Witaj w dziale depeszowym OKO.press. W krótkiej formie przeczytasz tutaj o najnowszych i najważniejszych informacjach z Polski i ze świata, wybranych i opisanych przez zespół redakcyjny
„Nic nie zwalnia nas z odpowiedzialności za losy naszego kraju. Każdy z nas na tej sali zna smak zwycięstwa i gorycz porażki. Ale nie znam słowa kapitulacja” – mówił Donald Tusk w exposé podczas dyskusji w sprawie wotum zaufania dla rządu
11 czerwca podczas sejmowej dyskusji nad wotum zaufania dla rządu, premier Donald Tusk wygłosił drugie w tej kadencji exposé. To miało być nowe otwarcie rządu, który wpadł w perturbacje po zwycięstwie Karola Nawrockiego w wyborach prezydenckich.
„Każdy wyobrażał sobie szybszy marsz i więcej sukcesów. Musimy wytłumaczyć wszystkim rodakom, dlaczego znaleźliśmy się w takim, a nie innym miejscu” – zaczął swoje przemówienie Tusk. „Nic nie zwalnia nas z odpowiedzialności za losy naszego kraju. Każdy z nas na tej sali zna smak zwycięstwa i gorycz porażki. Ale nie znam słowa kapitulacja” – deklarował premier.
Tusk odniósł się do zarzutu, że rząd nie potrafi komunikować swoich sukcesów. „Propaganda nie może być ważniejsza od prawdy. Może wierni temu przekonaniu, przesadziliśmy z wiarą, że prawda sama się obroni” – mówił.
I przedstawił listę osiągnięć koalicji 15 października:
Premier zapowiedział, że w lipcu dojdzie do rekonstrukcji rządu, chodzi o zmianę struktury, ale i nowe twarze. Powołany ma zostać także rzecznik rządu. „Jeśli ktoś nie wierzy w to, że damy radę albo chciałby zamienić koalicję w targowisko próżności czy konfliktów, niech nie głosuje dziś za wotum zaufania. Niech głosują ci, którzy wierzą w to, że w 2,5 roku doprowadzimy do kolejnych sukcesów naszej ojczyzny i, że nie zgubimy tego, co najważniejsze spierając się o detale” – mówił Donald Tusk. „Nie będę tolerował sporów, które zamieniają się w publiczne kłótnie”.
Wśród regulacji, które mają pojawić się niebawem, Tusk wymienił projekty lewicy dotyczące budowy tanich mieszkań na wynajem oraz płatne staże. Polsce 2050 premier dziękował za dociskanie spraw mieszkaniowych, pomysł wprowadzenia odgórnego zakazu smartfonów w szkołach, a także profesjonalizację spółek skarbu państwa. „Ten proces postępuje, jestem wyczulony na nepotyzm, to się zdarza, ale skala jest nieporównywalna”.
Jak pisała w OKO.press Agata Szczęśniak, wotum zaufania to reakcja na wynik wyborów. „Trzeba zrobić coś, cokolwiek. Wyjść z inicjatywą, nie stać bezczynnie. Wotum ma też dać sygnał wyborcom: to nie jest koniec świata. Nie będziecie mieli swojego człowieka w Pałacu Prezydenckim, ale macie swoich ludzi w rządowych budynkach. Rząd, który wybraliście w 2023 roku, jest i działa. Wotum jest też po to, żeby skonsolidować władzę, potwierdzić pozycję Tuska. Ale najważniejsze pytanie, na jakie w środę ma jeszcze raz odpowiedzieć Donald Tusk brzmi: po co jest jego rząd?”
Przeczytaj także:
Moskwa przyznała się tej nocy do zestrzelenia 120 ukraińskich dronów. Poprzedniej nocy miała ich zestrzelić 102. Ilu dronów nie zdołała zestrzelić, nie wiadomo, ale same liczby „zesztreleń” pokazują, jak coraz skuteczniej Ukraina broni się przed Rosją.
Rano Moskwa przyznała się do zastrzelenia nocą 32 dronów. W południe szacunki podniosła czterokrotnie – do 120.
Ukraińskie drony dolatują teraz prawie codziennie do Moskwy, Petersburga i Krymu. Tej nocy doleciały także do Orenburga blisko granicy z Kazachstanem. Tym, w co trafiają, Rosjanie się nie chwalą. Co jakiś czas propaganda ujawnia jednak, że „odłamki zestrzelonego drona” wywołały pożar w takim a takim zakładzie przemysłowym. Tej nocy np. w Kotowsku w obwodzie tambowskim (na południowy wschód od Moskwy). Atak na Kotowsk miał być wedle propagandy Kremla „potężny”, co oznacza, że Ukraińcy upatrzyli tam sobie kolejny obiekt o znaczeniu dla rosyjskiego przemysłu zbrojeniowego. Rzeczywiście, w Kotowsku jest fabryka prochu strzelniczego – przypomina portal Meduza.
Nad sąsiednim obwodem woroneskim Rosjanie mieli zestrzelić nocą 15 dronów, ale gubernator ostrzegł, że „zagrożenie ze strony bezzałogowych statków powietrznych w regionie nadal istnieje”. Władze powtarzają apele o „niedopuszczalności filmowania i publikowania zdjęć i filmów systemów obrony powietrznej oraz prób ataków na wrogie drony w sieciach społecznościowych”.
Z powodu zagrożenia dronowego zawieszane są regularnie prace lotnisk w całej europejskiej części Rosji. Maszyniści kolejowi przechodzą szkolenia z bezpiecznego hamowania na widok wysadzonych torów.
Ataki na Rosję stały się w ostatnich tygodniach nowy elementem wojny najeźdźczej na Ukrainę. Sam Putin przyznaje, że na Rosja atakowana jest codziennie „setkami dronów”.
W czwartym roku najazdu na Ukrainę Rosja zaczęła bezpośrednio doświadczać skutków wojny. Przed atakami nie chroni jej ogromne terytorium. Pomysłowe i brawurowe akcje ukraińskie takie jak operacja „Pawutyna” (na rosyjskie lotniska) dotyczą nie tylko szeroko pojętego pogranicza, ale terenów w głębi Rosji. Propaganda Kremla nie ukrywa już tego, ale stara się te doniesienia o atakach znormalizować. Podaje nie tylko informacje o atakach w poszczególnych regionach, ale także informacje zbiorcze – z dużymi liczbami. Ma to świadczyć o skuteczności rosyjskiej obrony przeciwlotniczej.
Ukraińskie ataki nasilają się i wycelowane są w przemysł zbrojeniowy, magazyny i linie transportowe najeźdźcy. Rosja stara się to przedstawić jako ataki terrorystyczne, łącząc w tych przekazach opowieść o zestrzeliwaniu ukraińskich dronów nad rosyjskimi miastami i skutki ukraińskich akcji sabotażowych w Rosji.
Opinię publiczną w Rosji propaganda codziennie pociesza też opowieściami o krwawych atakach na Ukrainę. One też przybrały na sile – ale dla Ukraińców nie są niczym nowym. Zmieniło się jednak w propagandzie Kremla ich uzasadnienie, Nie jest to już „niszczenie celów militarnych” w drodze do ostatecznego zwycięstwa nad Kijowem, ale sprawiedliwy odwet za krzywdę Rosji.
Inaczej niż na początku najazdu, propaganda Kremla sprawozdaje ataki na Ukrainę bardziej szczegółowe, z podkreśleniem, że Rosja ostrzeliwuje „także zachodnie tereny Ukrainy” oraz „lotniska”, co jest nawiązaniem do akcji „Pawutyna”. Propaganda nie podaje liczby zabitych w Ukrainie, ale porównanie doniesień ukraińskich o ostrzale Ukrainy przez Rosję i rosyjskich – o atakach ukraińskich na Rosję wskazuje, że rosyjski ostrzał jest bardziej chaotyczny. Przez to ofiar w Ukrainie jest zdecydowanie więcej.
Na zdjęciu u góry – obrazek z rosyjskiej telewizji o skutkach jednego z ukraińskich ataków.
Przeczytaj także:
Projekt autorstwa ministry ds. równości Katarzyny Kotuli ma trafić pod obrady Sejmu jako projekt poselski. Jego rządowa wersja jak dotąd nie została poddana pod głosowanie Rady Ministrów z powodu obiekcji PSL
Posłowie i posłanki z klubu Lewicy, a także wicemarszałkini Sejmu Magdalena Biejat, wystąpili dziś (10 czerwca) na konferencji prasowej w Sejmie, by poinformować, że jako klub zamierzają głosować za wotum zaufania dla rządu Donalda Tuska. Wicepremier Krzysztof Gawkowski powiedział, że Lewica, która jest częścią rządu, chce, by miał on „dalej parlamentarny mandat do tego, by sprawnie, szybko wprowadzać ustawy”.
Politycy przedstawili też projekty ustaw realizujące lewicowe postulaty, które planują przedstawić Sejmowi. Wśród nich projekt ustawy o związkach partnerskich przygotowany przez ministrę ds. równości Katarzynę Kotulę.
Projekt z początku miał być rządowy. Powstał jesienią 2024 roku, przeszedł konsultacje publiczne i uzgodnienia międzyresortowe, był też dyskutowany na Stałym Komitecie Rady Ministrów. Ostatecznie jednak rząd nad nim nie zagłosował i nie przekazał do prac w Sejmie. Powodem były napięcia w koalicji między Lewicą a PSL, które domagało się okrojenia projektu.
Teraz Lewica zamierza złożyć ten projekt także jako poselski.
„Żeby spełnić obietnicę Lewicy składamy także w Sejmie poselski projekt ustawy o związkach partnerskich i projekt ustawy wprowadzającej” – oświadczyła Katarzyna Kotula. „Dziś najbardziej zależy nam na tym, żeby projekt rządowy i projekt poselski spotkały się tutaj w parlamencie, żeby były wspólnie procedowane i żeby były wspólnie głosowane. Bardzo liczę na marszałka Sejmu Szymona Hołownię, który mówił, że ten projekt popiera” – dodała.
„To jest ustawa o szczęściu, o miłości, ale przede wszystkim to jest ustawa o bezpieczeństwie. Ustawa, która gwarantuje, że dwie dorosłe osoby mogą zarejestrować swój związek partnerski w urzędzie stanu cywilnego, jest możliwość zmiany nazwiska, prawo do dziedziczenia, wspólne rozliczanie po zawartej umowie u notariusza” – doprecyzowała Kotula.
Ministra Kotula przypomniała, że czerwiec jest tzw. Miesiącem Dumy, widoczności osób tworzących społeczność LGBT+. I że zalegalizowanie związków partnerskich było obietnicą wyborczą większości partii tworzących potem Koalicję 15 października. Podkreśliła, że Polskę zobowiązują do tego także trzy wyroki Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu. ETPCz ocenił, że Polska musi wprowadzić regulacje pozwalające parom hetero i homoseksualnym na zalegalizowanie związku partnerskiego.
Jesienią tego roku ws. polskich przepisów dotyczących związków par tej samej płci wypowie się Trybunał Sprawiedliwości UE. Wyrok będzie dotyczył transkrypcji zagranicznych aktów małżeństwa i może zmusić Polskę do uznania małżeństw par LGBT zawieranych w innych krajach Unii. Na razie na ten temat wypowiedział się rzecznik generalny TSUE. Stwierdził jednoznacznie, że małżonkowie nie mogą żyć w próżni prawnej. Katarzyna Kotula zapowiedziała, że po wyroku rząd będzie rozmawiać o projekcie ustawy dotyczącej równości małżeńskiej dla par LGBT+.
Problemem w Koalicji 15 października pozostaje blokada ze strony konserwatywnego PSL, które nie chce zgodzić się, by projekty gwarantujące osobom LGBT+ podstawowe prawa były procedowane jako rządowe. Nawet jeżeli projektom uda się przejść parlamentarne głosowania, zablokować je może prezydent Andrzej Duda lub jego następca Karol Nawrocki. Obaj wypowiadali się nieprzychylnie o osobach LGBT+ i zapowiadali weto dla zmian.
Dla Lewicy próba przegłosowania projektów dotyczących praw osób LGBT+ to jednak dziś kwestia politycznej wiarygodności – zarówno partii jak i całego rządu Koalicji 15 października.
Przeczytaj także:
Zgodnie z porozumienia ze Stambule 2 czerwca Ukraina i Rosja dokonały wymiany jeńców wojennych w kategorii „ciężko ranni i ciężko chorzy”. Zwolnieni potrzebują natychmiastowej opieki medycznej.
Jak informuje ukraińska Centrala Koordynacyjna ds. Postępowania z Jeńcami Wojennymi z rosyjskiej niewoli do domu wrócili żołnierze, którzy odnieśli obrażenia i mają poważne problemy zdrowotne: amputowane kończyny, problemy ze wzrokiem, ropnie, infekcje, urazy, rany odłamkowe i choroby przewlekłe. U niektórych uwolnionych zdiagnozowano zapalenie wątroby i gruźlicę. Na razie obrońcy trafią do ośrodków medycznych, zostaną skierowani na leczenie i rehabilitację.
Zwolnieni jeńcy służyli w Marynarce Wojennej, Siłach Powietrznych, Wojskach Powietrznodesantowych, w Obronie terytorialnej, Straży Granicznej, Gwardii Narodowej i w Państwowej Służbie Transportu Specjalnego. Wśród uwolnionych są obrońcy Mariupola, którzy przebywali w niewoli ponad 3 lat. Centrala Koordynacyjna zaznacza, że oprócz żołnierzy i podoficerów zwolniono również oficerów.
Według Centrali Koordynacyjnej duża wymiana jeńców trwa, ze względów bezpieczeństwa ukraińskie władze nie podają liczby osób, które wróciły.
Podczas negocjacji 2 czerwca w Stambule Rosja i Ukraina uzgodniły kolejną wymianę jeńców wojennych, która dotyczy dwóch kategorii – ciężko rannych i ciężko chorych wedle formuły „wszyscy na wszystkich”, żołnierzy do 25 lat. Zgodzili się też na wymianę 6 tysięcy ciał poległych żołnierzy po obu stronach.
Wczoraj, 9 czerwca 2025 roku, strony wymieniły żołnierzy urodzonych po roku 2000. Była to 66.wymiana od początku wojny pełnoskalowej. Według danych Centrali Koordynacyjnej w ramach poprzednich 65 wymian do Ukrainy wróciło 5757 obywateli Ukrainy.
Wcześniej, 7 czerwca, doradca Putina oraz przewodniczący rosyjskiego zespołu negocjacyjnego Władimir Miediński, ogłosił, że strona ukraińska „nieoczekiwanie odłożyła na czas nieokreślony zarówno przyjęcie ciał, jak i wymianę jeńców wojennych”.
Ukraińska Centrala Koordynacyjna zaprzeczyła temu i podkreśliła, że „strona rosyjska uciekła się do jednostronnych działań, które nie zostały uzgodnione w ramach wspólnego procesu”. W sprawie wymiany ciał poległych nie ustalono jeszcze daty, repatriacja ciał ma nastąpić po wymianie jeńców.
Mimo manipulacji ze strony rosyjskiej ostatnie wymiany odbyły się według ustaleń.
Przeczytaj także:
Przemysław Czarnek z PiS, były minister edukacji w rządzie Mateusza Morawieckiego, szykuje się do objęcia sterów w KPRP – dowiedział się „Newsweek”
Tygodnik „Newsweek” o planach Karola Nawrockiego napisał w poniedziałek 9 czerwca wieczorem. Informację o szykowaniu Przemysława Czarnka na szefa Kancelarii Prezydenta potwierdziły później także inne media. Propozycję miał złożyć Czarnkowi sam Nawrocki. „Gazeta Wyborcza” usłyszała w PiS, że politycy „złapali chemię w kampanii”.
Czarnek, były minister edukacji i jedna z kluczowych postaci w PiS, w ubiegłym roku wymieniany był pośród „kandydatów na kandydata” partii do prezydentury. Jarosław Kaczyński ostatecznie postawił jednak na Karola Nawrockiego, niekojarzonego z PiS i nieobciążonego ośmioma latami poprzedniej władzy.
Źródła „Wyborczej” różnie reagują na nominację (na razie nieoficjalną) dla Czarnka. „Myślałem, że będzie chciał zostać, orientować się na partię” – mówi jeden z rozmówców dziennika. „To mocna postać, pytanie, czy nie zdominuje samego Nawrockiego” – komentuje inny. Informatorzy wskazują, że Czarnek jako szef KPRP będzie reprezentował prezydenta w Sejmie przy pracy nad ustawami. A to zapowiedź konfliktu z obecną sejmową większością, bo były minister znany jest jako pisowski „jastrząb”.
Wg „Wyborczej” poza Czarnkiem do KPRP Nawrockiego mają trafić także dwaj sztabowcy Nawrockiego z PiS: Andrzej Śliwka oraz Jan Kanthak (wcześniej członek Suwerennej Polski). „Newsweek” z kolei wspomina o Pawle Rabendzie z gdańskiego PiS jako potencjalnym wiceszefie Kancelarii. Wiadomo na pewno, że szefem gabinetu prezydenta zostanie Paweł Szefernaker (także PiS), który kierował sztabem Nawrockiego.
„Newsweek” dodaje, że do Kancelarii lub podległego prezydentowi Biura Bezpieczeństwa Narodowego niemal na pewno wejdzie Sławomir Cenckiewicz. To historyk, autor m.in. książek o Lechu Wałęsie i Annie Walentynowicz, a także o służbach specjalnych. Za rządów PiS był szefem kontrowersyjnej komisji ds. badania rosyjskich wpływów, która przed wyborami w 2023 roku miała uderzyć w Donalda Tuska. „W ośrodku prezydenckim będzie szukanie formuły dla obecności Cenckiewicza, bo Nawrocki bardzo chce z nim współpracować” – twierdzą informatorzy „Newsweeka”.
W OKO.press pisaliśmy, że Nawrocki chce też umieścić w Pałacu sprawdzonych współpracowników z Instytutu Pamięci Narodowej: Rafała Leśkiewicza (szykowany na rzecznika Kancelarii) i Jarosława Dębowskiego (ma być zastępcą Szefernakera).
Karol Nawrocki ma zostać zaprzysiężony na prezydenta 6 sierpnia 2025 roku. To wtedy upływa kadencja prezydenta Andrzeja Dudy.
Przeczytaj także: