Witaj w dziale depeszowym OKO.press. W krótkiej formie przeczytasz tutaj o najnowszych i najważniejszych informacjach z Polski i ze świata, wybranych i opisanych przez zespół redakcyjny
Pierwszy miesiąc kontroli na granicach z Niemcami i Litwą skutkował odmową wjazdu do Polski dla zaledwie 185 cudzoziemców – poinformował rząd
Kontrole na granicach z Niemcami i Litwą zostaną przedłużone o dwa kolejne miesiące, czyli do 4 października – poinformował w niedzielę 3 sierpnia minister spraw wewnętrznych i administracji Marcin Kierwiński. Według Kierwińskiego jest to konieczne ze względu na konieczność „domknięcia szlaku migracyjnego” z terytorium Białorusi, który ma obecnie prowadzić przede wszystkim przez Litwę i Łotwę.
Kierwiński ogłosił tę decyzję podczas niedzielnej odprawy z wojewodami i szefami służb.
W trakcie odprawy generał brygady Straży Granicznej Robert Bagan przedstawił wyniki pierwszego miesiąca funkcjonowania kontroli na granicach z Niemcami i Litwą, których wprowadzenie oznaczało de facto zawieszenie obowiązywania porozumień z Schengen będących jednym z fundamentów wspólnoty europejskiej. Okazuje się, że skutkowało to zatrzymaniem na granicach zaledwie 185 osób.
„W tym czasie odmówiliśmy wjazdu na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej 185 cudzoziemcom. Podstawę odmowy stanowił w szczególności brak dokumentów uprawniających do przekroczenia granicy państwowej” — mówił Bagan.
„Odpowiednio na granicy z Niemcami odmówiliśmy wjazdu 124 osobom i na granicy z Litwą odmówiliśmy wjazdu 61 osobom. W tym czasie do Polski przyjęliśmy 81 osób i były to wszystkie osoby, które przyjęliśmy od strony niemieckiej” – mówił generał.
Decyzja o przedłużeniu kontroli na granicach z Niemcami i Litwą nie była zaskoczeniem, przedstawiciele rządu mówili o takiej możliwości już w momencie ich wprowadzania na początku lipca. Początkowo kontrole graniczne, określane mianem tymczasowych, wprowadzono na 1 miesiąc. Decyzja była motywowana politycznie. Była to reakcja rządu Donalda Tuska na kampanię prawicy pod hasłem „obrony granicy zachodniej”.
Realną ówczesną sytuację na granicy polsko-niemieckiej opisywała w OKO.press Małgorzata Tomczak. „Liczby zawróceń przez Niemcy są w ostatnich miesiącach niższe niż rok wcześniej. Zdecydowana większość to Ukraińcy, a liczba demonizowanych przez prawicę „migrantów z Afryki i Bliskiego Wschodu” zdecydowanie spadła” – pisała Tomczak w oparciu o szczegółowe dane z granicy.
Przeczytaj także:
Na lotnisku w czarnomorskim rosyjskim kurorcie nie lądują obecnie samoloty, trwa akcja gaśnicza
W nocy z piątku na sobotę 3 sierpnia ukraińskie drony zaatakowały lotnisko w Soczi (port lotniczy Soczi-Adler) – czyli rosyjskim kurorcie nad Morzem Czarnym. W wyniku ataku wybuchł ogromny pożar magazynu paliw będącego częścią infrastruktury tego portu lotniczego. W akcji gaśniczej bierze udział kilkuset rosyjskich strażaków. Odwołano kilkadziesiąt lotów z i do Soczi – nie jest w tym momencie, jak długo tamtejsze lotnisko pozostanie wyłączone z użytkowania.
Ukraińskie drony zaatakowały także cele w innych rejonach Rosji. Gubernator obwodu woroneskiego poinformował, że ataki wywołały „pożary obiektów użyteczności publicznej” w rejonie Woroneża.
Rosjanie nieustannie przeprowadzają zmasowane ataki dronowe na ukraińskie miasta. W nocy z 30 na 31 lipca rosyjski pocisk uderzył w blok mieszkalny w Kijowie. W wyniku eksplozji doszło do zawalanie znacznej części budynku. Akcja ratunkowa trwała prawie dwie doby – w wyniku ataku rannych zostało 159 cywili, w tym 19 dzieci, a spod gruzów wydobyto ciała 28 ofiar śmiertelnych.
Ukraińcy wciąż ograniczają się do ataków dronowych przede wszystkim na cele infrastrukturalne. Tak było i ostatniej nocy, choć paraliż lotniska w Soczi z pewnością wpłynie na samopoczucie rosyjskich cywili spędzających w szczycie sezonu wakacje w tym znanym czarnomorskim kurorcie.
Przeczytaj także:
Rząd Demokratycznej Republiki Konga wystawia niemal połowę kraju pod przetarg na odwierty ropy naftowej i gazu. Tereny, na których wkrótce może rozpocząć się wydobycie, porasta obecnie tropikalny las zamieszkiwany przez goryle
Jak donosi Guardian, Demokratyczna Republika Konga (DRK) planuje udostępnić pod odwierty ropy naftowej i gazu 124 mln hektarów swojego terytorium. Eksperci określają te tereny jako „najgorsze na świecie miejsce do poszukiwania ropy”.
Według analiz zawartych w raporcie Earth Insight, 64 proc. całkowitej powierzchni DRK zajmują nienaruszone przez człowieka lasy tropikalne, stanowiące ogromny rezerwuar dwutlenku węgla
i będące domem dla jednych z najcenniejszych siedlisk dzikich zwierząt na świecie, w tym zagrożonych wyginięciem goryli nizinnych i bonobo.
Na terenach przewidywanych pod inwestycje znajduje się m.in. Cuvette Centrale – największy na świecie kompleks torfowisk tropikalnych. Ten rozległy, bagienny obszar ma wielkość Nepalu i jest domem dla rzadkich gatunków zwierząt, w tym słoni leśnych, goryli nizinnych, szympansów i ptaków endemicznych. Magazynuje on około 30 miliardów ton węgla w torfie.
Eksperci alarmują, że drastyczny wzrost rozwoju przemysłu naftowego i gazowego na terenie kraju, jest sprzeczny ze zobowiązaniami DRK do ochrony bioróżnorodności i klimatu.
Jeszcze na początku 2025 roku rząd DRK ogłosił szeroki program ochrony środowiska, nazwany „Zielonym korytarzem Kiwu-Kinszasa”. Jednak 72 proc. tego obszaru pokrywa się z planowanymi inwestycjami naftowymi.
W ostatnich latach podejmowano liczne międzynarodowe wysiłki mające na celu zabezpieczenie finansowania ochrony lasów Demokratycznej Republiki Konga.
Największym sukcesem była umowa o wartości 500 mln dolarów podpisana w imieniu Inicjatywy na rzecz Lasów Afryki Środkowej (Cafi) podczas konferencji klimatycznej ONZ, która odbyła się w Glasgow w 2021 roku (COP26).
W ramach 10-letniego porozumienia obejmującego lata 2021-2013, miano ograniczyć wylesianie i przeprowadzić regenerację 8 mln hektarów zdegradowanych lasów.
Jednak do tej pory Demokratycznej Republice Konga przekazano zaledwie 150 mln dolarów z obiecanej puli pieniędzy. Trwają dyskusje na temat przyspieszenia wypłaty środków.
Brak międzynarodowego finansowania, które sprawiłoby, że utrzymanie lasów w stanie nienaruszonym byłoby bardziej opłacalne niż ich wycinka, sprawia, że kraje takie jak Demokratyczna Republika Konga szukają inwestycji obejmujących wydobycie paliw kopalnych.
DRK już zarabia na wydobyciu kopalin, będąc globalnym dostawcą kobaltu i koltanu, niezbędnych do produkcji smartfonów i innych urządzeń elektronicznych.
Przeczytaj także:
Szef MSWiA chce wyjaśnień w sprawie zatrzymania i doprowadzenia siłą na przesłuchanie policjantów, którzy interweniowali po bójce na jednej z warszawskich plebanii
Marcin Kierwiński poinformował, że spotka się z ministrem sprawiedliwości Waldemarem Żurkiem, aby wyjaśnić sprawę policjantów, doprowadzonych siłą na przesłuchanie.
"Rząd przywiązuje wielką wagę do niezależności prokuratury, jednak nie mogę zrozumieć decyzji jednego z prokuratorów o zatrzymaniu policjantów, którzy ujęli sprawcę przestępstwa.
Rozmawiałem o tym z ministrem Waldemarem Żurkiem. Jesteśmy umówieni na spotkanie. Ta sprawa będzie wyjaśniona" – napisał w mediach społecznościowych szef MSWiA.
Chodzi o zatrzymanie i doprowadzenie siłą na przesłuchanie czterech policjantów, którzy w kwietniu 2019 roku brali udział w interwencji po ataku na warszawskiej plebanii.
Na terenie parafii św. Antoniego przy ul. Nowolipki doszło wówczas do kłótni, w wyniku której Jan B. zaatakował ojca jednego z księżych. Marek T. z powodu obrażeń zmarł w szpitalu. Z kolei Jan B. podczas działań funkcjonariuszy stracił przytomność. Biegli stwierdzili, że doszło do tego wskutek nagłej niewydolności krążeniowo-oddechowej.
Jak informuje Onet, policjantom prokuratura postawiła zarzut przekroczenia uprawnień.
Sprawę skomentował także rzecznik ministra koordynatora służb specjalnych Jacek Dobrzyński.
"Nie pozostaję obojętny również wobec czterech warszawskich policjantów, których prokurator z niezrozumiałych mi powodów
zamiast wezwać ich do siebie i wysłuchać motywów, jakimi kierowali się podczas przeprowadzania interwencji, nakazał ich zatrzymanie i przymusowe doprowadzenie.
Nie pojmuję, dlaczego tych, którzy od lat łapią różnego kalibru bandytów i rzezimieszków, prokurator w taki sposób potraktował" – napisał na platformie X Dobrzyński.
O śmierci z rąk policji piszemy regularnie na łamach OKO.press. Według Rzecznika Praw Obywatelskich w czasie 8-letnich rządów PiS 111 osób zginęło w wyniku policyjnej interwencji. Do opinii publicznej przebiły się tylko nieliczne – sprawa Igora Stachowiaka, Dmytra Nykyforenki czy Bartosza Sokołowskiego z Lubina.
Sprawy z lat 2016-23 dotyczą głównie młodych mężczyzn, którzy nie podporządkowali się poleceniom policji i w wyniku nieprawidłowo przeprowadzonej operacji obezwładnienia zostali uduszeni albo śmiertelnie pobici, lub rażeni paralizatorem.
Mało który policjant odpowiedział jednak za przekroczenie swoich uprawnień. W procesach funkcjonariuszu w dziwny sposób giną akta, dowody, padają wybielające policjantów opinie biegłych.
Dlatego kwietniu pod siedzibą ministerstwa sprawiedliwości protestowały rodziny ofiar policyjnych interwencji, domagając się wprowadzenia 25 standardów proceduralnych, zapewniających rzetelny przebieg śledztw w sprawach o nadużycie uprawnień przez funkcjonariuszy.
Opisała je Agnieszka Jędrzejczyk:
Przeczytaj także:
Kolejny udany atak ukraińskich dronów na Rosję. Ucierpiały rafinerie i zakłady zbrojeniowe
Jak donosi Ukraińska Prawda, w nocy z 1 na 2 sierpnia w kilku regionach Rosji słychać było eksplozje. Pożar na dużą skalę wybuchnął m.in. w rafinerii ropy naftowej w Nowokujbyszewsku w obwodzie samarskim. Atak spowodował tymczasowe ograniczenia w dostępie do internetu mobilnego w regionie, a lotnisko w Samarze wstrzymało wszystkie loty.
Ukraińskie drony zaatakowały także przedsiębiorstwo JSC Electropribor Production Association w mieście Penza, czyli firmę specjalizującą się w produkcji komponentów sterujących do rosyjskich systemów rakietowych i łączności.
Według Ukraińskiej Prawdy prawdopodobnie ucierpiał także znajdujący się w pobliżu JSC Radiozawod, jedyny rosyjski zakład zbrojeniowy produkujący systemy sterowania dla jednostek obrony powietrznej.
Na nagraniu widać moment ataku na fabrykę JSC Electropribor:
Minionej nocy głośne wybuchy miało być słychać także w pobliżu bazy lotniczej Diagilewo w obwodzie riazańskim. Świadkowie widzieli słup ognia unoszący się nad rafinerią w Riazaniu. W kilku miastach na okupowanym przez Rosję Krymie również doszło w nocy do serii eksplozji. Rosjanie zamknęli dla ruchu Most Krymski.
Ataki dronowe na Rosję stały się w ostatnich tygodniach nowym elementem obrony Ukrainy.
Brawurowe akcje takie jak operacja „Pawutyna” (na rosyjskie lotniska) przeprowadzane są nie tylko na pograniczu, ale także na strategiczne obiekty położone w głębi Rosji. Ukraińcy uderzają w przemysł zbrojeniowy, magazyny i rosyjskie linie transportowe.
Kremlowska propaganda ataków już nie ukrywa, ale stara się doniesienia o nich znormalizować. Podaje nie tylko informacje o atakach w poszczególnych regionach, ale także informacje zbiorcze – z dużymi liczbami. Ma to świadczyć o skuteczności rosyjskiej obrony przeciwlotniczej.
Jednocześnie Rosja stara się to przedstawić ataki jako terrorystyczne, łącząc przekazach opowieść o zestrzeliwaniu ukraińskich dronów nad rosyjskimi miastami i skutki ukraińskich akcji sabotażowych w Rosji.
Przeczytaj także: