Witaj w dziale depeszowym OKO.press. W krótkiej formie przeczytasz tutaj o najnowszych i najważniejszych informacjach z Polski i ze świata, wybranych i opisanych przez zespół redakcyjny
Kandydat PiS na prezydenta wziął udział w pielgrzymce kibiców do Częstochowy. Kiedy 11-letni chłopiec zadał mu pytanie o lewacką ideologię, zgromadzony w klasztorze na Jasnej Górze tłum, zaczął skandować “Raz sierpem, raz młotem, czerwoną hołotę”
W sobotę 11 stycznia na Jasną Górę dotarła XVII Patriotyczna Pielgrzymka Kibiców. Do zgromadzonych pątników w szalikach przemówił Karol Nawrocki. Pielgrzymi mieli szansę zadać także pytanie kandydatowi na prezydenta popieranego przez PiS.
“Ja chciałem zapytać, czy jeżeli pan zostanie prezydentem, to czy pan nie dopuści lewackiej ideologii do szkół?”
- zapytał blondwłosy chłopiec w kibicowskim szaliku.
Po tym pytaniu w auli ojca Kordeckiego, w którym odbywało się spotkanie z Nawrockim, rozległy się gromkie oklaski.
Klaskał sam Nawrocki, jak również ksiądz stojący tuż obok chłopca (zapewne zawiadujący dostępem do mikrofonu), ubrany w sutannę i kibicowski szalik, na którym widać przekreślony znak sierpa i młota.
Nawrocki zaprosił chłopca na mównicę. W tym momencie tłum zaczął skandować: “Raz sierpem, raz młotem, czerwoną hołotę”.
Na nagraniu widać, że nad głową stojącego na mównicy Nawrockiego wisiał obraz Maryi z dzieciątkiem Jezus.
“Kibic Wisły Tczew, Xavier, który ma 11 lat, zadał pytanie, które jest wielkim zobowiązaniem” – zaczął Nawrocki.
“Drodzy państwo, jesteśmy dzisiaj na Jasnej Górze, jesteśmy w miejscu, w którym słyszymy głos młodych obywateli zaniepokojonych tym, co dzieje się w polskich szkołach
i odpowiedź tutaj może być tylko jednoznaczna. Xavier, oczywiście, nie dopuszczę do tego” – zakończył Nawrocki.
Ojcowie paulini już w przeszłości gościli w murach klasztoru wydarzenia zabarwione politycznie.
W 2018 roku odbyła się na Jasnej Górze pielgrzymka środowiska Radia Maryja, podczas której przemawiał Mateusz Morawiecki. Premier zawierzył wówczas Polskę Czarnej Madonnie. Odczytano także oficjalne listy od prezydenta Andrzeja Dudy i prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego.
W ostatnich dniach, przed prezesem IPN kandydującym na prezydenta z poparciem PiS, przestrzegali historycy.
Prof. Antoni Dudek, specjalizujący się w najnowszej historii Polski, nazwał Nawrockiego “brutalnym człowiekiem”.
“I trzeba sobie z tego zdawać sprawę, że jego brutalność w IPN-ie ma dzisiaj ograniczony zasięg. Natomiast będzie miała zupełnie inny wymiar, jeśli zostanie prezydentem Rzeczpospolitej”
- mówił Dudek w rozmowie z Wirtualną Polską.
Ocenę Antoniego Dudka podziela prof. Grzegorz Motyka.
“Potwierdzam jego słowa. To profesor Dudek zna doskonale IPN, wie, co się z nim stało w ostatnich latach i po prostu nie chciałby, żeby to samo stało się z całym państwem polskim w sytuacji, gdyby pan prezes Nawrocki został prezydentem” – powiedział historyk w programie „Newsroom” Wirtualnej Polski.
Po przetoczeniu się przez Europę atak zimy dotarł do Polski. IMGW ostrzega przed opadami śniegu i marznącego deszczu. W górach prognozowane są śnieżyce, a nad morzem silny wiatr, który może spowodować tzw. cofkę na Bałtyku.
Od wczoraj w całym kraju sypie śnieg. Jak informuje IMGW, nad Polską nadal będzie utrzymywać się polarna morska masa powietrza. Temperatura oscyluje jednak wokół 0 stopni Celsjusza, co może prowadzić do trudnych warunków na drogach.
IMGW wydawało ostrzeżenia przed oblodzeniami i marznącymi opadami dla całego kraju. Alerty obowiązują przez całą niedzielę aż do poniedziałku 13 stycznia rano.
W górach prognozowane są śnieżyce. Obecnie pokrywa śnieżna na Śnieżce wynosi 70 cm, a na Kasprowych Wierchu 65 cm. Poza górami najwięcej śniegu spadło w Częstochowie – 16 cm.
Nad morzem silnie wieje. Wzdłuż całego wybrzeża wydano alerty hydrologiczne. Wezbranie wód ponad stany alarmowe może spowodować tzw. cofka na Bałtyku. Jej skutki widać już m.in. w porcie w Łebie. Silny wiatr wtłacza morską wodę do kanału portowego.
Obecną sytuację w łebskim porcie pokazał w mediach społecznościowych Sebastian Kluska, dyrektor Morskiej Służby Poszukiwania i Ratownictwa:
Z podtopieniami spowodowanymi cofką walczą nadmorskie miejscowości na całym Wybrzeżu – od Świnoujścia przez Dziwnów, Rowy aż po Łebę.
Z początkiem nowego roku zima zaatakowała Europę. Z powodu opadów śniegu i oblodzenia w sobotę 4 stycznia zamknięto lotnisko w Bristolu i Manchesterze. Wiele dróg w Wielkiej Brytanii było nieprzejezdnych, pociągi kursowały z zakłóceniami, a kilkadziesiąt tysięcy gospodarstw domowych nie miało prądu.
Z powodu trudnych warunków pogodowych w poniedziałek 6 stycznia lotnisko we Frankfurcie odwołało 176 lotów, a holenderskie lotnisko w Schiphol w Amsterdamie 376 lotów.
W Skandynawii padały z kolei rekordy temperatury – Szwecja i Finlandia zmagały się z mrozami sięgającymi -40 stopni Celsjusza. Atak zimy zmusił nawet armatorów do zawieszenia niektórych połączeń promowych.
Podczas gdy w Europie szaleje zima, po drugiej stronie globu nie ustają ekstremalne pożary.
W aglomeracji Los Angeles ogień pochłonął już ok. 12 tys. budynków na obszarze wielkości San Francisco. Potwierdzono śmierć 16 osób. Służby podkreślają jednak, że liczba ta może wzrosnąć, bo dopiero przeszukiwane są zgliszcza.
Klimatolog z Uniwersytetu Kalifornijskiego, którego cytuje RMF FM, przewiduje, że w najbliższych dniach pogoda będzie sprzyjać rozprzestrzenianiu się pożarów w okolicy Los Angeles. ”To jeszcze się nie skończyło” – ostrzega Daniel Swain.
Polityczki, które w październiku 2024 zdecydowały o opuszczeniu partii Razem, powołały do życia nowe stowarzyszenie polityczne. „Wspólne jutro” ma jednoczyć tych, którym bliska jest prawdziwie progresywna agenda.
Wicemarszałkini Senatu Magdalena Biejat, senatorka Anna Górska oraz posłanki Joanna Wicha, Dorota Olko i Daria Gosek-Popiołek w sobotę 11 stycznia ogłosiły powołanie nowego stowarzyszenia politycznego „Wspólne jutro”.
Stowarzyszenie ma być „otwarte na wszystkich, którzy wierzą w bardziej sprawiedliwą, lepszą Polskę i samorząd”, a jego misją ma być „działanie na rzecz bardziej wspólnotowego, solidarnego i ambitnego państwa”.
Prezeską stowarzyszenia została posłanka Daria Gosek-Popiołek z klubu Lewicy, a wiceprezeską radna miasta stołecznego Warszawy Martyna Jałoszyńska.
„Wierzymy w Polskę, która jest krajem stawiające sobie ambitne cele, która zarówno troszczy się o klimat, jak i prawa człowieka” – mówiła Gosek-Popiołek podczas konferencji inauguracyjnej pod Kolumną Zygmunta przy pl. Zamkowym w Warszawie.
Wiceprezeska stowarzyszenia Martyna Jałoszyńska tłumaczyła, skąd decyzja o tym, by powołać stowarzyszenie, a nie partię polityczną.
„Lewica powinna szukać nowych sposobów działania, a nie dzielić się na kolejne mniejsze podmioty (...). Stowarzyszenie daje nam możliwość nawiązania szerokich współpracy i wyjścia trochę poza działalność polityczną. Myślimy o działalności badawczej, edukacyjnej i społecznej” — mówiła podczas konferencji prasowej.
Magdalena Biejat, która jest kandydatką Nowej Lewicy w wyborach prezydenckich, została zapytana przez Polską Agencję Prasową, czy stowarzyszenie jest otwarte dla wszystkich, bez względu na jego przynależność partyjną. Odpowiedziała „tak”.
„Chcemy budować to stowarzyszenie jako przestrzeń dla osób myślących progresywnie, chcących rozwoju polski w kierunku europejskim, cywilizacyjnym” — tłumaczyła w rozmowie z PAP.
Założycielki stowarzyszenia: senatorki Magdalena Biejat i Anna Górska oraz posłanki Dorota Olko, Daria Gosek-Popiołek i Joanna Wicha to byłe polityczki partii Razem, które w październiku 2024 roku opuściły szeregi partii.
„W partii Razem dzieliła nas fundamentalnie wizja tego, jak chcemy działać w polityce” – napisały w opublikowanym w czwartek 24 października 2024 oświadczeniu.
Już wtedy zapowiadały, że pozostaną w klubie Lewicy, nie zapiszą się do żadnej partii i stworzą własną platformę, która ułatwi wspólne działania. Tą platformą ma być powołane 11 stycznia 2025 stowarzyszenie.
Magdalena Biejat, wicemarszałkini Sejmu, jest kandydatką na prezydenta Lewicy.
Europejscy politycy i liderzy UE reagują na szokujące zapowiedzi Donalda Trumpa dotyczące m.in. chęci uzyskania kontroli nad Grenlandią, która jest półautonomicznym terytorium Danii.
„Przypominajka dla tych, którym się pomieszało” – takim zdaniem wpis na platformie X opatrzył swój wpis Guy Verhofstadt, były belgijski europoseł, znany w Polsce z walki o praworządność przeciwko rządom PiS.
Verhofstadt do wpisu dołączył mapkę Ameryki Północnej, na której teren USA podpisany jest jako „USA”, a teren Kanady, Meksyku i Grenlandii jako „nie USA”. Do tego doklejona jest analogiczna mapka Rosji i Ukrainy, gdzie Rosja podpisana jest jako Rosja, a Ukraina jako „nie Rosja”.
Kontrowersyjne zapowiedzi Trumpa o chęci zakupu Grenlandii, odzyskania Kanału Panamskiego od Panamy, czy uczynienia Kanady jednym ze amerykańskich stanów, wywołały dość ostrożne reakcje najważniejszych przywódców Europy.
Szefowa Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen (na zdjęciu powyżej) w bardzo dyplomatycznym i może nieco zbyt łagodnie brzmiącym wpisie przypomniała Trumpowi, że USA owszem są „jednym z najbliższych partnerów Europy”, ale UE będzie zawsze „chronić swoich obywateli oraz integralności naszych demokracji”.
Von der Leyen podkreśliła też, że „oczekuje pozytywnej współpracy z nową amerykańską administracją”, która będzie zakorzeniona we „wspólnych wartościach i interesach”.
Kanclerz Niemiec Olaf Scholz napisał jasno: „Granice nie mogą być zmieniane siłą, to odnosi się do każdego państwa, bez względu na to, czy na wschodzie, czy na zachodzie”. Scholz zdradził, że z rozmów z europejskimi partnerami wynika, że „ostatnie doniesienie z USA” spowodowały pewien dyskomfort, ale odpowiedź na to jest jedna: musimy trzymać się razem.
Na wypowiedzi Trumpa zareagowała także jego wielka zwolenniczka, premierka Włoch Giorgia Meloni. Meloni zbagatelizowała nieco wypowiedzi Trumpa, mówiąc, że nie wierzy w to, by nowy amerykański prezydent zamierzał użyć siły celem przejęcia kontroli nad Grenlandią czy Kanałem Panamskim. Jej zdaniem słowa Trumpa to bardziej „ostrzeżenie dla Chin i innych globalnych graczy, aby trzymali ręce z daleka od strategicznie ważnych obszarów”.
„Myślę, że możemy wykluczyć scenariusz, że Stany Zjednoczone w najbliższych latach będą próbowały użyć siły, aby zaanektować terytorium, które je interesuje” – powiedziała Meloni podczas konferencji prasowej w Rzymie w czwartek 9 stycznia. Podkreśliła, że jej zdaniem takie komentarze to element "rozgrywki między wielkimi mocarstwami” – cytowała agencja AP.
Podobnego zdania co Meloni jest premierka Danii Mette Frederiksen, która do wypowiedzi Trumpa odniosła się już trzy dni temu w wywiadzie z duńskim nadawcą publicznym TV2. Powiedziała, że nie wierzy, że Stany Zjednoczone wykorzystają siłę militarną lub gospodarczą, aby zapewnić sobie kontrolę nad Grenlandią. Dodała, że „z zadowoleniem przyjmuje większe zainteresowanie USA regionem arktycznym”, ale podkreśliła, że musi ono uwzględniać „szacunek dla ludności Grenlandii”.
W sobotę 11 stycznia portal Axios doniósł, powołując się na dwa źródła, że Dania wysłała do ekipy Donalda Trumpa pismo w sprawie Grenlandii. Kancelaria premiera miała dać w nim znać, że jest otwarta na dyskusje w sprawie ewentualnego zwiększenia wpływów Amerykanów na Grenlandii, w tym ich obecności wojskowej.
Portal twierdzi, że duński rząd chce w ten sposób przekonać Trumpa, że jego „obawy co do bezpieczeństwa narodowego” mogą zostać zaadresowane „bez konieczności przejmowania kontroli nad wyspą”.
Wypowiedzi europejskich polityków to reakcja na szokujące zapowiedzi prezydenta elekta Donalda Trumpa, który w ostatnich dniach niejednokrotnie dał do zrozumienia, że integralność terytorialna innych państw nie jest dla niego świętością.
O Kanadzie stwierdził (m.in. podczas konferencji prasowej w Mar-a-Lago 7 stycznia 2025, ale też podczas wystąpienia na konferencji Turning Point USA w Arizonie 22 grudnia), że ta jest „w pełni uzależniona od Stanów Zjednoczonych” i funkcjonuje tylko dzięki temu, że „USA kupują od niej towary, których nie potrzebują” oraz że może liczyć na wsparcie militarne ze strony USA. Dlatego zaproponował, żeby znieść tą „sztucznie wyrysowaną granicę” i uczynić z Kanady 51. stan USA.
“Kanada i Stany Zjednoczone – to by było coś! Wystarczy pozbyć się tej sztucznie wyrysowanej linii i patrzysz na coś, co jest znacznie lepsze z punktu widzenia bezpieczeństwa narodowego” – mówił podczas wystąpienia w Arizonie.
Równie kontrowersyjne zapowiedzi dotyczyły Grenlandii, czyli półautonomicznego regionu pod kontrolą Danii, oraz Kanału Panamskiego, który należy do Panamy.
Odnośnie Grenlandii Trump mówi, że ta ma ogromne znaczenie strategiczne dla USA i powinna znaleźć się w jej orbicie – stąd propozycja zakupu Grenlandii od Danii i wizyta syna prezydenta elekta Donalda Trumpa Juniora na wyspie we wtorek 7 stycznia. Trump nie wykluczył też użycia siły militarnej lub szantażu ekonomicznego celem odbicia wyspy z rąk Duńczyków.
Odnośnie Kanału Panamskiego Trump twierdzi, że Panama łamie postanowienia traktatu z 1977 roku, na podstawie którego działający od 1914 roku Kanał Panamski został przekazany w zarząd Panamie, na której terytorium się znajduje. W związku z tym Trump nie wyklucza, że USA zwrócą się do Panamy o „natychmiastowy, bezwarunkowy zwrot kanału”. Nie wyklucza też ewentualnego użycia siły.
„Polskę, nasz kraj, stać na coś znacznie więcej niż wieczna wojna Tuska z Kaczyńskim” – powiedział Adrian Zandberg, przewodniczący partii Razem podczas konwencji w sobotę 11 stycznia 2024, w trakcie której ogłosił swój start w wyborach prezydenckich. Oto wszyscy kandydaci na prezydenta 2025.
„Tak, wystartuję w wyborach prezydenckich” – ogłosił Adrian Zandberg, przewodniczący partii Razem podczas konwencji w sobotę 11 stycznia 2024. Zandberg przyznał, że jego start w wyborach jest wyrazem ogromnego rozczarowania obecną polską polityką. Pozycjonuje się jako kandydat „spoza układu”.
„Mam, tak jak wy, kompletnie dość tej szarpaniny, z której nic nie wynika, mam dość słuchania non stop o tym, kto kogo za chwilę wsadzi do więzienia i tych sporów o nic” – powiedział Adrian Zandberg.
W ten sposób odniósł się do „wojny Tuska z Kaczyńskim”. „Ta durna wojna szkodzi Polsce, świat nam ucieka, musimy się wyrwać w końcu z tego klinczu” – powiedział.
W swoim wystąpieniu, które trwało ponad 40 minut, kandydat na prezydenta partii Razem poruszył wiele istotnych kwestii: problemu z dostępem do świadczeń zdrowotnych i funkcjonowania służby zdrowia, tego, że po 30 latach od transformacji Polska wciąż nie doczekała się elektrowni jądrowej („Polska jest 21 największą gospodarką świata, to nie jest tak, że nas nie stać”), małej innowacyjności polskiej gospodarki oraz obaw ludzi związanych z inflacją.
Zandberg podkreślił, że chce być prezydentem „zwykłych ludzi, którzy pracują i chcą spokoju”.
Kandydat Razem uderzył też w obecny rząd, mówiąc, że ten „niczego nie dowozi”. Jako przykład podał kwestię liberalizacji i dekryminalizacji prawa aborcyjnego, jednej z najważniejszych obietnicy Donalda Tuska z kampanii wyborczej w 2023 roku, która do dziś pozostaje niezrealizowana.
Zwrócił też uwagę na to, że polskie państwo nie walczy skutecznie z ubóstwem dzieci. „Podnieśliśmy ostatnio z Marceliną Zawiszą na komisji temat biedy wśród dzieci. Usłyszeliśmy, że nie ma na to pieniędzy” – relacjonował.
Tymczasem jego zdaniem to państwo jest od tego, by skutecznie walczyć z ubóstwem.
„Państwo jest od tego, żeby systemowo walczyć z biedą, żeby każdy dzieciak w tym kraju miał w szkole bezpłatny posiłek i żeby nie czuł się gorszy dlatego, że jego rodzice są biedniejsi” – mówił Zandberg.
Zandberg uderzył też w sposób relacjonowania trwającej już od jakiegoś czasu prekampanii przed wyborami prezydenckimi. Tylko dwóch kandydatów – Karol Nawrocki z PiS i Rafał Trzaskowski w PO – przedstawianych jest jako możliwi zwycięzcy. Uderzył w kandydata PiS i PO twierdząc, że to tak naprawdę wciąż starcie Donalda Tuska z Jarosławem Kaczyńskim.
„Bardzo proszę, nie dajcie sobie wmówić, że to jedyny wybór. Przyszły prezydent Polski powinien być w końcu spoza tego układu” – apelował Zandberg. „Czas wysłać Donalda Tuska i Jarosława Kaczyńskiego na emeryturę, czas na nowe otwarcie” – mówił.
Zandberg poruszył też kwestię niezwykle kontrowersyjnej zapowiedzi polskiego rządu, który ogłosił, że nie zamierza aresztować poszukiwanego międzynarodowym listem gończym premiera Izraela Benjamina Netanjahu.
Netanjahu ma się pojawić w Polsce na obchodach 80. rocznicy wyzwolenia obozu Auschwitz-Birkenau w Oświęcimiu. Tymczasem premier Izraela jest objęty nakazem aresztowania wydanym przez Międzynarodowy Trybunał Karny, który ściga go za zbrodnie wojenne w Strefie Gazy. Polska jest sygnatariuszem traktatu o MTK, jest więc zobowiązana do aresztowania poszukiwanego.
„Chciałem przypomnieć panu premierowi Tuskowi i prezydentowi Dudzie, że Polska zobowiązała się do tego, żeby ścigać zbrodnie wojenne” – powiedział kandydat na prezydenta partii Razem. Zwrócił uwagę na to, że polski rząd głośno krytykował Mongolię, gdy ta nie zatrzymała prezydenta Rosji Władimira Putina, za którym MTK także wystawił nakaz aresztowania.
„W takich sprawach nie może być podwójnych standardów (...) W Polsce na Netanjahu powinien czekać areszt, a nie czerwony dywan” – mówił Adrian Zandberg.
Zandberg zauważył też, że takie zapowiedzi jak ta dotycząca Netanjahu, „kompromitują Polskę” i stawiają pod znakiem zapytania przywiązanie obecnej ekipy rządzącej do praworządności. Dodał, że to sprzyja tym, którzy chcą „wysadzić w powietrze międzynarodowy system prawny”.
„Mamy wybór, możemy być Norwegią, a możemy być Mongolią” – podsumował Zandberg.
Kandydat na prezydenta partii Razem ostrzegł też przez skrajnie prawicowym kandydatem Sławomirem Mentzenem z Konfederacji. Przypomniał, że Mentzen „chciał wsadzać kobiety do więzienia za przerywanie ciąży z gwałtu” i „wprowadzić w Polsce ślubu z zakazem rozwodu”.
„To są chore pomysły, drugi Iran. Nie dajcie się wrobić” – apelował.
Podkreślił, że jest „wolnościowcem” i uważa, że państwo nie powinno wtykać nosa w to, „kto z kim układa sobie życie”. „Ani polityk, ani ksiądz nie powinien wam wsadzać nosa pod kołdrę” – stwierdził.
Zaapelował też do innych kandydatów, by otwarcie mówili o swoich poglądach.
Adrian Zandberg to w tym momencie dziesiąty kandydat, który ogłosił swój start w majowych wyborach prezydenckich.
Oto kandydaci na prezydenta 2025:
Pierwsza tura odbędzie się w niedzielę 18 maja. Jeśli tego dnia nikt spośród grona kandydatek i kandydatów nie uzyska przynajmniej 50 proc., dogrywka odbędzie się dwa tygodnie później, w niedzielę 1 czerwca.
Tegoroczne wybory odbędą się w cieniu ogromnych problemów z praworządnością w Polsce i paraliżem obsadzonego przez neosędziów Sądu Najwyższego, którego zdominowane przez neosędziów izby, w tym orzekająca o ważności wyborów Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych, w świetle prawa europejskiego i wyroków europejskich trybunałów, w ogóle nie są sądem. To, jakie problemy prawne ta sytuacja powoduje, widać było już w sprawie orzekania przez PKW o prawidłowości sprawozdania finansowego z kampanii PiS.
Więcej o tej niezwykle ważnej sprawie tutaj oraz najnowszych prognozach przed wyborami prezydenckimi: