Witaj w dziale depeszowym OKO.press. W krótkiej formie przeczytasz tutaj o najnowszych i najważniejszych informacjach z Polski i ze świata, wybranych i opisanych przez zespół redakcyjny
Ze śledztwa opublikowanego przez New York Times wynika, że szef Tesli nadużywa ketaminy, mieszając ją z innymi narkotykami i lekami. Musk miał być także ostrzegany przed wyrywkowymi testami narkotykowymi, prowadzonymi na zlecenie rządu w jego firmie
New York Times opublikował wyniki śledztwa dotyczącego prywatnego życia Elona Muska. Z rozmów z ponad tuzinem jego bliskich współpracowników (oraz prywatnych wiadomości Muska, do których dotarł dziennik) wyłania się obraz nieprzewidywalnego biznesmena uzależnionego od substancji psychoaktywnych.
Zdaniem NYT, zażywanie narkotyków przez Muska nie było okazjonalne.
“Mówił ludziom, że bierze tak dużo ketaminy, że wpływa to na jego pęcherz, co jest znanym skutkiem przewlekłego zażywania tego silnego środka znieczulającego” – pisze New York Times.
Według gazety Musk miał zażywać także ecstasy i grzyby psychodeliczne. Według relacji współpracowników szef Tesli podróżuje z pudełkiem na leki, w którym na każdy dzień znajduje się około 20 tabletek, w tym pobudzający Adderall oraz nasenny Ambien.
W marcu 2024 roku w jednym z wywiadów Musk przyznał, że przepisano mu ketaminę na depresję. Lek miał przyjmować raz na dwa tygodnie. Kiedy dziennikarz dopytywał o to, czy trzyma się wyznaczonych przez lekarza dawek, Musk odpowiedział:
„Jeśli zażyłeś zbyt dużo ketaminy, nie możesz naprawdę wykonać pracy, a ja mam dużo pracy”.
Amerykańska Agencja ds. Żywności i Leków formalnie zatwierdziła stosowanie ketaminy wyłącznie jako środka znieczulającego w procedurach medycznych. Lekarze ze specjalną licencją mogą przepisywać ją w przypadku zaburzeń psychicznych, takich jak depresja.
Agencja ostrzega jednak, że ketamina ma właściwości psychodeliczne, a jej stosowanie może doprowadzić do uzależnienia i problemów z pęcherzem. Według informacji New York Timesa Musk miał skarżyć się na ból pęcherza latem zeszłego roku. Mniej więcej w tym samym czasie, kiedy publicznie poparł Donalda Trumpa i zaangażował się w jego kampanię wyborczą.
Według informatorów NYT Musk zażywał ketaminę czasami codziennie, i mieszał ją z innymi narkotykami. Jego współpracownicy twierdzą także, że szef Tesli zmaga się z kompulsywnym objadaniem się i przyjmuje leki odchudzające. Potrafi godzinami grać w gry wideo. Jednocześnie nie uznaje psychoterapii i tradycyjnych leków przeciwdepresyjnych.
28 maja Elon Musk nieoczekiwanie ogłosił, że kończy swoją pracę w rządzie Stanów Zjednoczonych. Po objęciu urzędu, Trump zaproponował mu stanowisko szefa DOGE (ang. Department of Govenment Efficiency), czyli specjalnego departamentu ds. efektywności rządu. Musk pełnił to stanowisko przez 4 miesiące. Przez ten czas doprowadził m.in. do zamknięcia USAID, państwowej agencji zajmującej się pomocą międzynarodową. O tym, co oznacza nagłe wstrzymanie funduszy dla milionów potrzebujących na świecie, pisaliśmy tutaj.
Kiedy podczas pożegnalnej konferencji prasowej z Donaldem Trumpem w Białym Domu (30 maja) Musk został poproszony o komentarz do doniesień New York Timesa na temat zażywania narkotyków, były już szef DOGE podważył wiarygodność gazety i poprosił dziennikarza, aby przeszedł do kolejnego pytania.
Jak informuje NYT w swoim śledztwie, należąca do Muska firma SpaceX będąca kontrahentem amerykańskiego rządu, ma obowiązek poddawać się wyrywkowym testom narkotykowym wśród swoich pracowników. Jednak według informatorów New York Timesa, Musk miał być za każdym razem ostrzegany o nadchodzącej kontroli.
Gazeta nie znalazła dowodów na to, że Musk bywał pod wpływem narkotyków w czasie wizyt w Białym Domu czy podczas publicznych wystąpień np. w czasie kampanii wyborczej.
Dziennik wskazuje jednak, że szef Tesli wielokrotnie wykazywał nieprzewidywalne zachowanie – obrażał członków gabinetu, wykonywał dziwne gesty czy bełkotał w czasie zaplanowanego i ustawionego wywiadu.
5 października 2024 roku Musk po raz pierwszy pojawił się z Trumpem na wiecu, podskakując wokół niego w ekstatyczny sposób na scenie. Jak donosi NYT, tego wieczoru Musk podzielił się swoim podekscytowaniem z bliską mu osobą. „Czuję się bardziej optymistycznie po dzisiejszym wieczorze” — napisał w wiadomości tekstowej.
Podczas jednego z wieców tuż po zaprzysiężeniu Trumpa, Musk, stojąc na scenie, uderzył się w pierś i uniósł rękę ukośnie w górę, co przypominało faszystowski salut. „Moje serce jest z wami” – powiedział tłumowi. „To dzięki wam przyszłość cywilizacji jest zapewniona”.
Miesiąc później Musk wystąpił na konferencji Conservative Political Action Conference (CPAC). Gdy wszedł na scenę, jeden z jego politycznych sojuszników, prezydent Argentyny Javier Milei, wręczył mu piłę łańcuchową.
„To piła łańcuchowa dla biurokracji!” – krzyknął Musk do wiwatującego tłumu. Następnie stojąc na scenie w okularach przeciwsłonecznych, udzielił wywiadu, podczas którego mówił chaotycznie, jąkając się i śmiejąc. Fragmenty tego wywiadu stały się viralem, ponieważ wielu widzów spekulowało, że szef DOGE jest pod wpływem narkotyków.
Przeczytaj także:
„Cieszę się, że się tego dorobiłem, że inni mówią to, co ja miałem wcześniej do powiedzenia” – mówił o Karolu Nawrockim Grzegorz Braun. Wcześniej Nawrockiego oficjalnie poparł. Przekonywał, że wprowadzi swoją partię do Sejmu, bo jego prezydencki wynik to więcej niż pięcioprocentowy próg wyborczy
W piątek wieczorek, kilka godzin przed ciszą wyborczą, w Kanale Zero Krzysztof Stanowski rozmawiał z Grzegorzem Braunem.
Braun wyrażał zadowolenie ze swojego wyniku w pierwszej turze wyborów prezydenckich: „Jestem kontent, że nie poszła na marne ta robota polityczna”. Przypomnijmy: głos oddało na niego 1 242 917 osób (6,34 proc.), a wynik Brauna jest powszechnie uznawany za największą niespodziankę pierwszej tury.
„My jesteśmy od 10 dni w tej następnej kampanii, idziemy już do następnego Sejmu” – opowiadał Stanowskiemu Braun. Swój wynik uznał za prognostyk tego, że jego partia — Konfederacja Korony Polskiej — przekroczy w najbliższych wyborach pięcioprocentowy próg wyborczy.
„Szeroki front gaśnicowy wprowadzi do Sejmu większą liczbę posłów” – mówił Braun.
Zapowiedział też, że za kilka tygodni powstanie koło poselskie Konfederacji Korony Polskie. W tej chwili Braun ma w Sejmie dwóch posłów. To by znaczyło, że ktoś zdecydował się dołączyć do jego partii albo że Braun blefuje i robi medialny szum, żeby kogoś przyciągnąć.
Stanowski pytał Brauna o poparcie dla Karola Nawrockiego, którego ten dzień wcześniej udzielił. „Nie jestem taki, żeby siedzieć okrakiem na płocie. Jak grzecznie pytają, to grzecznie odpowiadam: zagłosuję na Nawrockiego” – mówił Braun.
Tłumaczył, że to poparcie jest elementem jego szerszej strategii politycznej. Braun chce, żeby Nawrocki wygrał po to, żeby rząd Tuska nie miał możliwości realizowania swojego programu.
„Jestem czołgiem przełamania” – mówił o sobie i wyjaśniał, że jako taki czołg robi wyłom (w systemie politycznym), ale sam nie jest w stanie wygrać wojny.
„Jak nie możemy przeciwnika zmieść, to przynajmniej prowadzimy działania opóźniające” – opowiadał. Kim jest ten wróg? To eurokomuna i eurofederaści — wywodził Braun. Straszył „eurokołchozem” (tak mówi o Unii Europejskiej) „paradami dewiantów” (tak mówi o osobach LGBT) i tym, że jak wygra Trzaskowski, to polskie państwo zostanie zlikwidowane.
Cała rozmowa przebiegała w bardzo sympatycznej atmosferze. „Magnetyzm serc” – łasił się do Stanowskiego Braun.
Grzegorz Braun udzieli Nawrockiemu poparcia niemal w ostatniej chwili. Wcześniej wyraził niezadowolenie z tego, jak Nawrocki odpowiedział na jego „siedem postulatów”.
Wyborcy Brauna mogą odegrać dużą rolę w niedzielnych wyborach. Sondaże pokazują, że o wyniku może zdecydować od kilkudziesięciu do dwustu-trzystu tysięcy głosów. Na Brauna — przypomnijmy — zagłosowało milion dwieście osób. Wiele z nich to osoby zniechęcone do politycznego establishmentu i jest bardzo prawdopodobne, że nie pójdą głosować. W prognozie OKO.press na drugą turę zakładamy, że zagłosuje w niej 60 proc. wyborców Brauna z pierwszej tury.
Jeśli jednak przez ostatnie dwa dni, w tym występując w Kanale Zero, Braun przekonał część swoich zwolenników, by udali się do urn w imię „prowadzenia działań opóźniających”, może mieć to wpływ na ostateczny wynik.
Przeczytaj także:
Znani influencerzy zachęcają Polaków do udziału w wyborach w niedzielę 1 czerwca. W nagrodę zaoferowali wóz strażacki. Do akcji włączają się miasta — Wrocław dorzucił krasnala, a Kraków smoka.
Jakobe Mansztajn i Michał Marszał postanowili wykorzystać swoje zasięgi, by zachęcić Polaków do udziału w nadchodzącej turze wyborów.
Z humorem, ale i pełnym zaangażowaniem zachęcali już w nagraniu sprzed Pałacu Prezydenckiego, które opublikowali we wtorek, 27 maja.
„Chcemy, żeby cała Polska poszła na wybory i potrzebujemy Waszej pomocy” – apelują do swoich obserwujących. „Zachęcamy do podsyłania nam fotek, na których 1 czerwca tłumnie wybieracie głowę państwa. Osoba z najliczniejszą ekipą głosujących otrzyma widoczny na nagraniu wóz strażacki” – napisali na Instagramie.
Do akcji włączyły się różne miasta z całej Polski. Wrocław łączy siły z Wałbrzychem. „Toczymy przyjacielską rywalizację, której stawką jest darmowy dzień w jednej z popularnych atrakcji turystycznych w tych miastach” – czytamy na stronie wrocławskiego urzędu.
Co więcej, do osiedla we Wrocławiu, które będzie miało największą frekwencję w obu turach wyborów prezydenckich, trafi figurka Krasnalki o imieniu Frekwencja.
Podobny pojedynek jest między prezydentkami Gdańska i Gdyni. Aleksandra Dulkiewicz z Gdańska opublikowała film, w którym powiedziała, że prezydentka miasta z mniejszą frekwencją będzie musiała posadzić drzewo w zwycięskim mieście. Aleksandra Kosiorek z Gdyni wyzwanie przyjęła.
Co ciekawe oba miasta w pierwszej turze wyborów prezydenckich odnotowały zbliżoną frekwencję:
Wyborczego zakładu dokonali także prezydenci Katowic i Sosnowca. Ten, kto przegra przepłynie kajakiem. Za wiosło będzie musiał chwycić ten, którego mieszkańcy w mniejszej liczbie pójdą do urn w drugiej turze wyborów prezydenckich. W pierwszej turze o prawie 3 punkty proc. wygrały Katowice.
W podobnej akcji uczestniczą też prezydenci Bydgoszczy i Torunia. Przegrany, zamiast kajakiem ma przebyć trasę na rowerze i przyjechać do miasta zwycięzcy. Z Bydgoszczy do Torunia jest około 45-50 km, w zależności od wybranej trasy. Średni czas przejazdu, jeśli jedziemy tempem rekreacyjnym to około od 2,5 do 3,5 godzin.
Legnica obiecała miastu z największą frekwencją przekazanie złotego lwa znajdującego się w miejskim herbie. Elbląg zaoferował swój symbol — figurę legendarnego Piekarczyka.
Do akcji włączył się także Kraków. „Kraków, jak na królewskie miasto przystało, nie zostaje w tyle (...). Mamy smoka i nie zawahamy się go użyć!” – ogłoszono. Miejscowość z rekordową frekwencją ma otrzymać od Krakowa smoka, który „zamieszka na specjalnym zamiejscowym odcinku Smoczego Szlaku”.
Włocławek chce przekazać „Fajansowego Wicka” – jeden z najbardziej popularnych wazonów z lokalnej Fabryki Fajansu.
Wybory już w niedzielę 1 czerwca. Lokale wyborcze w Polsce będą otwarte od godz. 7 do godz. 21. Wyborcy, przebywający za granicą, mogą oddać swój głos w utworzonych tam komisjach wyborczych między godz. 7 a 21 (czasu lokalnego).
Przeczytaj także:
Banery z dezinformacyjnymi hasłami, uderzającymi w kandydata na prezydenta Rafała Trzaskowskiego, rozwieszono ostatniej nocy w Warszawie. Nie ma na nich oznaczeń żadnego komitetu wyborczego. Sprawdziliśmy, kto może stać za tą akcją.
W nocy z czwartku na piątek, 29 na 30 maja, w Warszawie i podwarszawskich miejscowościach ktoś rozwiesił banery, uderzające w Rafała Trzaskowskiego, kandydata PO na prezydenta. Na pierwszy rzut oka wyglądają jak typowe banery wyborcze, jednak ich celem jest wprowadzenie w błąd wyborców.
Trzaskowski jest tam pokazany na tle flagi unijnej oraz tęczowej flagi środowiska LGBT. Nieprawdziwe są napisy, które zamieszczono na banerach. Obok nazwiska Trzaskowskiego można przeczytać:
Te slogany sugerują, że taki właśnie jest program wyborczy Trzaskowskiego. Tymczasem kandydat PO, który wielokrotnie wypowiadał się na ten temat, ma zupełnie inne poglądy zupełnie. Zaledwie tydzień temu w czasie telewizyjnej debaty stwierdził, że jego zdaniem unijny „pakt migracyjny nigdy nie wejdzie w życie”, jeśli chodzi o zobowiązania dla Polski, ponieważ Polska wcześniej przyjęła miliony migrantów z Ukrainy. „To ja wpisałem w unijne dokumenty, że jeżeli pomożemy Ukraińcom, to nie będziemy nikogo więcej przyjmowali” – powiedział wtedy.
Wiele razy mówił również, że jest przeciwny wysyłaniu polskich wojsk do Ukrainy. Wyjaśniał też, że Zielony Ład jako program unijny już nie istnieje, nie ma więc możliwości, by Polska go wprowadziła. Teza o promocji LGBT+ w szkołach w ogóle nie przystaje do rzeczywistości. To hasło znane z kampanii sprzed kilku lat, kiedy PiS atakował środowiska LGBT oraz Trzaskowskiego, realizując masywną dezinformacyjną kampanię na ten temat.
Hasła zamieszczone na banerach są więc fałszywe i wprowadzają w błąd odbiorców.
Z informacji OKO.press wynika, że banery rozwieszono niedaleko punków, w których w niedzielę będą pracować komisje wyborcze. Jeśli nie zostaną zdjęte, wyborcy będą je mijać po drodze na głosowanie.
Sygnały o pojawieniu się banerów dostawaliśmy od naszych Czytelników od rana. Jednak wtedy nie było wiadomo, kto stoi za całą akcją. Postanowiliśmy to sprawdzić, przeszukując media społecznościowe. Szybko okazało się, że już w czwartek wieczorem, czyli na początku akcji, zdjęcie z zawieszonym na płocie banerem zamieścił na platformie X Oskar Szafarowicz.
Szafarowicz to działacz pisowskiej młodzieżówki, ostatnio współpracujący z posłem PiS (dawniej Suwerenna Polska) Januszem Kowalskim. Obaj na początku kampanii byli zaangażowani w uruchomienie fanpage`a Stop Trzaskowski, który publikował uderzające w Trzaskowskiego reklamy na Facebooku. Opisywaliśmy go w OKO.press.
"Najnowsze reklamy opłacono w taki sposób, by nie było widać, jaka osoba dokonywała płatności. Jednak we wcześniejszych zarządzający kontem nie byli aż tak precyzyjni. Z raportu Facebooka dowiadujemy się więc, że pierwszy promowany post opłacił w styczniu Janusz Kowalski. Wydał na ten cel 935 zł. Natomiast dwie kolejne reklamy opłacił Patryk Horczak, wymieniany już wcześniej działacz pisowskiej młodzieżówki" – informowałam wówczas.
Później zarówno Szafarowicz, jak i Kowalski zaangażowali się w Ruch Obrony Granic, który założył Robert Bąkiewicz, działacz skrajnie prawicowy, były lider Marszu Niepodległości. Ruch Obrony Granic to antymigracyjna inicjatywa, której działania miały związek z kampanią prezydencką. Chodziło o nakręcanie strachu wobec migrantów w taki sposób, by dotyczące tego tematu nastroje społeczne było korzystne dla kandydata PiS, a niekorzystne dla kandydata PO.
Co najistotniejsze, Szafarowicz w swoim czwartkowym wpisie, prezentującym baner, wskazał właśnie na Ruch Obrony Granic jako na inicjatorów akcji wywieszania fałszywych reklam. „Ruch Obrony Granic mówi NIE – 1 czerwca głosujmy STOP TRZASKOWSKI” – napisał pisowski działacz, zamieszczając zdjęcie baneru.
Wpisy podobnej treści znalazły się także na kanałach inicjatywy Stop Trzaskowski. Jednak w nich nie wskazano autorów akcji.
Przeczytaj także:
Przewodniczący PKW Sylwester Marciniak wyraził nadzieję, że wyniki II tury wyborów na prezydenta uda się ogłosić równie szybko, jak po pierwszej turze, czyli w poniedziałek rano lub wczesnym popołudniem.
Szef PKW podkreślił, że dwa tygodnie temu szybkie ogłoszenie wyników po pierwszej turze wyborów było możliwe dzięki sprawnej pracy pracowników MSZ. Wyraził nadzieję, że tym razem protokoły z zagranicy również dotrą bez opóźnień.
Marciniak przypomniał, że największą frekwencję w drugiej turze wyborów prezydenckich odnotowano w 1995 roku – wyniosła wtedy 68,23 proc. Niewiele niższa była w 2020 roku (68,18 proc.). Najmniejszą frekwencję – poniżej 51 proc. – zanotowano w 2005 roku.
Zwrócił również uwagę, że rekordowa frekwencja w historii III RP miała miejsce podczas wyborów parlamentarnych 15 października 2023 roku – wyniosła wtedy 74,38 proc.
Liczba wydanych wyborcom zaświadczeń w stosunku do I tury wzrosła o około 80 proc.
Znacząco wzrosła też liczba wydanych zaświadczeń o prawie do głosowania – w drugiej turze wydano ich 571 999, co oznacza wzrost o ponad 260 tys. względem pierwszej tury, czyli o około 80 proc.
Liczba uprawnionych do głosowania wynosi obecnie 28 mln 848 tys. 733 osoby. Rośnie także liczba głosujących korespondencyjnie – w drugiej turze z tej formy skorzysta 12 076 osób, co stanowi wzrost o 30 proc. względem pierwszej tury. W drugiej turze przez pełnomocnika zagłosuje 42 085 osób, czyli blisko o połowę więcej niż w turze poprzedniej.
Marciniak dodał, że wzrosła też liczba członków obwodowych komisji wyborczych i wynosi 266 tys. 782 osoby.
Przypomniał, że utworzonych zostało 32 tys. 143 obwody głosowania, w tym 29 tys. 815 stałych i 1 tys. 812 odrębnych. „Na odrębne obwody głosowania składają się 932 obwody utworzone w zakładach leczniczych, zwłaszcza w szpitalach, 703 w domach pomocy społecznej, 140 w zakładach karnych i aresztach śledczych, 14 w zespołach domów studenckich. Za granicą też nic się nie zmieniło i tak jak mieliśmy (tak dalej mamy) 511 utworzonych obwodów” – powiedział Marciniak.
Przypomniał, że również na statkach utworzonych zostało pięć obwodów.
Przeczytaj także: