Witaj w dziale depeszowym OKO.press. W krótkiej formie przeczytasz tutaj o najnowszych i najważniejszych informacjach z Polski i ze świata, wybranych i opisanych przez zespół redakcyjny
Posłowie PiS zachęcają członków komisji wyborczych do używania nieautoryzowanej aplikacji. W rzeczywistości członek komisji nie ma prawa uniemożliwić obywatelowi oddania głosu tylko dlatego, że coś się wyświetliło w takiej aplikacji.
Poseł PiS Dariusz Matecki opublikował w niedzielę na platformie X instrukcję dotyczącą sprawdzania zaświadczeń o prawie do głosowania. Zaapelował do członków komisji wyborczych, aby weryfikowali takie dokumenty przy użyciu specjalnej aplikacji. „Wierzyć im, że nie będą oszukiwać, to jak wierzyć w dobre intencje Putina” – napisał.
Podobny apel do członków komisji wyborczych zamieścił w serwisie X Zbigniew Ziobro, Agnieszka Wojciechowska van Heukelom i Przemysław Czarnek.
Opublikowany przez Mateckiego 16-punktowy dokument zawiera zalecenia, jak postępować w przypadku osoby, która zgłasza się do głosowania z zaświadczeniem.
Takie zaświadczenie umożliwia oddanie głosu poza miejscem stałego zamieszkania.
Przed pierwszą turą wyborów zaświadczenia o prawie do głosowania pobrało 333 tysiące osób, a przed drugą ich liczba wzrosła do 572 tysięcy.
W swoich wpisach przedstawiciele PiS wskazują, że członek komisji powinien wpisać numer zaświadczenia wyborcy do specjalnej aplikacji na swoim telefonie i podać swój numer telefonu. Aplikacja ma zwrócić odpowiedź:
W takiej sytuacji – zgodnie z tym, co piszą posłowie – członek komisji powinien zadzwonić pod numer telefonu, który pokaże aplikacja.
„Jeśli telefonicznie potwierdzimy, że głosowano już w innej komisji wyborczej na zaświadczenie o identycznym numerze, to absolutnie NIE wydajemy karty do głosowania (...)” – pisze Matecki.
Proceder został sprawdzony przez serwis fact-checkingowy Stowarzyszenie Demagog:
"Jedna osoba nie może otrzymać dwóch zaświadczeń do głosowania w jednej turze wyborów.
Zmuszanie wyborców do korzystania z nieautoryzowanej aplikacji i na tej podstawie niewydawanie karty do głosowania jest nielegalne" – tłumaczy Demagog.
Dodano, że członkowie komisji nie mają prawa uniemożliwić obywatelom oddania głosu tylko dlatego, że coś się wyświetliło im w nieautoryzowanej aplikacji.
W sytuacji, gdy przewodniczący obwodowej komisji wyborczej nie reaguje poprawnie na takie bezprawne działania, sprawę należy od razu zgłosić szczebel wyżej – do okręgowej komisji wyborczej, lub nawet Państwowej Komisji Wyborczej.
W sieci krążył film jednej z wyborczyń, której odmówiono wydania karty do głosowania w pierwszej turze po sprawdzeniu jej zaświadczenia za pomocą wspomnianej aplikacji. Mimo że miała przy sobie ważny dokument, komunikat w aplikacji miał sugerować, że już oddała głos – co doprowadziło do odmowy udziału w wyborach. Nikogo z członków komisji wyborczej, łącznie z jej przewodniczącym, nie przekonały zapewnienia, że to nieprawda. O sprawie pisał Demagog.
Rafał Tkacz, szef KBW tłumaczył, że aplikacja to nieautoryzowany system przygotowany przez Ruch Kontroli Wyborów. Według szefa KBW odmowa wydania karty do głosowania była w tym przypadku całkowicie nielegalna. Członek komisji nie ma prawa uniemożliwić obywatelowi oddania głosu tylko dlatego, że coś się wyświetliło w nieoficjalnej aplikacji.
„Każda osoba posiadająca zaświadczenie potwierdzające jej prawo do głosowania MUSI dostać kartę wyborczą. Zaświadczenia są opatrzone hologramem i zostają w komisji” – pisze dr hab. Ryszard Balicki, konstytucjonalista z Uniwersytetu Wrocławskiego.
Jak informuje Money.pl kilka dni temu NASK zgłosił sprawę aplikacji do ABW i PKW.
- Jak dotąd w kraju był jakiś incydent w Gdańsku, gdzie nie chciano wydać osobie karty do głosowania w oparciu o dane z tej aplikacji. W następstwie tamtejsza komisarz wyborcza wydała wytyczne, by tego nie sprawdzać przy użyciu zewnętrznej aplikacji. Na pewno aplikacja nie jest podpięta do żadnych rządowych rejestrów wyborczych – mówi rozmówca Money.pl z Ministerstwa Cyfryzacji.
Jesienią 2024 roku Prawo i Sprawiedliwość ogłosiło utworzenie Ruchu Ochrony Wyborów – inicjatywy mającej na celu rekrutację jak największej liczby kandydatów do obwodowych komisji wyborczych oraz mężów zaufania.
Ruch Kontroli Wyborów to stowarzyszenie zarejestrowane w 2015 roku. W swoim statucie deklaruje m.in. promowanie tradycji wolnych wyborów, obywatelskiej kontroli instytucji państwowych, samorządowych i spółdzielczych oraz działania na rzecz dobra wspólnego w duchu narodowej racji stanu i wartości cywilizacji łacińskiej.
W II turze wyborów prezydenckich wybieramy między kandydatem Koalicji Obywatelskiej Rafałem Trzaskowskim a popieranym przez PiS Karolem Nawrockim.
O godz. 7 w całe Polsce otwarto lokale wyborcze. Głosować możemy do godz. 21. Po tej godzinie poznamy wyniki exit poll.
„Nie otrzymaliśmy żadnych informacji o incydentach związanych z otwarciem lokali wyborczych ani też terminowym rozpoczęciem głosowania. Nie odnotowano żadnych zdarzeń mogących mieć wpływ na prawidłowy przebieg głosowania” – przekazał na porannej konferencji prasowej przewodniczący PKW Sylwester Marciniak.
Głosujący otrzymają w lokalu wyborczym kartę do głosowania w formacie A5 z nazwiskami dwóch kandydatów na prezydenta. Aby oddać głos ważny, należy postawić znak X w kratce przy nazwisku wyłącznie jednego z nich.
Aby otrzymać kartę do głosowania, należy okazać komisji wyborczej dokument potwierdzający tożsamość – może to być dowód osobisty, paszport lub inny dokument ze zdjęciem. Tożsamość można też potwierdzić za pomocą aplikacji mObywatel. Państwowa Komisja Wyborcza zaznacza, że członkowie komisji mogą korzystać ze wszystkich dostępnych metod weryfikacji. Jeśli nie uda się potwierdzić tożsamości wyborcy, komisja ma prawo odmówić wydania karty.
Osoba wpisana do spisu wyborców w danym obwodzie lub przedstawiająca ważne zaświadczenie o prawie do głosowania – dotyczące drugiej tury – otrzyma kartę do głosowania. Ważne, by zaświadczenie dotyczyło właśnie tej tury wyborów.
Kartę do głosowania odbiera się za potwierdzeniem podpisem w spisie wyborców. Powinna być ona opatrzona pieczęcią obwodowej komisji wyborczej oraz wydrukowanym odciskiem pieczęci PKW (za granicą – pieczęcią konsulatu).
Głos będzie nieważny, jeśli wyborca wskaże na karcie więcej niż jednego kandydata lub nie postawi znaku X przy żadnym nazwisku. Nie mają natomiast znaczenia dopiski na karcie do głosowania, jeśli są poza kratką. Na każdej karcie znajdzie się informacja o sposobie głosowania.
Prawy górny róg karty do głosowania będzie ścięty — to element ułatwiający dla wyborców, którzy używają nakładek na karty do głosowania sporządzonych w alfabecie Braille'a. Takie karty są prawidłowe.
Uprawnionych do głosowania w II turze wyborów jest prawie 29 mln Polaków. W głosowaniu wziął już udział premier Donald Tusk, który napisał, że w jego lokalu wyborczym była kolejka.
Do przeprowadzenia wyborów prezydenckich powołano ponad 32 tys. obwodowych komisji wyborczych w kraju i 511 za granicą. Według danych MSZ, do głosowania za granicą między I i II turą wyborów zarejestrowało się dodatkowo ponad 200 tys. osób, co łączenie z pierwszym głosowaniem daje rekordowe ponad 700 tys. osób głosujących poza krajem.
Jak podaje RMF FM, głosowanie w II turze wyborów prezydenckich rozpoczęło się już w sobotę o godz. 12 czasu polskiego: w Argentynie, Brazylii i na wschodzie Kanady.
O godz. 6:00 czasu polskiego zamknięto ostatnie lokale wyborcze w Stanach Zjednoczonych. Karty do urn wrzuciła w sobotę prawdopodobnie rekordowa liczba głosujących – zarówno ci mieszkający w USA od dawna, jak i odwiedzający kraj turyści.
Jako ostatnie w USA zamknęły się lokale na zachodzie kraju, w San Diego, Los Angeles, San Francisco, Portland, Seattle, Phoenix i Las Vegas.
O tym, że odbędzie się II tura wyborów prezydenckich, rozstrzygnęły wyniki głosowania 18 maja. Żaden z 13 kandydatów na prezydenta nie uzyskał w pierwszej turze ponad połowy ważnie oddanych głosów. W związku z tym do II tury przeszli dwaj kandydaci z kolejno najlepszymi wynikami, czyli Trzaskowski, który zdobył 31,36 proc. głosów i Nawrocki z 29,54 proc. poparcia.
Druga tura jest rozstrzygająca. Prezydentem zostaje ten z kandydatów, który uzyska więcej głosów.
Cisza wyborcza przed drugą turą wyborów prezydenckich rozpoczęła się o północy z piątku na sobotę, potrwa do godz. 21 w niedzielę.
Jak wynika z raportu Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej, Iran miał prowadzić program, którego celem mogła być produkcja broni nuklearnej. Izrael wzywa społeczność międzynarodową do zdecydowanych działań
Reuters dotarł do poufnego raportu Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej (MAEA), z którego wynika, że Iran prowadził w trzech lokalizacjach tajne działania nuklearne niezgłoszone do nadzoru ONZ.
Jak donosi Reuters, na podstawie ustaleń raportu, Stany Zjednoczone, Wielka Brytania, Francja i Niemcy planują przedstawić projekt rezolucji potępiającej Iran za naruszanie swoich zobowiązań w zakresie nierozprzestrzeniania broni jądrowej.
Zachodnie mocarstwa chcą, by zarząd MAEA przyjął rezolucję na swoim następnym posiedzeniu 9 czerwca. Byłby to pierwszy raz od prawie 20 lat, kiedy Iran zostałby formalnie upomniany za nieprzestrzeganie traktatów.
Jak podkreśla Reuters, taka rezolucja rozwścieczyłaby Iran. W przeszłości podobne upomnienia prowadziły do ponownego przyspieszenia lub rozszerzania irańskiego programu nuklearnego.
Agencje wywiadowcze USA i MAEA od dawna uważają, że Iran miał tajny, skoordynowany program broni jądrowej, który wstrzymał w 2003 r.
Iran zaprzecza jednak, że kiedykolwiek dążył do zdobycia broni jądrowej. Teheran twierdzi, że chce opanować technologię nuklearną wyłącznie do celów pokojowych.
W raporcie MAEA ujawnionym przez Reuters wykazano jednak skoordynowane, tajne działania, z których niektóre były istotne dla produkcji broni jądrowej.
Zdaniem agencji, trzy odkryte lokalizacje (chodzi o miejscowości Lavisan-Shian, Varamin i Turquzabad) “były częścią niezgłoszonego, ustrukturyzowanego programu nuklearnego realizowanego przez Iran od początku lat 2000”.
Według raportu MAEA materiały jądrowe oraz silnie skażony sprzęt z tego programu były przechowywane w Turquzabad w latach 2009–2018.
W Lavisan-Shian dysk wykonany z metalu uranu był „używany do produkcji źródeł neutronów napędzanych wybuchem” co najmniej dwa razy w 2003 r. Proces ten miał na celu zainicjowanie eksplozji w broni jądrowej i był częścią testów „na małą skalę”.
Mimo święta szabatu, biuro premiera Izraela zareagowało na doniesienia o raporcie MAEA specjalnym oświadczeniem.
“Raport zdecydowanie potwierdza to, co Izrael mówi od lat — że celem irańskiego programu nuklearnego nie są cele pokojowe. Dowodem na to jest alarmujący zakres działalności związanej z wzbogacaniem uranu w Iranie. Taki poziom wzbogacania występuje wyłącznie w krajach aktywnie dążących do uzyskania broni jądrowej i nie ma żadnego cywilnego uzasadnienia” – czytamy w komunikacie.
Jak dodano, raport jednoznacznie wskazuje, że Iran nie przestrzega podstawowych zobowiązań wynikających z Układu o nierozprzestrzenianiu broni jądrowej (ang. Non-Proliferation Treaty) i odmawia współpracy z inspektorami MAEA.
“Społeczność międzynarodowa musi teraz działać, by powstrzymać Iran” – czytamy w oświadczeniu.
Przeczytaj także:
Ze śledztwa opublikowanego przez New York Times wynika, że szef Tesli nadużywa ketaminy, mieszając ją z innymi narkotykami i lekami. Musk miał być także ostrzegany przed wyrywkowymi testami narkotykowymi, prowadzonymi na zlecenie rządu w jego firmie
New York Times opublikował wyniki śledztwa dotyczącego prywatnego życia Elona Muska. Z rozmów z ponad tuzinem jego bliskich współpracowników (oraz prywatnych wiadomości Muska, do których dotarł dziennik) wyłania się obraz nieprzewidywalnego biznesmena uzależnionego od substancji psychoaktywnych.
Zdaniem NYT, zażywanie narkotyków przez Muska nie było okazjonalne.
“Mówił ludziom, że bierze tak dużo ketaminy, że wpływa to na jego pęcherz, co jest znanym skutkiem przewlekłego zażywania tego silnego środka znieczulającego” – pisze New York Times.
Według gazety Musk miał zażywać także ecstasy i grzyby psychodeliczne. Według relacji współpracowników szef Tesli podróżuje z pudełkiem na leki, w którym na każdy dzień znajduje się około 20 tabletek, w tym pobudzający Adderall oraz nasenny Ambien.
W marcu 2024 roku w jednym z wywiadów Musk przyznał, że przepisano mu ketaminę na depresję. Lek miał przyjmować raz na dwa tygodnie. Kiedy dziennikarz dopytywał o to, czy trzyma się wyznaczonych przez lekarza dawek, Musk odpowiedział:
„Jeśli zażyłeś zbyt dużo ketaminy, nie możesz naprawdę wykonać pracy, a ja mam dużo pracy”.
Amerykańska Agencja ds. Żywności i Leków formalnie zatwierdziła stosowanie ketaminy wyłącznie jako środka znieczulającego w procedurach medycznych. Lekarze ze specjalną licencją mogą przepisywać ją w przypadku zaburzeń psychicznych, takich jak depresja.
Agencja ostrzega jednak, że ketamina ma właściwości psychodeliczne, a jej stosowanie może doprowadzić do uzależnienia i problemów z pęcherzem. Według informacji New York Timesa Musk miał skarżyć się na ból pęcherza latem zeszłego roku. Mniej więcej w tym samym czasie, kiedy publicznie poparł Donalda Trumpa i zaangażował się w jego kampanię wyborczą.
Według informatorów NYT Musk zażywał ketaminę czasami codziennie, i mieszał ją z innymi narkotykami. Jego współpracownicy twierdzą także, że szef Tesli zmaga się z kompulsywnym objadaniem się i przyjmuje leki odchudzające. Potrafi godzinami grać w gry wideo. Jednocześnie nie uznaje psychoterapii i tradycyjnych leków przeciwdepresyjnych.
28 maja Elon Musk nieoczekiwanie ogłosił, że kończy swoją pracę w rządzie Stanów Zjednoczonych. Po objęciu urzędu, Trump zaproponował mu stanowisko szefa DOGE (ang. Department of Govenment Efficiency), czyli specjalnego departamentu ds. efektywności rządu. Musk pełnił to stanowisko przez 4 miesiące. Przez ten czas doprowadził m.in. do zamknięcia USAID, państwowej agencji zajmującej się pomocą międzynarodową. O tym, co oznacza nagłe wstrzymanie funduszy dla milionów potrzebujących na świecie, pisaliśmy tutaj.
Kiedy podczas pożegnalnej konferencji prasowej z Donaldem Trumpem w Białym Domu (30 maja) Musk został poproszony o komentarz do doniesień New York Timesa na temat zażywania narkotyków, były już szef DOGE podważył wiarygodność gazety i poprosił dziennikarza, aby przeszedł do kolejnego pytania.
Jak informuje NYT w swoim śledztwie, należąca do Muska firma SpaceX będąca kontrahentem amerykańskiego rządu, ma obowiązek poddawać się wyrywkowym testom narkotykowym wśród swoich pracowników. Jednak według informatorów New York Timesa, Musk miał być za każdym razem ostrzegany o nadchodzącej kontroli.
Gazeta nie znalazła dowodów na to, że Musk bywał pod wpływem narkotyków w czasie wizyt w Białym Domu czy podczas publicznych wystąpień np. w czasie kampanii wyborczej.
Dziennik wskazuje jednak, że szef Tesli wielokrotnie wykazywał nieprzewidywalne zachowanie – obrażał członków gabinetu, wykonywał dziwne gesty czy bełkotał w czasie zaplanowanego i ustawionego wywiadu.
5 października 2024 roku Musk po raz pierwszy pojawił się z Trumpem na wiecu, podskakując wokół niego w ekstatyczny sposób na scenie. Jak donosi NYT, tego wieczoru Musk podzielił się swoim podekscytowaniem z bliską mu osobą. „Czuję się bardziej optymistycznie po dzisiejszym wieczorze” — napisał w wiadomości tekstowej.
Podczas jednego z wieców tuż po zaprzysiężeniu Trumpa, Musk, stojąc na scenie, uderzył się w pierś i uniósł rękę ukośnie w górę, co przypominało faszystowski salut. „Moje serce jest z wami” – powiedział tłumowi. „To dzięki wam przyszłość cywilizacji jest zapewniona”.
Miesiąc później Musk wystąpił na konferencji Conservative Political Action Conference (CPAC). Gdy wszedł na scenę, jeden z jego politycznych sojuszników, prezydent Argentyny Javier Milei, wręczył mu piłę łańcuchową.
„To piła łańcuchowa dla biurokracji!” – krzyknął Musk do wiwatującego tłumu. Następnie stojąc na scenie w okularach przeciwsłonecznych, udzielił wywiadu, podczas którego mówił chaotycznie, jąkając się i śmiejąc. Fragmenty tego wywiadu stały się viralem, ponieważ wielu widzów spekulowało, że szef DOGE jest pod wpływem narkotyków.
Przeczytaj także:
„Cieszę się, że się tego dorobiłem, że inni mówią to, co ja miałem wcześniej do powiedzenia” – mówił o Karolu Nawrockim Grzegorz Braun. Wcześniej Nawrockiego oficjalnie poparł. Przekonywał, że wprowadzi swoją partię do Sejmu, bo jego prezydencki wynik to więcej niż pięcioprocentowy próg wyborczy
W piątek wieczorek, kilka godzin przed ciszą wyborczą, w Kanale Zero Krzysztof Stanowski rozmawiał z Grzegorzem Braunem.
Braun wyrażał zadowolenie ze swojego wyniku w pierwszej turze wyborów prezydenckich: „Jestem kontent, że nie poszła na marne ta robota polityczna”. Przypomnijmy: głos oddało na niego 1 242 917 osób (6,34 proc.), a wynik Brauna jest powszechnie uznawany za największą niespodziankę pierwszej tury.
„My jesteśmy od 10 dni w tej następnej kampanii, idziemy już do następnego Sejmu” – opowiadał Stanowskiemu Braun. Swój wynik uznał za prognostyk tego, że jego partia — Konfederacja Korony Polskiej — przekroczy w najbliższych wyborach pięcioprocentowy próg wyborczy.
„Szeroki front gaśnicowy wprowadzi do Sejmu większą liczbę posłów” – mówił Braun.
Zapowiedział też, że za kilka tygodni powstanie koło poselskie Konfederacji Korony Polskie. W tej chwili Braun ma w Sejmie dwóch posłów. To by znaczyło, że ktoś zdecydował się dołączyć do jego partii albo że Braun blefuje i robi medialny szum, żeby kogoś przyciągnąć.
Stanowski pytał Brauna o poparcie dla Karola Nawrockiego, którego ten dzień wcześniej udzielił. „Nie jestem taki, żeby siedzieć okrakiem na płocie. Jak grzecznie pytają, to grzecznie odpowiadam: zagłosuję na Nawrockiego” – mówił Braun.
Tłumaczył, że to poparcie jest elementem jego szerszej strategii politycznej. Braun chce, żeby Nawrocki wygrał po to, żeby rząd Tuska nie miał możliwości realizowania swojego programu.
„Jestem czołgiem przełamania” – mówił o sobie i wyjaśniał, że jako taki czołg robi wyłom (w systemie politycznym), ale sam nie jest w stanie wygrać wojny.
„Jak nie możemy przeciwnika zmieść, to przynajmniej prowadzimy działania opóźniające” – opowiadał. Kim jest ten wróg? To eurokomuna i eurofederaści — wywodził Braun. Straszył „eurokołchozem” (tak mówi o Unii Europejskiej) „paradami dewiantów” (tak mówi o osobach LGBT) i tym, że jak wygra Trzaskowski, to polskie państwo zostanie zlikwidowane.
Cała rozmowa przebiegała w bardzo sympatycznej atmosferze. „Magnetyzm serc” – łasił się do Stanowskiego Braun.
Grzegorz Braun udzieli Nawrockiemu poparcia niemal w ostatniej chwili. Wcześniej wyraził niezadowolenie z tego, jak Nawrocki odpowiedział na jego „siedem postulatów”.
Wyborcy Brauna mogą odegrać dużą rolę w niedzielnych wyborach. Sondaże pokazują, że o wyniku może zdecydować od kilkudziesięciu do dwustu-trzystu tysięcy głosów. Na Brauna — przypomnijmy — zagłosowało milion dwieście osób. Wiele z nich to osoby zniechęcone do politycznego establishmentu i jest bardzo prawdopodobne, że nie pójdą głosować. W prognozie OKO.press na drugą turę zakładamy, że zagłosuje w niej 60 proc. wyborców Brauna z pierwszej tury.
Jeśli jednak przez ostatnie dwa dni, w tym występując w Kanale Zero, Braun przekonał część swoich zwolenników, by udali się do urn w imię „prowadzenia działań opóźniających”, może mieć to wpływ na ostateczny wynik.
Przeczytaj także: