Witaj w dziale depeszowym OKO.press. W krótkiej formie przeczytasz tutaj o najnowszych i najważniejszych informacjach z Polski i ze świata, wybranych i opisanych przez zespół redakcyjny
Jarosław Kaczyński wiedział o tym, jak Suwerenna Polska sterowała Funduszem Sprawiedliwości. Zbigniew Ziobro nie doczekał się jednak konsekwencji, a uprzejmego upomnienia.
Prezes Prawa i Sprawiedliwości Jarosław Kaczyński wiedział, co dzieje się w Funduszu Sprawiedliwości, i próbował zablokować możliwość korzystania ze środków Funduszu politykom Suwerennej Polski. Kaczyński zwrócił się w tej sprawie do ówczesnego ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry. Całość listu opublikowała dziś „Gazeta Wyborcza”.
"Zwracam się do Pana Ministra o natychmiastowe zakazanie kandydatom Solidarnej Polski korzystania z Funduszu Sprawiedliwości w trakcie kampanii wyborczej i jednocześnie zakazanie osobie odpowiedzialnej za dysponowanie środkami Funduszu przekazywania jakichkolwiek sum w trakcie kampanii lub też formułowania zobowiązań dotyczących przekazywania takich sum w przyszłości.
Zwracam uwagę Pana Ministra, że przypadki, o których już w tej chwili mówi się w środowiskach naszej koalicji, o ile są prawdziwe, mogą przynieść fatalne skutki zarówno z punktu widzenia przebiegu kampanii, jak i ze względów związanych z jej rozliczeniem przed Państwową Komisją Wyborczą. Zmuszony jestem też stwierdzić, że w razie niezastosowania się do sformułowanego w piśmie zalecenia, pełna odpowiedzialność polityczna, a najprawdopodobniej także w innych wymiarach, będzie spoczywała na Panu" – pisał prezes PiS do Ziobry w sierpniu 2019 roku.
Z listu wynika więc, że lider ówczesnej partii rządzącej musiał wiedzieć o tym, jak jego koalicjanci zarządzają Funduszem, jak i o możliwości wyciągnięcia konsekwencji za niewłaściwe stosowanie środków. Ograniczył się jednak do wysłania listu i zrezygnował z natychmiastowych działań wobec Ziobry i jego otoczenia, a także z poinformowania służb o możliwych nieprawidłowościach.
Przypomnijmy: Fundusz Sprawiedliwości, o którym wspomina Kaczyński, miał służyć pomocy ofiarom przestępstw. Zamiast tego ogromna część środków trafiła do organizacji pozarządowych i ludzi związanych z prawicą i bliskich Suwerennej (dawniej Solidarnej) Polsce oraz Prawu i Sprawiedliwości.
Sprawą zajmuje się prokuratura, a do Sejmu wpłynął wniosek o uchylenie immunitetu byłemu wiceszefowi resortu sprawiedliwości Marcinowi Romanowskiemu.
Marcin Romanowski w latach 2019-2023 był wiceministrem sprawiedliwości. W resorcie Zbigniewa Ziobry odpowiadał m.in. za Fundusz Sprawiedliwości. A to właśnie nieprawidłowości w wydawaniu środków z Funduszu są obiektem zainteresowania Prokuratury Krajowej. Wielowątkowe śledztwo w tej sprawie specjalny zespół prokuratorów prowadzi od lutego 2024 roku.
Romanowski jest jednym z głównych bohaterów afery. Odpowiadał m.in. za przyznanie rekordowej dotacji na pomoc pokrzywdzonym przestępstwem dla Fundacji Profeto, którą kieruje ksiądz Michał Olszewski, również podejrzany w śledztwie.
Wg sondażu exit poll skrajnie prawicowe Zjednoczenie Narodowe Marine Le Pen zdobyło najwięcej głosów w pierwszej turze wyborów parlamentarnych we Francji. Ale czy formacja Marine Le Pen będzie w stanie utworzyć rząd, zdecyduje dopiero przyszłotygodniowa dogrywka
Badanie exit poll przeprowadzone przed lokalami wyborczymi przez Ipsos, Ifop, OpinionWay i Elabe daje Zjednoczeniu Narodowemu 34 proc. głosów. Nowy Front Ludowy, pośpiesznie zmontowana lewicowa koalicja, według exit poll zdobyła około 29 proc. głosów. Sojusz Razem prezydenta Emmanuela Macrona może liczyć na ok. 20,5 proc., a centroprawicowi Republikanie – na 10 proc. głosów.
To wynik niemal idealnie odpowiadający przedwyborczym sondażom. Prezydent Emmanuel Macron ogłosił przyspieszone wybory 9 czerwca, tuż po wyborach do Parlamentu Europejskiego, które jego partia przegrała.
„Poważnie dyskutuje się o tym, że Macron chce doprowadzić do zwycięstwa skrajnej prawicy i utworzenia rządu Zjednoczenia Narodowego, licząc na szybką jego kompromitację. Większe zagrożenie Macron ma widzieć w ewentualnym wyborze Marine Le Pen na prezydentkę w 2027 roku” – tak możliwe motywy stojące za decyzją o rozpisaniu wyborów tłumaczył w OKO.press Aleksander Smolar.
Bezprecedensowy ruch Macrona był szeroko krytycznie komentowany we Francji, bo decyzja prezydenta po dekadach nieudanych starań skrajnej prawicy może tym razem wynieść do władzy Zjednoczenie Narodowe.
Ale taki scenariusz jeszcze nie jest pewny. Przed drugą turą wyborów, która odbędzie się 7 lipca, czeka nas teraz tydzień politycznych negocjacji.
Do obsadzenia w wyborach jest 577 miejsc we francuskim Zgromadzeniu Narodowym, a głosowanie odbywa się w dwóch turach. Kandydaci, którzy w danym okręgu zdobędą bezwzględną większość głosów już w pierwszej turze, otrzymują mandat. Jednak to rzadkie przypadki. Większość mandatów zostanie przydzielona w drugiej turze w następną niedzielę. Do drugiej tury wchodzą ci kandydaci, którzy uzyskali co najmniej 12,5 proc. poparcia przy 25-procentowej frekwencji.
Ostateczny wynik będzie zależał od tego, w jaki sposób przed dogrywką partie zdecydują się połączyć siły w każdym z 577 okręgów wyborczych. W przeszłości francuskie partie centroprawicowe i centrolewicowe łączyły siły, aby powstrzymać skrajną prawicę przed przejęciem władzy, ale takie porozumienie, zwane we Francji „frontem republikańskim”, jest dziś mniej pewna niż kiedykolwiek wcześniej.
„Rozpoczęła się polityczna zmiana w Europie!” – ogłosił w niedzielę Viktor Orbán. Prorosyjskie partie łączą siły. Ich nazwa: „Patrioci Europy”
30 czerwca 2024 węgierski premier Viktor Orbán, były premier Czech i lider partii ANO Andrej Babis oraz Herbert Kickl, szef Wolnościowej Partii Austrii ogłosili współpracę. Zapowiedzieli utworzenie nowej frakcji w Parlamencie Europejskim.
„Europejczycy chcą trzech rzeczy: pokoju, porządku i rozwoju. Jedyne, co dostają od obecnych brukselskich elit, to wojna, migracja i stagnacja” – napisał Orbán na portalu X (dawniej Twitter).
„W tej sytuacji naszym obowiązkiem jest egzekwowanie woli wyborców. Trzy partie polityczne połączyły dziś siły: najsilniejsza partia austriacka, najsilniejsza partia czeska i najsilniejsza partia węgierska. Naszym celem jest stać się najsilniejszą prawicową grupą w europejskiej polityce” – zapowiedział Orbán.
Chcą być najsilniejsi po prawej stronie, jednak na razie nie mogą nawet formalnie utworzyć grupy w europarlamencie. Żeby taka grupa powstała, potrzeba co najmniej 23 eurodeputowanych z co najmniej siedmiu krajów. Grupie Orbána brakuje jeszcze europosłów z czterech krajów.
„Z tego, co słyszałem w ostatnich dniach... będzie ich więcej, niż niektórzy z was prawdopodobnie teraz przypuszczają” – powiedział Austriak Herbert Kickl podczas konferencji prasowej w Wiedniu, gdzie spotkali się liderzy nowej formacji.
Grupa ma wkrótce opublikować „Manifest patriotyczny”. Jak donosi portal Politico, będzie on koncentrował się na kwestiach migracji i zwalczaniu Zielonego Ładu.
„Będziemy przedkładać suwerenność narodową nad federalizm, wolność nad nakazy i pokój nad wojną” – napisał Babiš w mediach społecznościowych.
Wolnościowa Partia Austrii do niedawna należała do grupy Tożsamość i Demokracja. Jednak w tej grupie dominuje Zjednoczenie Narodowe Marine Le Pen. A ona chce zrywać z prorosyjskim wizerunkiem. Tymczasem prorosyjskość austriackiego FPÖ bije po oczach.
„Od 2016 roku partia ma podpisaną umowę o współpracy z rosyjską partią rządzącą Jedna Rosja” – przypominamy w OKO.press.
„Jak ujawniło m.in. Politico, rosyjska służba bezpieczeństwa miała tak głęboko sięgające kontakty w Austrii, że była w stanie przeprowadzić akcję publicznej kompromitacji austriackiej służby celem ustanowienia nowej, zdominowanej przez agentów przyjaznych Moskwie. Wszystko mieli umożliwić współpracujący z FSB politycy Wolnościowej Partii Austrii.
Doniesienia Politco o tym, że partia wciąż działa jako «długie ramię rosyjskiego wywiadu», w Austrii sprawiły, że szef austriackiej partii liberalnej wezwał rząd do zbadania, czy nowy lider FPÖ, Herbert Kickl, jest winny zdrady stanu”.
W eurowyborach FPÖ zdobyła 24,5 proc. głosów i sześć mandatów. Prowadzi w sondażach przed jesiennymi wyborami parlamentarnymi w Austrii.
Drugi z sojuszników Orbána to czeska partia Andreja Babiša. Ledwo tydzień temu opuściła liberalną frakcję Renew. A właściwie została zmuszona do odejścia. „Rozwód, który był już dawno spóźniony” – skomentowała odejście partii ANO szefowa Renew Valérie Hayer.
„ANO wybrała drogę populistyczną, niezgodną z naszymi wartościami i tożsamością. W ciągu ostatniego miesiąca ich rozbieżność z naszymi wartościami wzrosła wykładniczo, co obserwowaliśmy z wielkim niepokojem” – mówiła dziennikarzom Hayer.
Od czasu wyrzucenia z chadeckiej grupy EPP Fidesz Orbána pozostaje niezrzeszony. To utrudnia działanie na arenie europejskiej. Jak pisała w OKO.press Paulina Pacuła:
„Przynależność do grupy politycznej w PE jest bardzo ważna, ponieważ im większa grupa, tym większa siła głosu grupy w łonie Konferencji Przewodniczących.
Konferencja to składające się z szefów grup politycznych oraz przewodniczącego PE ciało, które decyduje o podziale prac w Parlamencie. To ona rozdziela prace legislacyjne pomiędzy grupy polityczne w PE oraz przyznaje głos na sesjach plenarnych.
Posłowie niezrzeszeni nie mają na forum Konferencji Przewodniczących głosu. Dlatego, jeśli chce się coś znaczyć w PE, trzeba należeć do grupy politycznej”.
Kilka dni temu Orbán ogłosił, że jego Fidesz nie wstąpi do grupy Europejscy Konserwatyści i Reformatorzy, gdzie dominują Bracia Włosi Giorgii Melonii. Jednak to Meloni miała nie chcieć w tej grupie Orbána.
Co w tej sytuacji zrobi PiS? Połączy się z Meloni czy z Orbánem?
„Jesteśmy kuszeni w obie strony. Powiedziałbym, że prawdopodobieństwo [wynosi] 50/50” – powiedział Mateusz Morawiecki w rozmowie z portalem Politico w czwartek 27 czerwca 2024. Dodał, że „nie ma gwarancji”, że PiS pozostanie we frakcji EKR.
W poniedziałek 1 lipca 2024 Węgry rozpoczynają prezydencję w Unii Europejskiej.
Do południa zagłosowała ponad jedna czwarta Francuzów. Od czterdziestu lat frekwencja we Francji nie była tak wysoka
O ósmej rano w niedzielę 30 czerwca 2024 rozpoczęły się wybory parlamentarne we Francji. Głosowanie potrwa do godz. 18 w mniejszych miejscowościach i do godz. 20 w dużych miastach. Po godz. 20 zostaną też ogłoszone exit polle.
Do obsadzenia jest 577 miejsc we francuskim Zgromadzeniu Narodowym, a głosowanie odbywa się w dwóch turach. Kandydaci, którzy w danym okręgu zdobędą bezwzględną większość głosów już w pierwszej turze, otrzymują mandat. Jednak to rzadkie przypadki. Większość mandatów zostanie przydzielona w drugiej turze w niedzielę 7 lipca. Do drugiej tury wchodzą ci kandydaci, którzy uzyskali co najmniej 12,5 proc. poparcia przy 25-procentowej frekwencji.
Prezydent Emmanuel Macron ogłosił przyspieszone wybory tuż po wyborach do Parlamentu Europejskiego, które jego partia przegrała. To bezprecedensowy ruch szeroka krytycznie komentowany. Decyzja Macrona może wynieść do władzy Zjednoczenie Narodowe – po dekadach starań.
Ostatni przedwyborczy sondaż pokazywał zdecydowaną przewagę Zjednoczenia Narodowego. Poparcie dla partii Marine Le Pen zadeklarowało 36,5 proc. pytanych.
Koalicja partii lewicowych miałaby 29 proc., a partia Macrona zajęła dopiero trzecie miejsce – 20,5 proc.
Takie wyniki dawałyby ugrupowaniu Le Pen bezwzględną większość – 289 głosów.
„Macron jest coraz bardziej nieprzewidywalny” – powiedział portalowi The Guardian Antoine Bristielle z think tanku Fondation Jean-Jaurès. „To tak, jakby rządził krajem jak w serialu Netflixa – i na końcu każdego odcinka musiał umieścić cliffhanger”.
Francuscy badacze opinii zwracają uwagę, że zwolenników Macrona napędza strach, zaś zwolenników Le Pen – nadzieja i pragnienie zmiany. „Sondaże pokazują, że [popierającym Le Pen] nie chodzi tylko o wyrażenie złości lub obrzydzenia do polityki. Zgodnie ze stanowiskiem jej partii twierdzą, że chcą zmian we Francji, że zawiedli się przez partie polityczne, dlaczego zatem nie spróbować Zjednoczenia Narodowego?” – komentuje dla Guardiana Christelle Craplet z sondażowni BVA.
Media donoszą, że ze względu na spadającą popularność Macrona członkowie jego partii unikali pokazywania się z nim w trakcie kampanii. Prezydent pojawiał się na niewielu plakatach wyborczych. Macron jest szczególnie niepopularny wśród klasy robotniczej, gdzie budzi „instynktowną wrogość”, jak to określił politolog Jérôme Jaffré.
W 2022 roku w południe frekwencja wyniosła 18,43 proc. Dziś zagłosowało już 25,9 uprawnionych. Od 2002 roku frekwencja w wyborach parlamentarnych we Francji spadała. Tym razem będzie inaczej. Komentatorzy spodziewają się, że frekwencja wyniesie ostatecznie między 60 a 70 proc.
„Macron faktycznie stawia Francuzom takie wyzwanie: mają zadecydować, czy chcą, żeby rządził obóz progresywnych reformistów, czy wolą, żeby kurs narzucali antyeuropejscy, nacjonalistyczni populiści. I liczy na wyższy poziom partycypacji w wyborach. W wyborach europejskich do urn poszło zaledwie 51 proc. Francuzów. Macron chce sprawdzić realny poziom poparcia dla partii w warunkach najwyższej mobilizacji” – tłumaczył Aleksander Smolar w wywiadzie z Antonem Ambroziakiem w OKO.press.
Na razie wygląda na to, że faktycznie do urn pójdzie więcej osób. Mobilizacja się udała.
Jednak komu ostatecznie będzie sprzyjała wysoka frekwencja?
„Francuzi nie idą do urn, jeśli uważają, że nie ma to sensu” – pisze „Le Monde”. Rozmówcy dziennika twierdzą, że Francuzi doskonale zrozumieli, o co chodzi w tych wyborach. Po raz pierwszy od lat 40. skrajna prawica może rządzić Francją.
Francuskie media publikują głosy wyborców, którzy przyznają, że zapomnieli lub nie chcieli głosować w wyborach europejskich. Tym razem jednak się zmobilizowali, a nawet nakłaniali znajomych, by poszli głosować. „Nie chcemy, żeby państwem rządzili faszyści i ludzie nieodpowiedzialnych” – usłyszeli od dwojga emerytów dziennikarze śledczego, lewicowego portalu Mediapart.
Portal cytuje też 61-letniego Dominika, który głosuje na Zjednoczenie Narodowe. Dominique, 61 lat, magnetyzer: „Po raz pierwszy zagłosowałem na Zjednoczenie Narodowe. Wcześniej głosowałem na różne partie, najczęściej na lewicę. Jednak mam głębokie poczucie frustracji. Rząd nie dotrzymuje obietnic. Macron powiedział, że nie podniesie wieku emerytalnego, a to robi. Zamykają szpitale, karzemy pielęgniarki, które nie chciały zaszczepić się na Covid, mimo że to dzięki nim przetrwaliśmy kryzys. (...) Kupujemy broń dla Ukrainy, a nawet nie dbamy o kraj. Nic już nie idzie dobrze. Spróbuję ze Zjednoczeniem Narodowym. Może będzie lepiej. RN. Nie wierzę w wojnę domową ogłoszoną przez prezydenta Macrona. Prosi mieszkańców o zaciśnięcie pasa, a jednocześnie organizuje luksusowe posiłki w Pałacu Elizejskim. To musi się zmienić”.
„Ustawę niedoskonałą można udoskonalić” – powiedział poseł Tomasz Trela z Nowej Lewicy o okrojonym projekcie ustawy o związkach partnerskich. Co ze stanowiskiem PSL? Czy z PiS-u ktoś zagłosuje za okrojoną ustawą?
W programie „Kawa na ławę” w TVN24 goście Konrada Piaseckiego dyskutowali o ustawie o związkach partnerskich. Dziennikarz TVN24 starał się dowiedzieć, dlaczego PSL nie zgadza się, by zawarciu związku partnerskiego towarzyszyła uroczystość w Urzędzie Stanu Cywilnego.
„Spora część klubu nie chce zrównywać małżeństwa ze związkami partnerskimi” – odpowiedział Krzysztof Hetman z PSL, do niedawna minister rozwoju, obecnie europoseł.
„Projektu ustawy nie widzieliśmy. Dobrze, by było, gdybyśmy ten projekt w końcu zobaczyli” – stwierdził Hetman.
Jednak projekt jest. W piątek ministra Katarzyna Kotula złożyła go w Rządowym Centrum Legislacji (jeszcze nie został opublikowany na stronie), a właśnie z politykami PSL-u negocjowała szczegóły. Trudno, żeby ich nie znali, skoro je blokowali.
Co ostatecznie znalazło się w projekcie? Pisał o tym Anton Ambroziak:
W wersji złożonej do rządowego centrum legislacji znajdują się rozwiązania dotyczące: wspólnoty majątkowej, dziedziczenia, podatków, ubezpieczenia zdrowotnego, prawa do pochówku, renty rodzinnej, zasiłku opiekuńczego i dostępu do informacji medycznej. Związek ma być też zawierany przed Urzędem Stanu Cywilnego.
Jednocześnie Kotula potwierdziła, że trzy obszary sporne, na które nie zgodzili się koalicjanci z Polskiego Stronnictwa Ludowego to:
„Co jest złego w uroczystości w urzędzie stanu cywilnego?” – próbował się dowiedzieć Konrad Piasecki. Kilka razy zadawał to pytanie Krzysztofowi Hetmanowi. Odpowiedź nie padła. Hetman powtarzał, że musi szanować wrażliwość części kolegów z klubu, co ludowcy stale powtarzają.
Hetman powiedział też: „Ja akurat jestem po tej liberalnej [stronie]”. Dodał, że część klubu PSL zagłosowałaby przeciwko ustawie, która zawierałaby prawo do uroczystości w trakcie zawarcia związku. „Aczkolwiek wszyscy są za tym, żeby ułatwiać ludziom życie”.
Poseł Nowej Lewicy zwrócił uwagę, że „uroczystość”, jakiej sprzeciwia się PSL, nie jest niczym nadzwyczajnym. „Jaka tam jest uroczystość? To są normalne, standardowe rzeczy”. Dodał też: „Nie ma argumentu za tym, żeby nie było przysposobienia dzieci”.
A czy Lewica poprze okrojoną, kompromisową ustawę?
„Lepsza ustawa niedoskonała niż żadna, bo ustawę niedoskonałą można udoskonalić. Jeśli to będzie ustawa rządowa, to powinna być bez mrugnięcia oka przyjęta” – stwierdził Trela. Jaka
„Po pierwsze mamy konstytucyjną ochronę małżeństwa” – argumentował Tobiasz Bocheński, europoseł PiS. Według niego konstytucyjny zapis o małżeństwie ma je chronić „przed destrukcją”. „Nie ma zgody na dublowanie tej instytucji, to byłoby złamanie konstytucji” – stwierdził Bocheński. Według niego wprowadzenie instytucji związku partnerskiego do polskiego prawa byłoby właśnie dublowaniem instytucji małżeństwa.
„PiS pod żadną ustawą o związkach partnerskich się nie podpisze?” – dopytywał Piasecki.
„Nie widzimy takiej możliwości prawnej. Jesteśmy formacją konserwatywną. Jestem przekonany, że 99 proc. będzie głosowało przeciwko temu rozwiązaniu” – odpowiedział Bocheński. Dziennikarz TVN24 zwrócił uwagę, że w Wielkiej Brytanii to konserwatywni torysi wprowadzili małżeństwa (nie – związki!) jednopłciowe już w 2012 roku.
„Brytyjski konserwatyzm jest inny” – odpowiedział Bocheński.
A co zrobi prezydent, jeśli ustawa o związkach partnerskich w jakiejkolwiek formie wyjdzie z Sejmu?
„Nie będzie żadnej ustawy. Nie musimy się o to martwić. Nie ma większości. To pokazuje arytmetyka w Sejmie. Dziś gdybanie, czy prezydent się pochyli czy nie, to wróżenie z fusów” – odpowiedział Łukasz Rzepecki z Kancelarii Prezydenta.
Jednak prezydencki doradca myli się. Jeśli większość klubu Lewicy zgodzi się na mocno okrojoną ustawę, to przejdzie ona przez Sejm. Zarówno w przypadku Lewicy, jak i PSL jest możliwy podział w ramach klubu. Mógłby to być podział uzgodniony przez liderów – tak, by ostatecznie ustawa miała większość.
Rzepecki dodał, że prezydent zgodzi się jedynie na uregulowanie statusu osoby najbliższej.
Jak się zachowa Konfederacja? Poseł Przemysław Wipler też uciekł się do argumentu, że nie zna projektu ustawy. „Nie wyobrażamy sobie nawet symbolicznego zrównywania związku partnerskiego z małżeństwem”. Stwierdził, że Konfederacja zgodzi się tylko „na rzeczy praktyczne”. Chodziłoby na przykład o zniesienie podatku od spadku i darowizn i ułatwienia biurokratyczne.
„Nie mam wątpliwości, że przyjmiemy ustawę” – powiedziała Agnieszka Pomaska z Platformy Obywatelskiej. Dodała, zwracając się do Tobiasza Bocheńskiego z PiS:
„Oburza mnie, zniesmacza podwójna moralność. W pana partii macie kolegę, który unieważniał małżeństwo kościelne. Podwójna moralność, hipokryzja. To jest część DNA PiS-u”. Posłance chodzi zapewne o unieważnienie małżeństwa Jacka Kurskiego.
„Dajmy ludziom żyć tak, jak chcą” – powiedziała Pomaska.