Witaj w dziale depeszowym OKO.press. W krótkiej formie przeczytasz tutaj o najnowszych i najważniejszych informacjach z Polski i ze świata, wybranych i opisanych przez zespół redakcyjny
„Inwestycje we własną obronność to konieczność, ale utrzymanie NATO i sojuszu ze Stanami Zjednoczonymi musi być naszym absolutnym priorytetem” – mówił w drodze na szczyt premier Donald Tusk.
Europejscy przywódcy zamierzają podjąć dziś decyzje o zobowiązaniach w zakresie zbrojenia UE i dalszej pomocy dla Ukrainy. Tym dwóm kwestiom poświęcony jest trwający właśnie w Brukseli nadzwyczajny szczyt Unii Europejskiej.
„Jesteśmy tu po to, żeby podjąć decyzje i dowieźć to, o czym teoretycznie już dyskutowaliśmy” – zapowiedział przed spotkaniem szef Rady Europejskiej, były portugalski premier Antonio Costa. Dodał, że oczekuje „rozwiązań”.
„To przełomowy moment dla Europy i Ukrainy (…). Stoimy w obliczu ogromnego zagrożenia i musimy być w stanie się bronić (…). Ukrainę musimy wzmocnić na tyle, aby była w stanie bronić siebie i przeć w stronę trwałego i sprawiedliwego pokoju” – mówiła tuż przed rozpoczęciem szczytu szefowa Komisji Europejskiej, Ursula von der Leyen.
W drodze na szczyt von der Leyen i Coście towarzyszył osobiście prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski, który weźmie udział w posiedzeniu liderów. Zaproszenie Zełenskiego na najważniejsze unijnej obrady to ważny sygnał politycznego wsparcia dla Ukrainy.
„Dziękuję wam (…), dziękuję wszystkim europejskim przywódcom za tak wyraźne wyrazy wsparcia, zarówno od początku wojny, jak w trakcie poprzedniego tygodnia (…). Wciąż jesteście z nami, Ukraińcami, i jesteśmy wam za to bardzo wdzięczni” – powiedział Zełenski w nawiązaniu do lawiny wsparcia, która popłynęła do Ukrainy i Zełenskiego w piątek 28 lutego po katastrofalnym spotkaniu Zełenski-Trump w Białym Domu.
„Dozbrojenie Europy – to kluczowa kwestia. Musimy wydawać, wydawać i jeszcze raz wydawać. No i oczywiście kontynuacja wsparcia dla Ukrainy. Bo chcemy pokoju w Europie” – mówiła o priorytetach Danii przed wejściem na zamknięte spotkanie liderów premierka Danii Mette Frederiksen.
Premier Donald Tusk podkreślił cztery priorytety dla Polski:
„Jesteśmy w dniu, w którym wszystko może się zmienić (...). Nie ulega wątpliwości, że nowe podejście administracji amerykańskiej do Europy i rozpoczęty przez Rosję wyścig zbrojeń stawiają przed nami zupełnie nowe wyzwania. Europa musi podjąć to wyzwanie i musi wygrać ten wyścig zbrojeń (...). To jedyna metoda, żeby uniknąć konfliktu na szerszą skalę” – mówił tuż przed rozpoczęciem szczytu premier Donald Tusk.
Tusk dodał, że „Europa jako całość jest w stanie wygrać każdą konfrontację finansową, gospodarczą, militarną z Rosją„. ”Jesteśmy po prostu silniejsi. Tylko musimy zacząć w to wierzyć" – podkreślił polski premier.
Tusk zwrócił także uwagę, że w trakcie dyskusji o wzmocnieniu europejskiej obronności, europejscy liderzy nie mogą też zapominać o znaczeniu sojuszu z USA.
"To, że my musimy wziąć na siebie o wiele większą odpowiedzialność, jako Europa, za własne bezpieczeństwo, nie oznacza, żeby lekceważyć tę potrzebę jak najściślejszego sojuszu ze Stanami Zjednoczonymi. Dzisiaj Ameryka jest trochę bardziej wymagającym, trudniejszym partnerem, ale my, zbrojąc się, de facto powinniśmy wpłynąć na polepszenie relacji transatlantyckich.
Utrzymanie NATO i sojuszu ze Stanami Zjednoczonymi musi być naszym absolutnym priorytetem.
Nawet, jeśli druga strona nie zawsze daje sygnały, że jest tym dzisiaj zainteresowana. Musimy robić w tej kwestii swoje i być bardzo rzetelnym sojusznikiem dla Stanów Zjednoczonych i dla wszystkich pozostałych członków NATO" – podkreślał polski premier.
To, że priorytetem spotkania jest pomoc Ukrainie i europejskie wydatki obronne, potwierdziła też szefowa unijnej dyplomacji Kaja Kallas. W drodze na szczyt Kallas powiedziała, że w kwestii wzmocnienia europejskiej obronności, „wszystkie możliwości są brane pod uwagę”.
„Wszystkie opcje są na stole: od unijnych grantów [na wydatki obronne – red.], przez przenoszenie środków z funduszy spójności, po zmianę reguł fiskalnych (…). To jest niezwykle ważne, bo Europa musi zainwestować więcej w swoją obronność” – mówiła Kallas.
Dodała, że ma nadzieję, że uda się wypracować polityczne porozumienie w sprawie przygotowanego przez jej biuro kolejnego pakietu pomocy dla Ukrainy o wartości 20 mld euro.
„W tej kwestii rozwiązanie też już jest na stole. Mam nadzieję, że wypracujemy porozumienie” – powiedziała szefowa unijnej dyplomacji w drodze na szczyt.
W czwartek 6 marca w Brukseli odbywa się nadzwyczajny szczytu UE. To pierwsze spotkanie wszystkich liderów UE od czasu wielkiego zwrotu w amerykańskiej polityce dotyczącej Ukrainy.
USA w ostatnich dniach podjęły decyzję o wstrzymaniu pomocy wojskowej dla Kijowa, a dzień później o zaprzestaniu dzielenia się z Ukrainą informacjami wywiadowczymi. W piątek 28 lutego, podczas dramatycznego spotkania Zełenski-Trump w Waszyngtonie, USA odmówiły zaoferowania Ukrainie jakichkolwiek gwarancji bezpieczeństwa w przypadku ewentualnego zakończenia wojny z Rosją.
Fiaskiem zakończyło się też planowane na piątek 28 lutego podpisanie amerykańsko-ukraińskiej umowy o dostępie USA do ukraińskich zasobów naturalnych, czego USA domagały się jako rekompensaty za udzieloną już Ukrainie pomoc.
Szefowie europejskich rządów spotykają się dziś w Brukseli, by przedyskutować kolejny pakiet pomocy dla Ukrainy, zaproponowany przez szefową Komisji Europejskiej plan dozbrajania Europy oraz wzmocnienie sankcji na Rosję. Konkluzje szczytu mają być mocną odpowiedzią Europy wobec USA, które w ostatnich tygodniach dokonały wyraźnego zwrotu w polityce zagranicznej i bezpieczeństwa.
Administracja Trumpa chce cofnąć ochronny status 240 tys. Ukraińców, którzy uciekli do USA przed wojną. Mogą oni trafić na szybką ścieżkę deportacji. To część szerszego planu likwidacji programów migracyjnych Joe Bidena.
Według źródeł agencji Reutersa w kwietniu Donald Trump ma ogłosić decyzję o cofnięciu ochrony prawnej dla uchodźców z Ukrainy.
„Migranci pozbawieni statusu humanitarnego mogą podlegać przyspieszonej deportacji – wynika z wewnętrznego e-maila, do którego dotarła agencja Reutersa”.
„Planowane cofnięcie ochrony dla Ukraińców rozpoczęło się jeszcze przed publicznym konfliktem Trumpa z prezydentem Ukrainy Wołodymyrem Zełenskim w zeszłym tygodniu. To część szerszej inicjatywy Trumpa mającej na celu odebranie statusu prawnego ponad 1,8 mln migrantów, którzy zostali wpuszczeni do USA w ramach programów humanitarnych stworzonych przez administrację Bidena” – pisze Reuters.
Urzędnicy z Białego Domu mówią też, że jeszcze w marcu administracja Trumpa planuje cofnięcie tymczasowego statusu dla około 530 000 Kubańczyków, Haitańczyków, Nikaraguańczyków i Wenezuelczyków.
20 stycznia 2025 Donald Trump podpisał rozporządzenie wykonawcze, które nakazuje Departamentowi Bezpieczeństwa Wewnętrznego „zakończenie wszystkich programów zbiorowego nadawania statusu humanitarnego”.
Programy stworzone przez administrację Joe Bidena miały stworzyć legalne ścieżki migracji, aby ograniczyć nielegalne przekraczanie granicy i zapewnić ochronę humanitarną.
Jak przypomina Reuters:
„Oprócz 240 000 Ukraińców oraz 530 000 migrantów z Ameryki Łacińskiej, ochronę w ramach programów Bidena uzyskało ponad 70 000 Afgańczyków uciekających przed przejęciem władzy przez talibów”.
„Tysiące innych uzyskały ochronę w ramach mniejszych programów, takich jak program łączenia rodzin dla wybranych osób z Ameryki Łacińskiej i Karaibów.
Trump, jeszcze jako kandydat na prezydenta, zobowiązał się do zakończenia tych programów, twierdząc, że wykraczają poza ramy amerykańskiego prawa”.
Donald Trump prowadzi politykę wywierania presji na Ukrainę, co ma doprowadzić do ustępstw i ułatwić zakończenie wojny na warunkach, jakie określi Trump. W krótkim terminie Trump chce wymusić na Ukrainie podpisanie umowy o dostępie USA do złóż minerałów na zasadach korzystnych dla Stanów Zjednoczonych.
Prezydent USA wstrzymał już pomoc militarną i wywiadowczą.
Już w środę 5 marca 2025 europejscy liderzy rozmawiali o tym, w jaki sposób przygotować się na przyjęcie większej liczby uchodźców z Ukrainy.
Według comiesięcznego raportu unijnej agencji klimatycznej Copernicus miniony miesiąc okazał się trzecim najcieplejszym lutym w liczącej ok. 250 lat historii instrumentalnych i weryfikowalnych pomiarów temperatury na świecie.
Średnia temperatura powierzchni Ziemi w lutym 2025 roku wyniosła 13,36°C. To o 0,63°C powyżej średniej dla tego miesiąca z lat 1991-2020, podaje Copernicus. Drugi miesiąc 2025 roku był także o 1,59°C cieplejszy od średniej dla tego miesiąca z okresu przedindustrialnego. Tak w klimatologii określa się czasy sprzed początku szybkiego wzrostu emisji gazów cieplarnianych, czyli lata 1850-1900.
Tym samym styczeń był 19. z 20 minionych miesięcy, w którym wzrost temperatury przekroczył próg 1,5°C.
Poprzednie 12 miesięcy — od marca 2024 do końca lutego 2025 były o 0,71°C cieplejsze od średniej z okresu 1991-2020, a także o 1,59°C cieplejsze od lat 1850-1900. Według naukowców ludzkość nie może trwale przekroczyć wzrostu temperatury właśnie o 1,5°C do końca stulecia, o ile chce utrzymać wzrost temperatury na stosunkowo bezpiecznym poziomie. Tak zakłada tzw. Porozumienie Paryskie zawarte w 2015 roku.
Problem w tym, że ten próg ocieplenia przekraczamy już teraz, o czym świadczą dane z niemal dwóch ostatnich lat. Pierwszym pełnym rokiem, w którym to się stało, był rok 2024, który okazał się o 1,6°C cieplejszy od średniej z okresu przedindustrialnego.
“Do określenia, że doszło do przekroczenia progu 1,5°C, naukowcy proponują używać średnich 20-letnich. Dzięki temu zminimalizowany jest wpływ krótkookresowej, naturalnej zmienności klimatycznej, na przykład związanej z takimi zjawiskami jak El Niño i La Niña. Pojedynczy rok powyżej 1,5°C nie oznacza przekroczenia progu, tak samo pojedynczy rok poniżej 1,5°C nie oznacza, że cel Porozumienia Paryskiego został osiągnięty i nie musimy się już martwić o redukcję emisji gazów cieplarnianych” – mówi OKO.press Piotr Florek, klimatolog i redaktor serwisu “Nauka o klimacie”.
“Do obliczenia tej średniej 20-letniej możemy użyć wyłącznie danych obserwacyjnych – co ma tę wadę, że moment przekroczenia progu 1,5°C będziemy »oficjalnie« znać z 10-letnim opóźnieniem, gdy wyliczymy średnią dla lat 2015-2035 – po to, by usunąć wpływ międzyrocznej zmienności. Możemy też połączyć dane obserwacyjne z krótkookresowymi prognozami globalnego ocieplenia w przyszłości. W ten sposób możemy śledzić poziom ocieplenia względem czasów przedindustrialnych w czasie rzeczywistym” – dodaje Florek.
Być może 2025 będzie nieco chłodniejszy od poprzedniego roku ze względu na zjawisko zwane La Niña, czyli chłodniejszą cyrkulację powietrza nad Oceanem Spokojnym. Ta — przynajmniej w teorii — powinna uczynić bieżący rok mniej gorącym niż lata 2023-2024. To jednak marne pocieszenie, bo bieżący rok zapewne i tak będzie kolejnym, który przekroczy próg 1,5°C i wyląduje w “top 5” najcieplejszych lat w historii pomiarów.
Naukowcy zasadnie obawiają się, że zbliżamy się do (umownego) drugiego progu ocieplenia, wynoszącego 2°C. Jeśli nic się nie zmieni, trwałe przekroczenie tego progu nastąpi w latach 2050-2060. Oznaczałoby to jeszcze więcej ekstremalnych zjawisk pogodowych i wynikających z nich problemów, jak powodzie, susze, pożary, zwiększający się zasięg chorób tropikalnych na szerokościach o dotychczas umiarkowanym klimacie, a także zwiększona śmiertelność na skutek fal upałów. Wszystkie te katastroficzne zjawiska dają się na we znaki już dziś – w Polsce zapowiada się najgorsza od 10 lat susza.
Dane pośrednie wskazują, że ostatnie miesiące i lata należą do najcieplejszych od tysięcy lat, a przyczyną tego jest rosnąca koncentracja gazów cieplarnianych w atmosferze, które są efektem spalania paliw kopalnych, przede wszystkim węgla. Nauka ostrzega o tym negatywnym zjawisku od ponad 100 lat, jednak dopiero teraz możemy na własne oczy obserwować jego skutki.
Zatrzymanie wzrostu temperatury na względnie bezpiecznym poziomie jest niezmiernie trudne i jest kwestią przede wszystkim polityczną. Ziemski system klimatyczny poddany działaniu gazów cieplarnianych reaguje z opóźnieniem. Dlatego, nawet gdyby emisje spadły do zera już jutro czy nawet za kilka lat – co jest nierealne – miną dekady, zanim klimat na ten spadek zareaguje.
Na dodatek prezydentura Donalda Trumpa – który uważa ochronę środowiska i politykę klimatyczną za zbędne, a nawet szkodliwe – zwiększa ryzyko wstrzymania wysiłków na rzecz klimatu nawet w perspektywie średnioterminowej. Trump już wycofał USA z grona państw-sygnatariuszy Porozumienia Paryskiego oraz wstrzymał finansowanie globalnych inicjatyw klimatycznych.
Ostatni szczyt klimatyczny – tzw. COP – w azerskim Baku nie osiągnął wiele w kluczowej kwestii finansowania obniżki emisji gazów cieplarnianych, zanim wzrost temperatury wywoła tzw. dodatnie sprzężenia zwrotne przyspieszające ocieplenie w stopniu, który uniemożliwi skuteczne przeciwdziałanie. Trwają nerwowe przygotowania do następnego szczytu w brazylijskim Belém w listopadzie 2025.
Oskarżony w aferze Funduszu Sprawiedliwości ks. Michał Olszewski przekazał, że jego Fundacja Profeto jest zmuszona „zakończyć swoje dzieła”
Oświadczenie ks. Michała Olszewskiego, zatytułowane „Pożegnanie”, opublikowano na stronie profeto.pl w środę 5 marca 2025 roku.
„Drodzy Przyjaciele, z sercem pełnym wdzięczności, ale i smutku jesteśmy zmuszeni – z uwagi na zajęcie przez organy ścigania naszych kont bankowych, co skutkuje brakiem materialnych środków potrzebnych do dalszej działalności – po kilkunastu latach pięknej i owocnej pracy jako prawdopodobnie największa ambona Słowa Bożego w Internecie, ale i na falach eteru, zakończyć nasze dzieła, które dumnie noszą nazwę Profeto” – czytamy w komunikacie.
Fundację Profeto ks. Olszewski założył w 2014 roku. Jej zamknięcie oznacza, że przestaną działać wydawane przez nią katolickie media: radio i internetowy portal. Jak na razie wciąż działa kanał Profeto na portalu YouTube.
W oświadczeniu Olszewski „wraz z całym zespołem Profeto” dziękują odbiorcom i życzą im bożego błogosławieństwa. „Wierzymy, że jeszcze nie raz spotkamy się w różnych przestrzeniach – czy to na tym świecie, czy w wieczności jako święci, czego życzymy Wam, ale również sobie samym!”.
Prokuratura Krajowa zajęła konta Profeto w związku z aferą Funduszu Sprawiedliwości, w której ks. Michał Olszewski jest jednym z oskarżonych.
Śledczy uważają, że Olszewski w sposób nielegalny – poprzez ustawiony konkurs i w porozumieniu z ówczesnym kierownictwem ministerstwa sprawiedliwości – pozyskał dla swojej fundacji dotację z Funduszu. Początkowo miała ona wynieść 43 mln zł, ale w kolejnych latach resort Zbigniewa Ziobry podniósł ją do niemal 100 mln zł (wypłaconych zostało 66 mln).
Nieprawidłowości wokół dotacji dla Profeto opisywaliśmy jako pierwsi w OKO.press. Kontrowersje budził już sam fakt przyznania pieniędzy katolickiej fundacji. Bo konkurs miał dotyczyć pomocy ofiarom przestępstw, czym Profeto wcześniej się nie zajmowała. Mimo to dostała dotację na budowę ośrodka terapeutycznego, w którym – jak ujawniliśmy – miały znaleźć się studia nagraniowe, reżyserki i sala widowiskowa.
Podejrzewaliśmy, że celem Profeto był dalszy rozwój katolickich mediów. Z ustaleń prokuratury wynika, że budynek w pierwotnym założeniu faktycznie miał być „Medialnym Centrum Ewangelizacji”. A ks. Olszewski o jego budowie rozmawiał z przedstawicielami ministerstwa na długo przed ogłoszeniem konkursu z Funduszu Sprawiedliwości.
We współpracy z tvn24.pl w lutym 2024 roku ujawniliśmy też, w jaki sposób już po otrzymaniu dofinansowania Fundacja Profeto obracała pieniędzmi z Funduszu. W wyniku dziwnych operacji na kontach Profeto, zakonu sercanów (do którego należy ks. Olszewski) i firmy-wykonawcy budynku 3,6 mln zł z dotacji miało zostać zdefraudowanych. Prokuratura zakwalifikowała to jako pranie pieniędzy z art. 299 kodeksu karnego.
Poza tym ks. Olszewskiego (i niektórych urzędników Ministerstwa Sprawiedliwości) śledczy oskarżyli o działanie w ramach zorganizowanej grupy przestępczej, przestępstwa urzędnicze i poświadczenie nieprawdy w dokumentach celem przywłaszczenia mienia „znacznej wartości”. Księdzu grozi do 25 lat więzienia.
Według komitetu wyborczego Trzaskowskiego podpisów jest dokładnie 1 100 043. „Dzieje się historia” – mówił kandydat pod siedzibą PKW
W czwartek 6 marca 2025 kandydat Koalicji Obywatelskiej przyniósł do siedziby Państwowej Komisji Wyborczej kartony z podpisami koniecznymi do potwierdzenia startu w wyborach prezydenckich. Kandydaci zawsze zbierają więcej podpisów niż wymagane prawem wyborczym 100 tysięcy. To zabezpieczenie na wypadek odrzucenia części podpisów przez PKW, np. z powodu błędnie wpisanych danych.
Jednak Trzaskowski dostarczył aż dziesięć razy więcej podpisów, niż wymaga od niego prawo.
„Potrzebujemy [w Polsce] władzy, która jest odpowiedzialna. Na te trudne czasy potrzebujemy władzy, która jest doświadczona i potrzebujemy prezydenta, który jest odpowiedzialny oraz doświadczony, bo sytuacja zmienia się z dnia na dzień. A w sprawach bezpieczeństwa powinniśmy być razem. To jest bardzo ważne, żeby wszyscy usłyszeli sygnał płynący z Polski, przede wszystkim nasi przyjaciele, ale również nasi wrogowie” – powiedział Trzaskowski.
Pierwsza tura wyborów prezydenckich odbędzie się 18 maja 2025.
Do 24 marca 2025 kandydaci muszą złożyć zawiadomienie do PKW o utworzeniu komitetu wyborczego poparte podpisami co najmniej 1000 osób.
Po rejestracji komitetu kandydaci mają czas do 4 kwietnia na zebranie pozostałych 99 000 podpisów (razem 100 000 podpisów).
Jako pierwszy podpisy złożył Sławomir Mentzen. Kandydat Konfederacji chwalił się, że jest ich ponad 250 tysięcy.
Pięć lat temu Trzaskowski zebrał 1,6 mln podpisów. Zaś Andrzej Duda ponad 2 mln podpisów. Komitet Karola Nawrockiego, kandydata PiS, informował dziennikarzy, że też już zebrał podpisy. Jednak jeszcze ich nie złożył.
Na początku marca 2025 Trzaskowski prowadzi w sondażach wyborczych. Jego średnia sondażowa według portalu ewybory to 33,8 proc. Następny jest Karol Nawrocki – średnio 22,7 proc. I Sławomir Mentzen 17,2 proc.