeń własnej niewinności
Na podstawie obietnicy Sasina Poczta bierze się jednak za „organizację wyborów” (są na to maile o kalkulacji kosztów), choć jej szefowie zdają sobie sprawę, że nie wolno im tego robić.
Poczta podpisuje umowy z pośpiesznie wybranymi podwykonawcami i wydaje pieniądze (NIK: są dwie umowy po 15 mln zł).
Wiceprezes Poczty Zdzikot zaopatruje się w opinię prawników, że musiał wydać na organizację wyborów pieniądze, nie czekając na umowę z Ministerstwem, gdyż decyzja premiera z 16 kwietnia miała klauzulę natychmiastowej wykonalności.
PWPW robi tak jak Poczta: tłumaczy się, że musiało wydrukować karty wyborcze, bo tego wymaga rozporządzenie premiera.
28 kwietnia – Piotr Ciompa z PWPW pisze maila, którego adresatem jest m.in. prezes Maciej Biernat, że umowę z podwykonawcą trzeba podpisać zaraz po północy w dniu, kiedy ustawa o wyborach kopertowych wejdzie w życie. I że prawnicy muszą to jakoś wymyślić – podpisanie umowy w dzień nie wchodzi w grę, bo sądy mogą to różnie zinterpretować.
MSWiA nie płaci PWPW za druk kart. W ten sposób unika kolejnej pułapki: premier kazał MSWiA zapłacić, ale jego rozporządzenie nie ma podstawy w ustawie – bo ustawy jeszcze nie ma. MSWiA robi sobie w tej sprawie specjalną prawną analizę.
Wiceminister Soboń rozporządzeniem premiera nie może się posłużyć, bo jego ono nie dotyczy. Do obrony używa więc formalnego zakresu obowiązków w Ministerstwie. Nie obejmuje on współpracy z Pocztą. Zdaniem Sobonia zakres ten czyni jego działania „nieformalnymi”.
Kto za to zapłaci? cd.
Poczta i PWPW zaczynają gorączkowe poszukiwania tego, kto im zwróci wydane pieniądze. Szef MAP mówi, że „on żadnej umowy nie podpisywał i jest czysty”, szef MSWiA tak samo. Minister Kamiński zeznaje, że planował zapłacić, ale „później”. „Doprowadzono do takiej sytuacji, że gdyby Sejm nie przyjął potem specjalnych przepisów, to być może tych środków firmy nigdy by nie odzyskały. A jest tajemnicą poliszynela, że zarówno PWPW, jak i Poczta Polska, zwracały się do szefa MSWiA i MAP o refinansowanie tych środków i zostały ”wysłane na drzewo" – mówił dyrektor Skwarka z NIK.
30 kwietnia – prezes PWPW Maciej Biernat pisze do posła Bielana maila, w którym opisuje zabezpieczenia pakietów wyborów (niezbyt szczegółowo, ale że są bardzo poważne). Na jakiej podstawie? Bo prosił go kolega z zarządu, ale Piotr Ciompa. Biernat nie wiedział, kim jest Bielan – dopiero teraz wie, że był głównym architektem procesu wyborczego. I dziś Maciej Biernat uważa, że ten mail był błędem. Bielan przyznaje przed komisją, że ma skrzynkę na gmailu, ale ma „wiele adresów” i zupełnie „nie pamięta tej korespondencji”. A z Ciompą nie miał kontaktów.
5 maja (dopiero) – prezes Urzędu Ochrony Danych zwraca się do Ministerstwa Cyfryzacji, czy aby dane udostępnione Poczcie są bezpieczne.
Etap paniki. Władza umarza śledztwo po dwóch godzinach
23 kwietnia około godz. 16:00 prokurator Ewa Wrzosek wszczyna sprawę w sprawie zagrożenia epidemiologicznego stwarzanego przez organizację wyborów kopertowych. Wcześniej ustaliła, że zgłoszenie obywatela może być zasadne. Epidemiolodzy ostrzegają, że ustawa „kopertowa” procedowana przez parlament jest obarczona ryzykiem dla osób pracujących przy wyborach, a przez to doprowadzi do rozprzestrzenienia się pandemii. Jest też w tej sprawie publiczne stanowisko ministra zdrowia Szumowskiego.
Po godz. 18:00 sprawa zostaje umorzona przez jej zwierzchniczkę, prok. Edytę Dudzińską. Przed komisją zeznaje ona, że Wrzosek nie miała prawa zajmować się tą sprawą, gdyż niewyraźna dekretacja Dudzińskiej na aktach to słowa „dla mnie”. Nikt nie zauważył w prokuraturze, że prok. Wrzosek ma od trzech tygodni nie swoją sprawę. Nikt nie ustalał też, jak do rzekomej pomyłki doszło. Wedle komunikatu rzeczniczki prokuratury z 23 kwietnia powodem umorzenia jest to, że do przestępstwa nie doszło: wyborów nie było i nie wiadomo, kiedy będą (!).
Tego dnia wiadomo już, że wybory są praktycznie nie do przeprowadzenia, a poszły na nie bez podstawy prawnej pieniądze publiczne. Reakcja zwierzchników Dudzińskiej, którzy wysyłają ją do pracy po godzinach, świadczy o tym, że gdzieś na górze w PiS ktoś już zaczyna sobie z tego zdawać sprawę.
PiS jednak dalej szuka większości dla operacji „wybory kopertowe”. I to mimo tego, że wybory są niewykonalne – a wie o tym coraz więcej osób w partii. Ustawa zalegalizowałaby przynajmniej częściowo dotychczasowe działania. PiS zbiera więc głosy do odrzucenia spodziewanego weta Senatu.
Gowin dostaje kolejne ostrzeżenie
W tym mniej więcej czasie tajemniczy funkcjonariusz służb specjalnych ostrzega Gowina, by miał się na baczności. „Zbierane są na pana haki”. Kaczyński zeznaje, że musiał być to agent obcych służb.
Opowieści o naciskach i groźbach nie potwierdza nikt z PiS. Jednak to, że proces ten mógł mieć miejsce, wynika, nieoczekiwanie z zeznań samego Kaczyńskiego. Który przed komisją przyznał się do całkowitej niezdolności do rozmowy z ludźmi, którzy się z nim nie zgadzają. A ponieważ — choć rozumie znaczenie systemu partyjnego dla demokracji — nie umie rozmawiać z przedstawicielami innych sił politycznych, jego otoczenie musiało szukać innych środków.
Gowin rozmawia z posłami opozycji i „próbuje znaleźć jakieś rozwiązanie”. Czyli przełożyć wybory o dwa lata. "Nie czułem się osobiście szantażowany, ale wiem o rozmowach, jakie odbywali posłowie Porozumienia. Ówczesna wiceminister Iwona Michałek była zaproszona przez Mateusza Morawieckiego na spotkanie do willi premiera i tam sugerował jej dymisję, jeśli nie poprze tych wyborów (Morawiecki: było spotkanie, ale Gowin kłamie, że groziłem wiceministrze dymisją). Z kolei pracujący w administracji członkowie rodziny Michała Wypija byli nagabywani, by wpłynęli na pana posła” – zeznaje Gowin przed komisją. Okazuje się, że to ojca Wypija nagabuje doradca Andrzeja Dudy, Jerzy Milewski (spotkanie odbywa się na stacji benzynowej pod Szczytnem).
Gowin: „W trakcie licznych wtedy moich rozmów z Jarosławem Kaczyńskim analizowaliśmy rozmaite możliwe scenariusze, ale żaden nie był dla nas satysfakcjonujący”.„Jarosław Kaczyński obawiał się, że przesunięcie wyborów dalej w czasie zmniejsza szanse wyborcze Andrzeja Dudy”. „Badanie nastrojów opinii publicznej wskazywało, że te nastroje – siłą rzeczy w warunkach pandemii i lockdownów – były stopniowo coraz gorsze. Jarosław Kaczyński bał się porażki Andrzeja Dudy w wyborach prezydenckich”.
Straszenie posłów od Kukiza
Politycy PiS próbują zmusić do głosowania za wyborami kopertowymi (kiedy ustawa wróci z Senatu) posłów z ugrupowania Pawła Kukiza. Świadek Paweł Kukiz słyszy wprost, że chodzi o zwiększenie szans wyborczych Andrzeja Dudy. Co oznacza, że władza wykonawcza łamie prawo, by wpłynąć na wynik wyborów.
Świadek Jarosław Sachajko, kolega Kukiza, przyznaje, że prezes firmy drobiarskiej Cedrob zaprosił go do premiera, by tam zaproponować mu – posłowi ówczesnej opozycji – stanowisko w Ministerstwie Rolnictwa za poparcie wyborów kopertowych. Sachajko lobbuje tam za swoim „programem białkowym” i z negocjacji nic nie wychodzi. Morawiecki w ogóle sobie tego nie przypomina: „Nie było żadnych propozycji korupcyjnych ani zastraszania”.
Sam Kukiz – wtedy poseł niepopierający PiS (obecnie, w trzeciej swojej kadencji – wybrany z list PiS) – ujawnia tę korupcję w ogromnym, emocjonalnym i bardzo szczegółowym wpisie na Facebooku z 5 maja. Pisze, że PiS stawia na swoim „dzięki gangsterskim metodom przekupstwa i szantażu”. A także, że „Dworczyk na to, że taka jest linia partii, że wybory muszą być w maju i nic się nie da zrobić”. Tymczasem opozycja próbuje przeciągnąć na swoją stronę ludzi Gowina, oferując mu stanowisko marszałka Sejmu – zeznaje Kukiz. Morawiecki nic o tym nie słyszał i nie miał takiej wiedzy.
Problemy okazują się nie do przejścia: 10 maja jest nierealny
Kolejne analizy doprowadzają organizatorów wyborów kopertowych do wniosku, że wybory będzie trzeba przesunąć na 17 maja. I taką datę wskazywał na „spotkaniach roboczych” z Pocztą wiceminister Soboń. Na to także nie było żadnej prawnej podstawy, bo – powtórzymy n-ty raz – ustawa z 6 kwietnia nie weszła w życie.
Wedle wiceprezesa Zdzikota 17 maja to też termin nierealny. W grę wchodzi 23 maja i to tylko dla I tury. II tura jest w ogóle niewykonalna, bo nie da się jej organizować w dwa tygodnie, jak wymaga prawo.
W planie organizacji wyborów przez Pocztę Polską nie ma w ogóle mowy o II turze wyborów prezydenckich. Ale „to nie był problem Poczty – ona miała tylko doręczyć pakiety” – zeznaje prezes Zdzikot. Tłumaczy się, że choć nikt w kraju nie byłby w stanie przygotować i rozdystrybuować nowych pakietów wyborczych do II tury, to przecież „może ktoś w Unii Europejskiej umiałby to zrobić”.
28 kwietnia – A może użyć ponownie kart z I tury? I dodać zalecenie, żeby wybierać tylko spośród kandydatów, którzy przeszli do drugiej tury? To jest rekomendacja pracowników PWPW dla prezesa Macieja Biernata, którą przekazuje do MAP. „II turę da się zrobić tylko na kartach takich samych jak do I tury, które należało wydrukować przed I turą” (!) – ostrzegają pracownicy PWPW. Sylwester Marciniak z PKW: Nie nie, to nie byłoby właściwe. Bo np. jedne komisje by tych kandydatów niestartujących w II turze skreśliły, a inne nie".
Morawiecki liczyliśmy się z tym, że II tura będzie wąskim gardłem i zakładaliśmy, że trzeba będzie zwiększyć liczbę ludzi pracujących przy liczeniu głosów. Morawiecki nie pamięta pomysłu z użyciem karty z I tury do II tury. Podobnie Kaczyński, który, owszem, słyszał o problemach z wyborami, ale zajmował się kampanią wyborczą, ratowaniem gospodarki oraz służbą zdrowia.
Wiceminister Artur Soboń zeznaje, że o niemożliwości zorganizowania II tury nie wiedział „na początku kwietnia”, ale potem jego wiedza była „szersza”. Zatem mógł znać maila z PWPW.
W III dekadzie kwietnia wie też, że Poczta nie dostała spisu wyborców, więc także I tura jest niemożliwa do przeprowadzenia 10 maja.
Tak więc w drugiej połowie kwietnia wybory „kopertowe” są organizowane ze świadomością, że nie da się ich zacząć ani dokończyć.
Soboń tłumaczy się jednak, że „nie mógł się zajmować II turą, bo nie wiedział, czy będzie potrzebna”. Nie rozumie też, dlaczego on miałby mieć „jakiś plan na II turę” – nie był „formalnie” za to odpowiedzialny.
Sędzia Marciniak zabiera głos
Soboń: „nie wiadomo, czy wybory były do zorganizowania, gdyż nie sprawdzono tego w praktyce”.
28 kwietnia i 4 maja – nad ustawą z 6 kwietnia o powszechnych wyborach kopertowych pracują komisje senackie. Sylwester Marciniak z PKW dopiero tam zabiera publicznie głos i przekazuje zastrzeżenia, które ma od dawna. Senat uwzględnia jego głos, przygotowując decyzję o wecie. „Wtedy jednak wiadomo było, że ustawa nie wejdzie w życie tak, by wybory mogły się odbyć 10 maja”. Marciniak uważa, że prace senackie były potrzebne („ale pytanie, czy aż tak długie” – asekuruje się).
Jak zeznaje Grodzki, sędzia Marciniak przed komisją senacką jest radykalny. Mówi tam, że wyborów nie da zrobić i że PKW nie ma pojęcia, jak przygotowywane są karty. Co jest o tyle dziwne, że prezes PWPW Biernat opowiada, że konsultował się z PKW – tyle że z osobami z niższego szczebla. Byłby to ślad na rozpad instytucji publicznych w wyniku tego bezprawnego procederu.
28 kwietnia szef pionu informacji Poczty Polskiej „traci kontakt” ze swym przełożonym, wiceprezesem Janką. Nie wie więc, czy do Poczty dochodzą spisy wyborcze i czy Poczta pracuje nad stworzeniem spójnej bazy dla listonoszy. Nadal nie ma ustawy o wyborach kopertowych.
Soboń próbuje zatrzymać pociąg, a potem jedzie w góry
30 kwietnia – Soboń w mailu do szefa KPRM Michała Dworczyka przedstawia cały zestaw argumentów przeciwko organizacji wyborów kopertowych. Zebrał rzeczywiście (co potwierdzają inni świadkowie) wiedzę w czasie kolejnych spotkań i rozmów. Po wysłaniu tego maila jedzie na majówkę w góry.
Mail Sobonia do Dworczyka
Treść maila przytacza przed komisją Jarosław Gowin:
Po pierwsze – z powodu zapisów w ustawie (czas potrzebny w dużych miastach na liczenie głosów dla gminnej komisji) i technicznej możliwości druku oraz przygotowania 30 mln pakietów wyborczych druga tura nie może się odbyć w konstytucyjnym terminie 14 dni. To są słowa ministra Artura Sobonia.
Po drugie – przygotowanie wyborów w tych warunkach to partyzantka, której pierwsze efekty już widać (ktoś wyniósł od jednego z podwykonawców Poczty Polskiej pakiet wyborczy). Szczególnie wrażliwe są spisy wyborców, które Poczta Polska ma przetwarzać na potrzeby swojego IT, zakładając, że otrzyma je od 100% gmin (nierealne, a nie zrobimy wyborów bez wyborców jednak). To musi je… Poczta Polska musi je wstawić na tablety listonoszy w kilka dni, dlatego zakładam, że dostaniemy od gmin spisy nie do wykorzystania w tak krótkim czasie.
Po trzecie – bez infrastruktury samorządowej i współpracy organizacyjnej z gminami – czyli urn i znanych obywatelom dotychczasowych lokalizacji głosowania – gwarantujemy bałagan i brak powagi wyborów. Brak Policji zabezpieczającej każdą z urn, skrzynek to natomiast gwarancja ich fałszowania lub wandalizmu.
Po czwarte – niemal co trzecie gospodarstwo domowe nie ma skrzynki pocztowej, ponad 4 mln rodzin, głównie zresztą w Polsce powiatowej. Będziemy mieli w przestrzeni publicznej obrazki pakietów na płocie, w błocie, na śmietniku, i tak dalej.
Po piąte – wewnętrzny system potwierdzenia doręczenia przez pocztę będzie opierał się wyłącznie na profesjonalizmie listonoszy i pracowników Poczty Polskiej. Nie jest możliwe uniknięcie pomyłek i dostarczenie we właściwe miejsce 100% pakietów. Pomijam tutaj wątek zagranicy, nakładek dla niepełnosprawnych, konieczności dotarcia do osób w kwarantannie, przestrzegania przez wszystkich uczestników procesu reżimu higienicznego i tak dalej.
Po szóste – każda prowokacja ośmieszająca te wybory będzie wykorzystana, także wielokrotne oddanie głosu z wykorzystaniem PESEL (pozyskanym choćby z warszawskiego czy krakowskiego ratusza, na przykład samego Prezydenta RP). Co więcej, jeden z tych głosów na bazie naszej ustawy będzie ważny, a samo przestępstwo nie do wykrycia.
Po siódme – koszty są wysokie. Sama Poczta Polska to blisko 700 mln zł za pierwszą turę.
Po ósme – na koniec, odpowiedzialność. Twoje decyzje administracyjne zostały wydane, ale, jak się pewnie domyślasz, MAP, czyli Ministerstwo Aktywów Państwowych, z umową poczeka do ustawy.
Po reakcji na protest nie ma śladu
Soboń jest kolejną osobą w aparacie władzy, która odważa się powiedzieć STOP. Ale nic z tego nie wynika. Mail wysyła na prywatną skrzynkę Dworczyka, której zawartość ujawni potem Poufna Rozmowa.
Nie ma śladów po żadnych oficjalnych dokumentach, które zbierałyby wiedzę o organizacji wyborów i pozwalały zatrzymać rozpędzoną machinę. Władza PiS, by użyć określenia posła PiS w komisji Michała Wójcika, po prostu nie pracuje „po aptekarsku”.
Soboń przed komisją śledczą nie potwierdza autentyczności maila (gdyż komisja weszła w jego posiedzenie „w sposób nielegalny)”, ale jego treść uznaje za prawdopodobną. Przyznaje bowiem, że stan jego wiedzy na koniec kwietnia był większy, niż na początku kwietnia, kiedy „Sasin prosił go, by się rozejrzał”. "W tym czasie rozmowy o wyborach kopertowych prowadził niemal codziennie. I nie może wykluczyć, że takie myśli zawarł w jakimś mailu.
Sasin zwala problem na Sobonia
30 kwietnia o 14:23 – od Sasina do Sobonia trafia pismo z Poczty Polskiej, która zwraca się formalnie o zwrot poniesionych wydatków na wybory kopertowe. I mowa jest w nim o 88 milionach. Pismo jest papierowe, ale zarejestrowane w systemie elektronicznego zarządzania dokumentacją. Więc wiadomo dokładnie, kto, kiedy i co z nim zrobił: Soboń trzyma je u siebie w folderze, by zakończyć sprawę po 16 miesiącach.
30 kwietnia – Rzecznik Praw Obywatelskich pisze do Ministra Cyfryzacji, że nie miał on prawa przekazać bazy danych PESEL Poczcie. Dwa tygodnie później RPO zaskarży tę decyzję ministra do sądu administracyjnego. Sąd w końcu uzna (prawomocnie – w 2024 roku), że decyzja jest bezskuteczna. Więc bezprawna.
30 kwietnia – media informują o wycieku kart wyborczych – walają się niepilnowane. PKW nie interweniuje. „Gdyż nie mieliśmy pewności, że są to prawdziwe karty” – mówi przed komisją sędzia Marciniak.
A rozporządzenia?
30 kwietnia – Sasin informuje Senat, że nie ma jeszcze projektów rozporządzeń do ustawy. Do wyborów zostało 10 dni. Problem z rozporządzeniami jest m.in. taki, że muszą wskazać Poczcie, jak zorganizować dystrybucję kart, a PWPW – jak te karty wyglądać. Tymczasem Poczta i PWPW zrobiły to sobie bez rozporządzeń, więc należałoby je niejako napisać wstecznie, z uwzględnieniem szczegółowej wiedzy z PWPW i Poczty. A nie jest jasne, czy działania przedsiębiorstw da się tak zalegalizować – jak np. napisać zasady ustalenia wzoru kart wyborczych, jeśli został on już ustalony nielegalnie (patrz wątpliwości gabinetu politycznego szefa MSWiA).
Senatorowie PiS zaczynają stosować obstrukcję: przedłużają debatę, składają wnioski formalne, licząc, że Senat przekroczy 30-dniowy czas dany mu przez Konstytucję i będzie można uznać, że poprawek Senatu nie ma.
Do wyborów ogłoszonych przez marszałkinię Witek zostaje tydzień. Ustawy nie ma – więc ani resort Sasina, ani resort Mariusza Kamińskiego nie podpisują umów na prace dotyczące organizacji wyborów.
Premier Mateusz Morawiecki – jak zeznaje przed komisją – do końca kwietnia/początku maja jest przekonany, że wybory kopertowe da się przeprowadzić.
Odwrót. Kaczyński przyznaje, że się nie da
3 maja – główny inspektor sanitarny Jarosław Pinkas przesyła ministrowi zdrowia Szumowskiemu rekomendacje, jak bezpiecznie przeprowadzić wybory korespondencyjne – w tym, jak zorganizować pracę listonoszy i komisji wyborczych.
Ponieważ nadal nie ma ustawy o wyborach kopertowych, zastępca Szumowskiego przekazuje rekomendacje Sanepidu do Krajowego Biura Wyborczego. Bo to ono cały czas formalnie odpowiada za organizację wyborów, choć organizuje je kto inny. Jest 6 maja. Na wdrożenie tych zaleceń KBW miałaby więc trzy dni.
4 maja – wiceprezes Poczty Kurdziel mówi w wywiadzie, że pakiety wyborcze wyborcom będą dostarczać dwójki listonoszy. Jednak, jak powie w 2024 roku komisji, kolportaż możliwy jest dopiero od 11 maja. Czyli termin 10 maja jest nierealny. Może to świadczyć o tym, że system projektowany w pionie informatyki Poczty obsunął się o kilka dni – co w przypadku projektów informatycznych nie jest zaskakujące.
5 i 7 maja – PKW oficjalnie stwierdza, że nie da się przeprowadzić wyborów kopertowych. Sygnalizuje to też marszałkini Sejmu Elżbiecie Witek.
„Po 5 bądź 6 maja” – PiS zaczyna rozważać przesunięcie terminu wyborów i umożliwienie opozycji zmianę kandydatów (zeznania Gowina). Bez głosów opozycji nie da się wyjść z pułapki, w którą wpędził się PiS.
Jak odwołać wybory?
6 maja – Jarosław Kaczyński w końcu zmienia zdanie i zgadza się, że wyborów nie da się przeprowadzić 10 maja. Skoro wybory były niemożliwe 10 maja, to znaleziono“po prostuinne rozwiązanie”.Co prawda były wydrukowane karty wyborcze i Pocztatwierdziła, że jest gotowa do działania, ale “uznano, że te wybory nie będą efektywne, wobec obstrukcji opozycji, co miało też znaczenie dla opiniipublicznej”.
„Przed 7 maja” – Poczta Polska dowiaduje się, że wyborów nie będzie.
6 maja – powstaje na WhatsAppie grupa „Bawaria poprawki”. „Bardzo możliwe, że założyłem tę grupę na prośbę Gowina” – mówi Adam Bielan. Do grupy należy autor pierwotnego projektu Krystian Szostak i przedstawiciel partii Gowina Robert Anacki (z którym Bielan – jak zeznaje – jest w tym czasie w ostrym konflikcie). Szostak przygotowuje uwagi od Poczty Polskiej. Jego tabele z poprawkami do ustawy mają datę z 27 kwietnia. Bielan pisze o poprawkach: „pracujemy”.
Wybory odwołane na konferencji prasowej
7 maja – wybory w konstytucyjnym terminie 10 maja odwołują na konferencji prasowej Jarosław Kaczyński z Jarosławem Gowinem. Gowin godzi się na przeprowadzenie wyborów korespondencyjnych, ale później.Pracą nad poprawieniem ustawy o wyborach kopertowych ma się zająć grupa „Bawaria poprawki” założona przez Bielana.
7 maja Morawiecki zleca Dworczykowi zamówienie analiz potwierdzających poprawność działania premiera przy odwołanych wyborach (zeznanie Dworczyka).
Wtedy też o tym, że wyborów nie będzie, dowiaduje się Artur Soboń, co by świadczyło o tym, że mail do Dworczyka z 30 kwietnia był zakończeniem jego „nieformalnych” usług przy wyborach.
7 maja – PKW protestuje przeciwko pozbawieniu jej prawa organizacji wyborów.
7 maja – Sejm odrzuca weto Senatu od „ustawy kopertowej”.
Grupa „Bawaria poprawki” nadal pracuje. Ostatecznie jednak nie wyprodukuje żadnego projektu, który by trafił do Sejmu. Zdaniem Bielana nie można więc powiedzieć, że pracował on nad jakąś ustawę.
„W tym mniej więcej czasie” – UODO pisze do Poczty Polskiej, czy aby na pewno zniszczyła pozyskane dane z bazy PESEL. Bo skoro wyborów nie ma, to Poczta ni ma prawa tych danych mieć (wcześniej też nie miała – ale UODO tego nie zauważa).
Ale to nie koniec
8 maja – wieczorem w siedzibie PiS na Nowogrodzkiej rozważana jest nowa data wyborów kopertowych: 23 maja. Nie ma żadnej podstawy prawnej do tego. Sprzeciwia się temu Gowin, a po jego interwencji – także Andrzej Duda. Tu kończy się prawdopodobnie historia grupy „Bawaria poprawki”.
9 maja – w końcu wchodzi w życie ustawa o wyborach kopertowych.
10 maja – PKW ogłasza, że zaistniała sytuacja tak „jakby nie było kandydatów”. I można wybory ogłosić ponownie. Jest autorskie rozwiązanie Sylwestra Marciniaka, który próbuje „wybrnąć z zaistniałej sytuacji”.
Sędzia Marciniak mówi przed komisją, że w stanowisku tym zawarte jest jego wcześniej nabyte przeświadczenie, że wybory 10 maja „mogłyby się odbyć, ale nie byłyby prawidłowe”. Jest z tego prawniczego rozwiązania dumny. Brzmi ono „PKW przyjęła formułę, iż z uwagi na to, że nie przeprowadzono głosowania, występuje podobna sytuacja, co przy braku kandydatów lub przy jednym kandydacie, kiedy się nie przeprowadza wyborów”.
10 maja – szef pionu informatyki Poczty Paweł Skóra dostaje propozycję dobrowolnej degradacji. A ponieważ odmawia, 15 maja dostaje zakaz wykonywania czynności służbowych. On i „kilka innych osób”.
UODO kasuje skargi
Do Urzędu Ochrony Danych Osobowych wpływa 230 skarg od osób, które uważają, że Poczta Polska nie miała prawa przetwarzać ich danych. Z czego 120 skarg UODO w ogóle nie rozpozna z powodu braków formalnych, w stu przypadkach Urząd odmawia wszczęcia postępowania. 13 osób skarży te decyzje do sądów administracyjnych. W ośmiu sądy przyznają im rację, ale UODO składa kasację i tych do tej pory nie rozpatrzył NSA.
15-22 maja dane z bazy PESEL, którymi dysponuje Poczta, zostają zniszczone. Taką informację dostaje UODO. Prezes Poczty Zdzikot potwierdza przed komisją fakt zniszczenia. Minister cyfryzacji Marek Zagórski potwierdza, że jego resort wystąpił – i otrzymał – protokół zniszczenia płyty DVD. Dane były jednak już w systemie informatycznym Poczty.
Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)
Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)
Komentarze