Morawiecki twierdzi, że konflikt Polski z UE go nie martwi, bo jest już "w innej fazie" dzięki temu, że premierowi udało się przekonać większość państw do swoich racji. To jak w dowcipie o Radiu Erewań: PiS nikogo do niczego nie przekonał, a konflikt jest w nowej fazie, bo się zaostrza. Najważniejsze, że premier ma dobry humor i wysoką samoocenę
Mateusz Morawiecki w 33-minutowym wywiadzie dla Polsat News wypowiedział 150 zdań, w tym ponad 20 kłamstw i manipulacji.
Zapytany o zaostrzający się konflikt Polska - Unia Europejska, przedstawił w swym niepowtarzalnym stylu bajkę o rychłej zgodzie, którą Polska będzie zawdzięczać PiS i jemu osobiście. Skupiliśmy się na pięciu zdaniach. O relacji z Komisją Europejską premier powiedział dwa zdania, ale zdołał w nich pomieścić cztery kłamstwa. Piąte zdanie jest natomiast manipulacją.
Ten konflikt jest już teraz w zupełnie innej fazie i ja już tym konfliktem się tak nadmiernie teraz nie martwię
Większość państw przekonaliśmy do naszych racji [w kwestii reform sądowniczych w Polsce - przyp.]
Ta reforma [wymiaru sprawiedliwości - przyp.] należy do wyłącznych kompetencji państw członkowskich
Widać wyraźnie, że instytucje unijne zaczynają przyznawać mi rację
Pan wiceprzewodniczący Timmermans przyznał kilka tygodni temu w wywiadzie, że nie chce kierować tej sprawy [Polski - przyp.] do rozstrzygnięcia na Radę Unii Europejskiej
OKO.press dogłębnie analizuje 33-minutowy wywiad Mateusza Morawieckiego dla Polsat News z 27 sierpnia 2018. Premier wypowiedział równo 150 zdań, przy pomocy których wyraził ok. 70 poglądów, czy opinii (bo wiele zdań nie wyrażało żadnej myśli, a niektóre opinie były rozpisane na 2-3 zdania).
Według szacunków OKO.press było wśród nich ponad 20 kłamstw i manipulacji.
Osobną grupę stanowiły ataki na opozycję w postaci często obraźliwych ocen oraz formułowanych w tzw. dobrej wierze apeli, by przestała bezpodstawnie krytykować, straszyć Polaków, zdradzać Polskę itp. Analizę wywiadu rozpiszemy na kilka tekstów. Pierwszy odcinek dotyczy konfliktu rządu z Unią Europejską.
Wypowiedź premiera sugeruje, że Frans Timmermans z nieprzejednanego krytyka "reform" sądowych PiS stał się nagle ich zwolennikiem. OKO.press szuka intensywnie wywiadu, w którym padłyby z ust wiceprzewodniczącego Komisji Europejskiej takie słowa. Na razie - bez efektu. Jego ostatnie publiczne wypowiedzi, takie jak ta z 26 czerwca, czy 3 lipca 2018 wyrażają
grzeczne, ale kategoryczne stanowisko, że UE jest oczywiście otwarta na dialog z Polską, ale pod warunkiem poszanowania gwarancji niezależności sądownictwa.
Wystąpiliśmy do biura Fransa Timmermansa z prośbą o komentarz do wypowiedzi premiera. Czekamy na odpowiedź.
Poza tym, rzekomą wypowiedź Timmermansa premier przedstawia w fałszywym, zmanipulowanym kontekście. Po pierwsze sprawa już jest "skierowana do rozstrzygnięcia" przez Radę Unii Europejskiej - przeciwko Polsce toczy się bowiem procedura z art. 7 Traktatu o UE. Zainicjowała ją oczywiście Komisja Europejska, ale jej rola w tej procedurze zakończyła się na złożeniu "uzasadnionego wniosku" do Rady.
26 czerwca w Radzie odbyło się wysłuchanie Polski, które nie przekonało państw UE do racji polskiego rządu. Kolejnym etapem będzie posiedzenie, zapewne 18 września, na którym Rada UE zagłosuje nad stwierdzeniem tzw. poważnego naruszenia, do czego potrzeba głosów 22 państw.
Kolejnym etapem może być "stwierdzenie poważnego i trwałego naruszenia" - ta decyzja musi być już w Radzie podjęta jednomyślnie. Ostatnim etapem jest podejmowanie decyzji o sankcjach.
Problem z procedurą z art. 7 polega na tym, że w przypadku niezebrania wymaganej liczby głosów na danym etapie procedura musi się zakończyć.
Komisja Europejska i Frans Timmermans z pewnością kalkulują, jakie są szanse na uzyskanie takiego poparcia, przy czym na jednomyślność nie bardzo można liczyć. Dlatego niezależnie od procedury politycznej Komisja skierowała polską sprawę do Trybunału Sprawiedliwości UE w Luksemburgu. Skorzystała z jednoznacznego art. 258 Traktatu o Unii Europejskiej.
Idąc ścieżką luksemburską Komisja Europejska 2 lipca wezwała Polskę do usunięcia uchybień dotyczących ustawy o Sądzie Najwyższym. Argumenty, które przedstawiła Polska na swoją obronę okazały się niewystarczające i 14 sierpnia KE wszczęła drugi etap procedury dyscyplinującej - wydała tzw. "uzasadnioną opinię" o ustawie o SN.
Polska ma czas do połowy września na zastosowanie się do zaleceń KE. Jeśli tego nie zrobi - sprawa jeszcze we wrześniu może trafić do Trybunału w Luksemburgu.
Kiedy więc premier Morawiecki mówi, że "konflikt jest teraz w zupełnie innej fazie", to ma rację, o ile jest w stanie przyznać, że ta faza to zaostrzenie konfliktu.
"Większość państw przekonaliśmy do naszych racji, że wymiar sprawiedliwości należy reformować, że należy ta reforma do wyłącznych kompetencji państw członkowskich" - dwie kłamliwe opinie połączone w jedno zdanie nie wzmacniają się dzięki temu. Wręcz przeciwnie.
Trudno powiedzieć kogo i w jaki sposób przekonał rząd PiS, skoro toczą się przeciw Polsce dwie niezależne od siebie procedury. Może chodzi o deklarację Węgier z lipca 2017 o "inkwizycyjnej kampanii KE" wobec reformy sądów w Polsce lub o ogólne wyrazy wsparcia Orbána z kwietnia 2018 roku?
Poza tym wyjątkiem w UE słychać zupełnie inne głosy. Takie jak francuskiej minister ds. europejskich Nathalie Loiseau, która po wysłuchaniu Polski w czerwcu 2018 oznajmiła, że kontynuowanie pierwszego etapu art. 7 jest całkowicie uzasadnione.
Dodała też, że Francja i Niemcy są zaniepokojone obecną sytuacją w Polsce, która ma konsekwencje dla całej Unii Europejskiej, zwłaszcza w kontekście współpracy wymiarów sprawiedliwości i resortów spraw wewnętrznych oraz funkcjonowania wspólnego rynku. I jak wielu jej kolegów ministrów, powtarza, że Francja oczekuje czynów a nie deklaracji, bo musimy w UE jednakowo pojmować, czym jest demokracja i państwo prawa.
O tym, ile państw rzeczywiście udało się przekonać nie tyle do "swoich racji", co do tego, by uniknąć ostrego konfliktu z dużym państwem UE, i czy będą głosować za przerwaniem procedury art. 7 przekonamy się we wrześniu podczas głosowania w Radzie UE.
Morawiecki manipuluje łącząc ewentualne wahania państw UE z tezą, że reforma sądownictwa należy do "wyłącznych kompetencji państw członkowskich".
Tymczasem art. 6 Traktatu o funkcjonowaniu UE wyraźnie stwierdza, że Unia dzieli kompetencje z państwami członkowskimi w "przestrzeni wolności, bezpieczeństwa i sprawiedliwości".
Zobowiązania Polski w dziedzinie wymiaru sprawiedliwości wynikają również z art. 2 TUE (zasada państwa prawa) , art. 19 TUE (skuteczna ochrona sądowa) oraz art. 47 Karty Praw Podstawowych (prawo do skutecznego środka prawnego i bezstronnego sądu).
Swoją kompetencję do oceny, czy prawo krajowe nie podważa niezawisłości sędziów, Trybunał potwierdził w lutym.
Premier Mateusz Morawiecki mógł więc równie dobrze powiedzieć: "Przekonaliśmy większość państw do ignorowania traktatów UE i orzecznictwa TSUE".
"Widać wyraźnie, że instytucje unijne zaczynają przyznawać mi rację" - wieńczy swoją wypowiedź Mateusz Morawiecki. Mówi to dokładnie tego dnia, w którym Trybunał Sprawiedliwości UE poinformował, że rozpoczął pierwszy - pisemny etap badania pytań prejudycjalnych Sądu Najwyższego. Prezes TSUE osobiście wyznaczył sędziego sprawozdawcę i rzecznika generalnego.
Nic nie wiadomo, by prezes Trybunału prof. Koen Lenaerts zadzwonił do Mateusza Morawieckiego i powiedział, że zaczyna przyznawać mu rację. Ani o tym, by Frans Timmermans zmienił front, np. pod wpływem wielomiesięcznej lektury polskiej "Białej księgi", w której rząd PiS przedstawiał swoje argumenty, domagając się w marcu 2018 od KE "powściągliwości", "poszanowania dla polskiej tożsamości konstytucyjnej" i "przestrzegania zasady narodowej suwerenności".
Nie można jednak wykluczyć, że wywiad Morawieckiego w Polsat News wywrze takie wrażenie na politykach i instytucjach unijnych, że posypią się przeprosiny, a działania kontrolne zostaną natychmiast wstrzymane. I wtedy kłamstwa Morawieckiego okażą się prorocze.
Sądownictwo
Mateusz Morawiecki
Frans Timmermans
Sąd Najwyższy
Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej
praworządność
procedura praworządności
Absolwentka Prawa i Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała m.in. w Dwutygodniku, Res Publice Nowej i Magazynie Kulturalnym. Pisze o praworządności, polityce i mediach.
Absolwentka Prawa i Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała m.in. w Dwutygodniku, Res Publice Nowej i Magazynie Kulturalnym. Pisze o praworządności, polityce i mediach.
Komentarze