Witaj w dziale depeszowym OKO.press. W krótkiej formie przeczytasz tutaj o najnowszych i najważniejszych informacjach z Polski i ze świata, wybranych i opisanych przez zespół redakcyjny
Rosja oczekuje utrzymania kontroli nad pięcioma regionami Ukrainy, które obecnie okupuje. Specjalny wysłannik ds. Bliskiego Wschodu, Steve Witkoff „nareszcie” usłyszał to od Putina osobiście.
Specjalny wysłannik ds. Bliskiego Wschodu Steve Witkoff w zeszłym tygodniu spotkał się po raz trzeci z prezydentem Rosji Władimirem Putinem oraz jego doradcami. Jak Witkoff relacjonował w rozmowie z Fox News 14 kwietnia, Putin „nareszcie” przedstawił mu warunki zakończenia wojny w Ukrainie.
„Spotkanie trwało niemal pięć godzin, było z nami dwóch kluczowych doradców Putina Jurij Uszakow [doradca Putina do spraw międzynarodowych — red.] oraz Kiriłł Dmitrijew [szef Rosyjskiego Funduszu Inwestycji Bezpośrednich i doradca Władimira Putina do spraw biznesu — red.]. To było bardzo istotne spotkanie, bo pod koniec (…) nareszcie (…) omówiliśmy, jakie Putin ma żądania, aby możliwe było osiągnięcie trwałego pokoju [w Ukrainie — red.]” – powiedział Witkoff.
Jak wynika z relacji Witkoffa pośród żądań Putina pojawiła się kwestia „pięciu terytoriów”, czyli okupowanych obecnie przez Rosjan suwerennych terytoriów Ukrainy. Witkoff nie wymienił ich z nazwy, ale jak relacjonuje ukraiński dziennik Kyiv Independent oraz jak wynika z relacjonowanej na bieżąco na łamach OKO.press przez Agnieszkę Jędrzejczyk rosyjskiej propagandy, chodzi o anektowany przez Rosję w 2014 roku Krym oraz częściowo okupowane regiony Doniecka, Ługańska, Zaporoża oraz Chersonia, do których aneksji doszło w 2022 roku.
Rosja domaga się zachowania tych terytoriów.
Poza tym Witkoff przyznał, że chodzi o „znacznie więcej”: „protokoły bezpieczeństwa”, czyli gwarancje, że Ukraina nie wejdzie do NATO oraz że żadne siły NATO nie będą stacjonować w Ukrainie, a także o „przekształcenie” rosyjsko-amerykańskich relacji gospodarczych.
„Myślę, że istnieje możliwość przekształcenia rosyjsko-amerykańskich relacji poprzez różne możliwości komercyjnej współpracy, co może przywrócić stabilność w regionie. Partnerstwa tworzą stabilność” – mówił Witkoff.
Dodał, że jego zdaniem „możemy być bliscy czegoś, co będzie bardzo istotne dla świata jako całości”.
Spotkanie Steva Witkoffa z prezydentem Władimirem Putinem to trzecie amerykańsko-rosyjskie konsultacje z udziałem prezydenta Rosji Władimira Putina, które dotyczą wojny w Ukrainie. Administracja prezydenta Donalda Trumpa zaangażowała się w próbę wypracowania zakończenia wojny w Ukrainie, jednak zrobiła to bez porozumienia z sojusznikami, jednocześnie podejmując szereg decyzji osłabiających stronę ukraińską, w tym o zaprzestaniu udostępniania Ukrainie informacji wywiadowczych oraz wstrzymaniu pomocy wojskowej dla Ukrainy.
Do pierwszych rozmów między delegacjami Rosji i Ukrainy doszło w Rijadzie 18 lutego, następna runda rozmów, na które został zaproszony prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski, odbyła się 24 marca, także w stolicy Arabii Saudyjskiej. Podczas pierwszego spotkania strona rosyjska zgodziła się jedynie na częściowe zawieszenie broni — obiecała zaprzestanie ataków na ukraińską infrastrukturę energetyczną. Podczas drugiego spotkania Rosja zgodziła się cząstkowe zawieszenie broni obowiązujące wyłącznie na Morzu Czarnym. Za każdym razem Ukraina była gotowa na więcej. Propozycja pełnego zawieszenia broni została sformułowana podczas spotkania delegacji ukraińskiej z amerykańską już 11 marca. Ukraina zgodziła się wtedy na 30-dniowe, pełne zawieszenie broni.
Rosja już kilkukrotnie stawiała wygórowane wymogi co do zawieszenia broni, oznaczające de facto kapitulację Ukrainy. Podczas rozmowy z prezydentem Trumpem we wtorek 18 marca przywódca Rosja, Władimir Putin postawił trzy warunki, by pełne zawieszenie broni doszło do skutku. Zażądał, by:
Te wymogi, w tym oczekiwanie utrzymania kontroli nad pięcioma regionami Ukrainy, są bardzo dobrze znane Ukrainie. „Rosja będzie żądać od nas odmowy od NATO, uznania anektowanych terytoriów za rosyjskie, demilitaryzacji, tzw. denazyfikacji. Zdecydowana większość tych żądań nie jest dla nas do zaakceptowania” – mówił w rozmowie z OKO.press Wołodymyr Fesenko, ukraiński politolog.
Trwające od tygodni protesty i nacisk międzynarodowej opinii publicznej nie pomogły. Węgierski parlament przegłosował prawo zakazujące organizowania budapesztańskiej Parady Równości.
Posłowie zdecydowali o obraniu takiego kierunku już 18 marca, potrzebowali jednak przepisu w konstytucji, potrzebnego do uzasadnienia i przeforsowania pomysłu zapisanego w nowej ustawie. W poniedziałek 14 kwietnia wpisali więc do ustawy zasadniczej poprawkę, która głosi, że prawa dzieci do „prawidłowego rozwoju fizycznego, umysłowego i moralnego mają pierwszeństwo przed wszystkimi innymi prawami podstawowymi".
To realizacja zapowiedzi Viktora Orbána sprzed kilku tygodni, gdy w czasie corocznego przemówienia mówił o zdelegalizowaniu marszu środowiska LGBT+. W zdominowanym przez Fidesz Orbána parlamencie 140 posłów było za wejściem przepisów w życie, z opozycją w postaci zaledwie 21 głosów przeciwko.
„Zmiana ta jest częścią szerszych wysiłków mających na celu przeciwdziałanie temu, co urzędnicy opisują jako finansowane z zagranicy sieci nacisku politycznego, które podważają węgierską demokrację i suwerenność" – uzasadniał zmianę przepisów rzecznik rządu Zoltan Kovacs. Za nielegalny udział w Paradzie będzie grozić kara równowartości 2100 złotych.
Węgierscy politycy wpisali do konstytucji również kwestię dwojga płci — według ustawy zasadniczej obywatele Węgier mogą być kobietami lub mężczyznami. Kolejną ważną poprawką jest umożliwienie czasowego odebrania węgierskiego paszportu osobom z dwojgiem obywatelstwem. Najprawdopodobniej zapis ten wymierzony jest w George'a Sorosa, węgiersko-amerykańskiego filantropa, którego ekipa Orbána oskarża o sprzyjanie opozycji.
Według naszego dziennikarza Antona Ambroziaka Orbán zaostrzając kurs, szuka poparcia przed wyborami 2026 roku, gdy będzie musiał się zmierzyć z rosnącym w sondażach Peterem Magyarem. „Jego partia TISZA, czyli Szacunek i Wolność, ma być alternatywą dla podzielonego społeczeństwa. Odwołuje się do ludzi rozczarowanych rządzącym Fideszem oraz opozycją, która spektakularnie przegrała wybory w 2022 roku" – pisał Ambroziak. Rząd Fideszu nieprzypadkowo odwołuje się również do ochrony dzieci:
„W lutym 2024 węgierską opinią publiczną wstrząsnęła afera dotycząca ułaskawienia mężczyzny oskarżonego o tuszowanie przestępstw seksualnych wobec nieletnich. Szczegóły sprawy były jednoznaczne: Endre K., pracownik domu opieki, nie tylko krył przełożonego, który wykorzystywał seksualnie wychowanków, ale odwodził dzieci od składania zeznań. Jedno z nich popełniło samobójstwo. Decyzję o ułaskawieniu wydała prezydent Katalin Novák, była minister rodziny w rządzie Fideszu. Po wybuchu afery została zmuszona do dymisji. Rezygnację złożyła też ministra sprawiedliwości Judit Varga, która w 2024 roku kontrasygnowała ułaskawienie. Sam Orbán deklarował, że nie ma taryfy ulgowej dla pedofilii i wprowadzi zakaz ułaskawień w sprawach dotyczących przestępstw seksualnych wobec dzieci. Ale mimo kosmetycznych zmian jego obóz polityczny i tak pogrążył się w głębokim kryzysie" – pisał nasz dziennikarz.
Sztab Rafała Trzaskowskiego doniesie do prokuratury w sprawie „agresji ze strony ludzi PiS oraz Telewizji Republika".
Zapowiedziała to jego szefowa Wioletta Paprocka. Chodzi o wydarzenia sprzed rozpoczęcia debaty prezydenckiej w Końskich. Na organizowane przez sztab kandydata Koalicji Obywatelskiej wydarzenie próbowali się dostać pracownicy TV Republika i telewizji wPolsce24.pl. Domagali się udziału w debacie, którą zgodnie z umową ze sztabowcami Trzaskowskiego prowadzili dziennikarze TVP, Polsatu i TVN. Według Paprockiej osoby reprezentujące Republikę oraz politycy Prawa i Sprawiedliwości naruszyły nietykalność cielesną osób pracujących przy debacie.
„Kierujemy zawiadomienie do prokuratury w związku z wydarzeniami, do których doszło w Końskich przed rozpoczęciem debaty prezydenckiej. Mówimy o zniszczeniu hali, próbach siłowego wtargnięcia do środka mimo jasnych wezwań o zaprzestanie natarcia, a także o awanturach i aktach agresji ze strony ludzi PiS oraz Telewizji Republika, którzy działali ramię w ramię„ – mówiła Paprocka. „Agresja, zastraszanie i prowokacje nie mogą być akceptowane jako element życia publicznego. Demokracja wymaga szacunku, uczciwości i zasad – a nie przemocy i politycznego teatru. Polki i Polacy oczekują debaty, ale prowadzonej z klasą, bez atmosfery nagonki i chaosu” – stwierdziła członkini ekipy kandydata KO.
Debata prezydencka w Końskich transmitowana przez TVP, Polsat i TVN była poprzedzona spotkaniem dziennikarzy TV Republika z kandydatami na rynku w świętokrzyskim miasteczku. W poniedziałek na 20:00 zaplanowana jest kolejna z debat Republiki. Rafał Trzaskowski zapowiedział, że nie zamierza brać w niej udziału.
Andrzej Duda nie zgadza się z założeniami ustawy „w obecnym kształcie".
Kandydatka na prezydentkę Magdalena Biejat (Lewica) zasugerowała, że prezydent Andrzej Duda może zawetować ustawę o obniżeniu składki zdrowotnej dla przedsiębiorców. Ustawa wprowadzająca nowe zasady rozliczeń ma ulżyć części z nich. Przegłosowany przez Sejm projekt ustawy faworyzuje jednak bogatych i pozostawia gigantyczną wyrwę w finansowaniu systemu opieki zdrowotnej, o czym pisaliśmy w OKO.press.
Przeciwko rządowemu projektowi głosował pozostający w koalicji klub Lewicy. Między innymi tego sprzeciwu miała dotyczyć rozmowa Biejat z Dudą. Polityczka chciała odwieść prezydenta od podpisania ustawy. Jak stwierdziła, był on otwarty na argumenty jej formacji. „Dzisiaj prezydent Duda z większością z nich, chyba z wszystkimi, się zgodził. Powiedział nam, że w jego opinii ta ustawa w tym kształcie jest nie do zaakceptowania" – mówiła Biejat.
Wcześniej Dudę o zatrzymanie pomysłu obniżki składki prosił Adrian Zandberg, nazywając projekt rządu „rozdawnictwem dla najbogatszych".
Po zmianach przedsiębiorcy mają płacić znacząco niższą składkę niż pracownicy o tych samych dochodach. Np. przedsiębiorca z dochodem odpowiadającym przeciętnemu wynagrodzeniu (dziś ok. 8,5 tys. zł brutto) zapłaci dwa razy niższą składkę niż pracownik z taką pensją. Jak wskazuje w podsumowaniu zmian organizacja audytorsko-doradcza Grant Thornton, pracownik na minimalnym wynagrodzeniu zapłaci wyższą składkę niż przedsiębiorcy z dochodem na poziomie 10 tys. zł, albo ryczałtowcy z 25 tys. zł przychodu.
NFZ straci 5,854 mld zł, ale przez niektóre przepisy ustawy (wycofanie możliwości odliczenia składek zdrowotnych od podstawy dla podatku liniowego oraz częściowo od podatku dla ryczałtu od przychodów ewidencjonowanych i karty podatkowej) budżet państwa zyska 1,223 mld zł. Łączna strata dla sektora finansów publicznych jest więc szacowana na 4,626 mld zł w 2026 roku.
Pomorski Wojewódzki Konserwator Zabytków ogłosił 14 kwietnia rozpoczęcie procedury wpisania alei grusz w gminie Główczyce do rejestru zabytków.
O alei zrobiło się głośno na przełomie marca i kwietnia, po tym, jak Rada Gminy Główczyce odrzuciła projekt uchwały dotyczącej objęcia jej ochroną konserwatorską. Zdaniem radnych wartość historyczna, kulturowa, krajobrazowa i przyrodnicza liczącej około 150 lat alei nie powinna stać na przeszkodzie planowanej wycince około 80 z 112 drzew w związku z przebudową lokalnej drogi. Inwestorem przedsięwzięcia jest powiat słupski; gmina Główczyce ma partycypować w kosztach. Sprawę opisaliśmy szczegółowo w tym artykule.
Plan wycinki wywołał falę protestów. Stowarzyszenie Eko-Inicjatywa w pismach do Rady Gminy oraz urzędu konserwatora wskazało: „Historyczna aleja drzew istniejąca już od XIX wieku […] stanowi duży walor krajobrazowy, przyrodniczy i kulturowy. Większość z grusz wchodzących w skład alei osiągnęła minimalny wymiar kwalifikujący je na indywidualny pomnik przyrody […] [Aleja] jest schronieniem dla ptaków, nietoperzy i owadów, w tym zapylaczy, dla których w okresie kwitnienia stanowi pożytek. Aleja spełnia również funkcje społeczne (okoliczni mieszkańcy od dziesięcioleci korzystają z owoców) oraz jest atrakcją turystyczną, jako ważny element dwóch europejskich szlaków EuroVelo”.
Na początku kwietnia urząd konserwatora zapowiedział, że jeszcze w tym miesiącu rozpocznie procedurę wpisu „Historycznej Alei Grusz” – jak chce nazwać przyszły zabytek stowarzyszenie Eko-Inicjatywa – do rejestru zabytków.
„Plan ewentualnej wycinki 150-letnich, zdrowych drzew w czasie remontu drogi spotkał się z bardzo szerokim odzewem społecznym. Do momentu zakończenia procedury na działkach, które obejmie wpis, nie można przeprowadzać żadnych prac. Gdy wpis […] staje się ostateczny, wszelkie działania wobec zabytku rejestrowego muszą uzyskać pozwolenie urzędu konserwatora” – napisał Pomorski Wojewódzki Konserwator Zabytków na swoim profilu na Facebooku.
Procedura może zająć od kilku tygodniu do kilku miesięcy, a od decyzji o wpisie do rejestru przysługuje odwołanie do Generalnego Konserwatora Zabytków w Ministerstwie Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Funkcję tę od grudnia 2023 roku pełni Bożena Żelazowska z PSL.
Wójt gminy Główczyce Rafał Teterka powiedział w kwietniu portalowi OKO.press: „Od lat próbujemy doprowadzić do sytuacji, w której odcinek drogowy między Główczycami a Izbicą będzie należytej jakości. Obecnie to bardzo wąski pasek asfaltu z poboczem gruntowym w fatalnym stanie. Przebiega tam również trasa EuroVelo i każdy, kto choć raz pokonał ją rowerem, wie, że nie jest to ani łatwe, ani przyjemne. Droga stwarza realne zagrożenie – można złamać rękę, nogę, a nawet uszkodzić kręgosłup, bo przy mijających samochodach trzeba zjeżdżać na to fatalne pobocze”.
W rozmowie z OKO.press wójt Teterka powiedział, że w przypadku wpisu alei do rejestru, gmina nie zamierza się odwoływać. „Będzie to ewentualnie w gestii Zarządu Dróg Powiatowych w Słupsku” – powiedział wójt. Pytanie w tej sprawie wysłaliśmy także i do tej instytucji.