Witaj w sekcji depeszowej OKO.press. W krótkiej formie przeczytasz tutaj o najnowszych i najważniejszych informacjach z Polski i ze świata, wybranych i opisanych przez zespół redakcyjny
Dyrektorka Wywiadu Narodowego USA krytykuje „podżegaczy wojennych” i twierdzi, że Rosja "nie ma zdolności podbicia i okupowania Ukrainy ani napaści na Europę”.
„Podżegacze wojenni (…) i ich media propagandowe znów próbują podważyć wysiłki prezydenta Trumpa na rzecz zaprowadzenia pokoju na Ukrainie — i w istocie w Europie — fałszywie twierdząc, że »amerykańskie środowisko wywiadowcze« popiera punkt widzenia UE/NATO, zgodnie z którym celem Rosji jest inwazja/podbicie Europy (by zdobyć poparcie dla swojej polityki prowojennej). Prawda jest taka, że »amerykański wywiad« ocenia, iż Rosja nawet nie ma zdolności podbicia i okupowania Ukrainy, a co mówić o »atakowaniu i okupowaniu« Europy” — napisała Gabbard w serwisie X.
To odpowiedź na doniesienia agencji Reuters, która poinformowała w piątek, że według amerykańskiego wywiadu Putin zamierza zająć całą Ukrainę i rości sobie prawa do części Europy. Agencja powołała się na sześć źródeł zbliżonych do amerykańskiego wywiadu. Ustalenia te pokrywają się z ocenami europejskich przywódców i agencji wywiadowczych, a przeczą m.in. twierdzeniom prezydenta Donalda Trumpa i jego negocjatorów pokojowych na Ukrainie, według których Putin chce zakończyć wojnę.
„Wywiad zawsze wskazywał, że Putin chce więcej. Europejczycy są o tym przekonani. Polacy są absolutnie przekonani” – stwierdził Mike Quigley, demokratyczny członek Komisji Wywiadu Izby Reprezentantów w rozmowie z Reutersem.
Tymczasem w sobotnim wpisie na X, Gabbard napisała, że oficerowie wywiadu poinformowali parlamentarzystów, że „Rosja dąży do uniknięcia większej wojny z Europą” i że działania jej wojsk na Ukrainie pokazują, że obecnie nie ma ona możliwości opanowania „całej Ukrainy, nie mówiąc już o Europie”.
Gabbard to była członkini Izby Reprezentantów z Hawajów, która w lutym objęła funkcję dyrektorki amerykańskich agencji wywiadowczych, w tym CIA i FBI. Wybór Trumpa wzbudził wielkie kontrowersje, bo Gabbard oskarżana jest o szerzenie rosyjskiej propagandy. W dniu inwazji Rosji na Ukrainę w 2022 roku oznajmiła na Twitterze: „Tej wojny i cierpienia można było łatwo uniknąć, gdyby administracja Bidena/NATO po prostu uznała uzasadnione obawy Rosji dotyczące bezpieczeństwa”. Później rozpowszechniała fałszywe teorie, że Stany Zjednoczone prowadziły na terenie Ukrainy prace nad bronią biologiczną.
„W niemal każdym konflikcie, w którym brała udział Rosja, Gabbard popierała Moskwę i występowała przeciwko USA” –pisał po wyborze Gabbard brytyjski dziennik „Independent”.
W czerwcu dyrektorka amerykańskich służb opublikowała trzyipółminutowy film opisujący jej wizytę w Hiroszimie w Japonii i grozę wywołaną przez detonację bomby atomowej 80 lat temu. Ostrzegła, że groźba wojny nuklearnej wciąż istnieje. „Stoimy tu dzisiaj, bliżej krawędzi nuklearnej zagłady niż kiedykolwiek wcześniej. Elity polityczne i podżegacze wojenni bezmyślnie podsycają strach i napięcia między mocarstwami nuklearnymi”- napisała, za co została ostro skrytykowana przez Trumpa.
„New York Times” donosił, że „prezydent i niektórzy urzędnicy administracji postrzegali jej podróże zagraniczne jako formę autopromocji jej kariery politycznej”.
Przeczytaj także:
W połowie grudnia zakończyły się rozmowy przywódców państw europejskich, które dotyczyły europejskiego planu pokojowego. Jak wynika z przecieków, jego podstawą jest prorosyjski „28-punktowy plan Trumpa”, ujawniony w mediach pod koniec listopada. Europejczycy i Ukraińcy starają się go zmienić. Przy czym Ukraina przystaje na niektóre niekorzystne dla siebie punkty – ale w zamian domaga się gwarancji bezpieczeństwa od sojuszników i pomoc w odbudowie kraju po zniszczeniach czteroletniej wojny.
Wiadomo, że „28 punktów” Amerykanie stworzyli na podstawie żądań Moskwy. Równolegle prowadzą z nimi szczegółowe rozmowy o przywróceniu stosunków handlowych z Rosją i korzystnych dla ekipy Trumpa umowach. Amerykanie uznali, że te 28 punktów to wszystko, czego chce Putin. Ten jednak 21 listopada doprecyzował, że to tylko wstęp do dalszych rozmów.
Ponadto w ubiegłym tygodniu europejscy przywódcy podczas rozmów w Brukseli zdecydowali o udzieleniu Ukrainie kolejnego, potężnego wsparcia finansowego. Środki mają zostać przekazane w trybie pilnym, a całość zostanie sfinansowana ze wspólnego długu, gwarantowanego przez budżet Unii Europejskiej. Jak pisała Paulina Pacuła w OKO.press negocjacje trwały 16 godzin, a obrady były przerywane jedynie na krótkie posiłki.
Tymczasem rosyjska propaganda cały czas przypomina roszczenia Putina z grudnia 2021 roku, zgodnie z którymi NATO miałoby się wycofać do granic sprzed 1999 roku (a więc również z Polski). W piątek odbyła się również bardzo długa, doroczna konferencja prasowa Władimira Putina. Dopuszczony do głosu dziennikarz NBC w drugiej godzinie programu zapytał, czy – wobec gotowości Ukrainy do ustępstw i nieprzejednanego stanowiska Rosji Putin nie czuje się winny śmierci na wojnie. Putin – jak pisze Agnieszka Jędrzejczyk dla OKO.press – dał tę samą powtarzaną od lat opowieść o tym, że to nie „Rosja zaczęła”. A Rosja już poszła na kompromis, w czasie spotkania z Trumpem na Alasce 15 sierpnia. Tymczasem potem te propozycje zostały pogorszone, z powodu nacisku Ukrainy i „jej europejskich partnerów”.
Przeczytaj także:
Według nieoficjalnych informacji na tankowcu zginął Andriej Awierianow – generał GRU
Ukraina poinformowała, że za pomocą dronów zaatakowała w piątek 19 grudnia 2025 należący do rosyjskiej „floty widmo” tankowiec Qendil. Znajdował się on na Morzu Śródziemnym u wybrzeży Libii w odległości około 2 tys. km od granic Ukrainy. Płyną on pod flagą Omanu.
Według niepotwierdzonych informacji z ukraińskich źródeł (kanały Telegram powiązane z SBU) na tankowcu zginął gen. Andriej Awierianow – dowódca jednostki GRU 29155.
Awierianow był na liście osób objętych europejskimi sankcjami zatwierdzonej przez państwa UE w grudniu 2024 roku. Jednostka, którą dowodził, stała za zamachami przeprowadzanymi w Europie, w tym za zamachami na amerykańskich dyplomatów. GRU 29155 to elitarne grono szpiegów rosyjskich – sabotażystów znanych przede wszystkim z trucia przeciwników Kremla.
Według źródeł brytyjskiego „Guardiana” w ukraińskiej Służbie Bezpieczeństwa tankowiec „poniósł krytyczne uszkodzenia i nie może być dalej używany zgodnie z przeznaczeniem”. Statek miał służyć do omijania zachodnich sankcji i wspierania rosyjskiej machiny wojennej, co czyniło go „w pełni uzasadnionym celem”. „Wróg musi zrozumieć, że Ukraina się nie zatrzyma i uderzy w nich gdziekolwiek na świecie” — powiedziało „Guardianowi” ukraińskie źródło.
Dane z systemu MarineTraffic wskazują, że Qendil płynął do rosyjskiego portu Ust-Ługa na Morzu Bałtyckim z indyjskiego portu Sikka. Indie są jednym z głównych odbiorców rosyjskiej ropy.
Brytyjska firma doradzająca w zakresie ryzyka morskiego, Vanguard, oceniła w rozmowie z dziennikarzami „Guardiana”, że atak pokazuje „wyraźne rozszerzenie wykorzystania przez Ukrainę bezzałogowych systemów powietrznych przeciwko aktywom morskim powiązanym z siecią rosyjskiego eksportu ropy objętej sankcjami”.
Piątkowy atak miał miejsce w dniu dorocznej konferencji prasowej Władimira Putina, podczas której zapowiedział on reakcję Rosji na ukraińskie ataki na flotę widmo.
Incydent wpisuje się w narastający konflikt dotyczący tzw. floty widmo. Chodzi o statki używane przez Rosję, Iran i Wenezuelę do omijania sankcji.
Szacuje się, że flota liczy ponad 1000 statków, które często zmieniają bandery i mają niejasną strukturę własności. Dzięki nim Moskwa może nadal eksportować ropę mimo nakładanych na Rosję sankcji. W ten sposób zdobywa wpływy do budżetu wojennego.
Eksperci i część europejskich przywódców uważaja, że niektóre statki są wykorzystywane przez Rosję do prowadzenia działań hybrydowych na terenie Europy.
Już wcześniej Kijów atakował takie tankowce na Morzu Czarnym, próbując uderzyć w kluczowe źródło dochodów finansujących rosyjską inwazję. Jednak atak na Morzu Śródziemmnym jest czymś nowym. Prawdopodobnie wiąże się to z kolejnymi rozmowami, jakie dziś (sobota) toczą na Florydzie przedstawiciele Stanów Zjednoczonych i Rosji.
Komentując ataki na flotę widmo, Władimir Putin oświadczył w piątek, że Rosja „z pewnością odpowie” na ukraińskie uderzenia. „Ostatecznie nie przyniesie to oczekiwanego rezultatu” — powiedział. „Nie zakłóci dostaw, a jedynie stworzy dodatkowe zagrożenia.” Nie odniósł się jednak bezpośrednio do incydentu na Morzu Śródziemnym.
Czterogodzinną konferencję prasową Putina opisywała szczegółowo w OKO.press Agnieszka Jędrzejczyk:
Przeczytaj także:
Minister spraw zagranicznych podziękował Straży Granicznej za ochronę polskiej granicy
Wejście do polskiego konsulatu w Brukseli zostąło oblane czerwoną farbą w nocy z czwartku 18 grudnia 2025 na piątek. Konsulat znajduje się w bocznej ulicy w dzielnicy Etterbeek w południowo-wschodniej części Brukseli. Farba zniszczyła znajdujące się nad drzwiami wejściowymi godło Polski. Na tablicy informującej, że budynek jest siedzibą konsulatu, sprawcy napisali „killers” (zabójcy). Na ścianie pojawiły się też napisy po polsku, m.in. „J***ć mur”. Inne hasła nawołują do otwarcia granic. Wokół rozrzucono też zwierzęce odchody.
Pracownicy konsulatu nie wykluczyli, że zdarzenie może być „rosyjską prowokacją”.
W sobotę 20 grudnia zareagował szef polskiej dyplomacji.
„Komuś nie podoba się dokończony mur na granicy polsko-białoruskiej. To znaczy, że nasza polityka migracyjna jest skuteczna. Dziękuję Straży Granicznej. Chronicie Polskę i Europę przed ludźmi, którzy szanują nas tak, jak na obrazku” – napisał na portalu X (dawniej Twitter) Radosław Sikorski.
Od 27 marca 2025 na granicy polsko-białoruskiej obowiązuje zawieszenie prawa do przyjmowania wniosków o ochronę międzynarodową. Jest przedłużane co dwa miesiące.
Sytuację na granicy opisywała niedawno w OKO.press Regina Skibińska:
„Mimo że tzw. zawieszenie prawa do azylu to nie to samo, co pushbacki, jedno z drugim jest powiązane. Jeśli osoba, która przekroczyła w sposób nieuregulowany granicę z Białorusi do Polski, wystąpi z wnioskiem o ochronę międzynarodową, wniosek ten i tak nie zostanie przyjęty. Takiego cudzoziemca i tak „odstawia się do linii granicy”. Teoretycznie tzw. zawieszenie prawa do azylu obowiązuje na granicy białoruskiej, ale w praktyce nie ma znaczenia, w którym miejscu kraju zostanie zatrzymany cudzoziemiec. Jeśli SG uzna, że przekroczył on granicę białoruską, to wyrzuca go do Białorusi”.
Przeczytaj także:
Według oficjalnych danych skuteczność ochrony granicy wynosi 95-98 proc. Z relacji naszej reporterki wynika jednak, że to obraz mocno koloryzowany.
„Z rozmów z funkcjonariuszami Straży Granicznej, którzy średnio kilkanaście razy w tygodniu zatrzymują mój samochód do kontroli, wyłania się nieco inny obraz sytuacji przy granicy. Z rozmów wynika, że skuteczność przejść wcale nie jest tak mała.
«A jak już ktoś przejdzie i wejdzie do lasu, to możemy szukać wiatru w polu” – mówi jeden ze strażników granicznych (nie podaję nazwisk funkcjonariuszy, nawet gdy je znam, żeby nie narażać ich na odpowiedzialność za dzielenie się takimi informacjami z dziennikarką).
Mundurowi próbują wyłapać cudzoziemców i w tym celu urządzają obławy. Wygląda to w ten sposób, że żołnierze i funkcjonariusze SG otaczają fragment lasu, a jedna ekipa przeczesuje go. Przypomina to polowanie z nagonką, tyle że nie pędzi się zwierząt pod lufy myśliwych, a ludzi w stronę mundurowych, którzy ich wyłapują.
Częściej jednak cudzoziemcy, którzy przedostali się do Polski przez zieloną granicę, poszukiwani są na drogach. Po dużych przejściach na popularnych skrzyżowaniach stoi Straż Graniczna i zatrzymuje do kontroli wszystkie samochody»” – pisze Regina Skibińska w OKO.press.
O sytuacji na polsko-białoruskiej granicy mówił ostatnio w rozmowie z OKO.press Rzecznik Praw Obywatelskich Marcin Wiącek:
„Są sytuacje, w których stosowanie pełnych standardów ochrony jest po prostu niemożliwe, na przykład, gdy grupa osób atakuje przejście graniczne czy funkcjonariuszy Straży Granicznej. Każde państwo ma wówczas prawo chronić swoje granice i korzystać z samoobrony.
Ale w tym wszystkim nie można uciec od jednego faktu. Naprawdę nie każda osoba przekraczająca granicę z Białorusi ma złe intencje. Są tam również ludzie uciekający przed prześladowaniami, poszukujący godnego życia dla siebie i swojej rodziny. A fundamentem Konwencji Genewskiej i europejskiego prawa uchodźczego jest zasada, że taki człowiek ma prawo zostać wysłuchany. Państwo może odmówić osobie przekraczającej granicę nadania statusu uchodźcy, może ją deportować w pewnych sytuacjach, ale nie może jej pozbawiać możliwości złożenia wniosku. To jest absolutne minimum”.
Prof. Wiącek mówi też wpros: „Mamy przepisy, które nie powinny obowiązywać w kraju należącym do Rady Europy”.
Przeczytaj także:
W nocy z piątku na sobotę amerykańskie siły uderzyły w ponad 70 celów związanych z dżihadystycznym Państwem Islamskim (IS) w środkowej Syrii – poinformowało Dowództwo Centralne USA
W piątek 19 grudnia o godz. 16 czasu wschodnioamerykańskiego (północ w Damaszku) siły podlegające Dwowództwu Centralnemu USA CENTCOM uderzyły w ponad 70 celów w wielu lokacjach w środkowej Syrii.
„Wykorzystano do tego celu myśliwce, śmigłowce szturmowe i artylerię. Wsparcia w postaci samolotów myśliwskich udzieliły też jordańskie siły zbrojne.
W ramach operacji wykorzystano ponad 100 pocisków precyzyjnego rażenia wymierzonych w infrastrukturę i miejsca przechowywania broni IS” – informuje PAP.
Do ataku miały zostać użyte samoloty F-15 i A-10, śmigłowce Apache oraz pociski Himars.
„To nie jest początek wojny, lecz akt zemsty” — powiedział w piątek sekreatrz obrony USA Pete Hegseth. „Dziś ścigaliśmy i zabijaliśmy naszych wrogów. Wielu z nich. I będziemy to robić dalej” — dodał.
Prezydent USA Donald Trump oświadczył w mediach społecznościowych, że syryjski rząd w pełni popiera te ataki, a Stany Zjednoczone dokonują „bardzo poważnego odwetu”.
Podczas przemówienia w Karolinie Północnej w piątkowy wieczór Trump określił też te ataki jako „potężny” cios wymierzony w członków ISIS, których Stany Zjednoczone obwiniają za atak na siły koalicyjne z 13 grudnia.
W sobotę 13 grudnia 2025 w syryjskiej Palmyrze zginęło dwóch żołnierzy armii USA oraz cywilny tłumacz. Atak przeprowadził napastnik, który zaatakował konwój amerykańskich i syryjskich sił, zanim został zastrzelony — poinformowało wojsko USA. Trzech innych amerykańskich żołnierzy zostało rannych.
Syryjskie ministerstwo spraw wewnętrznych określiło napastnika jako członka syryjskich służb bezpieczeństwa, podejrzewanego o sympatie wobec Państwa Islamskiego.
W Syrii wciąż stacjonuje około 1000 żołnierzy USA. Syryjski rząd tworzą obecnie byli rebelianci, którzy obalili Baszara al-Asada w ubiegłym roku po trzynastoletniej wojnie domowej. W jego skład wchodzą również byli członkowie syryjskiej odnogi Al-Kaidy, którzy odcięli się od organizacji i walczyli z Państwem Islamskim.
Syria współpracuje z koalicją pod przywództwem USA przeciwko Państwu Islamskiemu. Wspólne porozumienie osiągnięto w ubiegłym miesiącu podczas wizyty prezydenta Ahmeda al-Sharaa w Białym Domu.
źródło: Reuters
O wizycie prezydenta Syrii w Białym Domu wizycie pisaliśmy tutaj:
Przeczytaj także:
O sytuacji Syrii opowiadał OKO.press syryjski dysydent, więzień Asada, Yassin al-Haj Saleh:
„Syryjczycy mawiali, że żyjemy pod pięcioma okupacjami: Stanów Zjednoczonych, Rosji, Iranu, Turcji i Izraela; wraz z odejściem Asada odpadł Iran i do jakiegoś stopnia Rosja. Syria to symptom globalnego zjawiska: walki o wpływy między dwoma supermocarstwami, którym towarzyszą regionalne mocarstwa. To nie Syria staje się bardziej jak świat, a świat bardziej jak Syria. Żadnemu z tych mocarstw nie leżało i leży na sercu dobro syryjskiego społeczeństwa – są tutaj tylko po to, żeby realizować swoje interesy”.
Przeczytaj także:
Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski w rozmowie z PAP, TVP i Polskim Radiem stwierdził, że dla niego bardzo istotne jest, aby Rosja poniosła konsekwencje wywołania wojny.
„Jesteśmy przekonani, że Rosja powinna zostać ukarana za całe zło, które sprowadziła na naszą ziemię” – zaznaczył Zełenski, dziękując premierowi Donaldowi Tuskowi za wspieranie tego stanowiska.
Dodał, że „Rosja liczyła, że Kijów będzie słaby, przynajmniej w sensie finansowym”. „A to wszystko wpływa przecież na morale żołnierza, który nie jest pewien czy jutro wystarczy mu dronów, czy nie będzie problemu z nabojami, czy może będzie wszystkiego pod dostatkiem” – mówił.
„To wpływa także na życie ludzi, cywilów. A w ten sposób uzupełniamy niedostatki, potrzeby finansowe naszego budżetu. Ten dodatkowy pakiet, ta dodatkowa decyzja, która została podjęta, z pewnością zabezpiecza dodatkowe rzeczy” – podkreślił
Prezydent Ukrainy w obszernym wywiadzie dla PAP, TVP i Polskiego Radia mówił o wdzięczności za polskie wsparcie, znaczeniu europejskiej wspólnoty oraz kulisach rozmów dotyczących dalszej pomocy finansowej i perspektyw pokoju. Jednocześnie odniósł się do słów prezydenta Karola Nawrockiego o rzekomo niedocenionej pomocy ze strony Kijowa.
„Europa zademonstrowała jedność, pomimo sceptycyzmu niektórych liderów. Większość i to wystarczająca większość zamanifestowała, że niezależnie od presji wspieranej przez Rosję i różnych innych graczy ma swoje oblicze, ma własnych liderów” – powiedział prezydent Ukrainy.
Zapytany o wypowiedź premiera Tuska, który stwierdził, że teraz ukraiński prezydent ma mocne karty, odpowiedział, że Ukraińcy „nie są aż takimi graczami”.
"Sytuację na Ukrainie traktujemy bardzo poważnie, zarówno związaną z wojną, jak i w ogóle wszystko, co dotyczy europejskiego bezpieczeństwa. Nie ma wątpliwości, że podjęta przez Unię Europejską decyzja dotycząca wsparcia nas wzmacnia i dzięki temu mamy jakieś dodatkowe karty – podkreślił.
Na pytanie, czy w Ukrainie powinny odbyć się wybory odpowiedział: „Musimy mieć zapewnione bezpieczeństwo. Potrzebne są zmiany ustawowe. Nie wiem też, czy wszyscy w Ukrainie są gotowi na ich przeprowadzenie i czy nie zostaną zabici, kiedy przyjdą do lokali wyborczych. Jest też dużo wątpliwości czy będą uczciwe” – powiedział Zełenski.
W piątek prezydent Ukrainy na zaproszenie prezydenta Karola Nawrockiego przybył z wizytą do Polski. Spotkał się z prezydentem, a następnie odwiedził parlament, gdzie rozmawiał z marszałkiem Sejmu Włodzimierzem Czarzastym oraz marszałkinią Senatu Małgorzatą Kidawą-Błońską.
Następnie spotkał się z Donaldem Tuskiem w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów.
Jak piszą Agata Szczęśniak i Witold Głowacki dla OKO.press Polska po raz kolejny potwierdziła, że stoi twardo po stronie Ukrainy w jej wojnie z Rosją i będzie wspierać broniący się kraj zarówno ekonomicznie i sprzętowo, jak i politycznie.
Karol Nawrocki regularnie przypominał o Wołyniu i domagał się od Wołodymyra Zełenskiego nieustannego okazywania wdzięczności wobec Polski. Być może dlatego Zełenski tę wdzięczność faktycznie, wręcz demonstracyjnie, okazywał.
Europa udzieli Ukrainie ogromnej pożyczki w wysokości 90 mld euro choć nie zabezpieczy jej bezpośrednio zamrożonymi rosyjskimi aktywami. Przywódcy UE nie zgodzili się na wykorzystanie dla wsparcia Ukrainy zamrożonych w Europie rosyjskich aktywów, o wartości przekraczającej 200 mld euro.
W tej sprawie przeważył sprzeciw Belgii. To właśnie na kontach belgijskiej instytucji finansowej Euroclear znajduje się zdecydowana większość zamrożonych w Europie rosyjskich pieniędzy – około 190 mld euro z łącznej kwoty 210 mld. Z perspektywy Polski czy Ukrainy stanowisko Brukseli może budzić frustrację, jednak belgijski rząd argumentował, że konfiskata tych środków wymagałaby bezwarunkowych i nieograniczonych gwarancji bezpieczeństwa ze strony UE i państw członkowskich, także o charakterze ekonomicznym, na wypadek rosyjskiego odwetu.
Podczas wywiadu Zełenski zaznaczył, że spłata 90 mld euro i tak ma nastąpić w przyszłości, w momencie gdy Rosja wypłaci Ukrainie reparacje za agresywną wojnę. Jak podkreślił, ma to znaczenie nie tylko finansowe, ale także moralne i prawne „Rosja musi ponieść konsekwencje za wywołanie konfliktu. Wszystkie te środki są w taki czy inny sposób powiązane z kwestią reparacji” – dodał.
W piątek odbyła się również bardzo długa, doroczna konferencja prasowa Władimira Putina.
Podczas spotkania z dziennikarzami Putin odniósł się do sytuacji obwodu królewieckiego – rosyjskiej eksklawy nad Bałtykiem, położonej między Polską a Litwą, państwami należącymi do NATO i Unii Europejskiej. Kreml od dłuższego czasu oskarża Zachód o próby izolowania regionu, który ma dla Rosji kluczowe znaczenie militarne i strategiczne, m.in. jako miejsce stacjonowania Floty Bałtyckiej.
„Próby blokowania Kaliningradu (Królewca – przyp. red.) stworzyłyby bezpośrednie zagrożenie eskalacją i konfliktem na dużą skalę” – stwierdził Putin, nie precyzując jednak, jakie konkretne działania Zachodu miał na myśli.
Wypowiedzi Putina wpisują się w rosnące napięcia wokół obwodu królewieckiego. Na początku grudnia szef Komitetu Wojskowego NATO, admirał Giuseppe Cavo Dragone, w rozmowie z portalem Delfi ostrzegł, że agresywne działania Rosji z terytorium Kaliningradu byłyby skrajnie niebezpieczne. Podkreślił przy tym, że Sojusz Północnoatlantycki pozostaje przygotowany na każdy możliwy scenariusz.
Dopuszczony do głosu dziennikarz NBC w drugiej godzinie programu zapytał, czy – wobec gotowości Ukrainy do ustępstw i nieprzejednanego stanowiska Rosji Putin nie czuje się winny śmierci na wojnie. Putin – jak pisze Agnieszka Jędrzejczyk dla OKO.press – dał tę samą powtarzaną od lat opowieść o tym, że to nie „Rosja zaczęła”. A Rosja już poszła na kompromis, w czasie spotkania z Trumpem na Alasce 15 sierpnia. Tymczasem potem te propozycje zostały pogorszone, z powodu nacisku Ukrainy i „jej europejskich partnerów”.
Przeczytaj także: